Akademia przez duże A: rozmowa z Gabrielą Rembarz i Justyną Pęczek

i

Autor: Archiwum Architektury Architektki Justyna Pęczek i Gabriela Rembarz

Akademia przez duże A: rozmowa z Gabrielą Rembarz i Justyną Pęczek

2020-04-24 16:15

Kreatywność potrzebuje takich warunków, jakie kojarzymy ze starożytną Akademią – tolerancji, szacunku i wolności oraz, oczywiście, wyzwań. Nasze inicjatywy, OSSA i AGORA, to próby wygospodarowania przestrzeni spotkania i dialogu, a także pewnego rodzaju inkubatora dla nowych podejść odpowiadających dynamice zmian we współczesnym świecie – w cyklu Architektki Gabriela Rembarz i Justyna Pęczek, wykładowczynie WA PG, o łączeniu nauki z praktyką projektowania.

Agata Twardoch: Chciałam z Wami porozmawiać o umiędzynarodawianiu polskiej uczelni i o łączeniu nauki z praktyką. Jesteście inicjatorkami i pierwszymi organizatorkami - w 1997 roku - warsztatów Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Studentów Architektury. W listopadzie „Architektura-murator”, przy okazji swoich 25. urodzin, nagrodziła je jako Inicjatywę 25-lecia. Wiem, że to stare wspomnienie, ale też ciekawa historia.Justyna Martyniuk-Pęczek: To były całkiem inne czasy. Dostęp do rzeczy, informacji, nawet do ludzi w 1997 roku był diametralnie inny. Nie było przecież internetu. Nie było możliwości, żebyśmy rozmawiały uśmiechając się do siebie, tak jak teraz: Ty w Gliwicach, my w Gdańsku. W ogóle nie było łatwo mieć znajomych tak daleko. Nie było wiadomo, jak wyglądają studia na innych wydziałach, jaki jest poziom, kto na nich studiuje. Docierały do nas jakieś plotki, ale niewiele więcej. Warsztaty zrodziły się z potrzeby spotkania i wymiany. Poznania tego, co się dzieje poza naszym Gdańskiem.Gabriela Rembarz: Myśmy się dzięki tej pierwszej OSSIE poznały. Justyna była wtedy studentką, i razem z Grzegorzem przyszli do mnie i do Anny Awtuch z pomysłem na takie spotkanie. A my, młode asystentki, dałyśmy się w ten projekt absolutnie wkręcić. Mnie się bardzo dobrze pracowało z młodszymi ludźmi, bo w mojej generacji, szczególnie wtedy, w 1997 roku, nie do pomyślenia było, żeby angażować się w takie niezarobkowe przedsięwzięcie. Przecież można było robić interesy, założyć działalność. Z Justyną połączyła nas taka trochę społecznikowska potrzeba działania.JMP: I ciekawość ludzi.GR: W ogóle potrzeba zmiany i wpływu na rzeczywistość. A w 1997 roku całkiem inne były też relacje na uczelni.AT: Większy dystans?GR: Profesorowie byli w wieku naszych dziadków. Potem następowała pokoleniowa przerwa, bo ówcześni 40- czy 50-latkowie zajmowali się właśnie tymi „biznesami”, więc nawet jeżeli pracowali na uczelni, to ich życie kręciło się raczej dookoła zewnętrznej działalności. Potem byliśmy my, niewiele po studiach. Jak pływacy na otwartym morzu. Możliwości były jednocześnie i duże, i żadne. Wszystko zależało od indywidualnego potencjału i szczęścia. A z drugiej strony doświadczenia na Zachodzie były nader rzadkie, a ja wróciłam po studiach w Stuttgarcie, i dużo rzeczy w Polsce okazywało się nie do zniesienia.JMP: Wszyscy chcieliśmy zmiany. Mnie zależało także, żeby powstało coś w rodzaju grupy wsparcia; żeby można było dowiedzieć się od innych studentów, gdzie wyjechać na studia zagranicę i jak ciekawiej studiować architekturę.AT: Czy organizując te pierwsze warsztaty miałyście jakiś wzorzec?JMP: Idea OSSY zrodziła się podczas warsztatów EASA (European Architecture Students Association). Wówczas było to dosyć elitarne międzynarodowe spotkanie. Wzięłam w nim udział w 1997 roku w Plymouth. Wtedy, wraz z innymi Polkami i Polakami, stwierdziliśmy, że chcemy przenieść tę ideę na grunt polski.

KUP DOSTĘP