Dyskusja

i

Autor: fot. Kateryna Reshetniak Uczestnicy dyskusji przed Warszawskim Pawilonem Architektury ZODIAK

Nowe Studium dla Warszawy. Dyskusja o projekcie

2023-08-25 12:21

Nowe Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego m.st Warszawy stanowić ma konstytucję przestrzenną na nadchodzące dekady. Jaka jest aktualna wizja Warszawy? Z projektantami zaangażowanymi w opracowanie Studium oraz uznanymi warszawskimi architektami i urbanistami rozmawiał Dariusz Śmiechowski.

Z opublikowanej w numerze 12/2021 „A-m” rozmowy Agnieszki Korzeniewskiej z Marleną Happach – dyrektorką Biura Architektury i Planowania Przestrzennego, Architektką Miasta – można było dowiedzieć się o stanie prac nad projektem nowego Studium, w sposób ogólny i optymistyczny. Była zapowiedź uchwalenia go już w roku 2023. Wiemy, że na koniec września br. został ustalony termin wnoszenia uwag do wyłożonego projektu Studium. Nasza dyskusja odbyła się w czasie, gdy był on dopiero poznawany i konsultowany. Ze względu na obszerność problematyki rozmowa mogła dotyczyć wybranych aspektów projektowanego Studium. DŚ

Dariusz Śmiechowski: Zacznijmy od ogólnego spojrzenia na szanse budowania współczesnego statusu Warszawy. Ze względów geograficznych i w wyniku trudnej historii może być ona postrzegana jako miasto prowincjonalne. Czy można ją obecnie utożsamiać z liczącą się cywilizacyjnie i kulturowo europejską stolicą? W jaki sposób budować status Warszawy będącej centrum metropolitalnym, miastem dobrego do życia, atrakcyjnym, a jednocześnie silnym ekonomicznie? W jaki sposób proponowana konstytucja przestrzenna wspiera takie ambicje w sposób zrównoważony? Chciałbym na wstępie zapytać projektantów Studium, czy są zadowoleni ze swojej pracy i mają poczucie, że w wystarczający sposób, z uwagą na zmienność uwarunkowań i szeroką perspektywę podjęli wyzwania zarówno regionalne, jak i globalne. Mam na myśli nie tylko skalę Mazowsza, Polski, Europy Środkowo-Wschodniej, lecz także wyzwania międzynarodowe: odporność na zmiany klimatyczne, dążenie do neutralności klimatycznej czy reagowanie na tendencje migracyjne.

Monika Konrad: Przede wszystkim nie zgadzam z początkową tezą. Warszawa nie jest miastem prowincjonalnym. Być może jest to wypaczone postrzeganie jej mieszkańców, ale nigdy nie spotkałam się z taką percepcją Warszawy za granicą. Studium daje jej ramy rozwoju właśnie jako miasta europejskiego, będącego na pewno liderem w Europie Środkowej, nieodbiegającego od innych stolic europejskich zmagających się z podobnymi problemami klimatycznymi, demograficznymi, społecznymi, które gdzie indziej mogą być nawet jeszcze większe niż w Polsce. Uważam, że z ostatnim kryzysem uchodźczym radzimy sobie bardzo dobrze. To też wpłynęło na pracę nad Studium. Wiedzieliśmy, że musimy tworzyć miasto odporne zarówno na zawirowania związane z gospodarką, jak i społeczne czy klimatyczne. Czy jesteśmy zadowoleni? O to trzeba by spytać cały zespół projektowy. Ja osobiście jestem zdania, że udało nam się osiągnąć bardzo dużo, biorąc pod uwagę czas, jakim dysponowaliśmy i uwarunkowania prawne. Zdajemy sobie sprawę ze wszystkich wyzwań związanych z obecnym systemem planowania i zagospodarowania przestrzennego i tym, że się on teraz zmienia. Stworzyliśmy więc ramy, które mogą zostać zrealizowane w różnych systemach prawnych. Mamy podstawę zarówno badawczą, jak i dotyczącą wizji rozwoju stolicy naszego kraju. Jeśli chodzi o region, to wzięliśmy go pod uwagę przy badaniu uwarunkowań i nakreśleniu kierunków rozwoju.

Bartosz Rozbiewski: Planujemy wprawdzie w obszarze granic administracyjnych miasta, ale powiązania z województwem i otaczającą Warszawę częścią obszaru metropolitalnego zostały wystarczająco zaakcentowane, przede wszystkim w zagadnieniach sieciowych naszego dokumentu: transportowych czy przyrodniczych. Bardzo dużo uwagi poświęcono wylotowym ciągom i korytarzom komunikacyjnym, nawiązywaniu kontaktu, współpracy z gminami ościennymi, aby zwróciły one uwagę na to, w jakim kontekście mają funkcjonować przez następne 10–20 lat. Stajemy tu w pewnego rodzaju opozycji czy konkurencji wobec gmin w części metropolii określanej jako „obwarzanek”, gdyż chcemy zyskiwać nowych mieszkańców przede wszystkim dzięki najlepszej w skali województwa jakości życia. Nowy dokument jest głównie zorientowany na lokalność będącą w „krwioobiegu” Warszawy, perspektywę człowieka, zwykłego mieszkańca. Stąd być może niektórzy (także eksperci) nie dostrzegają tej jego strony, która dotyczy metropolitalności, a jednocześnie stołeczności. W takim samym duchu powstała Strategia #Warszawa2030.

MK: Chciałabym dodać, że mocno podkreślone zostały wartości środowiskowe, powiązania przyrodnicze. Chodzi o błękitno-zieloną infrastrukturę Warszawy, stanowiącą podstawę rozwiązywania problemów dotyczących wyzwań klimatycznych. Pełni ona usługi ekosystemowe, dzięki którym jakość życia bardzo się podnosi. Pojęcie to zostało wprowadzone w Warszawie po raz pierwszy w nowym Studium. Bazujemy na własnym potencjale przyrodniczym, gdyż zarówno w naszym mieście, jak i w całym regionie mamy bardzo wiele terenów zieleni. Chciałabym podkreślić, że według nowego Studium miasto ma być swoistym ekosystemem – jakby systemem naczyń połączonych – tworzonym zarówno przez przyrodę, jak i zabudowę, sieć komunikacyjną oraz infrastrukturę techniczną.

DŚ: Widać, że chęć tworzenia wizji bardziej całościowej różni nowe Studium od poprzedniego, jeszcze obowiązującego. Błękitno-zielona infrastruktura Warszawy, z jej trzema kategoriami (bazową, wspomagającą, uzupełniającą), pogłębia znaczenie używanego w dotychczasowym dokumencie pojęcia System Przyrodniczy Miasta. Zostały zaznaczone zielone pierścienie, ale także zaproponowane (czy też odszukane) centra lokalne oraz wzmocnione centra dzielnic, również z dużym udziałem zieleni publicznej. Wyróżniono zostały bramy wielkomiejskie. Nie da się o nowych pojęciach rozmawiać bez przestudiowania poszczególnych przypadków.

