Dziedzictwo Adolfa Radinga
Imponujący tom o Adolfie Radingu jest kolejnym krokiem w wypełnianiu obrazu naszej wiedzy o nowoczesnym Wrocławiu, o spuściźnie po gronie wybitnych niemieckich architektów. Wystawa WuWAg płynie do Ameryki. Adolf Rading we Wrocławiu trwała od listopada 2018 roku do marca roku 2019. Merytoryczny patronat Muzeum Architektury zagwarantował najwyższej jakości opiekę nad przypominanym dziełem Radinga, a do pracy nad samą publikacją przystąpił zespół wybitnych historyków architektury, przekazując w efekcie czytelnikowi pełny i umieszczony na szerokim tle obraz twórczości architekta. Beate Störtkuhl skupiła się na jego wczesnej twórczości, o zagadnieniach urbanistycznych Wrocławia widzianych oczami projektanta napisał Jerzy Ilkosz, zaś Vladimir Šlapeta przekazał dwa teksty – o Radingu jako dydaktyku i willi doktora Rabego, Regina Göckede przywołała emigracyjny etap życia architekta, zaś Grażyna Hryncewicz-Lamber i Jadwiga Urbanik problemy konserwatorskie dotyczące kilku jego zachowanych obiektów. Tom zamyka katalog wszystkich wrocławskich realizacji Radinga, zrealizowanych gdy tam przebywał i intensywnie pracował, czyli w latach 1919-1933. Znamienną część książki zajmują przedruki tekstów architekta: artykułów poświęconych najczęściej urbanistyce i zagadnieniom typologii zabudowy mieszkalnej. Rading, podobnie jak Bruno Taut, zmierzał do optymalnego rozwiązania tego problemu, proponując własną kameralną wersję wielomieszkaniowych jednostek z wewnętrznymi ogródkami. Mimo zaangażowania w społeczne, wspólnotowe budownictwo, projektant podejmował też indywidualne zamówienia. We Wrocławiu zachowało się kilka takich realizacji, w tym jego dom własny przy ul. Sochaczewskiej. Wprawdzie brak mu rozmachu doskonałych w formie „białych willi”, które były obiektem pożądania inwestorów tamtych lat, niemniej zawiera w sobie kwintesencję złagodzonych idei Le Corbusiera w kontekście miejskiej struktury. Spośród wrocławskich realizacji najwięcej emocji budzą jednak losy gmachu loży Odd Fellows, którego rozliczne metamorfozy, zmiany detalu, a nawet kolejnych nazw, tkwią głęboko w historii całego miasta. Zawodową praktykę Radinga w Niemczech ograniczyły lata narastającej trudnej sytuacji politycznej. Etapy emigracji architekta i jego żony, żydowskiego pochodzenia, wyznacza kilka przystanków: południe Francji, gdzie dał się poznać jako zaangażowany poeta; jego tom wierszy Wpiekłowstąpienie. Symfonia kosmologiczna jest wyrazem niezgody na aurę wokół niemieckich artystów. Potem Hajfa i ostatecznie Londyn. Dla architektów brytyjskich, skupionych wokół RIBA, był to zaszczyt i nadzieja na powiew kontynentalnej myśli architektonicznej. Jednak sam Rading na tym etapie życia był już poza swymi najlepszymi możliwościami twórczymi. Graficzne wnętrze książki to fotografie-cytaty z wystawy, której książka towarzyszyła. Jednoznaczny ukłon w stronę grupy De Stijl, ku neoplastycyzmowi Pieta Mondriana i kwadratom w jego ulubionych wysyconych barwach. Modernistyczny Wrocław ma szczęście do dobrych architektów, ale przywoływany z takim pietyzmem upomina się w każdym wydanym kolejnym tomie o konserwatorką pieczę, o szacunek dla obiektów i zachowanie ich w pierwotnej formie. Hanna Faryna-Paszkiewicz
Szklane sufity architektek
Książka Gdzie są architektki? wpisuje się doskonale w obecną gorącą dyskusję o sytuacji kobiet w zawodzie uznawanym tradycyjnie za „męski”. To kolejna na naszym rynku wydawniczym pozycja podejmująca ten temat, po Architektkach – zbiorze esejów poświęconych sześciu wyjątkowym polskim projektantkom („A-m” 3/2017) i będących kontynuacją serii Pionierkach oraz komiksie o Eileen Gray.
