Postać Bohdana Lacheta w warszawskim środowisku architektonicznym to do pewnego stopnia temat tabu. Legendami obrosły nie tylko jego przedwojenne, przebojowe osiągnięcia w tandemie z Józefem Szanajcą. Równie dużo od stołecznych architektów starszego pokolenia można nasłuchać się o powojennym serwilizmie Lacherta w stosunku do nowych władców Polski. Na warszawskim wydziale architektury, gdzie był profesorem, jego koneksji na szczytach władzy bali się ponoć nawet sekretarze zakładowej organizacji partyjnej. Na szczęście to tabu stara się odczarować książka Beaty Chomątowskiej.
Autorka odnosiła się już do postaci Lacherta, relacjonując losy warszawskiej dzielnicy powstałej w miejscu żydowskiego getta w książce Stacja Muranów (Wydawnictwo Czarne 2012). Tym razem dostajemy do rąk publikację, która wcale nie jest kolejną pracą naukową poświęconą architektonicznym problemom ważnych polskich twórców. To przystępny, miejscami fabularyzowany reportaż opisujący losy tandemu architektów: Bohdana Lacherta i Józefa Szanajcy, ich rodzin, a także kręgu znajomych.
Autorka w pomyśle na książkę podąża podobnymi tropami, co Filip Springer w publikacji Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach („A-m” 3/2014). Jest jednak zasadnicza różnica w tonie obu pozycji. Wydźwięk książki Springera był zdecydowanie pesymistyczny. Opisywał on ludzi, których profesjonalne zaangażowanie i nowatorskie wizje wcale nie chcą przeistoczyć się w trwałe architektoniczne wartości. Przed nielicznymi budynkami Hansenów można doznać smutku oglądania resztek nieistniejącej już i niemal zapomnianej cywilizacji. A spacer pomiędzy tuzinem warszawskich realizacji – spuściźnie artystycznej Lacherta i Szanajcy – to wciąż przeżycie.
Legendarny dom własny Lacherta na Saskiej Kępie, inspirowany ledwo co wówczas skończonymi budynkami Le Corbusiera ze stuttgarckiej wystawy Werkbundu, wciąż – gdy tylko jest okazja, aby go zwiedzić – przyciąga tłumy miłośników architektury. Realizacje tych warszawskich architektów, choć coraz bardziej wiekowe, pozostają z reguły w niemal niezmienionym stanie, są zadbane i szanowane przez użytkowników. Z tego względu książka jest w treści niczym rodzima wersja amerykańskiego mitu zdobywców. To optymistyczna historia sukcesu ludzi, którzy nie boją się ciężkiej pracy.
Pośród kolejnych perypetii zawodowych, zagranicznych wakacji i luksusowych samochodów, na pierwszy plan zaczynają przebijać się dramatyczne dzieje Polski w XX wieku. Oto dziedzic z dobrego domu – Lachert – ma traumatyczne przeżycia związane z obroną niepodległości kraju w 1920 roku. Z kolei nie nadający się do wojaczki ze względu na słabe zdrowie Szanajca, w patriotycznym porywie, traci życie w obronie Polski we wrześniu 1939 roku. Nie jest to historia o wysokich literackich ambicjach. Ale książka Chomątowskiej ma dla mnie wartość „opowieści werbunkowej”.
Spędziłem dzieciństwo w pobliżu domu własnego Lacherta i dziś mogę śmiało twierdzić, że modernistyczne budynki wypełniające warszawską Saską Kępę pchnęły mnie ku architekturze. Książka przedstawia prawdziwą i na dodatek atrakcyjną wizję uprawiania zawodu architekta. Pokazuje drogę do uzyskania społecznej pozycji i ekonomicznego sukcesu. Siłę, którą tworzą grupy spojone artystyczną wizją i zawodowe partnerstwa, gdzie lojalność i umiejętność współpracy jest ważniejsza niż drobiazgowe, najczęściej bezsensowne dociekanie faktycznego autorstwa poszczególnych realizacji.