Końce i nowe początki architektury

i

Autor: Archiwum Architektury Arduino Cantafora, La Città analoga, 1973; IL. MUSEO DEL NOVECENTO, MILANO © COMUNE DI MILANO

Końce i nowe początki architektury

2017-04-03 11:55

Prawie 60 lat podsumowało ArchitekturZentrum Wien wystawą i międzynarodowym kongresem pod hasłem Na końcu: Architektura. Podróże w czasie 1959-2019. Była to ostatnia inicjatywa dyrektora wiedeńskiej instytucji – Dietmara Steinera, który z końcem roku 2016 odszedł na emeryturę. Jakie punkty zwrotne wyznacza zatem znaczący krytyk architektury i jedno z bardziej liczących się na świecie architektonicznych centrów? Jak rysuje się przyszłość tej dziedziny wobec dzisiejszego globalnego kryzysu? I czy powinniśmy czekać na jej ostateczny koniec, czy może jednak na kolejny nowy początek – zastanawia się Agnieszka Skolimowska.

Szczupły, starszy mężczyzna w okularach i granatowej marynarce siedzi w fotelu otoczony książkami. Jego monolog co jakiś czas przerywany jest porządkującymi planszami. Później sceneria zmienia się jeszcze kilkukrotnie, ale on tym samym zachrypniętym głosem snuje swoją opowieść. Za punkt wyjścia obierając schyłek lat 50., na czasach dzisiejszych kończąc, przedstawia historię architektury, której był świadkiem, uczestnikiem i współtwórcą. Postać, o której mowa, to Dietmar Steiner, wieloletni dyrektor Centrum Architektury w Wiedniu, sportretowany w filmie Andrei Marii Dusl. 77-minutowy obraz, wypowiedź- rzeka towarzyszył wystawie Na końcu: Architektura. Podróże w czasie 1959-2019 (Am Ende: Architektur. Zeitreisen 1959-2019, 6 października 2016 – 20 marca 2017), która odbyła się w Centrum Architektury w Wiedniu z okazji odejścia Steinera na emeryturę w grudniu 2016 roku. Pomysł organizacji szeroko zakrojonego projektu składającego się z wystawy, kongresu z udziałem architektów i teoretyków architektury oraz obszernej, 398-stronicowej publikacji, pochodził od samego dyrektora. Niewiele ponad rok temu Dietmar Steiner dał mi oraz dwóm koleżankom kuratorkom Sonji Pisarik i Katharinie Ritter zadanie, które wydawało się niemal niemożliwe do wykonania. «By uhonorować moje odejście na emeryturę, proszę zróbcie dla mnie wystawę architektury od lat 50. do dziś«. Zlecenie wydawało się szalone, ale jednocześnie na tyle interesujące i kuszące, że nie mogłyśmy odmówić – opowiadała Karoline Mayer podczas otwarcia kongresu w listopadzie 2016 roku. Opracowanie projektu wystawy powierzono pracowni BMW Architekten.

Jako ekspozytory posłużyły stosy płyt gipsowo-kartonowych i aluminiowe listwy wykorzystywane do budowy tymczasowych ścianek. Ta prowizoryczność sugerowała, że mamy do czynienia raczej z wciąż opracowywanym zbiorem niż z zamkniętą opowieścią. Wchodząc na wystawę, widzowie znajdowali się w otwartym archiwum – na spiętrzonych płytach do samodzielnego przeglądania wyłożono niezliczone fotografie, książki i artykuły, raporty z posiedzeń jury, gdzieniegdzie także architektoniczne makiety. Wiele z zaprezentowanych dokumentów pochodziło ze zbiorów własnych Dietmara Steinera. Podróż w czasie, w którą zabrał nas podsumowując 23 lata, jakie spędził na stanowisku dyrektora AzW, obejmowała czas znacznie dłuższy niż prawie ćwierćwiecze. Rozpoczynała się bowiem w 1959 roku, ze względu na rozwiązanie CIAM uważanym za symboliczną datę końca modernizmu. Następnie, przypominająca strukturę labiryntu wystawa prowadziła przez momenty przełomowe dla historii architektury ostatniego 60-lecia, czasami zbaczając z głównego toru, by ukazać zjawiska mniej rozpoznane lub lokalne. O tym, że mamy do czynienia z narracją samego Steinera przypominały jego sylwetka i głos uwiecznione we wspomnianym już filmie. Oprócz tej porządkującej opowieści, materiały zostały opatrzone pomocniczymi, uogólniającymi hasłami, m.in. Miękka odnowa miejska, Nowy urbanizm, Rewizja modernizmu, Architektura sygnaturowa, Bottom-up, Wielki biznes, a nawet Blade Runner.

