Od marca 2017 roku pełni Pan funkcję Mazowieckiego Konserwatora Zabytków, ale jest Pan również wiceprezesem polskiej sekcji DOCOMOMO, czyli Międzynarodowego Zrzeszenia na rzecz Dokumentacji i Konserwacji Obiektów Budowlanych Modernizmu, i przewodniczącym Komisji Ochrony i Konserwacji Architektury Modernistycznej przy Międzynarodowej Radzie Ochrony Zabytków i Miejsc Historycznych ICOMOS. Jakie tendencje dominują na świecie w modernizowaniu modernizmu?
Problematyką ochrony architektury modernizmu zajmuję się od wielu lat. Miałem okazję oglądać liczne realizacje związane z konserwacją architektury XX-wiecznej na terenie Niemiec, Czech i innych krajów europejskich. Myślę, że na świecie popularne są obecnie dwie generalne tendencje. Pierwsza, coraz wyraźniejsza, dotycząca dotąd przede wszystkim obiektów międzywojennych, a teraz coraz częściej także tych powojennych, polega na bardzo precyzyjnej konserwacji architektury wraz ze wszystkimi elementami wystroju, wyposażenia, różnych detali. Najbardziej znany przykład to willa Tugendhatów w Brnie czy osiedla w Berlinie. Druga tendencja opiera się na poszukiwaniu nowych rozwiązań technologicznych i zachowywaniu mniej lub bardziej zbliżonej formy architektonicznej konserwowanych obiektów. W ten sposób modernizuje się choćby zabudowę mieszkaniową w Lipsku i innych miastach byłej NRD.
Był Pan rzeczoznawcą ministerstwa kultury w zakresie opieki nad zabytkami, zajmując się m.in. oceną wartości budynków pod kątem ich wpisu do rejestru lub ewidencji. Jaką przyjął Pan metodę klasyfikacji dla architektury powojennej?
Klasyfikacja powojennej architektury powinna oczywiście opierać się na obowiązującym ustawodawstwie, czyli Ustawie o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami z 2003 roku, a przy tym dzielić poszczególne obiekty na te o randze lokalnej i ponadlokalnej, europejskiej czy światowej. W naszym przypadku raczej europejskiej, bo modernistycznych budynków o randze światowej, poza Halą Stulecia we Wrocławiu, raczej nie mamy specjalnie dużo. Drugi element to ocena wartości pojedynczych obiektów, które z nich należy bezwzględnie zachować, które można przekształcić, a które powinno się zrekonstruować. Ta klasyfikacja wiąże się z zasadami waloryzacji zabytków, o których ostatnio dużo mówiono na konferencjach i seminariach naukowych organizowanych z inicjatywy polskiego komitetu ICOMOS. Jako urzędujący konserwator będę dążył do tego, żeby wypracować zasady oceny wartości obiektów, czyli określenia, które są najcenniejsze, które mniej cenne, a które zupełnie przeciętne.
Będzie Pan opierał się na liście Dóbr Kultury Współczesnej opracowanej przez warszawski SARP w 2003 roku? Niedawno stołeczny Konserwator Zabytków wpisał 90 spośród wyszczególnionych tam 130 obiektów do gminnej ewidencji zabytków.
Na pewno jest to ważne źródło. Gdyby wspomniana wyżej ocena wartości zabytków istniała, nie stracilibyśmy wielu ważnych obiektów, a inne nie zostałyby przebudowane z naruszeniem elementarnych zasad, by wspomnieć tylko Dom Turysty w Płocku projektu Marka Leykama. Ten wznoszący się na skarpie wiślanej budynek, wielokrotnie przywoływany jako wybitny przykład modernizmu, m.in. w opracowaniach Jana Zachwatowicza, został przekształcony w 2000 roku na hotel z restauracją, tracąc wiele ze swoich walorów architektonicznych. Jest sporo obiektów, które bezwzględnie powinny być chronione, a nie są. Jestem na przykład zwolennikiem ochrony budynków postmodernistycznych, w tym wrocławskiego Solpolu autorstwa Wojciecha Jarząbka.
Jaka powinna być wykładnia wpisu do rejestru, a jaka wpisu do ewidencji zabytków?
