Rozbudowany tytuł swej nowej książki, opasłych Ksiąg Jakubowych, kończy Olga Tokarczuk dokładnie tak jak skomponowana została strona tytułowa Nowych Aten księdza Benedykta Chmielowskiego: specjalną dedykacją Mądrym dla Memoryału, Kompatriotom dla Refleksji, Laikom dla Nauki i Melancholikom dla Rozrywki. Każdy z nas po trochu jest każdym z nich, ale wolę w swoich tu notatkach wyeksponować ten drugi adres, bo Księgi przenoszą nas w świat mało jednak znany, mimo obecnej nań swoistej mody, mimo odgrzebywania pamięci o nim – świat polskich Żydów. Nie towarzyszy on nam przecież od totalnej, wojennej zagłady, tak blisko jak to kiedyś było.
Książka Tokarczuk, która jak rzadko kiedy się zdarza, już od pierwszych stron autentycznie wciąga, dotyczy szczególnego fragmentu tego świata – dziejów frankistów, szczególnej grupy heretyków w judaizmie, prowadzonej w połowie XVIII wieku przez charyzmatycznego, a może i szarlatańskiego Jakuba Franka. I czasów, o jakich zwykły rodak co najwyżej wie trochę z pism innego księdza – Jędrzeja Kitowicza, lub Wacława Rzewuskiego albo jeszcze z rozpraw historycznych, jeśli znajdzie na ich studiowanie czas.
Pomimo nieudolnych ówczesnych rządów obu Sasów, a zwłaszcza Augusta III (a rządził on równe 30 lat!), był to czas pokoju, czas, kiedy jeszcze zupełnie nie śnił się nikomu upadek Rzeczypospolitej, czas prosperity dla handlu i swobód gospodarczych. Co prawda, na zachodzie środkowej Europy Prusy zmagały się już z Austrią, jednak na południu gospodarka kwitła i koegzystowaniu wielu kultur jakby nic nie przeszkadzało.
Chociaż jakieś niedobre dla niej prognostyki można było wyciągać z obserwacji meandrów żydowskiego mesjanizmu tych czasów, rodzenia się herezji, zmieniania wiary, palenia świętych ksiąg, ale i jeszcze prowadzenia dysput. A wszystko to, o czym traktują Księgi, dzieje się na niezwykłej osi geograficznej, jaką wyznaczają dla pierwszych ich części od północy Lwów i mały Rohatyn, dalej Kamieniec Podolski, także Nikopol na wschodzie, a na południu Ruse, Saloniki i Smyrna. Oś ta w następnych partiach książki obejmie także Lublin, Warszawę, Częstochowę i Brno oraz Wiedeń. Szkoda, że zwykle stan, charakter tych miast, jest ledwie odnotowywany, i jakby czasu czy miejsca na to zabrakło.
A przy tym bardzo wnikliwie, ze smakowaniem najdrobniejszych szczegółów, pisze Tokarczuk o najbliższym otoczeniu swoich bohaterów, o ich domostwach, ogrodach, strojach, co jest przepysznie zilustrowane starymi grafikami z Ossolineum…
I jeszcze jedna refleksja na koniec. Oto przypadek zrządził, że nieomal w tym samym czasie, kiedy ukazała się książka, w dwutygodniowym odstępie, otwarte zostało w Warszawie Muzeum Historii Żydów Polskich, powszechnie oceniane jako skarbnica wiedzy o tej historii. Księgi Jakubowe także wnoszą w moim przekonaniu oryginalny wkład do tej skarbnicy.