Czasy sputnika

Pod koniec lat 50. Steiner ma niecałe 10 lat i jeszcze nie przeczuwa, w jakim kierunku potoczy się jego kariera. Podobnie jak rówieśników interesują go jednak rakiety. 4 października 1957 roku z kosmodromu Bajkonur wystrzelony zostaje pierwszy sztuczny satelita Ziemi, a podbój kosmosu staje się jedną z głównych płaszczyzn zimnowojennej rywalizacji mocarstw. Poczucie zagrożenia pomieszane z euforią przenika nie tylko do popkultury, lecz także sztuki i architektury. To właśnie wtedy powstają pierwsze nadmuchiwane konstrukcje z tworzyw sztucznych, utopijne, śmiałe wizje. Choć w podobnym duchu projektowały grupy architektów w innych krajach – Superstudio we Włoszech, Archigram w Wielkiej Brytanii czy Ant Farm w Stanach Zjednoczonych – zjawisko to szczególnie silnie zamanifestowało się w Austrii, co potwierdzał zaprezentowany katalog wystawy Austriacki fenomen. Koncepcje. Eksperymenty. Wiedeń Graz 1958-1973, zorganizowanej w AzW w 2004 roku. W Austrii kierunek ten zapoczątkowali Hans Hollein i Walter Pichler już pod koniec lat 50. Z jednej strony chodziło o uwolnienie architektury od wszelkich historycznych odwołań, z drugiej o rozpoczynające się panowanie massmediów. Młode grupy takie, jak Coop Himmelb(l)au czy Haus-Rucker-Co, interesowały się kulturą pop. Ale przede wszystkim ważne było wyzwolenie związane z globalnymi wydarzeniami i podróżami w kosmos. Dla wszystkich tych grup kluczowe znaczenie miał zobaczony po raz pierwszy z kosmosu obraz niebieskiej planety – podsumowywał ten wątek sam Dietmar Steiner podczas otwartego oprowadzania po ekspozycji. W tej jej części uwagę przyciągała szczególnie oparta na metalowej stopie szklana kula ujmująca mniejszą, różową, w której wnętrzu znajdowała się para niewielkich ludzkich sylwetek. To model projektu Haus-Rucker-Co Yellow heart z 1968 roku – wizja jednostki mieszkalnej przyszłości, do której wchodzi się poprzez zabezpieczającą przed utratą tlenu śluzę.