Wpis do rejestru jest najbardziej restrykcyjną formą ochrony budowli. Chroni ją zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz, uwzględniając wszystkie elementy wystroju, natomiast wpis do ewidencji chroni głównie bryłę i elewację. Obiekty bardziej wartościowe znajdują się w rejestrze, a mniej wartościowe w ewidencji. I to jest obowiązująca forma waloryzacji, czyli oceny wartości zabytków.
Dzięki zaangażowaniu organizacji i ruchów społecznych udało się niedawno uchronić przed rozbiórką hotel Cracovia w Krakowie czy pawilon hotelu Powiśle w Warszawie. Stołeczne władze planują też odtworzenie pawilonu Emilia. Abstrahując od wartości architektonicznej tych obiektów, do ich uratowania z pewnością przyczyniła się popularność, jaką cieszyły się wśród młodego pokolenia. Tymczasem sytuacja wielu dużo cenniejszych realizacji wciąż jest niepewna. Co Pan myśli o takich społecznych naciskach?
Na pewno również życie weryfikuje, które budynki są bardziej, a które mniej cenne. Dawny pawilon meblowy Emilia, pełniąc w ostatnich latach funkcje muzealne, był obecny w świadomości wielu młodych ludzi, co bardzo podniosło wartość tego obiektu. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku pawilonu hotelu Powiśle, w którym działał popularny klub Syreni Śpiew. Ponad 150 tys. osób protestujących na Facebooku przeciw jego rozbiórce przez dewelopera o czymś świadczy, choć może wydawać się nam, że jego wartość architektoniczna nie jest największa. To zjawisko porównałbym do tzw. tezauryzacji w muzealnictwie, kiedy przeciętny obiekt umieszczony na ekspozycji muzealnej staje się przedmiotem podziwu i w świadomości społecznej zostaje uznany za cenny.
W Polsce pokutuje opinia, że wpis do rejestru obniża wartość nieruchomości. Jak jest na Zachodzie?
Wpis do rejestru wiąże się z ograniczeniem praw właściciela, z precyzyjnym określeniem, co ewentualnie będzie mógł zmienić. Na Zachodzie jest takie sformułowanie, które bardzo lubię, że ochrona prawna zabytków wiąże się ze świadomym zarządzaniem dziedzictwem architektonicznym. Bo nie chodzi o to, że właścicielowi nic nie wolno zrobić, ale że wszelkie prace powinien prowadzić za zgodą i pod nadzorem konserwatora. To jest zasadnicza różnica.
Czy dostępne dziś dofinansowania na remonty zabytków nie stanowią zachęty dla inwestorów?
Na pewno tak. Jako rzeczoznawca ministra spotykałem się z wieloma sprawami, gdy właściciel danej nieruchomości prowadził postępowanie administracyjne, aby została ona uznana za zabytek, natomiast to urząd nie chciał przyznać jej tego statusu czy wpisać do rejestru. Wśród tego typu przykładów były też kamienice z lat 50. czy 60. XX wieku.
Jaki jest według Pana najlepszy tryb wyboru projektanta modernizacji: konkurs, przetarg?
Jako konserwator muszę opowiedzieć się za obowiązującymi przepisami w zakresie zamówień publicznych, czyli przetarg, ale z bardzo precyzyjnym opisaniem specyfikacji. Tylko starannie określone warunki dają możliwość kontroli nad prowadzeniem prac, zarówno właścicielowi, jak i urzędowi. Oczywiście przygotowaniem takiej specyfikacji powinien się zająć specjalista, orientujący się w przepisach związanych z finansami i procedurami przetargowymi, ale też dokładnie znający specyfikę obiektów, których remont lub konserwacja ma być przedmiotem procedury przetargowej.
Polscy moderniści często stosowali elementy, które tylko naśladowały nowoczesne rozwiązania systemowe. W rzeczywistości wykonywane były metodami rzemieślniczymi. Czy takie elementy należy chronić?
Żyjemy w epoce wielkiego przewrotu technologicznego. Naprawa ubrań czy butów jeszcze kilkadziesiąt lat temu wydawała się rzeczą zupełnie normalną, dziś staje się powoli nie tylko nieopłacalna, ale często też bardzo trudna technologicznie. Podobnie jest w przypadku tego typu elementów. Pozostaje nam albo kosztowna naprawa metodami konserwatorskimi, albo poszukiwanie możliwie zbliżonych, nowych rozwiązań.
