Spis treści
Świadomy inwestor
Inwestorem przebudowy obiektu przy Thoravej 29 jest Bikuben Foundation – duńska fundacja wspierająca kulturę, sztukę i innowacje społeczne. Jej szef, Søren Kaare-Andersen, od początku zakładał, że projekt nie będzie zwykłą modernizacją. Miał być eksperymentem – architektonicznym, społecznym i ekonomicznym. Chodziło o to, by stworzyć najbardziej zrównoważony budynek w Danii. I to nie tylko w kontekście jego śladu węglowego.
Sustainability is also economy – mówi Andersen. Dla niego zrównoważenie to również trwałość, racjonalność i wspólnota. Dlatego tworzony obiekt nie miał być ani biurowcem, ani centrum kultury w tradycyjnym sensie. Budynek powstawał dla bardzo specyficznej społeczności. Z jednej strony to około 170 osób z 35 organizacji zajmujących się sztuką, demokracją, innowacjami społecznymi i technicznymi. Zamiast czynszu obowiązuje tu zasada członkostwa: co roku każdy podmiot musi udowodnić, że jego działalność realnie zmienia świat.
Czytaj także: Lofty w betonowych gigantach. To może być pierwszy „przepis na elewator”, który nie zatrzyma się na etapie koncepcji
Z drugiej – to mieszkańcy dzielnicy Nordvest, którzy zmagają się z szeregiem wyzwań typowych dla dawnych terenów przemysłowych. Poprzez stworzenie ogólnodostępnej przestrzeni twórczej, edukacyjnej i społecznej fundacja chce wspierać inicjatywy obywatelskie, pomagać lokalnej młodzieży oraz przedsiębiorcom aktywnym na niszowych obszarach rynku. Ten model sprawił, że właściciel nie tylko dopuścił odważne decyzje projektowe, ale wręcz ich oczekiwał.
i
Architektura jako laboratorium
Za przebudowę odpowiada Pihlmann Architects pod kierunkiem Sørena Pihlmanna, który w ostatnich latach stał się jedną z najbardziej oryginalnych postaci duńskiej sceny. Jego praktyka łączy precyzję inżyniera z wrażliwością badacza materiału, a każdy projekt jest dla niego okazją do sprawdzania, jak długo architektura może funkcjonować bez nowych zasobów.
W 2025 roku Pihlmann był również kuratorem duńskiego pawilonu na Biennale Architektury w Wenecji, gdzie zaprezentował projekt Build of Site. W odróżnieniu od większości wystaw nie powstała tam żadna tymczasowa instalacja – cała energia została skierowana w rzeczywistą renowację pawilonu. Wykorzystano ją jako laboratorium, w którym badano, jak można przekształcać odpady budowlane w elementy architektoniczne: rampy, ławki, stoły czy podium. Prace rozpoczęły się jeszcze przed otwarciem biennale i będą kontynuowane po jego zakończeniu – a wszystkie elementy ekspozycji zostaną następnie wbudowane w odnowiony budynek.
Czytaj także: Przemiana starej Królewskiej Papierni w Konstancinie. Arche w oparciu o stare mury chce zbudować nową część miasta
Dawniej architektura powstawała z tego, co można było znaleźć lokalnie; dziś jej materiałowym krajobrazem jest to, co już istnieje – mówi Pihlmann. Build of Site stał się więc nie tylko wystawą, lecz długofalowym procesem – pokazem, że prawdziwa zmiana nie wymaga nowych surowców, ale nowego sposobu patrzenia na resztki i nadwyżki.
Ta sama logika towarzyszyła przebudowie Thoravej 29. Architekt przyznaje, że propozycja fundacji była wyjątkowa: odważna, otwarta na eksperyment i nastawiona na proces. Skoro chcieli osiągnąć coś naprawdę nowego – mówi – to zamiast szukać efektu w estetyce, należało poszukać wartości w tym, co już istnieje. Z tego założenia narodziła się kluczowa idea projektu: potraktować budynek jako własny bank materiałów. Zamiast burzyć i wymieniać, architekci postanowili zredefiniować zastane elementy, nadając im nowe funkcje i znaczenia.
i
Trzecie życie zaczyna się od nowa
Thoravej 29 powstał w 1967 roku według projektu Erika Stengade. Przez lata mieścił fabrykę, a później ośrodek pomocy osobom z niepełnosprawnościami. W 2021 roku fundacja ogłosiła konkurs na jego nową funkcję. Z zewnątrz budynek był typowy dla swego czasu: prefabrykowana konstrukcja słupowo-belkowa z płytami TT i poziomymi pasami okien. Architekci postanowili odczytać jego logikę na nowo, rozebrać go do gołej konstrukcji i złożyć ponownie. Największa zmiana dokonała się na parterze. Dawne mury otwarto, wprowadzając duże przeszklenia oraz przezroczyste bramy garażowe. Cegły z fasady wykorzystano ponownie, tworząc nawierzchnię przed wejściem, która dosłownie łączy budynek z miastem. Wewnątrz powstała spiralna klatka schodowa, prowadząca od publicznej strefy z kawiarnią i galerią po wyższe kondygnacje z pracowniami artystów, biurami i salami spotkań.
