Mirosław Nizio

i

Autor: Archiwum Architektury Mirosław Nizio. Fot. Marcin Czechowicz

Rozmowa z Mirosławem Nizio, autorem parku rekreacyjnego Zoom Natury

2016-03-31 11:31

Architekt musi umieć wyłapać atuty miejsca, dostrzec wartości, których nie widzą miejscowi – o doświadczeniach pracy w Nowym Jorku, wrogości do multimediów w przestrzeni ekspozycyjnej oraz współpracy z z socjologami i animatorami z Mirosławem Nizio rozmawia Maja Mozga-Górecka.

Jak wyglądały Pana początki w Nowym Jorku?

Trafiłem tam po trzecim roku studiów na ASP, jeszcze przed przemianami 1989 roku. Pojechałem głównie w celach edukacyjnych. Wielu Polaków szukało wtedy w Nowym Jorku wolności i wyzwań. Chciałem zostać pół roku. Miałem za sobą doświadczenie pracy rzemieślnika w warsztacie stolarskim ojca, zająłem się więc i tam pracą artysty-rzeźbiarza, renowacją antyków, półdosłownym kopiowaniem mebli z XVIII i XIX wieku, współpracowałem jako konserwator z MET. To pozwoliło mi przetrwać i opłacić studia w Fashion Institute of Technology. Potem pracowałem w firmie projektującej wnętrza luksusowych butików, a po trzech latach, na podstawie teczki ze szkicami na kalce, zostałem przyjęty w SCR Designs & Associates International. SCR specjalizowało się w projektach wnętrz biurowych dla instytucji finansowych – to były modne industrialne przestrzenie. W 1996 roku założyłem własną pracownię, zajmując się z grubsza tym samym.

Dlaczego wrócił Pan do Polski?

Najpierw przyjechałem na urlop. Szukałem możliwości pracy, bezskutecznie. Więc spakowałem walizki i z biletem powrotnym w ręce piłem porto na pożegnanie z przyjaciółmi. Wtedy zadzwonił inwestor. Zostałem, żeby zaprojektować dla niego klasycyzującą willę w Wilanowie. Po zamachu na WTC wstrzymane zostały inwestycje na Wall Street, które przygotowywałem. A w Polsce miałem kolejne zlecenia. Powrót przypieczętowała wygrana w konkursie na ekspozycję Muzeum Powstania Warszawskiego. Pracowałem jeszcze przy Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, to doświadczenie ukierunkowało moje zainteresowania.

Najnowszy Pana projekt też ma martyrologiczny charakter. Mauzoleum w Michniowie jest rzeźbą domu, który się rozpada, jakby był z puzzli.

Budynek i ścieżka edukacyjna w Michniowie upamiętniają wymordowanie przez Niemców 200 mieszkańców wsi i jej doszczętne spalenie podczas II wojny światowej. Przez lata z całej Polski ludzie przywozili do Michniowa krzyże. Na obszarze 4 tys. m2 stało w ziemi 300 krzyży: drewnianych, metalowych. Miejsce stało się symbolem pacyfikacji wsi polskich. Nawiązałem do tych krzyży w formie budynku, tnąc go w poprzek, co dodatkowo podkreśli światło. Zachowaliśmy 20 krzyży, które będę eksponowane w mauzoleum. Obok stanie 300 nowych z modrzewia.

Janów, gdzie powstało centrum edukacji, zainwestował 20 mln w turystykę. Czy Zoom Natury da miastu szanse na trwały rozwój?

Znam Janów od dzieciństwa, jeździłem tam nad zalew, łowiłem ryby. Na początku projekt spotkały mocne słowa krytyki, ale stała się rzecz niespodziewana. W ciągu ostatniego roku obiekt odwiedziło ponad 200 tysięcy osób. Miasto odzyskało wigor. Wiele jest małych miast, które są zaniedbane i chcą w jakiś sposób podnieść swoją rangę. Burmistrzowie Kraśnika, Opola Lubelskiego dzwonią i mówią, że też chcą być jak Janów, chcą się rozwijać. Dam Pani przykład Łęczycy. To piękne architektonicznie miasto, które po upadku zakładów przemysłowych zamarło i bardzo potrzebuje ratunku. Zanim przystąpiliśmy do projektu rewitalizacji przeprowadziliśmy badania socjologiczne, konsultacje społeczne, by określić potrzeby i program na przyszłość. Tam, obok poprzemysłowego zalewu są ogródki działkowe, które początkowo miały być zastąpione supermarketem czy czymś podobnym. Spojrzeliśmy na działkowców inaczej – chcemy tam zrobić szkółkę ogrodnictwa i targ warzywny, łowisko dla wędkarzy. Część terenu zamieszkują osoby niezamożne, bezrobotni, zamierzamy ich zachęcić, żeby za wynagrodzeniem pomagali upiększyć działki – byłaby to także praca nad pewną specyficzną mentalnością. Ważne jest, by w każdym projekcie wnikliwie wpatrywać się w potrzeby miejsca.

Architekt to dla Pana też socjolog i animator?

Architekt musi umieć wyłapać atuty miejsca, dostrzec wartości, których nie widzą miejscowi. Współpracując z socjologami i animatorami może odpowiednio pokierować rozwojem. Często zaczyna się w zaniedbanych miejscach od infrastruktury, a to błąd. Najpierw musi być pomysł, plan i dobry komplementarny, wieloaspektowy projekt, z nim przychodzi infrastruktura.

W Pana ekspozycjach dużą rolę grają interaktywne urządzenia i multimedia. Gdzie jest próg, za którym poważna instytucja zaczyna się ocierać o pewną formę populizmu, infotainment?

Ilość użytych podzespołów multimedialnych zależy od tematu. W niektórych sytuacjach rozwiązania multimedialne podsuwa sama wielość informacji, bogata treść, jaką dana instytucja ma do przekazania. W miejscach, które upamiętniają tragiczne wydarzenia, wielość nośników niszczy spokój, nastrój kontemplacji, zabija duchowość. Lepsze są wtedy takie rozwiązania jak szklana bima, którą zaprojektowałem dla synagogi w Chmielniku. Coś symbolicznego, niekoniecznie naładowanego technologiami. W takich miejscach staję się wrogiem multimediów, a bardzo dużo firm lobbuje na ich rzecz. Trzeba zawsze znaleźć dobre proporcje, ale nie ma na to prostego równania.

Rozmawiała Maja Mozga-Górecka

Mirosław Nizio, studiował na ASP w Warszawie i FIT w Nowym Jorku, od 1996 roku prowadzi pracownię Nizio Design International, z siedzibą najpierw w Nowym Jorku, potem w Warszawie. Najważniejsze realizacje: park edukacyjno-rekreacyjny Zoom Natury (Janów Lubelski, 2015), rewitalizacja Kopalni Julia (Wałbrzych, 2015), wystawa stała w MHŻP Polin (Warszawa, 2014), ekspozycja Muzeum Powstania Warszawskiego (Warszawa, 2004)