Od niewielkiego objętościowo tomu trudno się oderwać. Narracja oscyluje między twardą badawczą robotą a krytycznymi przemyśleniami. Nie ma tu ideologicznego zacięcia czy agresji wobec mężczyzn zawłaszczających sobie świat architektury, za to odczuwalna jest duża doza zniecierpliwienia. Świetny przegląd literatury z ostatnich ponad stu lat potwierdza jak, wraz z kolejnymi falami feminizmu, dyskryminacja płciowa w naszej profesji zmienia swoje oblicze, ale nie odpływa na stałe. Chociaż oburzają słowa Karla Shefflera z początku minionego wieku, że twórcza produkcja i ludzka reprodukcja nie idą ze sobą w parze, do dziś trudno wyjaśnić, dlaczego mężczyznom-architektom posiadanie dzieci mniej ogranicza możliwości zawodowe. Stratigakos przytacza praktycznie nieznane i zaskakujące przykłady zwycięstw kobiet w prestiżowych konkursach architektonicznych na początku XX wieku – jedynej wówczas drodze do pozyskania zleceń, gdy anonimowość prac pozwalała na uczciwe współzawodnictwo. Przywołuje również wiele kulturowych i popkulturowych przykładów utrwalania stereotypów. Przyzwyczailiśmy się do lekarek i prawniczek w filmach i serialach. „Legalna blondynka” nie dziwi, ale „Blondynka dobrze zbudowana” wśród worków cementu byłaby jeszcze zbyt egzotycznym zjawiskiem. Stąd ważna rola nagłaśniania problemu w mediach społecznościowych, w ramach organizacji branżowych i… uzupełnianie haseł w Wikipedii. Według autorki przede wszystkim niezbędne jest wsparcie ze strony bardziej doświadczonych architektek, które z sukcesem roztrzaskały szklany sufit i stanowią model do naśladowania. Model, który przeciwstawiłby się dominującej „heteroseksualnej, agresywnej samczości” samotnego twórcy, nieprzyznającego nigdy, że projektowanie to praca zespołowa. Chociaż powszechny wzorzec architektki odnoszącej sukcesy kojarzy się z charyzmą Zahy Hadid, jest on różny dla różnych pokoleń. Pokazują to reakcje na Barbie-architektkę, w której stworzenie zaangażowana była autorka książki. Kask, krótka sukienka i dominujący róż zwykle traktowane są przez starsze pokolenie jako parodia, lecz przez młodsze jako pozytywny wyraz tzw. femmenizmu, poszukującego siły poprzez granie kobiecością w kontekstach, w których jest ona tępiona. Co ciekawe, problem braku autorytetu na budowie jest w książce stosunkowo rzadko wspominany, być może z uwagi na współczesny sposób organizacji procesu budowlanego, w którym relacje między projektantem (projektantką) a wykonawcą (wykonawczynią) przybierają ściśle określony, profesjonalny charakter. Przytoczone amerykańskie i brytyjskie statystyki dotyczące edukacji mają niewielkie przełożenie na polskie proporcje – u nas stosunkowo więcej kobiet i uczy, i studiuje na wydziałach architektury. Po studiach są jednak równie często spychane w kierunku „kobiecych” tematów, takich, jak projektowanie wnętrz czy ogrodów. Odpowiada to utrwalanemu od lat stereotypowi, że nikt lepiej niż kobieta nie wie, jak zaprojektować kuchnię lub schowek na miotły. Kobieca praktyczność ma jednak jeszcze jedno oblicze: jeśli faktycznie feminizm kończy się w momencie, gdy trzeba wnieść lodówkę na czwarte piętro, architektka po prostu zaprojektuje windę. Monika Arczyńska