ESK 12_16

i

Autor: archiwum serwisu W ramach programu architektura esk modernizacji poddano m.in. bloki osiedla manhattan projektu Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak; fot. Beata Tylec

ESK rozbudziło apetyt na architekturę – rozmowa ze Zbigniewem Maćkowem

2016-11-30 11:51

Mam nadzieję, że po roku ESK, prócz materialnego „hardwearu” – ponad 30 zrealizowanych budowli i nowo powstałych miejsc, prócz kawałka miasta na Nowych Żernikach – zostanie rozbudzony apetyt na codzienną rozmowę o architekturze i przestrzeni – rozmowa z kuratorem programu architektonicznego ESK Zbigniewem Maćkowem.

Architektura obok m.in. Literatury, Muzyki i Sztuki stała się jedną z ośmiu dziedzin kuratorskich programu ESK. W ten sposób po raz pierwszy w historii Europejskich Stolic Kultury wyróżniono ją jako osobną kategorię. Jak to się stało, że Wrocław w tak szczególny sposób uhonorował tę dziedzinę kultury, a pośrednio także środowisko architektów?

Jak zwykle w tego typu historiach na skutek składa się kilka przyczyn. Niewątpliwie architektura jest we Wrocławiu w ostatnich 15 latach dużo bardziej zauważalna w szeroko rozumianym dyskursie społecznym i kulturalnym. Widać to chociażby po wielu inicjatywach powstałych w tym czasie, jak Dolnośląski Festiwal Architektury (DoFA) czy coroczne nagrody architektoniczne „Piękny Wrocław”.

Składa się na to także wyjątkowo dobra współpraca wszystkich istotnych ośrodków architektonicznych: wrocławskiego SARP-u, Dolnośląskiej Okręgowej Izby Architektów, jedynego w Polsce Muzeum Architektury czy Wydziału Architektury na Politechnice Wrocławskiej. A efekty widać chociażby w rekordowej liczbie konkursów architektonicznych rozpisanych i zrealizowanych w ostatnich latach we Wrocławiu. Natomiast bezpośrednią przyczynę upatrywałbym w dwóch zdarzeniach: strukturze aplikacji stworzonej dla ESK, która nosiła tytuł „Przestrzenie dla piękna” i rozpoczęciu w 2011 roku projektu Nowe Żerniki. Nowe Żerniki stały się oficjalnym osiedlem Europejskiej Stolicy Kultury. Wkrótce wprowadzą się tam pierwsi mieszkańcy. Czego jako architekt nauczył się Pan przy realizacji tego przedsięwzięcia?

Mam wrażenie, że to jest lekcja, którą w jakimś wymiarze odrobiliśmy wszyscy: architekci, deweloperzy, władze miasta, wreszcie mieszkańcy. Że wszyscy, każdy w innym aspekcie, musieliśmy sobie zrobić korepetycje i powtórkę z budowania dobrego, przyjaznego ludziom miasta. I że w oparciu o te doświadczenia, które już mamy, ale także i te najważniejsze, których oczekujemy, wynikające z życia na osiedlu, będziemy mogli wypracować nowe, lepsze strategie budowania miasta. Przede wszystkim zrozumieliśmy, że priorytet formy, tak dziś determinujący to, co na co dzień robimy, jest na jednym z ostatnich miejsc, jeśli chodzi o dobrze rozumiane miejskie potrzeby.

ESK 12_16

i

Autor: archiwum serwisu W ramach koalicji miast przez całe wakacje w przestrzeni Wrocławia prezentowały się różne polskie ośrodki miejskie. tu jedno z wydarzeń promujących Lublin; fot. materiały prasowe

W książce „Form Follows Freedom” Małgorzata Omilanowska zwraca uwagę, że ubieganie się o tytuł ESK wyzwoliło w polskich miastach inwencję, która zaowocowała bezprecedensowymi realizacjami architektonicznymi i jakościowym zwrotem w myśleniu o rozwoju w oparciu o kulturę. Miasta, które przystąpiły do konkursu, podpisały wtedy Obywatelskie Partnerstwo dla Kultury 2016, w wyniku którego powstała Koalicja miast, znów, pierwszy taki projekt międzyregionalnej współpracy i wymiany doświadczeń w historii ESK. Co Wrocław może zaoferować innym ośrodkom w dziedzinie szeroko rozumianej kultury architektonicznej?

