Marcin Mostafa

i

Autor: Archiwum Architektury Marcin Mostafa, fot. Kalbar

Zawód Architekt: Marcin Mostafa

2015-03-03 14:08

Dojrzewamy do architektury kubaturowej. W architekturze interesuje nas jednak głównie jej sposób działania.

Większość waszych realizacji to efemeryczne struktury z pogranicza architektury i designu. Jak to wpływa na wasze rozumienie samej architektury?

Zaczynaliśmy od małych form, to jest znakomite pole do eksperymentów, które potem można wykorzystać w dużej skali. Próbujemy przesuwać granicę na poziomie materiałowym, technologicznym. W projekcie biura w Szwajcarii użyliśmy sklejki klejonej na sztorc. To, co normalnie jest przekrojem, stało się główną powierzchnią, wycinaną potem frezarką pięcioosiową. Ściany wewnętrzne pawilonu na EXPO też były trochę eksperymentem, geometrie wyciętych i perforowanych płaszczyzn ze sklejki były mapowane projektorami. To jest trudniejsze w dużej skali, ale próbujemy. Dojrzewamy do architektury kubaturowej. W architekturze interesuje nas jednak głównie jej sposób działania. Na przykład to, jaki de facto wpływ może mieć dom kultury na jakość życia czy edukacji. W jakiej estetyce wychowują się dzieci. Tam wcześniej były kontenery, ciemna sala, małe okna. Teraz są naturalne materiały, przyjazna człowiekowi skala, światło.

To można powiedzieć o wielu dobrych budynkach.

Ale jest też wiatrak, który ma zasilać oświetlenie parkingu, kompostownik, grządki. Chcieliśmy wzbudzić ciekawość, unaocznić problemy ekologiczne, ich logikę. To też kawałek wsi w mieście. Do kóz przychodzą dzieci, które nie znają wsi. Walor edukacyjny wynika wprost z architektury, a nie tylko z programu zajęć.

Od roku jesteś prezesem warszawskiego oddziału SARP. Co udało ci się osiągnąć?

SARP długo nie istniał jako podmiot w dyskusji o mieście. Próbujemy to zmienić. Z władzami miasta chcemy wkrótce wspólnie otworzyć Warszawski Pawilon Architektury w dawnej kawiarni Zodiak, architektonicznej ikonie z lat 60. Z tym tematem borykał się już Kuba Wacławek, poprzedni prezes. Teraz urzędnicy są otwarci na rozmowę. W ratuszu widać zmiany pokoleniowe, a poza tym sytuacja polityczna jest tam gorąca, miasto chce poprawić swoje relacje z mieszkańcami. I trzeba to wykorzystać. To szansa na podniesienie rangi SARP. Próbujemy określić jeszcze raz jego tożsamość w dzisiejszych czasach, przyciągnąć więcej młodych architektów, którzy pomogą stworzyć opiniotwórczą instytucję z realnym wpływem na miasto. SARP nie musi być organizacją zrzeszającą wyłącznie architektów, mogliby też do niego należeć np. varsavianiści. Ostatnio zapisało się aż 40 młodych osób! Jest jakaś masa krytyczna, która dąży do zmian.

Czy ze stanowiskiem prezesa wiążą się jakieś profity?

Staramy się rozgraniczać pracę zawodową i SARP. Nie wyobrażam sobie wzięcia udziału w konkursie organizowanym przez oddział warszawski stowarzyszenia, chociaż nie wiem, czy pracownia to moje założenie wytrzyma. Trwa konkurs na budynek Ogrodu sztuk XXI wieku w Łazienkach, wstrzymaliśmy się. Na razie pakuję w tę działalność społeczną ogromnie dużo czasu, żona już kilka razy mnie za to wyrzucała z domu. Jeszcze nie odczułem profitów. Być może w postrzeganiu prywatnego inwestora moja wiarygodność jako architekta jest większa. Ale klienci do tej pory przychodzili po projekt na podstawie realizacji i doświadczenia, a nie działalności społecznej.

Ale są nowe znajomości, bankiety?

To dla mnie abstrakcja. Już wcześniej miałem dużo kontaktów. A jako architekt jestem zapraszany na lepsze imprezy niż jako prezes. Nie jesteśmy uwikłani biznesowo, związani z inwestycjami miejskimi ani z deweloperami prywatnymi, nie budujemy wieżowców w Warszawie. Mówię o całej grupie osób, które weszły do zarządu, o kilku mocnych zawodnikach. Istnieje przekonanie, że do polityki idą ludzie bez osiągnięć, żeby z niej sobie zrobić trampolinę. Nie wierzę w to kompletnie. Jako prezes chodzę wyłącznie na merytoryczne spotkania, na pozostałe – otwarcia wystaw itp. – staram się kogoś wysyłać. Nie mam czasu na pokazywanie się, wolę go spędzić z dzieckiem.

Masz 34 lata i mało realizacji. Z drugiej strony stanowisko prezesa, pozycję, tzw. gorące nazwisko. Jak to sobie tłumaczysz?

To jest podchwytliwe pytanie, nie wiem, jak odpowiedzieć. Fakt że moje nazwisko jest gorące odczuwam przede wszystkim przy bramkach na lotnisku. W tym zawodzie proces dochodzenia do pozycji jest długi i żmudny. My mieliśmy ogromne szczęście. Zaraz po dyplomie wygraliśmy z Natalią Paszkowską konkurs na pawilon EXPO – jeden fuks. Drugi, że projekt w ogóle został zrealizowany. W międzyczasie nie mieliśmy pracy. I nagle kolejny konkurs na Dom Kultury. Wygrywamy z Jankiem Sukiennikiem i kolejny fuks – budynek jest w budowie. Wielu moich rówieśników wygrywało konkursy pracami, które nigdy nie były realizowane. Biuro działa od 2008 roku. Stanęły trzy nasze budynki. Robimy wnętrza, pawilony, ekspozycje. Nie wiem, czy bylibyśmy w stanie mieć więcej realizacji w tak krótkim czasie. To była ciężka praca. W przypadku EXPO – skok na głęboką wodę pod względem tematu, doświadczenia, którego nie mieliśmy i nośności medialnej wydarzenia. Porównuję to do balonu, który się uniósł, a my się na nim uwiesiliśmy. I od tej pory krążymy.

Rozmawiała Maja Mozga-Górecka

Marcin Mostafa, architekt (dyplom WA PW, 2007), w 2008 roku wspólnie z Natalią Paszkowską założył pracownię WWAA (w 2012 roku do spółki dołączył Boris Kudlička), od 2012 prezes warszawskiego oddziału SARP. Współtwórca m.in. Pawilonu Polski na EXPO 2010 w Szanghaju, Służewskiego Domu Kultury, polskiego pawilonu ITU w Genewie, budynku REBELONE, instalacji dla NCK i NINA, wystawy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej WWB4