Jak opowiadać o architekturze lat 90. w Polsce?
Czytając nową książkę Ani Cymer, długo nie mogłem się opędzić od uczucia, że to wszystko powinno być inaczej napisane. Bywały momenty, gdy aż wstrząsało mną przekonanie, że tu znacznie lepiej sprawdziłby się reportaż – opowieść o pionierach i pionierkach chwytających bezczelnie pełnię nowych możliwości, wykuwających swym geniuszem nowe zasady i troszczących się o jakość w czasach narastającej manii ilości. Czasem dopadały mnie jednak myśli domagające się większego uporządkowania – najlepiej w formie leksykonu i statystyki. Cóż mi bowiem po tych najciekawszych realizacjach, gdy chcę znać na przykład skalę i proporcje przeciętności.
Tymczasem autorka z chłodno skalkulowaną konsekwencją proponowała mi przegląd trendów, zmian i wcielonych w życie pomysłów. Podzieliła swoją narrację na logiczne części. W jednej opisała biurowce i banki, w innej architekturę w służbie władzy i instytucji, a w kolejnej znalazły się na przykład kościoły i obiekty sakralne. Wstęp do każdego działu zawiera krótki rys stanu wyzwania i towarzyszącego mu kontekstu. Po nim zaś następuje prezentacja kilku lub kilkunastu obiektów, które autorka po prostu pokazuje takimi, jakimi wówczas były. Nie stroni przy tym, co prawda, od ciekawostek lub spostrzeżeń czynionych z perspektywy 2023 roku, ale ich siła potencjalnego rażenia niwelowana jest przez liczne cytaty z komentarzy tworzonych w tym samym okresie, co prezentowane realizacje. Nie mogę się powstrzymać, aby z radością tutaj odnotować, że ogromna ich część pochodzi z naszego miesięcznika. Już po lekturze kilku rozdziałów tej książki zostaje więc w czytelniku przekonanie, że Cymer ma rację.
Analityczne, nienostalgiczne spojrzenie w przeszłość
Broni nas w ten sposób zarówno przed samą sobą, jak i nami samymi. Widać bowiem, że jest w autorce złość, że architektura lat dziewięćdziesiątych nie doczekała się takiego zrozumienia, jak ta z okresu PRL-u. Jestem przekonany, że gdyby tylko chciała, mogłaby nas za pomocą swojej książki wciągnąć w pełną pasji opowieść wzywającą do zaprzestania bezmyślnego wyburzania lub pogardliwego lekceważenia. Tymczasem autorka oddziela opowieść od architektury. Nie czyni przez to poszczególnych obiektów lepszymi niż są w rzeczywiści. Nie wzmacnia ich marki i nie roztacza nad nimi emocjonalnego parasola.
Nam zaś też tego odmawia... Nie pozwala nam na nostalgiczne spojrzenie w przeszłość. Mam wrażenie, że Cymer zdaje sobie sprawę, że dla wielu z jej czytelników dekada lat dziewięćdziesiątych stanowi wciąż żywą przeszłość, która w naszych głowach jest reprezentowana przez wspomnienia ludzi i rzeczy – nostalgiczne duchy potrafiące nieźle namieszać w postrzeganiu tego, co było. Autorka wstrzymuje się także przed popadaniem w narracje polityczne. A przecież transformacja w naszym kraju niejedno ma imię i te same rzeczy – jako społeczeństwo – potrafimy pamiętać i nazywać zupełnie inaczej.
Cieszy mnie więc, że w Długich latach 90. kontekst i opowieść są zaledwie tłem, a architektura główną bohaterką. Co prawda, przez to nie będę tej książce poświęcał nieprzespanych nocy, ale potraktuję ją jako wstęp do moich subiektywnych podróży po mieście i architekturze. Trzeba zaś zauważyć, że ów początek zaproponowany przez Cymer jest z natury tych najlepszych. Zasiewa bowiem w głowie czytelnika ziarno ciekawości, którego plony zależą już od naszych subiektywnych preferencji.