Artur Toboła

i

Autor: fot. Maciej Lulko Artur Toboła

Artur Toboła

2021-05-25 14:30

Kiedy projektowaliśmy CAL, myśleliśmy o miejscu łatwo dostępnym, przestrzeni oddanej do dyspozycji mieszkańców, do której każdy może wejść. O projekcie Domu Kultury Krzemień, a także innych realizacjach pracowni Grid architekci z Arturem Tobołą rozmawia Maja Mozga-Górecka.

DK Krzemień na etapie konkursu miał być centrum aktywności lokalnej. Dziś to dom kultury z salą na 200 osób i licznymi pracowniami. Czym było spowodowane rozszerzenie programu?

Tematem konkursu było centrum aktywności lokalnej, a więc przestrzeń mało zinstytucjonalizowana. Zmiana organizacji nastąpiła wówczas, gdy obiekt był już skończony. Miasto ogłosiło konkurs na zarządcę CAL-u, jednak żaden partner nie został wybrany. Wówczas samorząd przejął zarząd nad obiektem, wybrał dyrektora i zatrudnił pracowników. I tak CAL, który pierwotnie nie miał kadry, przeistoczył się w znacząco, w porównaniu z CAL-em, doinwestowany dom kultury. Kiedy projektowaliśmy CAL, myśleliśmy o miejscu łatwo dostępnym, przestrzeni oddanej do dyspozycji mieszkańców, do której każdy może wejść. Chcieliśmy zaprojektować scenografię dla ludzkich pomysłów. Stąd też trochę surowa estetyka odporna na zniszczenia. Ale już podczas projektowania zwiększono budżet i pojawiła się nawet presja na powiększenie głównej sali, by CAL mógł prowadzić działalność komercyjną. Proponowane przez nas prosty układ trybun i drewniane podesty do siedzenia finalnie zastąpiono amfiteatrem ze składanymi fotelami i profesjonalnym sprzętem nagłaśniającym, który może być obsłużony tylko przez fachowca-akustyka. Zmieniła się więc niestety wizja tej instytucji. Mówię „niestety”, bo miałem w życiu epizod skandynawski, w którym „klucze” do podobnie funkcjonującej przestrzeni były na wyciągnięcie ręki. Mogłem tam pójść o dowolnej porze i nikt o nic mnie nie pytał. Jedynym nadzorcą było własne sumienie i dyskretny monitoring kamer przemysłowych. Takimi kategoriami myślę. Zresztą niewykluczone, że Krzemień będzie otwartym domem kultury. Przekonamy się o tym po pandemii.

Przebudowa dworca autobusowego w Piekarach Śląskich dostała nagrodę jako najlepsza przestrzeń publiczna województwa śląskiego. Chwalono m.in. odważną i wyrazistą formę, dobrze rozwiązaną funkcję. Ale przecież dworzec to też poczekalnia.

Czy Pana zdaniem jurorzy usiedli na zimnych betonowych ławkach? Nie wiem, czy usiedli, ale na pewno byli na miejscu przed przyznaniem nagród, o czym poinformowali przy okazji ich rozdania. Ławki betonowe były elementem uzgodnień z miastem. Podobnie jak w projekcie w Szczecinie, decydowały względy użytkowe. Z punktu widzenia miasta ławki miały być wandaloodporne. Potem zmienił się prezydent i finalnie ławki te otrzymały drewniane siedziska. Poza tym jest tam też poczekalnia wewnętrzna. Wciąż dyskusyjny jest natomiast moim zdaniem sposób, w jaki ta przestrzeń została skomercjalizowana. Odbyło się to bez zastanowienia. Z trzech lokali komercyjnych jedyny połączony z poczekalnią i w zamyśle przeznaczony na kawiarnię zagospodarowano jako bar z gyrosami. Cała poczekalnia, kiedy ją ostatnio odwiedziłem, funkcjonowała jako zaplecze baru.

W ramach rewitalizacji al. Wojska Polskiego w Szczecinie przygotowali Państwo projekt obejmujący jedno z podwórek. Jakie problemy miał rozwiązać?

To był element ogólnopolskiego programu Modelowej Rewitalizacji Miast. Opracowywaliśmy koncepcję rewitalizacji jednego z sześciu uwzględnionych w programie podwórek. Koncepcja to początek, pierwszy element prac projektowych, a każde podwórze to złożony, wielowątkowy temat, który dotyczy mieszkańców co najmniej kilku kamienic. Staraliśmy się przyjąć rozwiązania, które tę złożoność uszanują. W czasie projektowania odbyliśmy kilka spotkań z mieszkańcami, by poznać ich opinie i bolączki. Jak to bywa, wyrażane oczekiwania były bardzo różne, ale wśród dominujących problemów wskazywano: błoto, brak zieleni, zły dojazd dla śmieciarki czy brak ławki, na której można przysiąść. Mieszkańcy bardzo cenią sobie zieleń, w szczególności drzewa. Na podwórzu znaleźliśmy wiele przykładów oddolnej działalności ogrodniczej. Tworząc koncepcję, staraliśmy się też myśleć o kosztach, dlatego stosowaliśmy proste rozwiązania materiałowe, liczne nawierzchnie przepuszczalne oraz systemy mikroretencji, zmniejszające zapotrzebowanie na kosztowne instalacje podziemne. Przed każdym nowym tematem przyglądamy się przykładom realizacji w danym obszarze. W przypadku podwórka inspiracji szukaliśmy m.in. w pobliskim Berlinie, gdzie podejście do wnętrz podwórzowych jest bardzo pragmatyczne. Podwórza w kwartałach XIX-wiecznych kamienic są tam z reguły małe i starannie, choć niekoniecznie bogato zagospodarowane. Nierzadko można spotkać tam proste i bardzo tanie realizacje. Najistotniejsze jednak w przypadku projektu podwórzy było dla nas stopniowanie prywatności. W Polsce są to z reguły zerojedynkowe kategorie. Tymczasem podział na prywatne i publiczne można różnicować. Chcieliśmy poza tym pokazać, co tracimy, gdy grodzimy każdą przestrzeń płotami.

Biogram
Artur Toboła

Autor: fot. Maciej Lulko

Artur Toboła, architekt, od 2004 roku wspólnie z Agnieszką Zając prowadzi wrocławską pracownię Grid Architekci. Najważniejsze realizacje: DK Krzemień (Szczecin, 2020), współautor budynku wielorodzinnego (Leszno, 2018), przebudowa dworca autobusowego (Piekary Śląskie, 2016), współautor siedziby firmy Ensinger (Leszno, 2012), domy jednorodzinne i letnie (m.in. Wrocław, 2012)