Architektoniczna socjalizacja

Choć w czasach, z których pochodzi ta futurystyczna wizja, sam Steiner nie był jeszcze uczestnikiem życia architektonicznego, to właśnie na drugą połowę lat 60. przypada jego pierwszy kontakt z architekturą. Jako uczeń szkoły budownictwa, rysując detale poznawał budynki m.in. Jeana Prouvé, Martina Gropiusa czy Miesa van der Rohe. Sam jednak nigdy nie zdecydował się projektować. Odbywałem praktyki u architektów i statyków. Dużo czasu spędzałem na budowie. W latach 70., studiując, pracowałem w biurach projektowych, nie czułem jednak powołania. (…) Nie miałem planu, żeby nie zostać architektem. Po prostu tak się ułożyło i nigdy nie odczuwałem, że czegoś mi brakuje. Zawsze ważniejsze było dla mnie rozważanie, analizowanie, pisanie o tym, w jaki sposób architektura działa, jakie ma skutki, jakie są jej znaczenia – wyznaje. Pisanie uważa za najlepszą formę refleksji. W 1971 roku na własne potrzeby sporządza tekst, w którym wykłada, dlaczego powinien studiować architekturę. W 1972 roku, jeszcze przed egzaminami na studia, pracuje też w biurze architektonicznym koncernu Henkel w Düsseldorfie, a w wolnych chwilach odwiedza wystawy. Zagłębie Ruhry to bowiem miejsce, które słynie nie tylko z przemysłu, lecz także koncentracji wielu instytucji sztuki na stosunkowo niewielkim obszarze. Z Nadrenii Północnej Westfalii niedaleko też do Kassel, gdzie w tym samym roku odbyły się legendarne Dokumenta 5, kuratorowane przez Haralda Szeemanna. Powiedziałbym, że Dokumenta Szeemanna były dla mnie przebudzeniem. Za ich sprawą zyskaliśmy dostęp do nowej sztuki – performatywnej, krytycznej wobec społeczeństwa. Kiedy myślę o tym dzisiaj, muszę powiedzieć, że Dokumenta 5 ukształtowały moje pojmowanie sztuki i architektury. Dopiero niedawno dotarło do mnie, jak bardzo było to dla mnie ważne. Również rozpolitykowane wiedeńskie środowisko artystyczne i architektoniczne lat 70. sprzyja rozwojowi postaw emancypacyjnych. Na Akademii Sztuk Pięknych, gdzie Steiner studiuje architekturę, panują warunki idealne dla tych, którzy nie chcą podążać utartymi szlakami. Nie było programu, nie było żadnych zasad, totalnie anarchiczna sytuacja. (…) Nie miało to nic wspólnego z dzisiejszym szkolnictwem. W latach 70. żyliśmy i pracowaliśmy w bezpośredniej konfrontacji z profesorami, strajkowaliśmy i blokowaliśmy kolegium profesorskie. Na lata jego studiów przypada też jednak kryzys naftowy, który odbija się na wszystkich obszarach gospodarki i gasi dominujący w poprzednim dziesięcioleciu entuzjazm architektów. Wiara i nadzieja w przyszłość przeminęły. Nikt już nie wierzył w samochody z napędem atomowym, co znajdowało odzwierciedlenie również w architekturze. Nadal myślano o niej w sposób krytyczny, były ruchy ekologiczne, ruchy oddolne i partycypacyjne, ale na początku lat 70. pojawił się zastój. Nie wiadomo było, w którą stronę podążymy. Nowe otwarcie przychodzi z Włoch i Stanów Zjednoczonych. Jeszcze w latach 60. Aldo Rossi i Robert Venturi piszą dwie książki, które wywrą znaczący wpływ na debatę architektoniczną. Obie przyczyniły się do powstania architektury określanej mianem postmodernizmu. Amerykańscy powojenni architekci zostali wykształceni w duchu modernizmu przez wielkich, takich, jak Hilbersheimer, Gropius czy Mies van der Rohe. Ale było też coś takiego, jak stypendia rzymskie dla szczególnie uzdolnionych studentów. Przyjeżdżali oni do Rzymu i nagle widzieli rzeczy zupełnie inne od tych, o których się uczyli. Jednym z nich był Robert Venturi, który w wyniku zetknięcia z historycznym europejskim miastem, napisał książkę Complexity and Contradition, przekonując w niej, że zamiast wynajdować architekturę codziennie na nowo, trzeba sięgać do jej bogatej i złożonej historii. Kolejna publikacja o przełomowym znaczeniu dla lat 70. to wydana w 1966 roku L'architettura della città Aldo Rossiego, który powołując się na francuskiego socjologa Maurice'a Halbwachsa, wskazał na trwałość europejskiego miasta, związaną z pamięcią zbiorową jego mieszkańców oraz opisał historyczne miejskie typologie. Obok tych dwóch książek na wystawie znalazła się jeszcze jedna kluczowa publikacja – Learning from Las Vegas Roberta Venturiego, Denise Scott Brown i Stevena Izenoura. Oni z kolei dowodzili, że ożywcze dla architektury bodźce mogą pochodzić nawet z wypełnionego różnego rodzaju znakami ulicznego pasa. Oprócz tekstów źródłowych zaprezentowano przykłady tej nowej architektonicznej różnorodności – projekt Città Analoga Aldo Rossiego z 1976 roku, realizacje Leona i Roba Krierów czy Jamesa Stirlinga. Tu ścieżka wystawy rozwidlała się w kilku kierunkach. Poza chronologicznym porządkiem, jednak kontynuując już zarysowane wątki tematyczne, ukazano międzynarodową wystawę IBA z 1987 roku w Berlinie z udziałem takich architektów, jak John Hejduk i Peter Eisenman, gdzie w miejsce modernistycznej triady – słońce, przestrzeń i zieleń – powraca typowa zabudowa kwartałowa. Nieco dalej, podążając tropem Aldo Rossiego, wydobyto zjawisko spoza głównego nurtu przemian europejskiej architektury – realizacje wznoszone na początku lat 70. w niewielkiej szwajcarskiej prowincji Ticino. Pierwotnie zebrano je na wystawie zorganizowanej w 1975 roku w Zurychu zatytułowanej Tendencje. Nowa architektura w Ticino i w niewielkiej książce, która ze względu na swój kolor i doniosłe znaczenie przez architektów szybko została okrzyknięta „niebieską biblią”. W rewolucyjny sposób zdefiniowała ona lokalizację i typologię budynków. Kiedy pokazałem ten katalog Friedrichowi Achleitnerowi (jednemu z najbardziej znanych austriackich krytyków architektury – przyp. red.), zapytał: 1974 czy 1794? – relacjonuje Steiner. Projektanci z Ticino odnosili się bowiem nie tylko do cech regionalnej architektury, ale też w nowatorski sposób czerpali z historycznych wzorców, odnosząc się na przykład do palladiańskich willi.