Marek Sawicki: Porównywanie dokumentów – obecnego i projektowanego – jest ciekawe. Miałem okazję współpracować przy formułowaniu poprzedniego Studium. Pamiętam, że już wtedy dyskutowaliśmy o sposobach wzmacniania zielonych powiązań. Uspójnianie struktury przyrodniczej Warszawy było zresztą dosyć wyraźnie podkreślane po jej administracyjnym scaleniu w jedną gminę w 2002 roku. Wynikało to z konieczności rozwiązania problemów spowodowanych zarządzaniem jednym organizmem przez zespół gmin, co pogłębiało podziały całej struktury, również przyrodniczej. Tendencja scalania, czy też centralizowania, sprawiła jednak, że mniej się wtedy myślało o lokalności. W dotychczasowym Studium zbyt mało zaznaczona jest centrotwórczość, ale nowe może to zmienić.

Michał Tatjewski: Należy pamiętać, że cały czas zmagamy się z tym, że Warszawa, w znacznym stopniu zniszczona w czasie wojny, przez kilkadziesiąt lat rozwijała się w systemie, w którym pewne mechanizmy były mocno zaburzone. Nie było tego, co działo się w miastach zachodnioeuropejskich, gdzie naturalnie tworzyły się różne mniejsze i większe centra. Z wyjątkiem takich dzielnic jak Włochy czy Ursus, czyli wcześniej samodzielnych miast, nie ma w Warszawie wyraźnych centrów dzielnicowych. Raczej są przestrzenie płynne, rozciągające się na różne obszary. Poszukiwanie i tworzenie centrów jest bardzo ciekawym i skomplikowanym wyzwaniem, zarówno planistycznym, jak i gospodarczym. W aktualnie obowiązującym Studium wskazano centra ponaddzielnicowe, np. rejon Dworca Południowego. Bardzo ciekawa jest koncepcja bram wielkomiejskich i ten rejon mógłby, jak postuluje to nowe Studium, mieć większą rangę, ale to w rzeczywistości jest trudne. Widać kłopot z wdrażaniem nawet świetnych idei, gdy nie ma się kontroli nad własnością gruntów i wystarczającego budżetu infrastrukturalnego, który mógłby być wspierany przez inwestorów. Z drugiej strony, czy planiści powinni narzucać wybrane centra w oderwaniu od zachodzących wokół zmian? Wiele takich miejsc tworzy się albo oddolnie, albo za sprawą działalności komercyjnej czy społecznej, co często rozmija się ze strategią urbanistyczną. Jak sobie z tym poradzić? 

Dariusz Śmiechowski

i

Autor: fot. Kateryna Reshetniak Dariusz Śmiechowski

MK: Dokładnie to, co Pan opisał, jest uwzględnione w dokumencie nowego Studium. Bramy wielkomiejskie, czyli punkty przesiadkowe, z rdzeniem wielkomiejskim zostały pomyślane jako część całościowej struktury, w której mamy także centra dzielnicowe i lokalne. Połączone są one siecią przestrzeni publicznych i bardzo dobrze skomunikowane transportem zbiorowym. Centra dzielnicowe – a jest ich więcej niż dzielnic – są centrami ponadlokalnymi, połączonymi transportem szynowym, centra lokalne natomiast – również siecią autobusową bądź w inny sposób. Uważam, że niezbędne jest ich wyznaczenie. Prowadziliśmy w tym celu szereg badań, m.in. in situ. Testowaliśmy miejsca, które już pełnią taką funkcję, i sprawdzaliśmy, czego tam brakuje, jakie mają cechy, czy rzeczywiście są predysponowane do tego, aby ją pełnić. Centra lokalne zostały wyznaczone jako rejony, które mogą być oczywiście na etapie planu miejscowego doprecyzowane. Projektujemy w takim, a nie innym systemie prawnym i wiemy, że są wydawane warunki zabudowy, które mogą zmienić tkankę miejską, zanim jeszcze plan miejscowy zostanie uchwalony. Na delimitację centrów dzielnicowych zdecydowaliśmy się, bo byliśmy pewni ich lokalizacji.

Grzegorz A. Buczek: Co do rejonu Dworca Południowego, zaznaczonego w projekcie nowego Studium jako wielkomiejska Brama Południowa, to nie rozwinął się on jako centrum dzielnicy Mokotów, gdyż część z jego potencjalnych funkcji przejęła Galeria Mokotów w innej, niedalekiej lokalizacji. Wrócę jednak do dobrych narzędzi służących rozwiązywaniu problemów centrów. Wiadomo, że wzrost jakości życia zwiększa się w powiązaniu z poczuciem własnego miejsca, a lokalność i policentryczność, przynajmniej w rozumieniu administracyjnym, utrwaliły się w efekcie wspomnianej zmiany ustroju Warszawy w 2002 roku. Z optymizmem, który można by nazwać naiwnością, trzymam się idei od kilkudziesięciu lat obecnej w profesjonalnej dyskusji, a dotyczącej centrów ponad-dzielnicowych. W jakimś sensie jest ona kontynuowana i stała się bardziej wyrazista w projekcie nowego Studium. Czy nazwane są one – jak teraz – bramami wielkomiejskimi, czy – jak niegdyś – centrami ponaddzielnicowymi, nie ma znaczenia. Ich lokalizacje z grubsza zostały wcześniej ustalone, ale zniekształcone za sprawą wolnego rynku i braku kontroli planistycznej. Inny przykład to centrum handlowe Arkadia, które wyeliminowało powstanie centrum ponaddzielnicowego Kaskada w rejonie tzw. serka bielańskiego. Mam natomiast niedosyt związany z rozróżnieniem pomiędzy pojęciami centrów o różnej randze w aspekcie wspominanej lokalności. Od kilkunastu lat obserwujemy raczej tendencję do ograniczania kompetencji dzielnic, zapewne również ze względu na dywersyfikację polityczną, co utrwalone zostało poprzez ustawę ustrojową z 2002 roku, że jest 18 dzielnic – tzw. obligatoryjnych jednostek pomocniczych, w których są ośrodki administracyjne. I jeśli atutem projektu nowego Studium jest mocniejsza niż dotychczas artykulacja centrów ponaddzielnicowych (jako bram wielkomiejskich), to słabością jest jednak brak czytelnego określenia centrum stołecznego czy metropolitalnego oraz ryzyko nieporozumień – jak to nazywam – semantycznych, dotyczących różnic pomiędzy pojęciami: centrum dzielnicy, centrum dzielnicowe i centrum lokalne. Mogłyby one być bardziej jednoznacznie tematyzowane.

