Dach nasz pospolity, etap 3 - wizualizacja

i

Autor: Archiwum Architektury Etap 3, wizualizacja

Dach (nie)pospolity - rozmowa z Przemysławem Chimczakiem i Maciejem Warotem

2017-04-03 22:50

Przemysław Chimczak i Maciej Warot to laureaci stypendium PRAKTYKA, organizowanego przez Fundację im. Stefana Kuryłowicza. Ich projekt "Dach nasz pospolity" przewiduje zagospodarowanie dachu międzyblokowego garażu w Sosnowcu na przestrzeń publiczną. Z autorami projektu rozmawiamy o zielonych dachach, współpracy z mieszkańcami i planowanych etapach realizacji tego ambitnego przedsięwzięcia.

W nazwie „Dach nasz pospolity” - jest sporo przekory. To projekt z rozmachem.

Maciej Warot: Mówimy o dachu garażu, który jest jednocześnie podwórzem dla 3000 osób. To założenie porównywalne pod względem rozmiarów z Placem Zamkowym w Warszawie, ma ok. 9500 m2. Jest kilkadziesiąt razy większe, niż inne zgłoszone na konkurs prace.

Przemysław Chimczak: Szukaliśmy przestrzeni dobrze nam znanej, a równocześnie wadliwej, nadającej się do kompleksowej rewitalizacji. Lokalizacji, które braliśmy pod uwagę było kilkanaście, rozrzuconych po całej Polsce. Wybraliśmy największą i najtrudniejszą. Zależało nam, by coś zmienić. To nie miał być ładny projekt, tylko coś co zmieni życie mieszkańców. Na razie na podwórzu niewiele się dzieje. Ludzie przemykają w drodze do swoich klatek schodowych. Nie ma ławek, dach pokryty papą na lepiku przypomina latem patelnię. Poza tym dobrze znamy to miejsce, Maciej przez pewien czas nawet mieszkał w pobliżu.

Czy teraz jest dobry moment, żeby to zmienić?

M.W.: Ten dach przecieka. Wykonany został w latach 70., pod względem technicznym nie jest najlepszy. Spółdzielnia i tak musi rozebrać starą nawierzchnię, by wykonać hydroizolację, a później ułożyć nowe pokrycie. Prace już się toczą, dach częściowo został pokryty kostką. Docelowo papa ma być zastąpiona nową nawierzchnią, ale nie pojawi się żadna nowa funkcja. To był ostatni moment, żeby coś zaproponować. Zależało nam na wskazaniu realnych, możliwych do przyjęcia rozwiązań. Od razu zaczęliśmy więc szukać partnerów: poza bardzo owocną współpracą z władzami spółdzielni, udało nam się nawiązać kontakt z międzynarodową firmą wyspecjalizowaną w zakładaniu dachów zielonych. Jej pracownicy pomogli nam wybrać najlepsze rozwiązania, zaplanować prace i je wycenić.

Co było inspiracją projektu?

PCh: W trakcie pierwszego etapu aplikacji na stypendium rozważaliśmy wspólnie kilkadziesiąt lokalizacji rozrzuconych po całym kraju. Ponieważ każdy z nas związany jest z innym regionem, od samego początku przerzucaliśmy się pomysłami na kolejne lokalizacje, które można by ulepszyć. W pewnym momencie padła propozycja dachu na osiedlu Jagiellonka, gdzie w pobliżu od dziecka mieszkał Maciek. Uznaliśmy, że ta lokalizacja ma niesamowity potencjał - zarówno przestrzenny jak i społeczny - i nie możemy go zmarnować.

MW: W tym momencie obaj mieliśmy też doświadczenie studiów i pracy za granicą, gdzie takie pomysły spotykały się z akceptacją. Pomyśleliśmy więc "Czemu miałoby się nam nie udać w Sosnowcu?" i zaczęliśmy intensywnie pracować nad rozwojem tego pomysu. Inspirację stanowiły też dla nas przykłady architektury dachowej z Polski i świata - ogrodów Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego autorstwa Marka Budzyńskiego, fantastycznej architektury Hundertwassera w Wiedniu, czy niesamowicie plastycznych dachów Gaudiego z Barcelony.

Zielone dachy uważane są wciąż za bardzo drogie rozwiązanie. Czy taki projekt ma szanse na realizację?

P.CH.: Tak, jak najbardziej. Koszt jest duży, ale trzeba pamiętać o skali - w tym kontekście szacowana kwota dwóch i pół miliona zł przestaje wydawać się astronomiczna. Spółdzielnia ma bardzo ograniczone środki. Nie ma zewnętrznego inwestora. Największą szansę upatrujemy więc w budżecie obywatelskim. Na tym etapie wszystko zależy od ludzi. Zgłaszamy jak najlepszy projekt, ale nie uda się bez głosów poparcia.

M.W.: Kluczowe dla nas było nadanie projektowi pierwszego rozpędu, uruchomienie go różnymi środkami, przez media, fundacje, rozmowy z mieszkańcami. Chcieliśmy pokazać, że można coś zmienić, na początek choćby wycinek tej przestrzeni. Część społeczna była bardzo rozbudowana, żeby zbudować bazę poparcia. Ten zaczyn jest przełomowy, mógłbyś zmobilizować władze miasta, być może sponsorów.

Jak zareagowali mieszkańcy?

P.CH.: Początkowo nie było łatwo do nich dotrzeć. Ale byliśmy w każdej klatce, dotarliśmy prawie do każdego mieszkania, rozdawaliśmy ankiety i rozmawialiśmy. Okazało się, że wielu osobom projekt się spodobał i chciały się włączyć. Odbyło się kilka spotkań, mieszkańcy zgłosili cały szereg merytorycznych uwag, dotyczących na przykład dróg pożarowych, etapowania prac ze względu na remont elewacji. Rozmawialiśmy o wyprowadzaniu psów, hałasie. Projekt się zmieniał, zrezygnowaliśmy na przykład z niepotrzebnego jak się okazało placu zabaw.