Z uwagi na unikalną historię miasta, od samego początku uczymy się tu współistnienia, poszanowania dla przeszłości i wpisywania w zastany kontekst. Ta swoista przestrzenna kindersztuba przekłada się wprost na pewien model relacji i współpracy, który mógłbym nazwać wrocławskim. Wyjątkowo, wszystkie aktywne zawodowo środowiska nie konkurują, a współpracują w imię rozwoju i promocji architektury, a to procentuje, gdy chcemy coś osiągnąć na płaszczyźnie społecznej. Ten wydawałoby się banalny patent, w praktyce jest bardzo trudno osiągalny i zwykle rozbija się o rafy różnych partykularyzmów i egoizmów, dlatego tak pozornie proste zadanie inwestycyjne, jak budowa wzorcowego osiedla wydarza się na razie tylko we Wrocławiu. Ten model przekłada się także wprost na tworzenie miasta będącego wielobarwnym patchworkiem przenikających się kultur, estetyk, miastem wymiany i słuchania, współistnienia i czytania w przeszłości, miastem nawarstwiającym się powoli przez pokolenia.

Obchody ESK otworzyła ważna wystawa „Made in Europe”, na której można było zobaczyć blisko 150 modeli budynków wyróżnionych obecnością na tzw. krótkiej liście w ciągu 25-letniej historii UE Mies van der Rohe Award. Jak na tym tle wypada współczesna polska architektura? Czy ma jakieś cechy lokalne, specyficzne, czy – przeciwnie – nie różni się już dziś od tej powstającej w innych krajach Europy? I czy istnieje coś takiego jak architektura stricte europejska?

To ważne pytanie, na które próbowaliśmy odpowiedzieć w cyklu debat publicznych z polskimi architektami, którzy znaleźli się na krótkiej liście w 25-letniej historii nagrody. Myślę, że ewidentnie mamy do czynienia z czymś, co określiłbym europejskim, architektonicznym DNA. I nie jest to bynajmniej jakiś kod estetyczny. To raczej myślenie o architekturze w kontekście niezwykle charakterystycznej i determinującej tkanki miejskiej, która jest właściwa tylko dla miast naszej części świata. I to nie wszystkich. W każdym razie mapa architektonicznej Europy nie pokrywa się z jej granicami geograficznymi. Zatem tożsamość tej architektury bierze się bardziej z typologii jej powstawania w nawarstwionych uwarunkowaniach niż z arbitralnych decyzji. Stąd niezrozumiała dla mnie biegłość niektórych pracowni do poruszania się w tych skrajnie odmiennych przestrzeniach mentalnych innych kontynentów. Jeżeli idzie o polską tożsamość, to mam wrażenie, że ona ma tyle odgałęzień, w ilu określonych kontekstach powstaje. Ja sam, mając kresowe geny, najlepiej się czuję w miastach teoretycznie obcych mi kulturowo – jednak pokrewnych skalą i proporcją ulic z Wrocławiem. A nie umiem opanować uczucia przestrzennego dyskomfortu, kiedy znajdę się na rynku któregoś z miast w Małopolsce czy na Mazowszu. Na tym przykładzie widać, jak silna jest indoktrynacja przestrzenna. Moim zdaniem człowieka architektonicznie wychowują ściany, o które kopie piłkę.

