Renato Rizzi

i

Autor: Marcin Czechowicz Renato Rizzi

Rozmowa z Renato Rizzim, autorem Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku

2014-10-21 16:26

Obecnie miasta budowane są w sposób, który prowadzi do ich rozkładu. Brak jest świadomości wnętrza, a właśnie tam tkwią wartości – o architekturze i metafizyce oraz powodach, dla których podczas 40-letniej praktyki zrealizował jedynie trzy obiekty z Renato Rizzim rozmawia Maja Mozga-Górecka

W teatrze w Gdańsku czułam się jak w murach średniowiecznego miasta. Budynek ma jednak współczesne wnętrze i nowatorski otwierany dach nad sceną. Relacja przeszłości z teraźniejszością jest tam skomplikowana. Co to dla Pana znaczy być architektem współczesnym?

Współczesny to niekoniecznie tożsamy ze swoimi czasami. Współczesny to taki, który jest osadzony w swoim czasie, ale jednocześnie ma wgląd na całą historię, wszystko co się wydarzyło, a także na to, co ma dopiero nastąpić. W architekturze nie dokonuje się postęp, jak w nauce. Podstawą architektury jest kultura humanizmu. Ten projekt jest bardzo krytyczny wobec dzisiejszego, ogólnie panującego pojęcia współczesności. Włosi, Polacy, Amerykanie, wszyscy są zdominowani przez jeden paradygmat kulturowy – naukowo-techniczny, który zakłada, że rzeczy są odrębne, brakuje między nimi powiązania. To poważny problem. Dziś architektura zwraca uwagę wyłącznie na zewnętrzy aspekt budowli. Wyjaśnię to tak: słowo persona pochodzi od greckiego presopon i oznacza maskę – maskę aktora. Wszyscy jesteśmy personami, nasze ciało jest maską dla naszego niewidocznego wnętrza. Co jest więc bardziej wartościowe, nasz niewidzialny wewnętrzny świat, czy ten zewnętrzy, widoczny dla wszystkich? Oczywiście to pierwsze, choć oba są wzajemnie powiązane i ważne. Tak samo jest w przypadku architektury.

Jest Pan znany z bezkompromisowości.

Mam 63 lata, od 40 pracuję jako architekt. Zrobiłem wiele projektów, udało mi się zbudować trzy wielkie dzieła. Nie zrealizowałem ich 100, ponieważ wielokrotnie odmówiłem wprowadzenia zmian do mojego projektu. Architektura wymaga od projektanta wielkiego poświęcenia.

Jakim doświadczeniem było budowanie w Polsce?

Bardzo interesującym. Ale zarazem stanowiło wielką walkę. Z ludźmi, pieniędzmi. Jednak jej celem nie było niszczenie, a budowanie. To bardzo ważne. Wielu chciało zmienić ten projekt, uprościć go, odcisnąć na nim swoje piętno. I w takim przypadku należy stanąć do walki. Jeśli ktoś nie walczy, jest architektem architektem-przyjacielem, ale traci z oczu swój cel. Można tak zarobić więcej pieniędzy, ale nie da się wtedy zrealizować prawdziwego projektu.

Teatr w Gdańsku, Pałac Sportu w Trento, projekty Muzeum Holocaustu w Ferrarze i Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie – wszędzie tam znajdziemy wysokie, ślepe ściany albo fosy, które zdają się chronić wnętrza budynków przed światem. Są nawet w projekcie Centrum Jana Pawła II, choć ma ono w nazwie „Nie lękajcie się!”. Dlaczego ten gest zamykania, ukrywania czy chronienia jest dla Pana tak ważny?

Jest to rodzaj obrony. Architektura musi bronić się przed samą sobą. Nikt z nas nie chce obudzić się rano, spojrzeć w lustro i zobaczyć w nim, że ma wielki nos, rękę długą na 10 metrów czy serce poza klatką piersiową. Obecnie miasta budowane są w sposób, który prowadzi do ich rozkładu. Brak jest świadomości wnętrza, a właśnie tam tkwią wartości. Nie wymiary, które można obliczyć, a wartości, które można ocenić. I to jest właśnie rzecz najtrudniejsza. Architektura musi bronić się przed destrukcją, która następuje we współczesnych miastach. Liczy się w nich jedynie wygląd, forma.

Mam wrażenie, że architektura jest dla Pana przedsięwzięciem metafizycznym?

Architektura powinna zawsze być doświadczeniem metafizycznym. Jacques Derrida, z którym miałem okazję pracować przez kilka lat w czasie pobytu w Nowym Jorku, mawiał, iż architektura jest ostatnim bastionem metafizyki.

W Muzeum Depero w Rovereto zastosował Pan dokładnie ten sam rodzaj pochwytów co w Gdańsku, bardzo charakterystyczny. To autorski podpis?

Tak, zdecydowanie. Poza tym rola pochwytu jest bardzo ważna i złożona, gdyż zapełnia on pustą przestrzeń na ścianie nośnej. Betonowe ściany same w sobie zawierają już matryce tych pochwytów. Jest to niejako ukazanie historii, która ciągnie się od zewnętrza budynku, przenikając do jego środka. Użyłem tego motywu jedynie w tych ostatnich dwóch projektach. Chciałbym dodać, że budynek w Gdańsku ma swoją niepowtarzalną cechę, której nie znajdziemy w żadnej innej budowli na świecie – wielkie oko zwrócone ku niebu, czyli dach z otwieranymi skrzydłami. To metafora modlitwy. Poświęconej pamięci wszystkich osób, które cierpiały w Polsce w toku jej trudnej historii.

Jest Pan osobą religijną? A jeśli tak, czy to odzwierciedla się w projektach?

Nie jestem osobą religijną w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Ale staram się być religijny jeśli chodzi o sztukę. Wielka sztuka jest zawsze religijna, gdyż słowo religio oznacza łączyć ze sobą różne rzeczy. Religijnym zatem jest ten, który zawiera w swoich dziełach różne relacje, połączenia, odniesienia do historii, wartości, symboli. Chciałbym być prawdziwie pobożnym w sztuce.

TŁUMACZENIE: JAKUB ROMANIUK

Renato Rizzi, architekt, profesor Università IUAV w Wenecji; współpracował z Peterem Eisenmanem przy projekcie parku de la Villette w Paryżu. Autor Pałacu Sportu w Trento, 2002; renowacji Muzeum Depero w Rovereto, 2008; Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku, 2014. Wydał m.in. prace poświęcone twórczości Eisenmana i Johna Hejduka, a także L’inscalfibile, Parma Inattesa oraz trylogię: Il Daimon di Architettura, 1-Theoria, 2-Manuale, 3-Parva Mundi