Przemo Łukasik

i

Autor: Archiwum Architektury Fot. Daniel Chrobak i Jan Lutyk, dzięki uprzejmości medusagroup

Zawód Architekt: Przemo Łukasik

2015-08-20 15:59

Architekt przypomina gracza środkowego pola, który rozgrywa piłkę przejętą od obrońcy, inicjuje akcję, ale sam nie strzela gola - rozmowa z Przemo Łukasikiem.

Razem z Łukaszem Zagałą pracowaliście za granicą, u Odile Decq, w P.P. Pabel Architekten, a Ty również u Jeana Nouvela. Paryż, Berlin i w zasięgu kariera w znanych pracowniach, a jednak wróciliście na Górny Śląsk.

To była przemyślana decyzja. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będziemy od razu budować wielkich obiektów, że budżety będą skromniejsze. Po spotkaniach z Gregiem Lynnem byliśmy zafascynowani architekturą parametryczną. Wiedzieliśmy, że na Śląsku wrócimy do pustaka i to nienajlepszej jakości. Chcieliśmy jednak pracować nad własnymi projektami.

Czerpanie ze śląskiej tożsamości i architektury poprzemysłowej stało się Waszym znakiem rozpoznawczym. Twój dom to już ikona, ale wydaje się także manifestem estetycznym, podobnie jak pracownia – zrewitalizowana fabryka w centrum Bytomia. Wszystko to buduje spójną strategię wizerunkową.

U podstaw wyboru byłej lampiarni KWK Orzeł Biały na miejsce do życia nie było manifestu, a raczej, wynikająca z charakterów żony i mojego potrzeba zamieszkania w nietypowym, dostępnym cenowo, obiekcie. Myślę, że pewna estetyka, brak strachu przed odkrytymi instalacjami czy blachą ondulowaną, tkwi w naszej podświadomości. Projektujemy jednak dużo poza Śląskiem. Widzę różnice pomiędzy projektami architektów z różnych regionów i zdaję sobie sprawę z odmiennych wymagań rynku – rozwiązania możliwe tutaj bywają odrzucane gdzie indziej, ponieważ wydają się zbyt brutalne. W przypadku biurowca Infinite Dreams można było zrobić sufity podwieszane, ukryć instalacje, nie byłaby to jednak szczera opowieść, na której zależało nam wspólnie z inwestorem. Zaakceptował on bowiem projekt świadomie – zobaczył nasze realizacje i pracownię, które pokazują nasz sposób projektowania. Ważne, żeby architekt nie przeprowadzał eksperymentu na kliencie i nie urządzał na niego zasadzki.

Jesteście znani głównie z niewielkich, autorskich realizacji, projektujecie jednak również dla korporacji. Jakie są różnice? Na jakie zlecenia się decydujecie?

Inwestor niewielkiego obiektu wkłada w projekt duszę, jest w stanie przyjmować zmiany. Praca dla korporacji, z ustaloną hierarchią i zafiksowanymi budżetami, jest przedsięwzięciem bardziej skomplikowanym. Towarzyszy jej wiele czynników, które potrafią czasem zmienić realizację w karykaturę założeń projektowych, więc praca wiąże się z dużym ryzykiem. Należy na bieżąco weryfikować założenia projektowe i tabele kosztowe, a rezultat jest trudniejszy do przewidzenia. Nie jest tajemnicą, że biura o podobnej liczebności jak nasze, funkcjonują w oparciu o projekty dużych obiektów trwające kilkanaście miesięcy. Dobrze więc łapać trochę świeżego powietrza pomiędzy nimi i pracować nad mniejszymi zleceniami, także z pogranicza architektury i sztuk wizualnych.

Wiele mówi się dziś o interdyscyplinarności zawodu i zaangażowaniu w działalność społeczną. Jak to działa w medusie? Jaka jest rola architekta?

Architektura jest dla nas najważniejsza, ale zajmujemy się również grafiką, scenografią, działalnością społeczną i edukacyjną. Architekt funkcjonuje obecnie w zupełnie inny sposób od tego, którego uczono nas na studiach – nie wystarczy, że narysuje się dobry projekt i wygra konkurs. Niejednokrotnie trzeba samodzielnie szukać zleceń i sposobów finansowania inwestycji. Przykładem jest nasz projekt przy kościele św. Jacka w Bytomiu – po rocznej pracy udało się otrzymać wsparcie z Unii Europejskiej i rozpocząć budowę. Dla mnie zaangażowanie w działania w mieście oznacza pracę i dyskusję, nie manifestację. Jeśli chcę coś zrobić w Bytomiu, najpierw staram się dać własną propozycję. Tak było w przypadku wieży ciśnień. Pytano mnie nawet, dlaczego projektuję za darmo. Uważam, że jeżeli właściciel nie posiada funduszy, a mnie zależy na zachowaniu obiektu, sam muszę wyjść z inicjatywą. Rolę architekta można określić nomenklaturą piłkarską – przypomina on rozgrywającego, który nie strzela gola, przejmuje natomiast piłkę od obrońcy, rozgrywa ją w środku, poprzez rozmowy z politykami, kontakt z instytucjami, inwestorami i dopiero z tej współpracy coś zaczyna wychodzić.

W medusie pracuje ponad 30 osób. Planujecie powiększać pracownię? Czy wyobrażasz sobie zagraniczne realizacje i oddział biura w innym państwie?

Zaczynaliśmy z Łukaszem we dwóch w jednopokojowej pracowni. W tym momencie zajmujemy całe piętro własnego budynku. Stało się to naturalnie, w nie do końca planowany przez nas sposób, co nie znaczy, że nie reagujemy świadomie na nowe sytuacje – za każdym razem musimy w porę podejmować decyzje o dalszym rozwoju pracowni. Wyobraźnia podpowiada, że moglibyśmy myśleć o zagranicy, chociaż zdajemy sobie sprawę z trudności związanych ze zmianą sposobu funkcjonowania biura. Z drugiej strony mamy świadomość kurczenia się polskiego rynku i staramy się szukać zleceń za granicą. Ostatnio zrealizowaliśmy salon Fiandre w Castellarano we Włoszech. Nie narzucamy sobie jednak barier, raczej analizujemy wspólnie z Łukaszem potencjalne możliwości.

Rozmawiała Hanna Szukalska

Przemo Łukasik - architekt (dyplom WA PŚl, 1997), wspólnie z Łukaszem Zagałą prowadzi w Bytomiu pracownię medusagroup. Wykładał na École Spéciale d’Architecture w Paryżu. Autor Bolko Loftu, współautor m.in. rewitalizacji spichlerza w Gliwicach, modernizacji wnętrz Jazzclubu w Chorzowie, budynków biurowych Rödl & Partner i Infinite Dreams w Gliwicach, biurowca Green Horizon w Łodzi i aranżacji wystawy Za-mieszkanie w Krakowie