Blade Runner i starchitektura

W filmowej narracji na scenerię dla opowieści o kolejnym dziesięcioleciu wybrano wiedeńską restaurację Salzamt zaprojektowaną w 1983 roku przez Hermanna Czecha, uznawanego za jedną z najważniejszych postaci dla architektury lat 80. Steiner siedzi w sali pełnej stolików przykrytych białymi obrusami i charakterystycznych krzeseł kawiarnianych. Wokół biegną drewniane ławy, u sufitu wiszą żyrandole w duchu art déco. Wnętrze urządzone jest powściągliwie, ale widać w nim zamysł sięgający aż po najmniejszy szczegół. Niewielkie lokale takie jak ten, tworzone przez najzdolniejszych architektów, to wiedeńska specyfika. Zwłaszcza od 1965 roku, kiedy Hans Hollein zaprojektował sklep ze świecami Retti, zaprezentowany na wystawie w postaci modelu. Oprócz Czecha butiki, restauracje i kawiarnie realizowali Luigi Blau, Adolf Krischanitz czy Otto Kapfinger, którzy – jak podkreśla Steiner – w konkurencji z dużymi biurami nie mieli szans na większe zlecenia. Wejście w lata 80. to dla niego również początek starchitektury. Sprzyja jej nowy kierunek polityki miejskiej w Wielkiej Brytanii po dojściu do władzy Margaret Thatcher, a potem w Stanach Zjednoczonych Ronalda Reagana. Obydwoje podążali kursem neoliberalnym, polegającym na zmniejszeniu wpływu miasta i społeczności na planowanie. Polityczne zmiany przygotowują też nadchodzący mit starchitektów, indywidualistycznych i ikonicznych realizacji. W 1979 roku nieprzypadkowo po raz pierwszy przyznano Nagrodę Pritzkera – prywatną nagrodę, która ustanawia starchitekturę. Potwierdzeniem jego słów jest lista wszystkich laureatów, którą można było prześledzić na wystawie – większość z nich to postaci rozpoznawalne również poza światem architektów. Ten sam wątek podjęto, eksponując katalog pierwszego Międzynarodowego Biennale Architektury w Wenecji, kuratorowanego przez Paolo Portoghesiego, które odbyło się w 1980 roku pod odczytywanym jako manifest postmodernizmu hasłem The Presence of the Past. Główną część wystawy stanowiła Strada Novissima, zaaranżowana wzdłuż Arsenału „ulica” składająca się z fasad domów zaprojektowanych przez 20 zaproszonych architektów (m.in. Frank Gehry, Rem Koolhaas, Arata Isozaki, Ricardo Bofill i Robert Venturi). Każdy jej kawałek był osobistą wypowiedzią. Od dziesięcioleci twierdzę, że pojęcie starchitekta wywodzi się właśnie od Strada Novissima. Samego określenia stararchitekt jeszcze nie było, ale ci wówczas wybrani stali się gwiazdami. Nie poprzez kolektywny wysiłek, określony styl, lecz indywidualną sygnaturę. Niektórzy zostali później zapomniani, inni są aktywni do dziś i ugruntowali zainteresowanie dla ikonicznej architektury – komentuje Steiner. Sam Steiner w latach 80. jest już uznanym krytykiem architektury. W 1982 roku pisze tekst zatytułowany W dżungli przyszłości (Im Dschungel der Zukunft, „Die Presse” 20/21.11.1982). Podtytuł artykułu brzmi: Blade Runner prawdopodobnie ukazuje prawdziwą architekturę przyszłości. Kultowy obraz Ridleya Scotta to dla Steinera przełom. W miejsce futurystycznych wizji pojawia się ciągłość, będąca wyrazem przekonania, że nowa zabudowa powstanie w oparciu o nawarstwienia poprzednich epok. Tło akcji nakręconego w Los Angeles filmu tworzą m.in. Pan Am Lofts (1895), Union Station (1931-1939), Bradbury Building (1893) i Ennis-Brown House (1923). Podkreślając odniesienia filmowego sztafażu do przeszłości, na wystawie zestawiono plakat filmowy oraz rysunki koncepcyjne stworzone przez Syda Meada z makietą filmu Metropolis ukazującą budynki zaskakująco zbliżone do tych, które pojawiają się w późniejszym o pół wieku obrazie. Następnym ważnym przystankiem na wiedeńskiej ekspozycji była architektura dekonstruktywizmu zaprezentowana w 1988 roku w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku. Kuratorzy „zahaczyli” też o zwrócony przeciw niej i przeciw postmodernizmowi minimalizm reprezentowany przez realizacje Tadao Ando i szwajcarskich biur takich, jak Herzog & de Meuron i Diener & Diener oraz holenderską architekturę spod znaku Superdutch opartą już o techniki komputerowe i analizę danych. W tym maratonie przez historię uwagę zwracała też tzw. architektura analogowa tworzona przez zainspirowanych myślą Aldo Rossiego projektantów z ETH w Zurychu pod kierunkiem profesora Fabio Reinharta i jego asystenta Miroslava Šika. Enigmatyczne rysunki w ponurych barwach, opustoszałe ulice pozbawione życia, których autorzy – polemizując z postmodernistyczną ironią – zwracali się w kierunku realizmu i wątków regionalnych. Podobnie jak późniejsi studenci Šika, z czasów gdy ten dołączył już do grona profesorów ETH, zakładali oni własne pracownie bądź trafiali do istniejących, renomowanych biur. Dlatego echa architektury analogowej można odnaleźć w wielu realizacjach. Nie tylko tych z lat 80. i 90., lecz nawet dzisiejszych. Do architektów, którzy ulegli jej dziwnemu urokowi, zaliczani są Valerio Olgiati, Andrea Deplazes czy biuro Miller & Maranta. Swoją wizję architektury Šik zaprezentował też w pawilonie w Szwajcarii w ramach Międzynarodowego Biennale Architektury w Wenecji w 2012 roku. Choć już nie pod szyldem architektury analogowej, to wciąż zgodną z jej głównymi założeniami, do których należą szacunek dla kontekstu czy umiejętne operowanie nastrojem.