Grzegorz Buczek

i

Autor: fot. Kateryna Reshetniak Grzegorz Buczek

MT: Jeśli mówimy o centrotwórczości i nasycaniu punktów węzłowych odpowiednimi dla nich funkcjami, to ciekawym przypadkiem, któremu warto się przyjrzeć, jest wielkomiejska Brama Zachodnia, a szczególnie samo otoczenie Dworca Zachodniego. Ścierają się tu dwie kwestie strategiczne. Mamy z jednej strony zagadnienie maksymalizacji zieleni, a z drugiej – niezbędnego dogęszczania zabudowy na terenach już zurbanizowanych, przy czym i jedno, i drugie służyć ma odpowiedziom na wyzwania klimatyczne. Wszyscy jesteśmy zgodni co do tego, że lepiej mieć miasto zwarte niż rozlane, a miejsca takie jak bramy wielkomiejskie czy centra dzielnicowe powinny mieć dopuszczaną znaczną intensywność zabudowy, nawet o parametrach dla zabudowy śródmiejskiej.

MK: Dla bram wielkomiejskich intensywność jest bardzo wysoka, chociaż zależy ona od specyfiki czy też uwarunkowań, jakie występują w każdym przypadku. Akurat Brama Zachodnia ma jeden z wyższych wskaźników intensywności, przy czym park, który tam się już znajduje, pełni już bardzo ważną funkcję dla mieszkańców Ochoty.

MS: Z przestrzenią należącą do Bramy Zachodniej, nazwaną Parkiem Pięciu Sióstr, jest taki problem, co zresztą podkreślają także architekci krajobrazu, że w strefie przy ruchliwych Alejach Jerozolimskich jest ona dysfunkcyjna z uwagi na znacznie przekroczone normy akustyczne. Z urbanistycznego punktu widzenia korzystniejsze byłoby przeznaczenie pasa wzdłuż tej arterii na wielofunkcyjną zabudowę tworzącą parawan akustyczny, z usługami w parterach, związaną zarówno z parkiem, jaki i Dworcem Zachodnim. Podobnie jest z otoczeniem Dworca Wschodniego, który w nowym Studium należy do rejonu wielkomiejskiej Bramy Wschodniej, gdzie byłaby korzystna intensyfikacja wykorzystania przestrzeni poprzez obudowanie jej bogatym programem usług ogólnodostępnych, m.in. w parterach.

Małgorzata Dembowska: I tu właśnie widać pewną niekonsekwencję w definiowaniu centrów i bram miasta. Tereny zlokalizowane naprzeciwko Dworca Wschodniego stanowią jeden z najlepiej skomunikowanych obszarów po prawej stronie Wisły. Mają ogromny potencjał do koncentracji wielu funkcji, zarówno usług dla mieszkańców, jak i miejsc pracy, tak bardzo potrzebnych w tej części Warszawy. W nowym Studium pojawia się wyłącznie zieleń, choć niedawno uchwalony plan miejscowy przewidywał realizację obiektów o miejskim charakterze. Skąd ta zmiana? Tam, gdzie z racjonalnego powodu najbardziej wskazana byłaby zabudowa o sporej intensywności, mamy zieleń, która mogłaby być zrealizowana we wnętrzach bardzo obszernych podwórek. Takich przypadków jest więcej. W nowym studium widoczna jest chęć przekształcenia w tereny zieleni dużej części obszarów, które do tej pory w planach miejscowych były przewidziane pod inwestycje. Z czego to wynika?

BR: To jest ciekawy przypadek, dlatego że akurat zieleńce vis à vis Dworca Wschodniego są poddane debacie publicznej właśnie na poziomie Studium, a wynikają z opracowania, które dotyczyło rezerwy po nierealizowanej tu Trasie Tysiąclecia. Autorzy Studium bardzo zabiegali o to, żeby rozszerzyć obszar tej analizy o teren placów przydworcowych i z własnej inicjatywy przygotowali alternatywne koncepcje dla obu z nich, wprowadzając dość znaczący udział terenów zieleni. Pojawiła się koncepcja wykorzystania motywu parawanu w postaci najdłuższego swego czasu budynku mieszkalnego w Warszawie, czyli Jamnika przy ul. Kijowskiej. Chciano odbić go lustrzanie po drugiej stronie dworca. I oczywiście pokłosiem tego jest to, że powstały dwa megaduże place z zielenią.

MS: To nie są żadne place, ale to już inna sprawa.

BR: Tak, ale wracając do sedna pytania, te zieleńce nie są wyłącznie wynikiem ogólnego starania o dostępność zieleni, o którą walczyliśmy w innych obszarach Warszawy.