ESK 12_16

i

Autor: archiwum serwisu Uczestnicy jednej z edycji warsztatów zorganizowanych w ramach tegorocznego projektu duże A; fot. dzięki uprzejmości Grupo Aranea

W ramach ESK i organizowanej przez wrocławski SARP specjalnej, całorocznej edycji projektu DużeA udało się zaprosić do Wrocławia uznanych zagranicznych architektów, których łączy dość innowacyjne podejście do zawodu i fakt, że w różny sposób starają się eksperymentować z przestrzenią. Jakie z ich pomysłów najbardziej zapadły Panu w pamięć?

Organizując te trzy cykle wykładów, zależało nam, aby zdjąć z potocznego odbioru najlepszej architektury odium gwiazdorzenia. Zamiast widzieć projektowanie jako benefis twórcy, chcieliśmy przywrócić rozumienie procesu – tego, że architektura, także dziś, zajmuje się rozwiązywaniem bieżących problemów ludzkości. Wykłady adresowane były do wszystkich i w dużej mierze uczestniczyli w nich nie-architekci. Absolutnie ważne dla mnie było to, że mogliśmy zobaczyć, jak przy pomocy architektury próbuje się rozwiązywać palące problemy społeczne na przedmieściach kolumbijskich miast, walczyć o jakość krajobrazu w zurbanizowanej Europie, dyskutować z nowymi typologiami budownictwa mieszkaniowego czy wypracowywać nowy model edukacyjny w dość zhierarchizowanej Japonii. To były niezwykle ważne głosy, które uświadamiały nam przez ten rok, także politykom i decydentom, że architektura nie jest tylko po to, by postawić w mieście fotogeniczną ikonę do reklamowych folderów.

Jako kurator zaprosił Pan do współpracy różne instytucje i wielu, zwłaszcza młodych ludzi. Które ze zorganizowanych wydarzeń uważa Pan za najistotniejsze dla popularyzacji architektury? I co w sensie niematerialnym pozostanie po obchodach ESK Wrocław 2016?

Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie o najistotniejsze wydarzenie, gdyż moje założenie od początku zasadzało się na operowaniu w miarę koherentną ławicą zdarzeń. Przez to każdy mógł w tej wielobarwnej mozaice znaleźć sobie właściwe i interesujące, jedne wydarzenia uzupełniały drugie, a trzecie stawały się ich dopełnieniem lub post scriptum. Moją nadzieją i planem było rozbudzenie w potencjalnych odbiorcach apetytu na architekturę jako ważną składową codziennego, społecznego dyskursu. Mam nadzieję, że po roku ESK, prócz materialnego „hardwearu” – ponad 30 zrealizowanych budowli i nowo powstałych miejsc, prócz kawałka miasta na Nowych Żernikach – zostanie rozbudzony apetyt na codzienną rozmowę o architekturze i przestrzeni.

ESK 12_16

i

Autor: archiwum serwisu Wernisaż wystawy droga ku nowoczesności. Osiedla Werkbundu 1927-1932 prezentowanej w Muzeum Architektury; fot. Mirosław Łanowiecki, dzięki uprzejmości Muzeum Architektury we Wrocławiu

Program wystawowy ESK odnosił się do różnych tożsamości Wrocławia – z niemieckim dziedzictwem mierzyła się ekspozycja poświęcona osiedlom Werkbundu, na pytanie o wpływ elit z dawnych Kresów na jego powojenny kształt starała się opowiedzieć m.in. wystawa „Lwów. 24 czerwca 1937. Miasto, architektura, modernizm”. Jaki jest ten współczesny Wrocław?

Współczesny Wrocław to zbiór nawarstwiających się kalek z różnych okresów. Nie ma drugiego takiego miasta w Polsce. Z jednej strony posiada doskonale zachowany przedwojenny kościec, z drugiej sąsiadują w nim budynki od różnych estetycznych matek. Unikalna skala, bardzo dobre proporcje ulic i placów. To miasto na wskroś europejskie i, zaryzykuję tezę, najbardziej europejskie z polskich miast. Przed nami szereg wyzwań, z wydaje się najważniejszym – dobrym, miękkim przejściem od miasta dynamicznie rozwijającego podstawową infrastrukturę i wzmacniającego dobrobyt, do miasta o wysokiej jakości życia dla wszystkich. I niezwykle ważne, aby w tej nadchodzącej transformacji nie utracić naszej niezwykłej tożsamości i nie wpaść w koleiny tworzenia pustych kalek rozwiązań bezrefleksyjnie zbieranych ze świata.

