Tomasz Żylski: Do końca maja w Galerii van Rij w Ćmielowie prezentowana jest retrospektywna wystawa Pana prac. Co na niej zobaczymy?
Paweł Orłowski: To dla mnie bardzo ważna ekspozycja. Nosi tytuł „Linia i płaszczyzna” i podsumowuje 20 lat mojej pracy. W pofabrycznych halach dawnej fabryki w Ćmielowie, gdzie mieści się Galeria, zwiedzający mogą zobaczyć, jak zmieniała się moja twórczość, bo najstarsze prace pochodzą jeszcze z czasu studiów. Kuratorce wystawy, Katarzynie Rij, udało się zgromadzić ponad 100 prac, w tym rysunki, obrazy, kolaże i rzeźby, również najnowsze, z serii Boty.
Jaka jest dziś rola pomników, czy szerzej – instalacji artystycznych w przestrzeni miejskiej?
Rzeźba jest łącznikiem pomiędzy nami, przechodniami, a architekturą, dziś z reguły monumentalną, o ekstremalnie prostej, pozbawionej detalu formie. W tym kontekście rzeźba oswaja rzeczywistość. Umiejętnie uwzględniona przez architekta, na przykład na dziedzińcu czy w atrium, nadaje przestrzeni indywidualny charakter. Poza oczywistym aspektem estetyzacji miejsca, pozwala człowiekowi utożsamić się z bezimienną wcześniej przestrzenią. Obecnie w Polsce zamawiane są przeważnie pomniki nacechowane treścią historyczną i religijną. W PRL-u rzeźby stawiane były na każdym osiedlu. Co prawda, często były pracami miejscowych plastyków, o różnej jakości artystycznej, ale mimo to dawały szansę obcowania ze sztuką szerokiemu gronu odbiorców. Dzisiaj nieczęsto bierze się ten aspekt pod uwagę.
Dlaczego?
Najpierw mieliśmy inne priorytety. Staraliśmy się zaspokoić podstawowe potrzeby, zapominając, że kontakt ze sztuką jest potrzebny, że tylko sztuka, która jest daleko od wszystkich ideologii i polityki może dać odbiorcy bezinteresowną przyjemność. Ale powoli to się zmienia. Cały czas gonimy tak zwany Zachód, choć nie chodzi tu o kierunek geograficzny, a raczej o sposób myślenia. Widzę zmianę zwłaszcza na polu inwestycji komercyjnych. Przed artystami otwiera się nowa droga, aby zaistnieć w przestrzeni.
A jakie trendy w dziedzinie rzeźby pomnikowej i instalacji obserwuje Pan na świecie?
W 2019 roku miałem przyjemność prezentować swoje prace w czasie Miami Art Basel w Stanach Zjednoczonych. Obserwując tamten rynek sztuki, moją uwagę zwróciła ilość rzeźb w przestrzeni publicznej, wychodzenie ze sztuką wprost na ulice. To zaskakujące, że idąc przez miasto, można zobaczyć realizacje największych nazwisk świata sztuki, jak Jeff Koons czy Fernando Botero, których dzieła osiągają ceny na poziomie milionów dolarów. Jestem przekonany, że ten trend pojawi się też w naszej części Europy.
Jakie możliwości współpracy z inwestorami komercyjnymi i publicznymi mają dziś młodzi artyści w Polsce?
Myślę, że pojawia się coraz więcej możliwości, coraz więcej świadomych klientów, część z branży deweloperskiej, którzy dostrzegają potrzebę lub też korzyść z tego, że w ich inwestycjach uwzględnia się sztukę. W ostatnim czasie widać zresztą znaczący wzrost zainteresowania rzeźbą jako taką, największy oczywiście w świecie kolekcjonerskim. Jej udział w obrotach na rynku sztuki wzrósł z 7% w 2018 roku do ponad 14% w roku 2020. Zobaczymy, co przyniesie 2021 rok, ale mam dobre przeczucia. Osobiście uczestniczę w przygotowaniu trzech koncepcji dla nowych inwestycji deweloperskich, a mamy dopiero pierwszy kwartał.
Co to za projekty?
Większość będzie miała charakter obiektów wolno stojących, pojawią się w przestrzeni otwartej, zewnętrznej. Inwestorowi zależało, aby stworzyć spójną koncepcję komunikacji przez sztukę. Nie będzie to tylko jeden obiekt, a cały szereg prac, które mają kreować ducha miejsca. Z jednej strony estetyzować przestrzeń, z drugiej skłaniać do refleksji. Nie mogę jeszcze mówić o szczegółach, ale chodzi o realizacje w Warszawie, Katowicach i Krakowie. Mam już zresztą na swoim koncie pierwsze tego typu realizacje, można je zobaczyć m.in. przy stołecznym budynku Prosta Tower projektu Kuryłowicz & Associates („A-m” 04/2012). Stoi tam pięć moich 2,5-metrowych rzeźb. Jestem gotowy, aby tworzyć rzeźby przed hotelami, drapaczami chmur, na lotniskach czy skwerach. Myśl, aby tworzyć prace, które staną się częścią krajobrazu, zakiełkowała we mnie podczas studiów w Niemczech. To tam zobaczyłem potencjał tego typu realizacji.
W Pana dorobku dominują przedstawienia postaci, często w intensywnych odcieniach. Kolor w Pana pracach stanowi uzupełnienie dla formy?
