Aleksandrą Czupkiewicz: Od lat, z powodzeniem, projektujesz domy jednorodzinne. To trudny temat wymagający bliskiego kontaktu z klientem. Jakie kompetencje są według Ciebie istotne w budowaniu z nim relacji?
Kuba Woźniczka: Myślę, że przede wszystkim dwie – cierpliwość oraz umiejętność wsłuchania się, zrozumienia nie tylko wymagań klienta, lecz także złożonego kontekstu sytuacyjnego. Pierwszej cechy absolutnie nie posiadam, drugiej wciąż się uczę. Przypuszczam, że nie jest to powszechne, ale po prostu mam szczęście do wspaniałych klientów – począwszy od pierwszego Domu MM w warszawskiej Choszczówce. Poza tym istotna jest umiejętność przekonywania. Nie „dar przekonywania”, a umiejętne sprzedanie własnych przemyśleń. Jeśli dany projekt jest wystarczająco mocno przepracowany, to w dyskusji operuje się racjonalnymi argumentami, które wynikają z solidnego przeanalizowania problemu, czasem na setki sposobów. I to ludzi przekonuje.
AC: Dom w Lesznowoli z zewnątrz przypomina mi dom René Heyvaerta z 1958 roku zaprojektowany przez artystę dla swojego brata, choć technologia budowania jest tu zapewne różna. Jan De Vylder, w wydanym przez swoją katedrę na ETH w Zurychu drugim zbiorze zinów Carrousel Confessions Confusion, pisze o domu projektu Heyvaerta tak: Zaletą tego, że nigdy nie wszedłem do domu przez te wszystkie lata, było to, że mogłem go sobie wyobrazić, opierając się wyłącznie na dokumentacji dostarczonej do tej pory. Ta wyobraźnia stała się rodzajem studium. Studium, które z roku na rok prowadziło do lepszego zrozumienia, pozostawiając jednocześnie wiele otwartych kwestii. Domy projektu jakich architektów warto według Ciebie studiować?
KW: Od razu na myśli przychodzi mi Juliaan Lampens, także Belg i niemal rówieśnik Heyvaerta. Wracam do jego projektów co jakiś czas. Rzuty domów, np. Vandenhaute-Kiebooms, są przepiękne. Odbieram je jako grafikę! Mógłbym je sobie powiesić w ramce na ścianie. Jednocześnie te przestrzenie bardzo dobrze działają, nie jest to sztuka dla sztuki. Pozostając w Belgii, interesujące są też działania tamtejszych współczesnych pracowni, jak BLAF Architecten, Dierendonckblancke, De Vylder Vinck Taillieu (od 2009 roku Jo Taillieu działa już poza duetem). Ciekawe domy z poetyckim podejściem, a przy tym z niebanalnymi układami przestrzennymi można zobaczyć w portfolio Portugalczyka Nuno M. Sousy. Podobnie odbieram projekty Chilijczyków Smiljana Radica oraz Juana Agustína Sozy. Jedną z piękniejszych realizacji, na jakie trafiłem w ostatnich latach, jest mikroosada w szwajcarskim Horgen (Wohnsiedlung Kuppe) projektu biura Esch Sintzel. To zespół pięciu dwukondygnacyjnych domów z kilkoma mieszkaniami w każdym. Ta pracownia ma też kilka innych świetnych mieszkaniówek na koncie. Lista ciekawych biur szwajcarskich byłaby oczywiście bardzo długa. Jeśli chodzi o domy, to warto sięgnąć po projekty klasyków – Luigiego Snozziego, Petera Märkliego, Giona A. Caminady czy Zumthora. Coraz bardziej lubię amerykańskie domy drewniane – takie zwykłe z werandami od frontu, wiejskie lub podmiejskie, nieznanych mi architektów. Być może są to nawet projekty katalogowe. O takim m.in. budownictwie drewnianym traktowała świetna wystawa w pawilonie amerykańskim na 17. biennale architektury w Wenecji.
AC: Właśnie, w projektach stosujesz technologię CLT – korzystasz z elementów konstrukcyjnych z drewna klejonego warstwowo i krzyżowo. Jak przekonać inwestorów do tego rozwiązania – bardziej zrównoważonego niż standardowo stosowane w Polsce beton czy stal? Czy projekty w małej skali sprzyjają lokalnemu budowaniu?
KW: Ze względu na wyższy koszt tej technologii przekonywanie do CLT nie jest łatwe. W moim przypadku znowu miałem szczęście! Pierwsi moi klienci zainteresowani domami drewnianymi w swoich briefach od razu wpisywali CLT. Pomijając kwestie ekologiczne, ta technologia ma istotne dla inwestora zalety, takie jak szybkość budowania (konstrukcja domu powstaje w kilka dni) czy brak konieczności tynkowania obiektu wewnątrz. Poza tym czasami okazuje się, że w ostatecznym rozrachunku – porównując koszty całości inwestycji z uwzględnieniem składowych niezależnych od rodzaju konstrukcji, takich jak wykończenie zewnętrzne, instalacje itd. – sameściany z CLT zwiększają ten koszt stosunkowo nieznacznie. Z kolei budowanie lokalne jest jedną z tych pięknych idei, które obracają się w pył po zderzeniu z rzeczywistością. Pewna moja inwestorka po kilku bezskutecznych próbach znalezienia solidnego wykonawcy balustrad w Kotlinie Kłodzkiej poddała się i ostatecznie zatrudniła firmę z Krakowa. Niestety, poziom rzemiosła jest bardzo niski, zwłaszcza na prowincji, co skutkuje przykrymi sytuacjami oraz prowadzi do konstatacji, iż o budowaniu lokalnym lepiej zapomnieć lub co najmniej podchodzić do niego z dużą rezerwą.
Kuba Woźniczka, architekt, założyciel pracowni Kameleonlab., w latach 2007-2015 współprowadzonej z Rafałem Specylakiem, wyróżnionej w 2015 roku przez magazyn „Wallpaper” jako jedna z 20 wschodzących gwiazd. Autor projektów pokazywanych na wystawach: Emerging Identities Berlin (2005), Łódź Design Festival (2007), DoFA (2011, 2013), Słynne wille Polski (2013), V4 Houses – Budapeszt (2009, 2013)