Nowy urbanizm

Lata 90. to ze względu na otwarcie AzW w 1993 roku dziesięciolecie szczególnie aktywne dla Steinera. Jednym z jego nadrzędnych celów stanie się sprowadzenie międzynarodowego dyskursu architektonicznego do Wiednia, co zamierza osiągnąć nie tylko samymi wystawami, lecz także organizacją cyklicznych kongresów. Drugie zdarzenie o przełomowym dla krytyka znaczeniu to telefon od Françoisa Burkhardta, ówczesnego redaktora naczelnego czasopisma „Domus” z propozycją objęcia pozycji redaktora działu architektury. Architekci mnie pokochali, choć wiedziałem, że to miłość, która przeminie – wspomina Steiner. W redakcji „Domusa” nie tylko pokazuje architekturę takich biur, jak Lacaton & Vassal czy Herzog & de Meuron, obserwuje też i doświadcza przemiany technologicznej, „cyfrowego zwrotu” w projektowaniu i reprezentacji architektury. Choć pierwsze próby z projektowaniem wspomaganym komputerowo Ivan Sutherland przeprowadził na początku lat 60., dopiero na początku lat 80. pojawia się oprogramowanie będące w zasięgu architektów. Skok, jaki dokonał się w tej dziedzinie w przeciągu zaledwie 20 lat, na wystawie pokazywały zaprezentowane niemal obok siebie ramię robotyczne wykorzystywane obecnie w ramach zajęć na uniwersytecie w Stuttgarcie oraz komputer i mysz firmy Apple pochodzące z biura Ottokar Uhl. Jako redaktor „Domusa” i dyrektor AzW Steiner pisze kolejne teksty, odbywa też podróże. Jedną z nich do Stanów, by wziąć udział w inauguracji osiedla Celebration na Florydzie, zrealizowanego w latach 90. z inicjatywy koncernu Disneya według zasad nowego urbanizmu – kierunku często dyskredytowanego przez architektów, jednak darzonego sympatią przez reprezentantów klasy średniej. Z wyjazdu oprócz folderów informacyjnych przywozi gadżety zaprezentowane na wystawie – koszulkę i czapkę z daszkiem, na którym nadrukowano uproszczony widok typowej ulicy. Celebration ma wszystko to, co miasta sprzed modernizmu i wygląda „jakby istniało od zawsze”. Budynki nawiązujące do amerykańskich stylów Colonial Revival czy New Victoria projektowali tacy architekci, jak Michael Graves, Aldo Rossi, Frank Gehry czy Arata Isozaki. W swoim dzienniku z podróży, opublikowanym w „Domusie” (nr 787/1996), którego przedruk zamieszczono w książce towarzyszącej wystawie, Steiner odnotowuje: niektóre realizacje pokazują, że nawet w takich warunkach możliwe są imponujące architektoniczne dokonania. Obok przykładu ze Stanów Zjednoczonych nowy urbanizm reprezentowała też realizacja z Wielkiej Brytanii – zbudowane na podstawie planów Léona Kriera miasteczko Poundbury Dorset, które powstało z inicjatywy księcia Karola, zdecydowanego oponenta modernistycznej architektury.

Wielki biznes i alternatywy

Lata dwutysięczne to już przegląd najbardziej spektakularnych budynków, rozpowszechnionych za sprawą wielokrotnych medialnych relacji – siedziby CCTV projektu OMA (2002-2012) czy stadionu autorstwa biura Herzog & de Meuron w Pekinie (2003-2008). Architektura staje się zglobalizowanym biznesem. Zgodnie z opublikowanym w sierpniu 2016 roku przez amerykańskie czasopismo „Architectural Record” rankingiem 300 biur architektonicznych o największych obrotach na pierwszym miejscu znajduje się firma Gensler. Drugie zajęło biuro AECOM z Los Angeles, a trzecie Perkins + Will z Chicago. Choć niektóre z nich zatrudniają już nie setki, ale tysiące pracowników (np. Gensler z siedzibą w San Francisco to 3500 osób w 46 miastach na świecie), często ich nazwy i dokonania pozostają właściwie nieznane (np. Obata + Kassabaum, HOK Hellmuth). Nietrudno dostrzec, że swoją sympatię Steiner lokuje zupełnie gdzie indziej. Dużo bardziej od spektakularnych, drogich architektonicznych produkcji, woli architekturę zaangażowaną, która służy społeczności i przynosi realną zmianę, nawet jeśli jedynie w niewielkiej skali. Jako przykład podaje działalność Rural Studio z Alabamy, założone przez Samuela Mockbee, wykładowcę na Uniwersytecie w Auburn. Wraz ze studentami wznosił domy dla zamieszkującej te tereny niezamożnej społeczności, wykazując się dużą kreatywnością w podejściu do materiałów. Jeden z takich domów – Dom z dywanów dla Lucy (Lucy's Carpet House) z 2002 roku – to obiekt, którego ściany wykonano z 72 tys. kawałków starej wykładziny, ujętych w drewniane ramy. Dydaktycznie ważne w tym projekcie było to, że amerykańscy studenci wywodzący się z klasy średniej zderzyli się z rzeczywistością. Projekty bottom-up sprawiają, że młodzi ludzie zostają zaszczepieni przeciwko gładkiej architekturze biznesu w swoim przyszłym profesjonalnym życiu i rozpoznają, do czego może przydać się ich wykształcenie, że w rzeczywistości naprawdę mogą pomagać ludziom. (…) Myślę, że żaden wydział architektury nie może już sobie pozwolić na to, by nie oferować pracowni design build – mówi z przekonaniem Steiner. Po krótkim przeglądzie architektury humanitarnej „narracja Steinera” kończyła się, a zaczynały możliwe wizje przyszłości nakreślone przez trzy kuratorki, reprezentantki młodszego pokolenia.