Małgorzata Dembowska

i

Autor: fot. Kateryna Reshetniak Małgorzata Dembowska

GAB: Chciałbym tu jeszcze wrócić do sprawy statusu Warszawy, jej pozycji wobec innych stolic i ośrodków metropolitalnych, przede wszystkim w kontekście kształtowania jej czytelnego centrum z wykorzystaniem dotychczasowych przemyśleń i opracowań. Wprawdzie dyskutowana na początku teza o warszawskiej prowincjonalności, z użyciem tego konkretnego słowa, nie jest do końca uzasadniona, to warto tu do niej nawiązać. Spójrzmy, jak to jest z metropolitalnością i stołecznością Warszawy w projektowanym Studium, w porównaniu z poprzednią strategią rozwoju Warszawy (do 2020 roku) i ze zgodnym z nią Studium – nadal obowiązującym. Moim zdaniem projektowane Studium cechuje nadmiar, wręcz obsesja, lokalności. Jest to zapewne wywiedzione ze Strategii #Warszawa2030, i jej zapisów o przyjaznych przestrzeniach, jakości życia, a także z uznania policentryczności za istotną wartość. Natomiast policentryczność ma sens wtedy, gdy wyraziste jest najważniejsze hierarchicznie centrum, w tym przypadku metropolitalne i stołeczne. Ostatnio dyskutowałem na ten temat z byłym burmistrzem dzielnicy Mokotów, Lechem Królikowskim, który zwrócił uwagę, że myślenie o metropolitalności i stołeczności Warszawy zanika. Miasto ma niedostatek przestrzeni publicznych, które mogą służyć wielkim wydarzeniom (dla kilkudziesięciu, kilkuset tysięcy osób). Dwa wielkie place w Warszawie miały podkreślać metropolitalność i stołeczność, jeden o cechach sacrum (plac Piłsudskiego), drugi o cechach profanum (tj. nowy tzw. plac Centralny przed PKiN). Wiadomo, że genezą placu Defilad była konieczność przemarszu wojsk i masowych manifestacji, i to się sprawdziło. Sprawdziło się również przy wielkiej demonstracji w październiku 1956 roku, mszy papieskiej, strefie kibica czy koncertach sylwestrowych. Niewłaściwe jednak było, gdy na placu przed Grobem Nieznanego Żołnierza, organizowano turnieje piłki siatkowej oraz wyścigi gokartów. W 2003 roku, podczas serii seminariów, wykazaliśmy, że te oba wielkie place są stolicy potrzebne. Dyskutowano nawet, czy lokalizacje Muzeum Sztuki Współczesnej i teatru przy placu Centralnym dostatecznie pasują do idei profanum. Wiemy, jakie problemy pojawiły się w ostatnich latach przy bezplanowym urządzaniu placu Marszałka Józefa Piłsudskiego. Natomiast stołeczny plac Centralny, zmniejszony plac Defilad, już w 2006 roku został zaplanowany jako miejska agora, miejsce do wielkich wydarzeń, bezpiecznych spotkań. W tej chwili następuje jego zazielenianie. Należało raczej zaprojektować rozwiązania techniczne dla oazy w upały, nie rozumiem urządzania go jako skweru nieodpowiadającego podstawowemu założeniu planistycznemu dla tego terenu, który miał być bezpiecznym miejscem dla imprez masowych o skali 60-80 tys. użytkowników, takich jak festiwale muzyczne czy miejski sylwester. Plac w centrum miasta, owszem, można różnymi metodami „uprzyjaźnić”, ale nie może to zaprzeczać generalnej idei agory miejskiej. Codzienną rekreację w zieleni może przecież zapewnić sąsiedni park Świętokrzyski, o który tylko wystarczy zadbać. Zamysł centralnego wielofunkcyjnego placu realizowały dwa kolejne miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego dla otoczenia Pałacu Kultury i Nauki, jeden uchwalony jeszcze w kadencji Lecha Kaczyńskiego (w 2006 roku), drugi za prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz (w 2010 roku). Dwa międzynarodowe wielkie konkursy na centralne przestrzenie wielkich miast rozstrzygnięte były w tym samym czasie – na berliński Potsdamer Platz i na zagospodarowanie rejonu otoczenia PKiN – jako ścisłego centrum Warszawy. W efekcie plac Poczdamski, który zaznacza zjednoczenie Berlina, został w pełni zrealizowany, natomiast wielki międzynarodowy konkurs, przeprowadzony pod auspicjami Międzynarodowej Unii Architektów, nie doczekał się realizacji. Przypomnijmy, że jego celem było zarysowanie koncepcji stołecznego, metropolitalnego centrum, którego pośrednim zadaniem miała być neutralizacja wysokościowa Pałacu Kultury i Nauki, a jest on wciąż megadominantą otoczony wielką pustką w sercu stolicy. Nie zmienił tego obowiązujący miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego ani inne pomysły na to miejsce. Zatem cóż to jest za nieprowincjonalne miasto, które nie ma wyrazistego i dobrze ukształtowanego centrum?

Monika Konrad

i

Autor: fot. Kateryna Reshetniak Monika Konrad

MS: W obecnie obowiązującym Studium był zapisany pewien „grzech pierworodny” w postaci branżowości. W planowaniu, a potem w realizacji widać, że każda branża zajmuje się swoimi projektami, jedni sadzą drzewa, inni budują drogi, ulice, place, i często to się ze sobą nie zgrywa. Obawiam się, że struktura branżowa w mieście w dalszym ciągu istnieje i przekłada się również na nowe Studium, i to nawet bardziej. Przykładowo cała sfera związana ze środowiskiem została podzielona jeszcze na dodatkowe branże. Problem nadal polega na tym, że nie działamy celowo, tylko branżowo. To widać też na pl. Centralnym. Zlecenie dostała akurat branża, która sadzi zieleń i dlatego będzie on tak wyglądał, a nie dlatego, że tak wyglądać powinien. Wcześniej mówiono, że pod nim ma powstać olbrzymi parking podziemny. Nie powstanie, bo to nie ta branża realizuje projekt.

BR: Dobrze, ale chcemy, żeby na placu przebywali ludzie, a w dobie zmian klimatycznych musimy stworzyć warunki, w których przebywanie będzie możliwe.

MD: Myślę, że tego typu decyzje wynikają przede wszystkim z ogromnej presji społecznej. Dziś mieszkańcy domagają się zieleni praktycznie przy każdej nowej inwestycji i jest to zrozumiałe. W Warszawie wzdłuż głównych ciągów komunikacyjnych dominuje asfalt i uciążliwy ruch samochodowy. Choć mamy dużo parków, to na co dzień, podczas dojazdów do pracy czy szkoły obcujemy głównie z przestrzenią wybetonowaną. Gdyby kolejność realizacji była inna, gdyby najpierw pobliskie ulice i mniejsze place zmieniły się w zielone oazy, dużo łatwiej byłoby zaakceptować inwestycję w jeden plac o miejskim charakterze.

DŚ: Od dawna jestem w pełni za ekologią miejską, ale dziwi mnie to, że na fali oczywiście słusznego trendu i obywatelskich inicjatyw spektakularne przestrzenie są zazieleniane, podczas gdy istniejąca mniej eksponowana zieleń pozostaje zaniedbana. Wracając do zawartej w dokumencie nowego Studium wizji, to mamy tam wymienioną ważną funkcję miejską: miejsce na manifestację poglądów, czyli na potencjalnie duże zgromadzenie. Gdzie ci ludzie mają się zebrać?MK: W miastach europejskich takie potrzeby są w różny sposób rozwiązywane. Dla przykładu, w Hadze demonstracje, koncerty czy wiece polityczne odbywają się w parku Malieveld w samym centrum miasta. Ten teren jest na co dzień łąką o wymiarach 350 na 200 metrów. W Warszawie mamy podobne przestrzenie, gdzie takie wydarzenia można organizować.

BR: Na przykład błonia stadionu.MS: Jeśli mówimy o przykładach, to wrócę jeszcze do centrów lokalnych. Wiadomo, że nie jesteśmy w stanie przeanalizować wszystkich, mam natomiast przykład mokotowski, z mojego własnego podwórka. Jednym z istotniejszych punktów jest skrzyżowanie ulic Sobieskiego i Bonifacego, gdzie już jest dużo handlu i usług, a w planie miejscowym przewidziano cały pas zabudowy usługowej. Mimo to nie wskazano tu centrum lokalnego.

