ROZMOWA A-M

Anna Cymer: architektura lat 90. była kiczowata, ale nasza

2024-06-11 10:35

Nowa książka Anny Cymer już w tytule stawia tezę, że – przynajmniej w dziedzinie architektury – lata 90. trwały dłużej, niż wskazywałby na to kalendarz. Dramatyczne zmiany, których pamiątką są opisane przez nią budynki, zaczęły się już w połowie lat 80., a z ich efektami mierzymy się do dziś.

Spis treści

  1. Anna Cymer: rewolucja wybuchła, gdy pojawiły się pieniądze
  2. Anna Cymer: nie umiemy się cieszyć tym, co osiągnęliśmy
  3. Anna Cymer: architektura lat 90. była kiczowata, ale nasza
  4. Anna Cymer: zła architektura też ma prawo do istnienia

Anna Cymer: rewolucja wybuchła, gdy pojawiły się pieniądze

Z Anną Cymer rozmawiał redaktor Naczelny "A-m" Artur Celiński. Historyczka architektury w swojej najnowszej książce "Długie lata 90. Architektura w Polsce czasów transformacji" opisuje, jak rewolucyjne zmiany w Polsce wpłynęły na architekturę – zarówno jako formę i język powstających budynków, jak i praktykę zawodową.

W połowie lat 80. system zaczął się kruszyć i pojawiły się furtki. Architekci mogli się wyzwalać ze struktury wielkich, państwowych biur projektowych. To się nie zaczęło w 1989 roku. Pierwsze pracownie, które dzisiaj widzimy i rozumiemy, jako autorskie, choć jeszcze nie do końca prywatne, zaczęły powstawać w połowie lat 80.

- podkreśla Cymer. Prawdziwa rewolucja zaczęła się jednak według niej dopiero wtedy, gdy w tym równaniu pojawiła się nowa zmienna: pieniądze. Kiedy to nastąpiło?

Też pod koniec lat 80. Wtedy pojawiły się pierwsze możliwości wejścia na "rynek" i pierwsi "inwestorzy". To były drobne przedsięwzięcia, ale po raz pierwszy od lat 40. prywatne. Najpierw domy jednorodzinne, mieszkaniówka. W latach 80. zaczynają powstawać też pierwsze budynki komercyjne, choć dla ryku komercyjnego przełom roku 1989 ma większe znaczenie. I mniej więcej około roku 1991 pojawiają się zagraniczni inwestorzy.

Anna Cymer: nie umiemy się cieszyć tym, co osiągnęliśmy

Celiński pyta, dlaczego – w przeciwieństwie do architektury z czasów PRL, która najpierw doczekała się swoich obrońców, a z czasem też fanów, ta z lat 90. ciągle jest kontestowana, a doceniają ją tylko specjaliści, a i to – nieliczni.

Mało kogo chyba wtedy interesowała architektura. Ludzie byli zajęci czym innym, tyle się działo, tyle zmian zachodziło społecznych, politycznych, ekonomicznych. Starałam się przywołać tamte wspomnienia, bo to był moment, kiedy my musieliśmy się nauczyć wielu rzeczy od nowa. Dla nas dziś jest oczywiste, że trzeba podpisać umowę i co ma w niej być. Wtedy nie było. Na dodatek wchodziły już komputery, przejście z deski kreślarskiej na oprogramowanie – a zagraniczni inwestorzy – już tego oczekiwali. Budynki stały się materializacją tamtej epoki i tych uczuć, które temu towarzyszyły.

Wydaje mi się, że to jest związane z tym, że my mamy potworne kompleksy, ciągle do czegoś aspirujemy, a nie potrafimy się cieszyć tym co mamy i tym, co osiągnęliśmy. Nie umiemy podchodzić do tego z jakąś taką serdecznością. Wstydzimy się tych lat 90. bo są paździerzowe, a dopiero teraz, ten obecny zachód jest prawdziwy

- tłumaczy Cymer.

Anna Cymer: architektura lat 90. była kiczowata, ale nasza

To, co ja widzę wartościowego w tamtej epoce, to że ona była nasza. Ta architektura odpowiadał na nasze potrzeby. To, co się buduje dziś, to jest zglobalizowana architektura, wszędzie taka sama. Czy jesteś w Paryżu, czy jesteś w Sieradzu. A tamta architektura była bardziej twórcza, kreatywna. Tak - była tandetna, paździerzowa, kiczowata, bo myśmy się tego dopiero uczyli. Nie twierdzę, że wszystko było wspaniałe, ale spróbujmy tak spojrzeć, to będzie nam łatwiej wybrać budynki, które warto uznać za zapis tamtych czasów, kiedy szukaliśmy czegoś dla siebie i kombinowaliśmy.

Anna Cymer: zła architektura też ma prawo do istnienia

Pytana o przyszłość architektury z lat 90. i możliwości jej ochrony Cymer przekonuje:

W przestrzeni miejskiej jest miejsce dla dobrej, przeciętnej i złej architektury. One tak samo mają prawo do istnienia, a my chcemy, żeby wszystko było najpiękniejsze. Że jak coś jest kiczowate, to tylko się z tego śmiejemy i najchętniej byśmy wyburzyli.

Jej zdaniem, taka dyskusja grozi nam tym, że utracimy najcenniejsze obiekty, jak stało się z wrocławskim Solpolem.

To jest ta sama rozmowa, co o architekturze PRL, powtórka z rozrywki. Brakuje nam rozwiązań systemowych, planów miejscowych. Ciągle mówimy o mieście jak o zbiorze działek i przez to nagle mamy wieżowiec w środku Rzeszowa. Z tej perspektywy lata 90. nigdy się nie skończył. Rezygnacja państwa z zarządzania przestrzenią nastąpiła na ich początku i to jest najbardziej przykre ich dziedzictwo.

Przeczytaj też recenzję książki Anny Cymer Artura Celińskiego: 

Anna Cymer - Długie lata 90. Architektura w Polsce czasów transformacji

i

Autor: Centrum Architektury

2k