Nowe początki

Można przypuszczać, że pesymistyczna wizja końca architektury, która przebija przez wypowiedzi Steinera, współgra z jego biologicznym zegarem. Jak sam przyznaje czas największej zawodowej aktywności ma już za sobą i nie zamierza skupiać się na wytyczaniu nowych dróg dla kończącej się w jego mniemaniu profesji. W rozmowie z Jacquesem Herzogiem, opublikowanej w towarzyszącej wystawie książce Dzienniki Steinera, na pytanie, o to, czy łatwo przyjdzie mu zmienić tryb życia, pożegnać z codziennością, w której architektura zajmowała tak ważne miejsce, odpowiada: Muszę zrobić sobie przerwę, uporządkować moje archiwum i bibliotekę. Ostatnie dziesięciolecia bardzo dużo pracowałem i po 25 latach w centrum architektury nadszedł po prostu czas, by ustąpić miejsce kolejnemu pokoleniu. Muszę też przyznać, że dzisiejsza architektura biznesu mnie nie interesuje. W ostatnich dziesięcioleciach uniwersytety wyprodukowały zbyt wielu architektów, którzy chcą odnieść sukces na rynku jako usługodawcy. Jak bardzo rozczarowany jest obecną sytuacją, a jednocześnie jak mocno jego wizja przyszłości architektury różni się od tej, reprezentowanej przez kolejne pokolenie kuratorów w AzW, dowodzi trudna niekiedy współpraca przy tworzeniu ostatniej ekspozycji. Siłą napędową, by zrobić tę wystawę przez długi czas było dla niego (Dietmara Steinera – przyp. red.) obwieszczenie końca architektury. W procesie tworzenia zdecydowałyśmy się jednak zbuntować przeciwko temu przekonaniu – mówiła podczas listopadowego kongresu Karoline Mayer, nie kryjąc jednocześnie, że rozbieżności zdań niejednokrotnie prowadziły do zaciętych kłótni. To napięcie między pokoleniami i dwiema wizjami przyszłości architektury oddaje zresztą oryginalny tytuł wystawy Am Ende: Architektur. Zeitreisen 1959- 2019, który można rozumieć na dwa sposoby – że architektura się kończy lub, wprost przeciwnie, że na końcu liczy się tylko ona. Ostatecznie jednak wizje młodych kuratorek i emerytowanego dyrektora nie są aż tak odległe. Zarówno ukształtowany przez postawy awangardowe Steiner, jak i pozostałe trzy autorki ekspozycji, przyszłość architektury widzą w zaangażowanych projektach o niewielkiej skali i lokalnym zasięgu. Część odnosząca się do współczesności została rozmieszczona na ścianach otaczających narrację historyczną i obejmowała pięć rozdziałów: Materiał, Społeczeństwo, Historia, Teoria i Prawo. W każdym z nich pokazano przykłady, które tak naprawdę powoli wchodzą do kanonu najnowszej architektury. Kuratorki raczej wybrały bardzo dobre realizacje i projekty z ostatnich lat niż pokusiły się o spekulacje dotyczące kierunków, w jakich będzie ona podążać. W pierwszym rozdziale umieściły m.in. słynną ze swojej bezkompromisowej estetyki i nowatorskiej koncepcji energetycznej Antyvillę w niemieckim Krampnitz projektu Brandluber + Emde, Burlon oraz ukończony w 2013 roku budynek biurowy 2226 w austriackim Lustenau pracowni Baumschlager Eberle, którego enigmatyczna nazwa odnosi się do temperatury wewnątrz utrzymującej się przez cały rok na poziomie między 22 a 26 stopni Celsjusza, mimo że nie ma tam systemów ogrzewania, wentylacji i chłodzenia. Jest za to mur szczelinowy o grubości 36 cm, głębokie okna, pomieszczenia o wysokości 3,4 m oraz wytwarzający ciepło pracownicy i sprzęty. W rozdziale Społeczeństwo znalazł się artystyczny kolektyw Assembly wyróżniony brytyjską nagrodą Turnera za projekt Granby Four Streets polegający na przeprowadzonej wspólnie z mieszkańcami rewitalizacji podupadłej i zagrożonej wyburzeniem dzielnicy Liverpoolu oraz most pieszy w Rotterdamie Luchtsingel – jako pierwszy projekt zrealizowany dzięki crowdfoundingowi. Inspirujące przykłady zaprezentowano też pod hasłem Prawo. W towarzyszącej wystawie broszurze czytamy, że architekci zostali skonfrontowani z nowym reżimem odpowiedzialności prawnej, który zagraża ich istnieniu. Wybrane przez kuratorki realizacje ukazywały różne sposoby radzenia sobie z tą sytuacją – od otwartej wojny przeciwko istniejącym regulacjom, przez grę z nimi i twórczą interpretację, aż po taktyki guerilla. Pojawił się tu m.in. projekt The FAR Game prezentowany w pawilonie koreańskim w ramach ubiegłorocznego biennale architektury w Wenecji. Tytułowa gra odnosi się do prawdziwej projektowej ekwilibrystyki, będącej codziennością seulskich architektów. W gęsto zabudowanej stolicy Korei Południowej ich praktyka polega balansowaniu pomiędzy wyśrubowanymi wymogami inwestorów, dla których najważniejszym elementem projektu jest FAR (FAR to skrót od angielskich słów Floor Area Ratio, określających stosunek powierzchni nieruchomości do powierzchni działki), a bardzo rygorystycznymi przepisami budowlanymi. Wynikiem są nietypowe bryły i innowacyjne rozwiązania przestrzenne takie, jak na przykład w biurowcu Dagong projektu AnLstudio. To jak bardzo ograniczone prawnie są możliwości współczesnego architekta pokazują także wykonane z gliny przestrzenie wypoczynku w siedzibie firmy Omicron w niewielkiej austriackiej gminie Klaus. Ich autorzy – Anna Heringer i Martin Rauch – są znanymi promotorami użycia tego materiału na szerszą skalę ze względu na jego bardzo dobre właściwości klimatyczne, dostępność i niską cenę. Wykorzystując glinę w otoczeniu biurowym, mierzą się z jednym z paradoksów współczesności, który polega na tym, że tani i ekologiczny materiał nie może być powszechnie stosowany, bo nie poddaje się standaryzacji.