GAB: Pamiętam fenomen targu śniadaniowego na Powiślu przy ul. Rozbrat, który (ponieważ był jedną z niewielu realizacji takiego pomysłu) był po prostu zbyt zatłoczony i stał się uciążliwy, bo przyjeżdżali tam ludzie z całej Warszawy. Ten problem może zostać załatwiony tylko przez sieciowanie, bo jeśli takich miejsc będzie dużo i będą one lokalne, to ludzie z np. Bielan nie przyjadą do centrum lokalnego na Powiśle, bo to nie miałoby sensu. Czy projekt Studium właściwie to rozwiązuje? To powinno być lepiej wyważone. Należy określić możliwości, a zakres ich realizacji zostawić do decyzjom w ramach planów miejscowych odpowiednio do faktycznego popytu. Pojedyncze fenomeny tego rodzaju nie są lokalne, a stają się ponadlokalne, intensywne i uciążliwe.

MT: Koncentracja usług ma silne oddziaływanie centrotwórcze i właśnie w takich miejscach jesteśmy w stanie osiągnąć synergię komunikacyjną z inwestycjami komercyjnymi. Większość zaplanowanych lokalizacji centrów lokalnych w moich okolicach mnie nie przekonuje. Może należy po prostu sformułować wytyczne, mówiące o tym, że w każdym obszarze planistycznym powinny być podstawowe funkcje centrotwórcze, takie jak bazar czy hala targowa, targ śniadaniowy, miejsca spotkań społeczności lokalnej. Z przestrzeni warszawskiej znikają kolejne targowiska, a wydaje się, że to one często są centrami lokalnymi. Przykładowo po zniknięciu bazarku na Sadybie dzielnica miała realny problem ze znalezieniem nowej lokalizacji, dlatego że obecne interpretacje prawników mówią, że jest to powierzchnia handlu powyżej 2000 m2.

MD: Chciałabym wrócić do pierwszego pytania, na które do tej pory jeszcze dostatecznie nie odpowiedzieliśmy: na ile studium może dążyć do skutecznego podejmowania wyzwań klimatycznych? W dokumencie jeden z rozdziałów nosi tytuł Infrastruktura techniczna zapewniająca neutralność klimatyczną. Czy faktycznie zapewnienie neutralności klimatycznej – czyli zerowej emisji gazów cieplarnianych – przez ten dokument jest możliwe? Każda nowa inwestycja w dzisiejszych warunkach wiąże się z ogromnym śladem węglowym, zarówno wbudowanym (wynikającym z wytworzenia materiałów niezbędnych do budowy), jak i operacyjnym, związanym z eksploatacją. Studium raczej nie zagwarantuje, że zamiast konstrukcji żelbetowych będziemy stosować wyłącznie drewno. Może natomiast może mieć znaczący wpływ na konieczność budowy parkingów podziemnych. Garaż w typowym budynku biurowym odpowiada dziś często za około połowę śladu węglowego całej konstrukcji budynku i obecnie nie istnieje niskoemisyjna technologia pozwalająca budować pod ziemią. Nie osiągniemy więc neutralności klimatycznej bez zmniejszenia współczynników parkingowych. Nowe Studium ich w ogóle nie określa, odsyłają Państwo do rozporządzenia.

BR: Jest to świadoma decyzja. Chcieliśmy sprawić, aby normatyw parkingowy był zawarty w dokumencie, który będzie bardziej elastyczny, podatny na zmiany. Chcemy, żeby miasto nie było podzielone wyłącznie na trzy strefy, a na zdecydowanie więcej. Warto zróżnicować parkingi ze względu na stopień dostępności do transportu zbiorowego, tak jak to się dzieje w podejmujących wyzwania klimatyczne innych dużych miastach. Nie ma sensu, aby przy stacji metra był taki sam wskaźnik parkingowy, co w tej samej nawet strefie, ale np. 500 metrów dalej. Docelowy normatyw jest przygotowywany i ma być przyjęty zarządzeniem prezydenta.MK: Mamy już obowiązujący dokument Zielona Wizja Warszawy, czyli strategię, która była tworzona równolegle do studium. Obecnie jest w przygotowaniu również standard zielonego budynku, który też w jakimś stopniu monitorujemy. Na początku będzie się on odnosił tylko do budynków użyteczności publicznej, ale być może uda się go wdrożyć również do budynków komercyjnych. Mamy w studium zapisy związane z błękitno-zieloną infrastrukturą i powierzchnią biologicznie czynną. Jest również mowa o „mieście-gąbce”, gospodarowaniu wodami opadowymi. Oczywiście Studium nie jest dokumentem sterującym wszystkimi działaniami w tym zakresie, ale jest w nim bardzo dużo rekomendacji dotyczących spraw związanych z klimatem. Próbowaliśmy szukać innych wskaźników, które jednak nie mogły być wdrożone ze względu na to, że zapisy Studium stanowią wytyczne do miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Zauważyliśmy tu konieczność zmian dokumentów nadrzędnych.

Bartosz Rozbiewski

i

Autor: fot. Kateryna Reshetniak Bartosz Rozbiewski

Rozmowa odbyła się 14 lipca 2023 roku w Pawilonie Zodiak w trakcie wyłożenia planu i istotnego etapu konsultacji, a także podsumowania prowadzonych od kilku lat prac

Marek Sawicki

i

Autor: fot. Kateryna Reshetniak Marek Sawicki

Zaproponowaliśmy kilkadziesiąt programów operacyjnych, które powinny być poddane dalszym studiom. Dla wielu tematów (np. bram miejskich) powinny być zorganizowane konkursy architektoniczne Monika Konrad

GAB: Czyli rozumiecie te rekomendacje trochę inaczej niż wytyczne czy założenia do planów miejscowych, bo one mogą być wdrażane na podstawie innych dokumentów, np. zarządzeń prezydenta, właśnie dlatego, że język planu nie jest dla takich działań odpowiedni. Z takim podejściem się zgadzam. Mamy świadomość tego, że różne współczesne wyzwania nie mają odpowiedzi w postaci narzędzi normatywnych, m.in. studium czy planu miejscowego. To dobrze, że projekt Studium zawiera także rekomendacje, które będą służyły zarządzeniom, takim jak standard szkolny, standard budynku zielonego, czy też programom operacyjnym.

MS: Daje to też możliwość szybszego reagowania na różnego rodzaju zmiany. Problemem polskiego planowania jest to, że pewne rzeczy są zamrażane na dłuższy czas, jeśli się je zbyt ściśle określi w studium czy w planie miejscowym. Bardziej elastyczne dokumenty pozwalają na szybsze reagowanie.MK: Dokument nowego Studium jest kontynuacją już prowadzonych polityk miasta, także jeśli chodzi o tereny zieleni. Mieliśmy bezpośredni wpływ na Zieloną Wizję Warszawy, bo była ona tworzona w tym samym czasie. Opieramy na niej już teraz przy formułowaniu wytycznych do warsztatów planistycznych czy konkursów.