Kolor ma niebagatelne znaczenie w naszym życiu, a co za tym idzie – także i w sztuce. Wystarczy mały eksperyment: wyobraźmy sobie, że zniknąłby kolor z naszej rzeczywistości. Jakbyśmy się z tym czuli, czy miałoby to znaczenie? Albo zamieńmy kolory: niebieski na czerwony, żółty na zielony i tak „pokolorujmy” nasz świat. Robi to wrażenie, oddziałuje. Takie właśnie znaczenie ma kolor – jest swoistym językiem, pomaga wydobywać emocje, siłę wyrazu, wpływa na odbiorcę, wyraża idee. Moje rzeźby, czerwony czy wielobarwny Jeździec na koniu, żyją w przestrzeni miejskiej, przyciągają uwagę przechodniów. Czyste barwy wzmacniają formę, lubię je najbardziej.
Jak powstają Pana prace?
Gdy w mojej głowie pojawią się obrazy, zatrzymuję je na rysunkach, szkicach, czasem w modelach i… odkładam na półkę. Rzeźbienie przebiega w trzech etapach – tworzenia koncepcji, modelowania i realizacji. Nierzadko od pomysłu do końcowej fazy urzeczywistnienia projektu mija kilka lat. Przykładowo, rzeźba Aleksander Wielki przedstawiająca pięciometrowego jeźdźca na koniu, zrealizowana w 2020 roku, jest wynikiem idei, która kształtowała się wiele lat. Obecnie pracuję nad drugim jeźdźcem, pierwszy trafił już do prywatnego kolekcjonera. W planach mam stworzenie trzech egzemplarzy z oznaczeniami 1/3, 2/3, 3/3.
Jaką rolę w pracy współczesnego rzeźbiarza odgrywają nowe technologie?
Kto stoi w miejscu, ten się cofa. Tę maksymę można odnieść do każdej dziedziny, również do sztuki. Wykorzystywanie nowych technologii daje tyle możliwości, trzeba z nich korzystać. Na naszych oczach, niejako w czasie rzeczywistym, zaczyna się epoka, w której, dzięki możliwościom technicznym i ich dostępności, wykonywanie obiektów trójwymiarowych staje się łatwe. w tym momencie bardziej zaczyna liczyć się talent, pomysł, wizja i warsztat. To właśnie prezentuje moja obecna wystawa w Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.
Prowadzi Pan zajęcia w pracowni przestrzeni na Wydziale Form Przemysłowych krakowskiej ASP. Czy praca na uczelni i kontakt z projektantami ma wpływ na Pana twórczość?
Praca na Akademii to całe środowisko, stały kontakt z artystami, projektantami, tygiel, w którym pojawiają się nowe trendy, nowe idee i nowe pomysły. Młodzi ludzie, ale także starzy profesorowie wnoszą w ten świat swoje pasje, poszukiwania, przemyślenia. Nie dalej jak wczoraj po przeglądzie semestralnym spędziłem z kolegą kilka godzin, debatując o druku 3D, o tym, jak nowe techniki zmienią podejście do trzech wymiarów, ale też o nagrodzie dla naszej koleżanki po fachu, również absolwentki krakowskiej ASP, Małgorzaty Mirgi-Tas, która otrzymała Paszport „Polityki”. Takie rozmowy są niezwykle rozwijające.
Nad czym Pan obecnie pracuje?
Planów i projektów, nad którymi pracuję jest wiele. Opowiem o tym, który najbardziej mnie ekscytuje, ale do tego potrzebny jest kontekst. Kiedy miałem pięć, może siedem lat jeździłem na wakacje do dziadków. Była tam porcelanowa figurka kruka, którego dekoracja przypominała zbroję. Bardzo zapadła mi w pamięć. Patrząc na nią, zastanawiałem się, jak jest wykonana, kto ją stworzył. Potem zacząłem robić takie figurki z plasteliny. Dziś wiem, że to Kruk zbrojny zaprojektowany w 1958 roku przez Lubomira Tomaszewskiego dla fabryki w Ćmielowie. Ostatnio dostałem od nich propozycję zaprojektowania porcelanowej rzeźby. Historia zatoczyła koło, stąd mój wielki zapał do tego projektu. Być może figurka mojego autorstwa zainspiruje w przyszłości kolejne pokolenie artystów.
Paweł Orłowski (ur. 1975) artysta rzeźbiarz, wykładowca Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dyplom na Wydziale Rzeźby krakowskiej ASP uzyskał w pracowni prof. Józefa Sękowskiego. Studiował także na Universität der Künste w Berlinie, pod kierunkiem prof. Karlheinza Biederbicka. Poszukiwanie autorskiego stylu rozpoczął podczas swoich pierwszych międzynarodowych wystaw w Berlinie i Bonn w 1999 roku. Prezentował wówczas gipsowe odlewy, a także niewielkie rzeźby z brązu, które zapoczątkowały jego prace z tym materiałem. Brał udział w ponad 50 projektach artystycznych, wystawach i sympozjach, m.in. w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Paweł Orłowski zajmuje się też działalnością dydaktyczną i naukową. W 2018 roku otrzymał tytuł doktora habilitowanego w dziedzinie nauk plastycznych. Związany jest z Katedrą Sztuk Wizualnych oraz prowadzi Pracownię Rzeźby na Wydziale Form Przemysłowych Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.