M.W.: Równie ważne było samo zebranie zaangażowanej grupy. Mamy kontakt z aktywnymi mieszkańcami i z pracownikami spółdzielni, oni z kolei mogą namawiać kolejne osoby, także poza osiedlem.

Trudno zdobyć poparcie tak dużej grupy ludzi.

M.W.: Zdarzało się, że nasze plakaty były zrywane. Zawsze jest jakiś opór, osoby które nie chcą hałasu za oknem i jakichkolwiek zmian. Staraliśmy się zaprojektować przestrzeń, która mogłaby służyć jak największej grupie mieszkańców. Nawet ci, którzy nie będą bezpośrednio korzystać z podwórza, zyskają lepszy widok z okna – kwietną łąkę, na której coś się dzieje, zamiast betonowego placu. Bardzo duże wsparcie dostaliśmy ze strony spółdzielni, począwszy od kompletu dokumentacji, po udostępnienie pomieszczeń na spotkania.

Wprowadzenie nowych funkcji rzeczywiście może jednak sprawić, że na podwórzu będzie głośniej, zwłaszcza że projekt przewiduje np. plenerowe pokazy filmów.

P.CH.: Najprostszym pomysłem na wytłumienie tych dźwięków jest wprowadzenie zieleni: bufor wyższych nasadzeń przy budynkach, ale przede wszystkim sama wielka łąka. Oczywiście w tej przestrzeni będzie głośniej, ale jest to naturalna konsekwencja wprowadzenia na dach ludzi.

M.W.: Zieleń ma być zróżnicowana, zasadzona w określonych strefach. Na obrzeżach mamy zieleń wyższą, drzewka, krzewy, byliny. Dalej chodniki, trawniki i na samym środku ogrody o zróżnicowanym programie. Na poziom hałasu wpływa też program funkcjonalny. Zaprojektowaliśmy funkcje najchętniej wskazywane przez mieszkańców, można je podsumować jako spokojną rekreację dla różnych grup mieszkańców. Boiska i place zabaw są poza tym terenem.

Czy można utrzymać taki teren zielony w dobrym stanie bez wielkich wydatków eksploatacyjnych?

M.W.: Żelbetowa konstrukcja garażu nie może być nadmiernie obciążona, musieliśmy też wybierać rozwiązania optymalne, jeśli chodzi o cenę i funkcjonalność. Dach pokryty będzie głównie zielenią ekstensywną o stosunkowo niewielkich wymaganiach, nawadnianej wodą deszczową. Liczymy też na udział mieszkańców w pielęgnacji. Zależało nam, żeby użytkownicy czuli związek z tą przestrzenią, może obudzi się poczucie rywalizacji między mieszkańcami klatek, znajdą się amatorzy ogrodnictwa.

P.CH.: Prace trzeba racjonalnie zaplanować, na dach musimy wprowadzić ciężki sprzęt. Ze względu na koszt zagospodarowanie musi być niezawodne przez dziesięciolecia dlatego też ważne będzie zaprojektowanie odpowiednich systemów nawadniania i odprowadzania wody. Przy obecnych technologiach możliwe jest zaproponowanie przystępnego cenowo dachu zielonego.

Jak mógłby wyglądać idealny scenariusz na kolejne lata?

M.W.: Podzieliliśmy go na części – etapy, można je wdrażać w miarę potrzeb. Zaczynamy od budżetu, zbieramy ludzi i środki na kwietną łąkę. Później remont kwietników i zieleń wysoka wokół bloków, następnie nawierzchnie utwardzone, projektowana mała architektura, inne meble miejskie. W trzecim etapie ogrody tematyczne, leżaki, miejsce na pikniki, rozbudowa małej architektury.

P.CH.: Widzimy to nie jako zamknięty projekt, tylko proces, który będzie trwał latami. Liczymy na to, że dojdzie do jego realizacji, także z naszym udziałem. Aplikacja do budżetu obywatelskiego i realizacja pierwszego etapu to kolejne stojące przed nami wyzwania. Miejmy nadzieję, że jeszcze nie raz usłyszymy o pewnym dachu w Sosnowcu.

Rozmawiał Krzysztof Zięba

Przemysław Chimczak - architekt, współzałożyciel think-tanku BLOKBLOG. Absolwent Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej i Politecnico di Milano oraz zarządzania projektami SGH. Obecnie student architektury na Politechnice Warszawskiej. Autor „Masterplanu 60+”, „Obszaru Wyspa słodowa” oraz licznych publikacji w prasie branżowej. Laureat konkursów w Polsce i za granicą.

Maciej Warot - absolwent wydziału Architektury Politechniki Śląskiej. W 2016 roku obronił dyplom pod kierunkiem dr hab. inż. arch Grzegorza Nawrota „Dom w Katowicach. Mieszkanie w Ogrodzie”. Laureat 3 miejsca w ogólnopolskim konkursie na centrum edukacji „Stary Las”, finalista międzynarodowego konkursu YAC Smart Harbor, finalista ogólnopolskiego konkursu dla młodych architektów „Willa Miejska”, laureat konkursu „Mebel Marzeń” czy zwycięzca konkursu na Hotel Przyszłości. Wraz z zespołem laureat konkursu Warsztatowego „Nowa Towarowa”. W trakcie studiów odbywał praktykę w wielu prestiżowych biurach architektonicznych w kraju, m.in. Konior Studio, Visio Architects, oraz za granicą: XTU w Paryżu czy ALA Architects w Helsinkach.