W ramach programu architektonicznego został ogłoszony konkurs studialny na projekt współczesnego kościoła. Jaka jest szansa na realizację zwycięskiej koncepcji na Nowych Żernikach?

Konkurs na kościół jest przedsięwzięciem ideowym i jest częścią dużego projektu „Kościół – piękno i kicz”, w ramach którego eksplorowaliśmy różne wątki głównego tematu. Jego zasadniczym zadaniem, jak zresztą w większości projektów ESK, było rozszerzenie świadomości i oderwanie od paradygmatu budowania coraz to gorszych kościołów. W pierwszej fazie tego projektu, na wystawie, którą uzupełnia książka-przewodnik „Architektura VII dnia”, kuratorzy pokazali fenomen budowania świątyń w czasach PRL-u. Zależało nam na tym, aby czymś zrównoważyć tę niezwykłą historię i sprokurować wnioski na przyszłość. A gdzie, jeśli nie na modelowym osiedlu myśleć o kościele, który urywałby się z peletonu nieadekwatnej technologii liturgicznej czy wszechobecnego kiczu? Jednakże nikt z organizatorów nie chce tego kościoła budować. Od tego są lokalne społeczności, jeśli oczywiście mają w sobie taką potrzebę. Staraliśmy się tym ćwiczeniem pokazać, że jeśli nadal chcemy obecności w przestrzeni publicznej obiektów religijnych, to z tej historii jest pozytywne wyjście.

ESK 12_16

i

Autor: archiwum serwisu Zbigniew Maćkow, kurator ESK 2016 ds. architektury, przewodniczący Dolnośląskiej Izby Architektów, jeden z inicjatorów budowy modelowego osiedla Nowe Żerniki. Od 1995 roku prowadzi we Wrocławiu autorskie biuro Maćków Pracownia Projektowa

Jednym z założeń programu architektonicznego była popularyzacja wybitnych realizacji wrocławskiego modernizmu lat 60. i 70. W ramach tego projektu modernizacji poddano m.in. galeriowiec przy ul. Powstańców Śląskich (proj. Julian Łowiński) czy bloki osiedla Manhattan (proj. Jadwiga Grabowska-Hawrylak). Te przedsięwzięcia miały pokazać modelowe podejście do rewitalizacji. Jest Pan zadowolony z efektów?

Jednym z naszych założeń była popularyzacja dobrej wrocławskiej architektury, niezależnie od czasu jej powstania. Chodziło nam o odczarowanie wytworzonego w przestrzeni społecznej czarnego PR-u i złych konotacji związanych z najnowszymi okresami w historii architektury. Chcieliśmy przeciwstawić się chwytliwej, medialnej narracji o brzydkim, szarym architektonicznym PRL-u. Jeszcze niedawno jedna z lokalnych gazet „bawiła” się w sondę wśród czytelników, robiąc ranking niezbędnych wyburzeń, a na jej liście połowa obiektów to były najlepsze domy z lat 60. Nasze zadanie to równoważyć niewiedzę i upowszechniać to, co dobre tu, lokalnie, abyśmy nie mieli wrażenia, że wszystko, co najlepsze wydarza się zawsze daleko stąd. Pierwsze rewitalizacje noszą w sobie jeszcze piętno niedoskonałości i kompromisowych rozstrzygnięć. Jednak ten ważny krok został zrobiony i to dobry czas na merytoryczną dyskusję i wyciąganie wniosków na najbliższą przyszłość.

Rozmawiał Tomasz Żylski