MT: Skoro jesteśmy przy zielonych przestrzeniach, to chciałbym też docenić ideę zielonych pierścieni, która jest bardzo ciekawa i innowacyjna. Jako korzystającemu od dzieciństwa z wylotu rowerowego z Dolnego Mokotowa w kierunku Wilanowa i Powsina od dawna chodziło mi po głowie, żeby odszukać jeszcze kilka innych tego typu tras wylotowych z centrum Warszawy na jej zielone obrzeża. Myślę, że – w uzupełnieniu koncentrycznych zielonych pierścieni – dałoby się jeszcze wyznaczyć kilka takich promienistych szlaków.MK: Mam tu dobrą informację. Zielone pierścienie zostały zapisane w programie operacyjnym dla przestrzeni publicznych, więc jest duża szansa, że zostaną one wdrożone niezależnie od losów Studium. Dodaliśmy też w nowym dokumencie rozdział Dodatkowe narzędzia wdrażania polityki przestrzennej miasta, który dla mnie był bardzo ważny już na początku samego procesu. Wiedzieliśmy, że wielu problemów nie rozwiążemy w Studium i potrzebne będą również inne narzędzia, które pozwolą nam efektywniej realizować założenia tego dokumentu. Zaproponowaliśmy kilkadziesiąt programów operacyjnych, które również powinny być poddane dalszym studiom. W moim osobistym rozumieniu dla wielu tematów (np. bram miejskich) powinny być zorganizowane konkursy urbanistyczne.

BR: Chciałbym jeszcze dopowiedzieć, że w odróżnieniu od obecnie funkcjonującego Studium, które nie miało warstwy wdrożeniowej w obrębie jednostek miejskich, my chcemy się pokusić o oprzyrządowanie już tego dokumentu, żeby jednostki i biura miejskie też były odpowiedzialne za wprowadzanie w życie zapisów, które nie są czysto planistyczne, a mamy wiele rekomendacji spoza tej materii. Wiąże się to z operacyjnością, projektowaniem i wykonawstwem per se i ma sprawić, że dokument będzie bardziej wrośnięty w miasto i w różnego rodzaju jednostki, m.in. te, które realizują inwestycje.GAB: Podczas Kongresu Urbanistyki Polskiej we Wrocławiu w 2009 roku przedstawiłem obszerny tekst na temat studium jako narzędzia urbanistyki operacyjnej. Mówiłem, że w tym względzie jest ono niedocenione, ponieważ nie działa wyłącznie poprzez wytyczne do planów miejscowych, ale może zawierać szereg innych zapisów. Przykładowo efektem określenia przestrzeni publicznych w rozumieniu ustawowym jest obowiązek sporządzania dla nich planów miejscowych z jednoczesnym zakazem urządzania ich na podstawie tzw. wuzetek. W obecnie obowiązującym Studium zostało to zupełnie pominięte, w projekcie nowego jest natomiast próba wskazania takich obszarów. Muszę jednak zaznaczyć, że normatywne wymagania i przepisy dotyczące zawartości studium, ale także te bardziej szczegółowe – dla planów miejscowych – nie nadążają za wyzwaniami współczesnej urbanistyki. Po prostu nie da się w nich pewnych niezbędnych obecnie rozwiązań właściwie zapisać. Na Wydziale Architektury PW próbowaliśmy ze studentami uwzględnić zapisy strategii adaptacji Warszawy do zmian klimatu w projektach o charakterze studium dzielnic. Nawet przy innowacyjnym podejściu do zakresu studium gminnego było to trudne. Nie jestem pewien, czy udało się to w projekcie Studium. Nawiasem mówiąc, oczywiście są też radykalne metody. Już w drugiej połowie lat 80. obserwowałem je w Kopenhadze, gdzie zostały wówczas narzucone standardy ilościowe dotyczące zieleni. Aby je zrealizować, wyburzano tam oficyny, a nawet kamienice w pierzejach ulic, w celu przewietrzenia wnętrz urbanistycznych. Patrzyłem na to ze zdumieniem.

DŚ: Ostatnio w Gdańsku oglądałem teren przy Europejskim Centrum Solidarności. Są tam niecki retencyjne, jest tam w ramach rozwiązań drogowych ochrona strefy korzeniowej drzew. Czy jest w Warszawie jakaś przestrzeń, gdzie już są realizowane, może pilotażowo, założenia nowego Studium pod kątem postulowanej błękitno-zielonej infrastruktury?

MD: Widzimy pewne kroki wspierające zwiększanie retencji wód opadowych. Podczas pracy nad projektem jednej z warszawskich ulic dostaliśmy pismo od prezydenta z prośbą o uwzględnienie błękitno-zielonej infrastruktury, skierowane do wszystkich projektantów miejskich inwestycji. Co prawda wydarzyło się to na końcowym etapie prac, więc gdybyśmy tych rozwiązań nie wprowadzili wcześniej, to po otrzymaniu takiego pisma i tak nie byłoby to możliwe, ale widać, że na poziomie wytycznych i strategii myślenie o gospodarce wodnej jest obecne.

MT: Myślę, że wiele działań na poziomie detalu realizuje się od paru ostatnich lat w Warszawie. Dosadzanie ogromnej liczby drzew widać w każdej dzielnicy.

GAB: Chciałbym tu wspomnieć o bardzo ważnym planie miejscowym, który znam, ponieważ opiniowałem jego wariantową koncepcję. To uchwalony w końcu 2022 roku plan Zakola Wawerskiego. Razem z sąsiadującym z nim planem rejonu ul. Kadetów właściwie realizuje on wizję ochrony przyrodniczej i hydrograficznej bardzo ważnych dla Warszawy terenów.

BR: Był to kamień milowy dla rozpoczęcia właściwej ochrony takich strategicznych miejsc.

MS: Chciałbym też przypomnieć plan Pola Mokotowskiego, który miał chronić ten teren przed zabudową. Była olbrzymia presja na to, żeby część parku jednak zabudowywać, były akcje lobbystyczne. Przyjęcie tego planu wymagało znacznego wysiłku ze strony miasta.

MD: Problem z realizacją wizji miasta--gąbki zaczyna się na poziomie kontaktu z pracownikami urzędu na niższych szczeblach, dla których te rozwiązania są zupełnie nowe. Pojawiają się różne interpretacje przepisów, np. obowiązek uzyskania pozwolenia wodnoprawnego przy projektowaniu ogrodów deszczowych. W rzeczywistości nie zawsze jest to konieczne, ale ryzyko trudności i problemów z uzgodnieniem projektów może skutecznie zniechęcać projektantów do wdrażania dobrych rozwiązań. Cenne byłoby wyposażanie urzędników odpowiedzialnych za wydawanie decyzji w wiedzę, która pomogłaby usprawnić procedury i sprawić, że zasady projektowania błękitno-zielonej infrastruktury będą jasne dla wszystkich.