Zgodnie z założeniem fundacji przestrzeń ma różny stopień dostępności – im wyżej, tym bardziej prywatnie. Parter i taras są publiczne, piętra pośrednie służą współpracy, a najwyższe to strefa pracy i rezydencji. Całość spaja wspólna przestrzeń komunikacyjna, która sprzyja przypadkowym spotkaniom i wymianie między użytkownikami.
Wewnątrz znalazły się również integralne dzieła sztuki: instalacja Minyi Kim, praca świetlna Wu Tsanga i Martina Simsa, a także głosowy model AI autorstwa Santiaga Mostyny, dzięki któremu obiekt dosłownie „odpowiada” odwiedzającym.
i
Budynek, który recyklinguje samego siebie
Najciekawsze jest to, że mimo tak istotnej ingerencji w funkcję i układ budynku, aż 95% zastanej substancji zostało ponownie użyte lub przetworzone. Betonowe stropy przecięto i pochylono, zamieniając w monumentalne schody i meble. Fragmenty elewacji posłużyły do stworzenia wybrukowanej przestrzeni przed frontowym wejściem. Odpady drewniane rozdrobniono i sprasowano w nowe płyty meblowe, które użyto przy wyposażaniu wnętrz. Nie wyrzucono nawet pozornie nieistotnych elementów – wszystkie trafiły do „magazynów materiałowych” w piwnicy, podzielonych na pule: drewno, gips, metal. Żadnego elementu betonowego nie wyrzuciliśmy na wysypisko – mówi Pihlmann. Chcieliśmy, by wszystko zostało tu, na miejscu. Nawet jeśli nie wiedzieliśmy jeszcze, jak to wykorzystać.
Czytaj także: Elektrociepłownia Szombierki w Bytomiu. Arche przekształci zabytkowy kompleks w hotel
To nie tylko kwestia śladu węglowego, choć liczby robią wrażenie: 88% mniej emisji CO₂ i 90% mniej odpadów niż przy budowie od zera. To również estetyka wynikająca z fizycznych właściwości materiałów. Nie wszystko „upiększono. Niektóre elementy pozostawiono w surowym stanie, inne przetworzono powierzchniowo, kolejne – przestawiono, odwrócono, wtopiono w nową strukturę.
Architektura, która się nie ukrywa
Jednym z kluczowych założeń projektu było odsłonięcie konstrukcji. Pihlmann potraktował obiekt jak narzędzie edukacyjne – chciał, by użytkownicy mogli zrozumieć, z czego i jak się buduje. Dlatego kolejne warstwy nie zostały zakryte tynkiem, płytą gipsową ani dekoracją. Widoczne są belki, ślady po wyciętych stropach, zarys dawnych połączeń i nowe zbrojenia. Można zobaczyć, gdzie budynek został przecięty, a gdzie ponownie scalony. To, co naprawdę mnie interesuje, dzieje się pod powierzchnią – pisze architekt w publikacji poświęconej przebudowie Thoravej 29.
Odsłonięcie tych warstw ma nie tylko wymiar estetyczny, lecz także etyczny. Uczy patrzeć na architekturę jak na proces, a nie tylko efekt. Dzięki temu Thoravej 29 nie jest gładką, zamkniętą formą, ale czytelną strukturą, w której widać ślady pracy, decyzji i czasu. To budynek, który uczy respektu wobec materiału i technologii, pokazując, że każda ingerencja ma swoje konsekwencje.
W epoce, w której budowanie coraz częściej oddziela się od myślenia o tym, jak rzeczy powstają, Sørena Pihlmann przywraca kontakt z fizycznością i logiką konstrukcji. Architektura, zamiast ukrywać swoje niedoskonałości, odsłania własny warsztat – i w tym właśnie znajduje nową formę piękna. Nie chodzi o szukanie piękna w rzeczach brzydkich – mówi – lecz o zrozumienie ich logiki i doprowadzenie do momentu, w którym zaczynają mówić same za siebie. Jego zdaniem architekt nie jest już demiurgiem, ale facylitatorem procesów, kimś, kto aktywuje to, co już istnieje. Dlatego coraz częściej widzimy powrót do mniejszych projektów, które skupiają się nie na pojedynczych komponentach, ale na holistycznym myśleniu o tym, jak budynek funkcjonuje jako całość.