Co po końcu architektury?

Oprócz wielowątkowej wystawy Dietmarowi Steinerowi na zakończenie działalności udało się coś jeszcze – w jednym miejscu i czasie zgromadził postaci o doniosłym znaczeniu dla współczesnej architektury. Z inicjatywy odchodzącego na emeryturę dyrektora w dniach 18-20 listopada 2016 w Wiedniu doszło do spotkania takich architektów i teoretyków architektury, jak Jacques Herzog, Rob Krier, Dominique Perrault, Peter Märkli, Juhani Pallasmaa, Anna Heringer, Anne Lacaton i Jean Philippe Vassal, Wiel Arets. Kontynuując tradycję rozpoczętą w roku założenia AzW, Steiner zaprosił ich do udziału w jubileuszowym, dwudziestym kongresie, w ramach którego dyskutowano o ostatnim 60-leciu, znaczeniu historycznych postaw dla współczesności i widokach na przyszłość. W toku dyskusji stało się oczywiste, że końce architektury obwieszczano już wielokrotnie, a będąc w szeregu wieszczów jej zmierzchu, Dietmar Steiner dostarcza dowodów potwierdzających coś odwrotnego. Każdy z przedstawionych na wystawie kryzysów niósł ze sobą ożywczą siłę. Architektoniczna wyobraźnia rodzi się zawsze wtedy, gdy – by ująć to z pomocą koncepcji zapożyczonej z aerodynamiki – osiągnięty zostanie krytyczny przepływ idei i form – zauważył francuski architekt i historyk architektury Jean-Louis Cohen. Ogłaszane przez krytyków końce – choć znajdowały uzasadnienie w rzeczywistych wydarzeniach – miały charakter przede wszystkim dyskursywny. Według Angeliki Fitz, następczyni Dietmara Steinera u sterów AzW, wyjątkowość obecnego przesilenia polega na tym, że nakłada się ono na globalne zjawiska o charakterze pozaarchitektonicznym. W ostatnich latach coraz częściej mówi się także o końcu tradycyjnie rozumianej profesji architekta (por. „A-m” 5/2014). Na aktualny impas składają się według Fitz klimatyczne i demograficzne zmiany, problemy uchodźców, brak perspektyw dla młodych, prywatyzacja przestrzeni publicznej i społeczna polaryzacja. W odpowiedzi na narastające napięcia proponuje ona przesunięcie akcentu z pytania Czym jest architektura?, na kwestię Co architektura może zdziałać?, ponieważ: Możliwość i gotowość do działania wydają się kluczowe w momencie, gdy kryzys wykroczył poza ramy profesjonalnego dyskursu. W poszukiwaniu strategii na nowe czasy Fitz patrzy w kierunku ruchów oburzonych – od Occupy Wall Street w Nowym Jorku po park Ghezi w Stambule. Czerpiąc inspirację z masowych ruchów społecznych, pole dla architektów widzi w działaniu kolektywnym, przejmowaniu inicjatywy i ról dotychczas sprawowanych przez inwestorów. Obserwuję generację architektów, którzy tak jak Oburzeni, pracują nie tylko zwracając uwagę na swoją kolektywną egzystencję, lecz także wchodząc w sojusze z innymi grupami. Wynikające stąd projekty są społecznie wielopostaciowe, ekonomicznie uzasadnione, a jednocześnie bardzo poetyckie. Architektura, która może coś zrobić, jest również piękna. Ale trzeba jej szukać na marginesach sformalizowanego i podlegającego regulacjom budowlanego przemysłu. Mimo że w większości zgromadzeni na kongresie architekci patrzyli w przyszłość z niepokojem, dostrzegali też nowe obszary inspiracji. Według Wilfrieda Wanga, coraz częściej przychodzą one z krajów rozwijających się, które dowodzą, że ograniczenia są motorem dla najbardziej innowacyjnych rozwiązań. Na poparcie swojej tezy przedstawił takie przykłady, jak Szkoła Nowej Nadziei (Escuela Nueve Esperanza) biura Al Borde w Ekwadorze, której koszt budowy wyniósł około 50 dolarów, czy interwencje meksykańskiej architektki Rozany Montiel prowadzące do przemiany przestrzeni publicznych w problematycznych obszarach miejskich. Orzeźwiające impulsy mogą też pochodzić z historii. Powtarzajmy się – powiedział na zakończenie fiński architekt i publicysta Juhani Pallasmaa, wzywając do zerwania z gorączkowym poszukiwaniem coraz to nowych rozwiązań na rzecz czerpania z przeszłości.

