W październiku 2011 roku aplikowałem do programu Eubranex na wyjazd do Brazylii, realizowanego w ramach wymiany Erasmus Mundus. Aplikacja odbywała się na Politechnice Wrocławskiej, za pośrednictwem Biura Współpracy Międzynarodowej. Udało mi się zebrać wymagane dokumenty, napisałem list motywacyjny i ostatniego dnia rekrutacji złożyłem je w Dziale Współpracy Międzynarodowej. Kilka tygodni później otrzymałem wiadomość o zakwalifikowaniu się do programu.
Na pięciomiesięczny wyjazd zapewniony był grant wysokości 1000 EUR miesięcznie, a koszty podróży były refundowane przez organizatora wymiany (w przeciwnym razie nie stać byłoby mnie na ten wyjazd, ponieważ bilety lotnicze w jedną stronę oscylowały wokół 1000 EUR). Po fali radości spowodowanej wyjazdem przyszły wątpliwości: właściwie co to za kraj? Czy wybrałem odpowiednie miasto? Jak sobie poradzę bez znajomości języka? Brazylię, która ma powierzchnię 8 milionów km², zamieszkuje 200 milionów ludzi, a językiem urzędowym jest portugalski. Znana jest ona z lasów tropikalnych i wielkiej rzeki, a Brazylijczycy z zamiłowania do piłki nożnej i samby. Kultura tego państwa ukształtowana przez epokę kolonialną oraz 200 lat niepodległości stanowi największe bogactwo kraju.
Czytaj też: Architektura: studia w Polsce. Jak wyglądają, jak się dostać, gdzie najlepiej studiować architekturę |
FORMALNOŚCI
Po zakwalifikowaniu do programu Eurbanex skontaktowałem się z uczelnią partnerską – Universidade Federal Fluminense. Musiałem uzbroić się w cierpliwość – Brazylia to specyficzny kraj, w którym czas płynie wolniej. Ponadto, informacje zamieszczone na stronie internetowej są albo niepełne, albo nieaktualne. Najlepszą formą kontaktu oprócz e-maila jest rozmowa telefoniczna. Korzystając ze skype’a próbowałem skontaktować się z tamtejszym biurem międzynarodowym, co niestety nie było łatwe. Drugi problem stanowiło dotarcie do osoby anglojęzycznej, a trzeci – zrozumienie brazylijskiego angielskiego.
Program na uczelniach brazylijskich jest trudny do skoordynowania z tym obowiązującym na polskich uczelniach, dlatego też mój ostateczny plan, ustalony już po przylocie, nie odpowiadał pierwotnemu – ustalanemu w Polsce. Przygotowując się do wyjazdu postanowiłem wykonać konieczne szczepienia. Jednak po przyjeździe okazało się, że w Rio nie ma malarii, ani innych chorób tropikalnych, za to panuje denga, na którą nie ma jeszcze szczepionki.
PODRÓŻ
Trwała ona 12 godzin z przesiadką w Amsterdamie, w tym 7 godzin nad Atlantykiem. Kiedy dolatuje się do Ameryki Południowej i zdaje się, że to już koniec podróży, okazuje się, że od celu dzielą nas jeszcze 3 godziny lotu. Lądowanie w Rio należy z pewnością do najpiękniejszych przeżyć. Samolot kołuje nad otaczającymi miasto górami, które niczym palce wskazują ku niebu. Następnie samolot obniża się i leci między szczytami, by usiąść na wyspie w zatoce Guanabara. Moja wymiana zaczynała się w marcu. Opuszczałem zimną Warszawę, by wylądować w klimacie zwrotnikowym.
NA MIEJSCU
Na miesiąc przed wyjazdem zacząłem się uczyć języka portugalskiego. Zanim się do tego przystapi, ważne jest sprawdzenie obowiązującej wersji języka i upewnienie się, że nauczymy się tej właściwej, tj. brazylijskiej (funkcjonują dwie oficjalne wersje – brazylijska i portugalska – zbliżone w piśmie, znacznie różniące się w mowie). Niestety moje lekcje były skierowane na wersję europejską tj. portugalską. W konsekwencji po przylocie nie byłem w stanie się porozumieć. W trakcie aplikacji postanowiłem skorzystać z pomocy tzw. buddy’ego (indywidualny opiekun studentów wymiany międzynarodowej, pełniący tę funkcję w ramach wolontariatu). Przydzielono mi studentkę z wydziału, na którym miałem studiować. Julia władała biegłym angielskim i na kilka dni przed przylotem poinformowała mnie, że odbierze mnie z lotniska. Gdyby nie ona miałbym spory problem – bowiem często jedynym sposobem zdobycia informacji, np. dotyczącej przystanku autobusowego jest pytanie ludzi. Zostałem odebrany samochodem, podwieziony do mieszkania i wprowadzony do środka.
MIASTO
1 Stycznia 1502 roku portugalscy żeglarze odkryli cieśninę łączącą zatokę z Atlantykiem. Błędnie oceniona jako ujście kolejnej wielkiej rzeki, została nazwana Rio de Janeiro – Rzeka Styczniowa. Rio tworzy drugą, co do wielkości, aglomerację miejską w kraju, zamieszkałą przez około 8 milionów mieszkańców. Należące do niej półmilionowe Niterói leży po drugiej stronie zatoki i jest połączone z Rio 13-kilometrowym mostem. Otoczona zurbanizowanymi terenami zatoka Guanabara jest bardzo zanieczyszczona. Dzielnice mieszkalne przecinają dominujące w pejzażu miasta skały. W centrum aglomeracji znajduje się spory park narodowy Tijuca, w którym położony jest symbol Rio – statua Jezusa Chrystusa.
