Andare a zonzo to w języku włoskim przejść się. Pójść gdzieś bez powodu. Po prostu iść. Żyjąc w dzisiejszym świecie, który właściwie nie wymaga od nas chodzenia, odkrywamy nagle tę pierwotną potrzebę i po prostu idziemy się przejść. Bo akt przejścia przez przestrzeń, to jeden z pierwszych podstawowych sposobów odkrywania świata. To początek poznawania go, definiowania i przekształcania. Książka Walkscapes o tym opowiada. Przedstawia genezę urządzania świata przez człowieka, wychodząc od kultury nomadów, by potem przeciwstawić ją kulturze osadniczej. Definiuje przestrzeń koczowników jako tymczasową, płynną, znikającą wraz z podróżą i przestrzeń osadniczą – trwałą i gęstą, której podstawowym budulcem jest mur. Autor znajduje wspólne wątki w dziełach nomadów, sytuacjonistów i współczesnych artystów land artu. Przywołuje anti-walk Deborda – spacery po Paryżu poza wyznaczonymi trasami w celu odkrycia „podświadomości miasta”. Careri rzuca nowe światło na współczesną przestrzeń, rozproszoną i trudną do zidentyfikowania, w której cechy osiadłego trybu życia zanikają. Wysnuwa teorię miasta-archipelagu pogrążonego w morzu miejskiej pustki. Forma ta odzwierciedla kształt współczesnego miasta, jak również postać obecną w świadomości ludzi w nim żyjących. Fascynująca opowieść, lekko dryfująca pomiędzy wyspami wiedzy o przestrzeni. Pięknie wydana w cyklu Land&Scape wydawnictwa GG.
Na półce w naszej kuchni stoi puszka zakupiona w Bretanii za ciężkie pieniądze, w czasach kiedy Europa Zachodnia zaczęła otwierać swoje bramy na Wschód. Puszkę zdobi reprodukcja Tkaniny z Bayeux. Jest ona, jak pisze Jan Białostocki, przykładem dokumentu, ciągłej opowieści kontynuacyjnej nawiązującej do antycznych wzorów i wykazującej wielki talent obserwacyjny autora. Jej reprodukcja zdobi również okładkę pierwszego tomu Sztuki cenniejszej niż złoto. Być może dlatego puszka z ciastkami zwróciła naszą uwagę. Przywołana książka to powszechnie znana lektura obowiązkowa dla każdego, kto choć przez chwilę interesował się sztuką. Dla mnie ma ona szczególne znaczenie. Dzięki niej w mej świadomości dokonał się przełom. Będąc dzieckiem edukacji dzielącej świat na przedmioty szkolne po raz pierwszy odkryłam sieć wiążącą je w całość. Doznałam olśnienia i fascynacji spójnością rozwoju cywilizacyjnego, wydarzeń historycznych i ich wyrazu w postaci dzieł sztuki. To wyjątkowa podróż w czasie i przestrzeni, gdzie architektura znajduje należne jej miejsce. Fascynująca wyprawa, której przewodnik znakomicie zna trasę, pięknie opowiada i jest świadom wielu meandrów – w książce nieobjawionych, ale obecnych między wierszami. Wspaniała lektura, wspaniały autor, który ogromną wiedzę potrafił przekazać w sposób dostępny dla młodego człowieka i fascynujący dla dojrzałego czytelnika. Książka wciąż aktualna, sama w sobie będąca dziełem sztuki opowiadania jak Tkanina z Bayeux.
Miasto jest często drugoplanowym bohaterem powieści. Nieczęsto jednak zdarza się, aby przedstawiający je autor miał za sobą edukację architektoniczną. Opisy miasta Orhana Pamuka to fenomen. Przemawiają do wyobraźni ze zdwojoną siłą dzięki architektonicznej świadomości i wyobraźni autora. Interesują go zjawiska zachodzące w przestrzeni, ale i ona sama oraz jej moc sprawcza. Tak więc miasto staje się nie tylko tłem powieści, lecz także nadaje jej kształt i rytm. Książka opowiada o losach Mevluta, ulicznego handlarza buzą, i o Stambule, który tętni życiem, buzuje i zmienia się bardzo szybko, ingerując dotkliwie w życie fikcyjnego bohatera. Wplecione w jego losy ulice i place trafiają do wyobraźni znacznie mocniej niż te obecne w literaturze dokumentalnej czy podróżniczej. Przedstawione precyzyjne i jednocześnie przefiltrowane przez wrażliwość literacką noblisty, nabierają nowego wymiaru, stają się wyraziste. Czytając tę powieść nie miałam świadomości, że autor jest niedoszłym architektem. Wkrótce jednak lektura kolejnych książek wyjawiła tajemnicę wrażenia tego osobliwego porozumienia. Pamuk spędzał godziny na szkicowaniu z balkonu statków przepływających przez Złoty Róg. Rysował zaułki i place, domy i świątynie, pilnie studiując ich kształty i detale, myśląc o sobie jako budowniczym. Pięknie też pisał o tym rysowaniu, by w końcu wybrać drogę budowania w wyobraźni czytelnika.
Jeśli „drogi śpiewają”, jak pisał Chatwin, to Paolo Rumiz dokonał wyjątkowego zapisu ich pieśni. Ten znany włoski dziennikarz wsiada do starego samochodziku i postanawia przejechać łuk Alp i Apeninów, podążając siecią prowincjonalnych dróg. Klucząc wśród grzbietów, stanowiących kręgosłup terytorium Włoch, pokonuje dystans 8000 km. Przedstawia obraz kraju widziany z innej perspektywy. Wiele uwagi poświęca przyrodzie, tradycji i krajobrazom. Odwiedza ludzi, obserwuje i notuje. Opisuje „bożych ogrodników”, pełnych szacunku do natury i żyjących z nią w zgodzie na długo przed powstaniem pojęć ekologiczny, czy zrównoważony. Zauważa też zjawiska niepokojące, jak wysychanie rzek czy erozja od dawna nieuprawianych zboczy. Znajduje miejsca magiczne i tajemnicze, których topografię celowo gmatwa, by nie stały się łatwym celem ciekawskich. To książka z podróży nawiązująca do najlepszych wzorców gatunku. Jest w niej miejsce na przygodę, nostalgię i refleksję. Jest też wielka troska i miłość do świata, który pustoszeje i stopniowo odchodzi w zapomnienie. Polecam wszystkim miłośnikom słonecznej Italii i San Remo.