Dzienniki Steinera

Dzienniki Steinera. O architekturze od 1959 wydane nakładem wydawnictwa Park Books to 398-stronicowa książka towarzysząca wystawie Na końcu: Architektura. Podróże w czasie 1959- 2019. Publikacja powstała z potrzeby uporządkowania obszernego dorobku Dietmara Steinera, odchodzącego na emeryturę wieloletniego dyrektora Centrum Architektury w Wiedniu. Od dawna marzyłem, by napisać książkę o moim stosunku do architektury (…) Będąc często zapraszanym do wygłaszania wykładów na uniwersytetach, zbierałem materiały, by ostatecznie pogrążyć się w moim nie do końca przemyślanym chaosie. Całe moje archiwum to zbiór przypadkowych nawarstwień. Nie ma żadnego spisu tekstów i aktywności – pisze we wstępie. W przeciwieństwie do wystawy, na której dyrektor ukrywał się za pozornie neutralną formułą archiwum, z książki wyłania się osobiste spojrzenie na ostatnie 60 lat historii architektury. Na publikację składają się liczne teksty, przedruki artykułów, relacje ze spotkań, zdarzeń i odbytych podróży – od Islandii przez Kazachstan i Chiny po Stany Zjednoczone. Książka została podzielona na siedem części – dni, z których każdy odpowiada jednemu dziesięcioleciu od lat 60. do czasów współczesnych. Zgodnie z biblijnym porządkiem dzień siódmy symbolizuje spoczynek. Każdy z rozdziałów obejmuje subiektywny wybór opisanych wydarzeń, w wielu miejscach zbieżny z selekcją zaprezentowaną na wystawie. W tym sensie mamy do czynienia z katalogiem. Osobista refleksja i wplecione w narrację wydarzenia z życia autora sprawiają jednak, że jednocześnie jest to również forma bliska zarówno tytułowemu dziennikowi, jak i autobiografii – w końcu Steiner spisuje swoje dzienniki post factum. Wartość publikacji podnoszą fotografie, wykonane przez niego w czasie architektonicznych podróży. Książkę spina klamra dwóch wywiadów. Pierwszy to rozmowa przeprowadzona ze Steinerem przez Jacquesa Herzoga, współzałożyciela pracowni Herzog & de Meuron, który reprezentując tę samą generację, stał się jego stałym partnerem w dyskusjach o architekturze. Ostatni to wywiad autora Dzienników z Anną Heringer, wywodzącą się z młodszego pokolenia projektantką, znaną autorką budynków realizowanych w krajach rozwijających się. Jeśli odchodzący na emeryturę Steiner widzi gdzieś przyszłość architektury, to umieszcza ją właśnie w działalności, która podważa obowiązujące polityczne i rynkowe status quo, w powrocie do rzemiosła, pracy ręcznej i wytwórczego potencjału człowieka. Podobnie jak wystawa, film i kongres, również Dzienniki stanowią jeden z aktów starannie wyreżyserowanego spektaklu, którym kończy on architektoniczną karierę. I choć jego spojrzenie na przyszłość profesji przepełnione jest niewiarą, nie opuszcza go poczucie humoru. Na ostatniej stronie książki, w miejscu które łatwo przeoczyć, już za indeksem nazwisk i podziękowaniami, umieszcza maleńkie zdjęcie. Fotografia ukazuje jego samego i księcia Karola podczas wizyty w Poundbury w Wielkiej Brytanii, mieście będącym wzorowym przykładem zastosowania zasad nowego urbanizmu.

AGNIESZKA SKOLIMOWSKA