Warszawska pracownia Centrala popularyzuje ideę architektonicznych transplantacji, polegającą na wykorzystywanie elementów i detali z rozbieranych budynków modernistycznych jako spoliów i wkomponowywanie ich w inne obiekty z tego samego okresu. Co Pan myśli o tej koncepcji?
Wykorzystywanie architektonicznych artefaktów stosowane jest od wielu lat. Pierwszym takim przypadkiem w Warszawie były figury lwów sprzed kina Moskwa, które ustawiono obok wybudowanego w jego miejscu biurowca, czy kino Praha z socrealistycznymi płaskorzeźbami, które wykorzystano we wnętrzach nowego budynku. Ale każda decyzja poprzedzająca takie działanie wymaga indywidualnego rozpatrzenia. Na pewno nie może to być sposób na usprawiedliwianie rozbiórki obiektów uważanych za cenne. Nieistniejący już niestety pawilon Chemii przy ul. Brackiej, wzniesiony w 1961 roku według projektu Jana Bogusławskiego i Bohdana Gniewiewskiego, był obiektem bardzo wartościowym, dobrze spełniał swoją funkcję i tutaj nie widziałbym żadnej możliwości przenoszenia ścian osłonowych czy innych jego fragmentów do nowego budynku. Po prostu nie zgodziłbym się na jego rozbiórkę.
Takie wykorzystywanie artefaktów Centrala nazywa zgniłym kompromisem, jako przykład podając m.in. dworzec w Katowicach, z którego pozostały tylko betonowe kielichy, w dodatku zrekonstruowane. Im chodzi o ratowanie modernistycznych detali i innych elementów, by wkomponowywać je później w inne wartościowe, ale wymagające remontu obiekty z tego samego okresu.
Niestety, nowy dworzec w Katowicach oceniam bardzo krytycznie. Komercja wygrała z wybitnym dziełem architektury, które powinno uzyskać status zabytku. Ówczesna konserwator województwa śląskiego, zresztą historyk sztuki, konsekwentnie odmawiała wpisu do rejestru, czego domagali się eksperci i organizacje społeczne. W środowisku Katowic do dziś opowiada się bardzo dwuznaczne historie na ten temat. Zresztą niewpisanie tego obiektu do rejestru nie uratowało pani konserwator przed odwołaniem, a do dzisiaj wszyscy pamiętają głównie tę decyzję z czasów jej urzędowania. W ocenie wielu osób to nie była decyzja niezależna i merytoryczna, raczej sprostanie oczekiwaniom władz i inwestora.
Jakie są według Pana najlepsze przykłady współczesnych modernizacji?
W literaturze przedmiotu często wymienia się stacje kolei średnicowej projektu Arseniusza Romanowicza i Piotra Szymaniaka, zmodernizowane w latach 2007-2009 przez pracownie Maas i Centrala. Rzeczywiście, są to przykłady dobrych modernizacji, aczkolwiek otoczenie stacji Ochota pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Udało się jednak zachować zarówno charakterystyczną formę, jak i wiele detali tych pawilonów. Dużo dalej idącą modernizację reprezentują domy towarowe Centrum. Przy okazji remontu, przeprowadzonego w 2011 roku według projektu Maas, zmieniono nieco bryłę i wygląd elewacji, ale ogólny charakter budynków został zachowany.
W 2004 roku zespół pod kierunkiem profesor Bogumiły Rouby, działając w ramach Rady Ochrony Zabytków przy MKiDN, opracował siedem ogólnych zasad konserwacji zabytków, które Narodowy Instytut Dziedzictwa podaje jako obowiązującą obecnie doktrynę konserwatorską. Mówi ona m.in. o ograniczaniu ingerencji w poddawany renowacji obiekt i wyraźnym wyróżnianiu odtwarzanych elementów. W jaki sposób zasady te przystają do powojennej architektury modernistycznej?