MS: Warto je promować. Mieliśmy przygodę projektową z tzw. parkiem pod Skocznią, gdzie została wykonana kompozycja parkowa z założeniem wodnym. Parę lat później rozmawialiśmy z jednym z inwestorów, którzy realizowali tam zabudowę, zresztą niezbyt intensywną, niską. Pierwotnie firmy budujące planowały zarówno drogi, jak i podziemne zbiorniki retencyjne. Przekonaliśmy ich jednak, aby za te same pieniądze wybudowali wspólne fragmenty parkowe z retencją o charakterze naturalnym. I oni faktycznie to zrealizowali. Już trzeci park tworzy się w tamtym rejonie, chociaż wcześniej nastawienie było inne. A teraz powstają nawet parki ze stawami, z wyprzedzeniem – po to, żeby ludziom pokazać: będziemy budować (i mieszkać) wśród już istniejącej zieleni. Dzięki takiemu podejściu udaje się to zrealizować i może się to opłacać.

GAB: Podam inny przykład. W granicach pewnego dużego przedsięwzięcia komercyjnego, handlowo-usługowego, znalazł się taki zakres „utwardzeń”, że utknęło ono na poziomie pozwolenia wodnoprawnego. Uznano, że liczba zrzutów wody opadowej jest taka, że trzeba przebudować istniejące odbiornik i kolektor odpływów. Jedną z zamierzonych usług handlowych był supermarket typu „dom i ogród”, więc doradziłem, aby zaprojektowano w nim ogródek wraz z retencyjnym założeniem wodnym, co zagospodarowało większość wody opadowej. Ten przypadek pokazuje, że inwestorzy mogą właściwie odpowiedzieć na wyzwania klimatyczne przez odpowiednie projektowanie zagospodarowania terenu, bez szczegółowych wymagań planistycznych.

MS: Może być mnóstwo takich przypadków, gdzie powiemy: No tak, potrzebne jest specjalne pozwolenie, na które trzeba długo czekać. Czy jest gdzieś wyraźnie zapisane, czego potrzeba do realizacji wizji nakreślonej w Studium, przede wszystkim jeśli chodzi o legislację wyższego rzędu?

MK: Jest to zanalizowane, zmapowane, aczkolwiek nie może to być częścią rekomendacji dokumentu.

DŚ: Chciałbym poruszyć sprawę rolnictwa miejskiego. W rozdziale Studium prezentującym wizję kierunków zagospodarowania przestrzennego jest napisane, że będzie ono miało wymiar rekreacyjno-społeczny.

MK: Jak najbardziej chcemy zachować możliwość produkcji rolnej, ale wiadomo, że ona nie wyżywi miasta. Na poziomie uwarunkowań analizowaliśmy, czy gałęzią o charakterze ekonomicznym może być również rolnictwo miejskie, chociażby takie w skali ogródków. Okazało się, że ma ono bardziej charakter społeczny. Rekomendujemy, żeby odbywało się ono w parkach czy w wydzielonych strefach. Wprowadziliśmy politykę ochrony Rodzinnych Ogródków Działkowych i w większości zostały one w przeciwieństwie do obowiązującego Studium zachowane. Ponieważ dostęp do nich jest jednak ograniczony, należałoby pomyśleć, w jaki sposób większa część społeczeństwa mogłaby korzystać zarówno z istniejących ROD-ów, jak i móc, kolokwialnie mówiąc, uprawiać swoją marchewkę. Jeśli chodzi o istniejące tereny rolne, to te, które w chwili obecnej funkcjonują, nie zmienią swojego przeznaczenia. Stosowany w Studium symbol ZN oznacza tereny rolne, zieleni naturalnej lub spontanicznej. Przede wszystkim chronimy tutaj walory przyrodnicze i krajobrazowe.

DŚ: Część właścicieli gruntów chciałaby pewnie sprzedać je pod zabudowę. Pytanie, co się z nimi stanie. Są to także grunty wyższych klas, których szkoda na taką funkcję czy inne sposoby zagospodarowania niż uprawa.

GAB: Pamiętam losy komisji rolnej rady dzielnicy gminy Ochota, która stała się właściwie komisją deweloperów. Założyło ją pięcioro radnych rolników, gdy byłem tam burmistrzem. Szybko się zorientowałem, że oni wcale nie próbują chronić terenów rolnych, tylko walczą o to, żeby stały się one budowlanymi. Ponieważ w części się to udało już w pierwszej kadencji, komisja ta się rozwiązała.

BR: Tak, zdecydowana większość właścicieli planuje sprzedaż, jednakże na wszystkich obszarach poza granicą urbanizacji pierwszymi sposobami użytkowania terenów są rolnictwo i użytkowanie dotychczasowe. Warto powiedzieć, że skoro tak znaczna powierzchnia miasta znajduje się w projekcie poza obszarem urbanizacji, to może to dotykać partykularnych interesów osób, które upatrywały w tych ziemiach, mimo wszystko, jakiejś poduszki finansowej na przyszłość, na zabezpieczenie potrzeb swoich rodzin. W rozdziale dotyczącym energetyki istnieje zapis, że dość duża część terenów poza obszarem urbanizacji jest wskazana pod fotowoltaikę. To daje jakąś alternatywę w postaci zysku finansowego dla osób, które nie chcą tych gruntów wykorzystywać w celach rolniczych, tak jak do tej pory.

Michał Tatjewski

i

Autor: fot. Kateryna Reshetniak Michał Tatjewski

MK: Jednocześnie bacznie zwracaliśmy uwagę na walory krajobrazowe. Fotowoltaika nie powinna ich zakłócać. Jako opcję dla fotowoltaiki wyznaczyliśmy więc tereny nieistotne ze względów krajobrazowych.GAB: Według informacji z 7 lipca br. w Warszawie obowiązują 343 plany miejscowe, pokrywające prawie 43% obszaru miasta. Jednocześnie prowadzonych jest 205 procedur planistycznych, które obejmują 27% powierzchni Warszawy, w tym niecałe 5% to zmiany planów. Ktoś może powiedzieć tak: Aha, to jest jednak trochę nadużycie, bo jeżeli 40% Warszawy jest pokryte planami, to co to za nowa polityka przestrzenna, jeśli ona już obowiązuje na tak dużym obszarze miasta. Ja stawiam pytanie inaczej: ile z tych planów jest respektowane poprzez zapisy projektowanego Studium i nie stanie się nieaktualne po jego uchwaleniu, a ile będzie wymagało zmian? Wiemy przecież, że w Warszawie nadal obowiązują plany, które były sporządzone jeszcze przed uchwaleniem Studium w 2006 roku. Przede wszystkim jest tak na Białołęce, co opisała Joanna Kusiak w książce Chaos Warszawa. Porządki przestrzenne polskiego kapitalizmu. Druga problematyczna kwestia to, że procedury niektórych obecnie sporządzanych planów lepiej byłoby zawiesić, przykładowo w przypadku planu dla wspomnianego już parku przy Dworcu Zachodnim. W Miejskiej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej uznaliśmy bowiem, że powinien on być dopasowany do wielkiego hubu przesiadkowego i bramy wielkomiejski (a nie zaplanowany jak lokalny „parczek osiedlowy”, na zapleczu zabudowy mieszkaniowej z lat 50., 60.). Chodzi generalnie o to, na ile projektowane Studium, jako nowa polityka przestrzenna, faktycznie oznacza zmianę na dużym obszarze miasta, a na ile i w jakim zakresie honoruje obecny stan planistyczny. Tym bardziej że dostosowanie wielu obowiązujących planów do ograniczeń urbanistycznych określanych w projekcie Studium skutkowałoby licznymi roszczeniami właścicieli gruntów. Na ile te zagadnienia, mechanizmy były przedmiotem refleksji autorów projektu Studium? Czy to da się w prosty sposób bilansowo ująć?

