Agata Twardoch: Na początku muszę się przyznać, że niezwykle trudno było mi się przygotować do rozmowy z Tobą. Masz bardzo szeroki i różnorodny dorobek: architektura, urbanistyka, scenografia, sztuka, ostatnio także wnętrza. Do tego kilka publikacji... Zacznę zatem od początku, od Twoich studiów, a potem będę starała się nie zgubić żadnego z głównych wątków. Kończyłaś architekturę na Wydziale Architektury w Warszawie i w École d’Architecture de Bretagne. Pamiętasz jeszcze czego dotyczył Twój dyplom?Aleksandra Wasilkowska: W Warszawie robiłam dyplom inżynierski, ale wtedy wyglądał inaczej. Najpierw przygotowywało się kilkugodzinny projekt na uczelni, a potem był uzupełniający egzamin ustny. By go zdać, przyjechałam specjalnie z Francji, gdzie już wtedy studiowałam równolegle i gdzie powstawał projekt dyplomowy.Agata Twardoch: Twój właściwy dyplom tematyką zapowiadał zainteresowanie miastem i jego dwoistością: konflikt między tym, co przyziemne, cielesne a tym, co wysokie, reprezentacyjne i duchowe. Dotyczył Placu Defilad, prawda?Aleksandra Wasilkowska: Tak. To był moment, gdy wszyscy się zastanawiali, jak powinna wyglądać stolica, zaczęły się rozmowy o jej policentrycznym rozwoju. I w środku tego była kwestia Placu Defilad, Pałacu Kultury i znajdującego się w jego cieniu bazaru. Część warszawiaków nie zgadzała się z jego istnieniem. Jego tymczasowość i blaszany urok rzekomo nie przystawał do wizerunku stolicy europejskiej. A jednocześnie 70% deklarowało regularne robienie zakupów w halach KDT.
Agata Twardoch: Pamiętam tę dyskusję. Odbiła się echem po całym kraju.Aleksandra Wasilkowska: To był bardzo mocny wątek w czasach polskiego euroremontu. Pałac Kultury i otaczający go bazar, a także Jarmark Europa na Stadionie X-lecia, ogniskowały spór o przyszłość stolicy i pewnego rodzaju wyparcie wstydu po czasach, w których kultura DIY i pomysłowość szarej strefy były ważnym elementem naszej kultury. Dyskutowany był plan miejscowy dla placu i nikt nie myślał o jakże pożytecznym bazarze. Większość dyskusji odbywała się na poziomie symboliki i reprezentacji, a nie praktycznych rozwiązań i po prostu komfortu. Nie wiem, czy pamiętasz ten absurdalny pomysł na koronę wokół Pałacu?Agata Twardoch: Tak, był taki pomysł, żeby go szczelnie obudować.Aleksandra Wasilkowska: Ta dyskusja o fallicznym centrum Warszawy wydawała mi się zupełnie niezrozumiała. Uważałam, że targowisko u stóp Pałacu jest wspaniałym antidotum, połączeniem odgórnego z oddolnym, i wymaga tylko ucywilizowania, znalezienia dla bazaru adekwatnej formy architektonicznej. Ta refleksja splotła się akurat z moim doświadczeniem francuskim, w którym dominowało myślenie o architekturze horyzontalnej i policentrycznej. W latach 70. Francuzi świadomie przeprowadzili proces decentralizacji. Dzięki temu powstały bardzo mocne ośrodki poza Paryżem, silne lokalne centra. Widziałam efekty i miało to sens. Dzięki reformie mieszkańcy wsi mieli bardzo dobry dostęp do edukacji i kultury. W Rennes, w którym studiowałam, było bardzo dużo instytucji kultury i bardzo dobrych teatrów. Zarówno w Paryżu, jak i w innych francuskich miastach, rozwijała się kultura lokalna, a bazary, które pełniły funkcje miejskiej agory, miały swoje ustalone miejsce na najbardziej reprezentacyjnych placach. I myśmy na tych targowiskach spędzali bardzo dużo czasu – nie tylko robiliśmy codzienne zakupy, ale wokół nich kwitło nasze życie towarzyskie. Zrozumiałam, jak ważnym ośrodkiem jest bazar i jak kompletnie anachroniczna jest dyskusja na temat jego likwidacji w Warszawie. Z tego wyszedł pomysł na dyplom i projekt nowej formy bazaru na placu Defilad. Zatytułowałam go dosyć pretensjonalnie Miasto symbiotyczne. Ale w rzeczy samej - już wtedy miałam w głowie tę symbiozę superreprezentacyjnego, fallicznego zamku, którym jest Pałac Kultury…
To artykuł, do którego dostęp mają prenumeratorzy cyfrowej „Architektury-murator”.Chcesz dalej czytać ten tekst?