Wyróżnianie nowych elementów jest dla mnie bardzo problematyczne. Ta koncepcja wynika wprost z teorii postmodernizmu i wielokrotnie przywoływanego zapisu Karty Weneckiej z 1964 roku, który mówi jakoby o konieczności nadawania nowym elementom znamion naszych czasów. Ostatnie badania nad powstaniem Karty i jej polskim tłumaczeniem, wydane w zeszłym roku nakładem wydawnictwa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, jednoznacznie potwierdzają, że taki zapis nie istnieje w oryginalnym dokumencie. Jest w dużej mierze wymysłem tłumaczy. Jednocześnie dla nas, profesorów architektury, bardzo istotne jest, że zarówno sama Karta Wenecka, jak i inne teorie z tego okresu są mocno osadzone w teorii postmodernizmu, innymi słowy – są dzieckiem swoich czasów. O ile kwestia jak najmniejszego ingerowania w substancję zabytkową jest sprawą indywidualną, o tyle dodawanie do historycznych realizacji wyraźnie współczesnych uzupełnień wydaje się mocno dyskusyjne. Obiekt architektoniczny jest dziełem sztuki i w tym sensie musi być jednolity. Parafrazując Witruwiusza, po przeprowadzonej konserwacji powinien być nadal piękny i użyteczny. Nie może być tak, że nagle fragment się odróżnia, bo tak wymyślili teoretycy czy pseudokonserwatorzy. Opowiadam się za tym, aby uzupełnienia były albo identyczne z pozostałymi fragmentami dzieła architektonicznego, albo z nim skomponowane.
Czy w praktyce konserwatorskiej istnieją dziś jakieś standardy postępowania z żelbetowymi konstrukcjami i ścianami osłonowymi?
Badania w tej dziedzinie prowadziła Politechnika Wrocławska. Na najbardziej zaawansowanym etapie były prace profesora Jerzego Jasieńki z Instytutu Budownictwa, chociaż studia w tej dziedzinie prowadzili także profesorowie z kilku innych ośrodków, ale w zasadzie nie ma takich opracowań. Zresztą temat jest bardzo skomplikowany ze względu na różny stopień rdzewienia konstrukcji i destrukcji betonu. W tej chwili najważniejsze wydaje się przygotowanie kompleksowej waloryzacji i ochrony obiektów na danym terenie, czyli wspomniany już podział budynków na te bardziej i mniej cenne. Trudno przewidzieć, w jaki sposób i kiedy będzie ona realizowana. Na razie obowiązującym modelem waloryzacji, definiującym kolejne formy wartościowania zabytków, jest ewidencja, rejestr zabytków i lista pomników historii. Każdy obiekt należy przy tym oczywiście traktować indywidualnie. Hotel Cracovia na przykład jest bezsprzecznie bardzo cennym obiektem, natomiast zastosowane w nim rozwiązania technologiczne będą bardzo trudne do zachowania. Mam na myśli dużą ilość azbestu na elewacjach czy niewielką wysokość poszczególnych kondygnacji, która wynosi bodajże 2,20 cm. Trudno dziś użytkować takie pomieszczenia.
Na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego prowadzi Pan zajęcia w ramach autorskiego kierunku, łączącego ochronę zabytków z ochroną przyrody. W Warszawie trwa procedura wpisywania do rejestru zabytków powojennych parków Świętokrzyskiego i Rydza-Śmigłego, jednak została rozpoczęta nie dlatego, aby chronić niewątpliwe walory tych założeń, lecz by zabezpieczać je przed ewentualną zabudową przez posiadaczy roszczeń. Czy to właściwa droga?
Jeśli dany zespół posiada wartościowy układ przestrzenny i w miarę cenną zieleń, należy go chronić. Każdy powód do objęcia ochroną takiego założenia wydaje się właściwy.
Jakub Lewicki, profesor nauk technicznych, dr hab. nauk technicznych w zakresie architektury i urbanistyki, kierownik Zakładu Konserwacji Zabytków i Ochrony Krajobrazu w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Od marca 2017 roku Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków. Ukończył konserwatorstwo na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, łącząc je ze studiami na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej i w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego. Wiceprezes sekcji polskiej DOCOMOMO oraz przewodniczący Komisji Ochrony i Konserwacji Architektury Modernistycznej ICOMOS. W latach 2008–2016 był rzeczoznawcą Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w zakresie opieki nad zabytkami.