BR: Nie robiliśmy takich statystyk, ale nie jest tajemnicą, że część planów, które są wprost sprzeczne z założeniami nowego Studium, została zawieszona.GAB: Niektórzy z uczestników emocjonalnej debaty publicznej na temat projektu Studium mówili: Jak najszybciej uchwalcie jeszcze plan w zgodności z obecnym Studium. A inni: Nie, czekajmy na nowe Studium. Oczywiście nie chodziło im pewnie o te same plany. Jestem za tym, aby jak najpilniej uchwalić nowe Studium, zgodne ze Strategią #Warszawa2030, aby sporządzać plany spójne z ich zapisami, a nie kontynuować planowanie podporządkowane polityce przestrzennej wynikającej z poprzedniej strategii rozwoju i określonej w Studium, które już ponad 5 lat temu zostało uznane za nieaktualne. To, co jest istotne dla polityki planistycznej określanej w projektowanym Studium, to jej skutki finansowe. Wprawdzie odnośna prognoza nie jest wymagana, ale myślę, że aspekt ekonomiczny przyjęcia nowej polityki przestrzennej powinien być poważnie rozważony, tym bardziej że ograniczenie rozlewania się zabudowy na tereny niezurbanizowane to także optymalizacja kosztów realizacji infrastruktury.

BR: Oczywiście, że był taki aspekt badany. Pozwoliło to nawet dojść do poważnych liczb, np. jak na ekonomikę miasta wpływa urządzenie terenu znajdującego się poza obszarem urbanizacji.

W trakcie rozmowy poruszane były także, w sposób bardziej szczegółowy,sprawy dotyczące odniesień do Strategii #Warszawa2030, standardów urbanistycznych, dóbr kultury współczesnej, a także uzależnienia realizacji przedstawionej wizji od legislacji wyższego rzędu. Sprawy te warto poddawać dalszej dyskusji. Uczestniczący w rozmowie są zdania, że obecne Studium, chociaż obowiązujące, to jest już nieaktualne i pilnie potrzebny jest dokument polityki przestrzennej Warszawy niezbędny do opracowania zarówno nowej strategii rozwoju (której ustawowo określona zawartość w dużym stopniu dotyczy sfery polityki przestrzennej), jak i planu ogólnego, który powinien być zgodny właśnie z aktualną strategią rozwoju miasta.

Studium. Nieoczekiwany zwrot akcji

W piątek, 4 sierpnia 2023 roku, na spotkaniu z dziennikarzami, przedstawiciele miasta ogłosili konieczność rezygnacji z prac nad Studium i rozpoczęcie ich nad planem ogólnym. Poniżej publikujemy aktualny komentarz Biura Architektury.

Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego było dotychczas najważniejszym dokumentem określającym politykę przestrzenną miasta – jego konstytucją przestrzenną. W 2018 roku rozpoczęły się prace nad nowym Studium dla Warszawy. Miało ono zastąpić dotychczasowe, z 2006 roku. Przygotowany projekt zakłada równoważenie potrzeb związanych z rozwojem nowej zabudowy z aspektami ekonomicznymi i środowiskowymi, kluczowymi w kontekście zmiany klimatu. W nowym Studium dąży się do zwiększenia wygody życia w mieście poprzez budowanie jego policentryczności, rozwój spójnej sieci przestrzeni publicznych, priorytet dla rozwoju mobilności pieszej, transportu rowerowego i zbiorowego. Jednocześnie ważna pozostaje tożsamość miasta i ochrona krajobrazu, na którą szczególny wpływ ma polityka wysokościowa.Od czasu przeprowadzenia debaty na temat projektu nowego Studium zmienił się stan prawny – w lipcu prezydent Duda podpisał nowelizację ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Jest to prawdziwa rewolucja w obszarze planowania przestrzennego. Znowelizowane przepisy zakładają wygaszenie studiów  do 2026 roku. Ich rolę przejmą strategia rozwoju gminy oraz plan ogólny gminy. Czasu jest niewiele. Władze Warszawy podjęły decyzję o skupieniu całej energii na przygotowaniu planu ogólnego, ale nie oznacza to rozpoczęcia prac od zera. Większość materiałów przygotowanych na potrzeby Studium zostanie wykorzystana. Jednocześnie, konsultacje społeczne projektu Studium pokazują, jak mieszkańcy Warszawy odbierają politykę przestrzenną w nim zaproponowaną. Unaoczniają również najbardziej problematyczne zagadnienia. Zbieranie uwag do projektu Studium trwa do 29 września br. Cała dotychczas zebrana wiedza pozwoli sprawnie przygotować plan ogólny. Komentarz do dyskusji / Biuro Architektury m.st. Warszawy z dnia 08.08.2023

Chcemy, żeby Warszawa była miastem przyjaznym, otwartym na świat i odpornym na różne kryzysy. Zrównoważony rozwój przestrzenny jest niezbędny, by zrealizować tę wizję. Celem Studium jest stworzenie ram rozwoju dla dobrej, zdrowej i funkcjonalnej przestrzeni do życia w Warszawie. Są w nim m.in. wytyczne dla zabudowy, terenów zieleni, organizacji funkcjonalnej miasta, układu komunikacji. (…) Przed współczesną Warszawą stoją liczne wyzwania: przestrzenne, ekonomiczne, demograficzne i klimatyczne. (...) Tworząc nowy dokument, już dwukrotnie konsultowaliśmy się z mieszkankami i mieszkańcami Warszawy. Fragment tekstu Jakie nowe Studium dla Warszawy? z dnia 02.06.2023 ze strony internetowej Urzędu Miasta