Pihlmann mówi o etyce ekspozycji: ujawnianie tego, co zwykle ukryte – warstw, instalacji, materiałów – staje się gestem poznawczym i etycznym zarazem. W książce podkreśla, że pokazując wszystko, nie tylko podważamy to, co mogłoby być uznane za nieinteresujące, ale też wydobywamy jego proporcje, potencjał, wewnętrzne piękno. Można wziąć rzeczy odrzucone i uczynić je ponownie ważnymi. Ten sposób myślenia powraca w wielu jego wypowiedziach – zarówno w książce, jak i w rozmowach o innych projektach. To podejście kwestionuje klasyczne hierarchie materiałów, w których stal, drewno czy kamień mają większą wartość niż linoleum, plastik czy beton. Pihlmann przypomina, że każdy materiał ma własną logikę, wagę i prawdę, a rolą architekta jest ją zrozumieć i z nią współpracować.
To nie jest tylko kwestia estetyki – dodaje. To również etyka: umiejętność patrzenia na świat takim, jaki jest, a nie tylko takim, jakim chcielibyśmy go widzieć. W tym sensie Thoravej 29 jest lekcją pokory: architektura nie powstaje tu z materiałów, lecz ze świadomości ich wartości.
i
Nikt nie przeszkadzał
Jak wspomina Søren Pihlmann, w trakcie całego procesu żadne instytucje kontrolne nie wniosły zastrzeżeń. Straż pożarna, inspekcja pracy, służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo budowlane – nikt nie blokował projektu. Jedyna interwencja władz dotyczyła zmiany lokalnych przepisów, które ograniczyły możliwość przebicia nowego wejścia od frontu. Reszta mogła się wydarzyć.
To drobiazg, ale dobrze pokazuje różnicę w systemowym podejściu. W Danii tego typu eksperyment traktowany jest jako naturalny krok w stronę przyszłości architektury. W Polsce natomiast każde odejście od schematu wymaga tłumaczenia, zgód, wyjątków, a często i odrobiny heroizmu. Tam – wystarczy ciekawość i zaufanie. Nie trzeba iść pod prąd ani udowadniać, że badanie procesu ma wartość równą efektowi końcowemu.
Takie podejście przyniosło wymierne rezultaty. 95% materiałów wykorzystano ponownie lub przetworzono, generując o 90% mniej odpadów i o 88% mniejszy ślad węglowy niż przy budowie od zera. Przy powierzchni 6336 m² i łącznym nakładzie około 200 mln duńskich koron (wliczając zakup i przebudowę) koszt wyniósł średnio 35 tys. za metr kwadratowy – mniej niż w przypadku nowego budynku o podobnym standardzie. Rachunek jest prosty: świadome budowanie opłaca się – ekologicznie, ekonomicznie i wizerunkowo.
Nie wolno jednak traktować Thoravej 29 jako reprezentanta całej branży. Również w Danii nie brakuje projektów, w których strony zmagają się z brakiem środków, czasu czy wzajemnego zrozumienia. Nie zmienia to faktu, że przestrzeń dla bardziej świadomego budowania jest tam po prostu większa, bo istnieją instytucje i inwestorzy, którzy potrafią ją stworzyć. Budynek zdobył już większość najważniejszych duńskich nagród: Building of the Year 2024, Copenhagen Municipality Building Award 2025, Renoverprisen 2025 oraz nominacje do Architectural Review New into Old Awards i Danish Design Awards.
i
Architektura jako opowieść
Być może jednak największym sukcesem Thoravej 29 nie jest sam budynek, lecz opowieść, jaka wokół niego powstała. Wydana przez Danish Architectural Press, oficynę Duńskiego Stowarzyszenia Architektów, książka dokumentująca projekt zawiera zaledwie kilkanaście stron tekstu – głównie rozmowę z Sørenem Pihlmannem. Pozostałe kilkaset stron wypełniają zdjęcia pokazujące każdy etap pracy: od analizy poprzez demontaż i przetwarzanie aż po gotowy efekt – fotografie, które w swojej powtarzalności i surowości przypominają raczej badanie niż klasyczną publikację architektoniczną.
To niezwykły zapis procesu, w którym architektura staje się zarówno przedmiotem, jak i narracją. Gdy podczas spotkania z architektem i inwestorem w Kopenhadze pojawiło się kilkunastu dziennikarzy z całego świata, stało się jasne, że Thoravej 29 to coś więcej niż lokalna realizacja. To historia o tym, jak architekturę można pokazywać, a nie tylko budować.
W tym sensie projekt jest nie tylko przykładem efektywnej i efektownej adaptacji, lecz także reklamą duńskiej architektury – jej dojrzałości, odwagi i zdolności do opowiadania o sobie. Bo w architekturze liczy się nie tylko to, co powstaje, ale także sposób, w jaki się o tym mówi.