MIESZKANIE
Universidade Federal Fluminense oferuje międzynarodowym studentom pomoc w wielu sprawach, między innymi znalezieniu mieszkania. Jest to ważne, ponieważ obcokrajowiec nie może wynajmować lokum na własną rękę – potrzebne jest poświadczenie obywatela Brazylii. Mój koordynator znalazł stancję, a osobą poświadczającą była jego matka (!), i choć czynsz nie należał do najniższych – 500 R$ (około 300 EUR) miesięcznie – mieszkanie miało świetną lokalizację i nienajgorszy standard.
W takiej aglomeracji jak Rio lokalizacja to bardzo istotna rzecz. Przede wszystkim ze względu na dojazdy. Korki to codzienność, a mimo istnienia buspasów autobusy również „stoją”. Dodatkowo w ośmiomilionowym mieście istnieją tylko dwie linie metra. Drugim istotnym problemem jest bezpieczeństwo. Google maps nie wskaże nam dzielnic „bezpiecznych” i choć to wiedza powszechna dla miejscowych, dla obcokrajowców nie są one tak oczywiste.
Byłem pierwszym studentem z Politechniki Wrocławskiej, który przyjechał do Niterói. Większość brazylijczyków nie wie gdzie jest Polska, a ich wyobrażenie o naszym kraju jest mgliste. Tak stałem się egzotyczną atrakcją w egzotycznym kraju. Mieszkanie dzieliłem z dwoma Hiszpanami, Portugalczykiem i Duńczykiem. Europejskie towarzystwo sprawiało, że nie czułem się tak zagubiony i oderwany od starego świata. Przestarzałe sprzęty wynagradzała lokalizacja w pobliżu plaży nad zatoką Guanabara oraz bliskość uczelni.
UCZELNIA
Wydział architektury na UFF znajduje się w centrum Niterói i zajmuje dwa budynki. W jednym z nich, wzniesionym w stylu postkolonialnym, mieści się strefa dla studentów – z piecem do pizzy, pokojem do odpoczynku, pokojem do nauki, biblioteką oraz salą komputerową. Wydział architektury jest częścią większego kampusu Praia Vermelha, gdzie znajduje się również duża stołówka studencka.
Zapisy na zajęcia odbywają się w dziekanacie, tam też można dowiedzieć się więcej na temat kursów i prowadzących. Bardzo pomocna była moja buddy, która doradzała mi w wyborze przedmiotów. Wydział Architektury UFF jest znacznie mniejszy w porównaniu z wrocławskim (30 osób na roku), przez co nie ma wielu grup zajęciowych i niemożliwe jest np. uczestniczenie w zajęciach w innej grupie. Prowadzący są chętni do pomocy, mimo tego, ze względu na brak znajomości języka angielskiego, nie są w stanie nawiązać dobrego kontaktu z zagranicznymi studentami. Miałem więc wielką motywację do nauki języka.
Oprócz zajęć z konstrukcji, historii architektury i projektowania zapisałem się również na projekt mieszkalnictwa społecznego (Projeto de Habitação Popular), który odbywał się częściowo w faveli (dzielnica zamieszkała przez najuboższą część społeczeństwa). Były to inspirujące zajęcia i mimo bariery językowej zdołałem wiele z nich wynieść. Największe trudności miałem na seminarium z historii i teorii architektury, w których nie mogłem aktywnie uczestniczyć. Na szczęście zaliczenie polegało na zaprezentowaniu w formie plakatu sylwetki wybranego architekta modernistycznego (wybrałem Ericha Mendelsohna).
Duże emocje wśród studentów UFF budziły, kończące się egzaminem, zajęcia z mechaniki budowli – Sistemas Estruturais, które polegały na tym, że w czasie semestru wykonywało się projekt konstrukcji budynku. Na szczęście na całym świecie obowiązują jednakowe prawa fizyki, dzięki czemu możliwe było zrozumienie treści zajęć. Na uczelni istniał niepisany zwyczaj obowiązkowych spóźnień prowadzących. Problemy komunikacyjne miasta sprawiają, że są one tolerowane, dlatego nie należy się martwić jeżeli przed salą, pół godziny po rozpoczęciu zajęć nie ma nikogo.
Kursy, stanowiące bloki teoretyczno-praktyczne składały się z wykładów połączonych z zajęciami projektowymi. Trwały one kilka godzin z krótkimi przerwami, co było czasem męczące, choć w planie znajdowała się też przerwa obiadowa. Zajęcia odbywały się rano lub wieczorem – kiedy upał nie był zbyt dokuczający, dlatego bywało, że kończyły się one nawet o 22:00.
Życie na uczelni stanowi jedynie część przygody, jaką jest odkrywanie bogatej kultury tego miasta. Ważne, żeby nie robić tego samemu – podstawą bezpieczeństwa jest poruszanie się w grupie, z dala od podejrzanych dzielnic. Przestrzeganie zasad bezpieczeństwa w mieście, gdzie napady z bronią są codziennością, to najważniejsza rzecz dla podróżnika. Ponadto należy pogodzić się z faktem bycia gringo – obcym. Bez względu na kamuflaż, dla wytrawnego złodzieja z faveli jest się łatwym i obiecującym łupem. Nie noś portfela, pieniądze trzymaj rozproszone w kieszeniach w małych kwotach, uważaj na telefon, nie noś drogiej biżuterii, jeśli ktoś ci zagrozi, nie stawiaj oporu – to jak najbardziej prawdziwe i istotne reguły gry. Poza tym ciesz się życiem i carpe diem.