Spis treści
- Lussi przy placu Defilad. Fastfood starszy od McDonald'sa
- Lussi przed Pałacem Kutury. Na odsiecz - Książulo
- Lussi przy Alejach Jerozolimskich. „Nic nie starzeje się tak szybko, jak nowoczesność”
Lussi przy placu Defilad. Fastfood starszy od McDonald'sa
Zacznijmy od początku czyli od... 4 grudnia 1991 roku. W Polsce rozkwita właśnie kapitalizm, który później dorobi się określenia „dziki”. Na razie jest przede wszystkim młody i nieuregulowany. Widać to dobrze wokół Pałacu Kultury, gdzie coraz więcej przestrzeni zajmuje bazarowy handel. To właśnie w takim otoczeniu, pomiędzy pawilonami wejściowymi do podziemnego dworca PKP Śródmieście staje budka z tanim jedzeniem. Lussi może się więc chwalić, że jest starsza od pierwszego McDonald’sa, który po drugiej stronie placu Defilad pojawi się dopiero latem 1992.
Bar jest całodobowy, o całą epokę wyprzedza modę na street food, o dekadę – popularność kebaba. Serwuje różne dania, ale słynie z zapiekanek. Działa nieprzerwanie, choć wokół wszystko się zmienia. Z czasem znika bazar, a wraz z nim – konkurencja. Lussi pozostaje jedyną budką na placu. Od lat działa tam zresztą nielegalnie. Urzędnicy nie chcą wydać zgody na zajęcie pasa drogowego, bo nie pozwala im na to plan miejscowy. Właściciel nie chce się wynieść, więc płaci kary i trwa.
Lussi przed Pałacem Kutury. Na odsiecz - Książulo
Przez te lata Lussi też się zmienia – niebieski szyld zastępuje czerwony, z żółtymi literami, potem kolejny – teraz litery są białe, na czarnym tle. Zmienia się menu – w Lussi też pojawia się kebab. Zmienia się też właściciel – w 2016 roku interes po rodzicach przejmuje Sebastian Rymbiewski. - W latach 90. byłem kajtkiem, ale ruch z tego co pamiętam był wtedy duży. Później było gorzej, do tego stopnia, że mama nie miała za co ZUS-u płacić. Po 2010 roku się poprawiło, później COVID o mało nas nie zamknął, byliśmy otwarci tylko w niektóre dni, już nie nocą. Ale jakoś przetrwaliśmy – wspominał latem 2023 roku w rozmowie z dziennikarzem „Gazety Stołecznej”.
Przez 33 lata nie zmieniło się natomiast jedno – receptura zapiekanek. Na początku 2023 roku przyszła nagroda – jedzenie z Lussi pochwalił na swoim kanale specjalizujący się w recenzjach street foodu jutuber Książulo. Ruch w lokalu wzrósł, turyści może nie przyjeżdżają tylko na zapiekanki, ale nie brakuje takich, którzy specjalnie układają plan zwiedzania tak, by ich spróbować.
Ale jednocześnie nad budką gromadzą się coraz ciemniejsze chmury. W lutym „Stołeczna” informuje, że Lussi przenosi się do jednego z dworcowych pawilonów. Zmiana niby niewielka, ale wiadomość lotem błyskawicy rozchodzi się wśród warszawiaków. Emocje większe, niż gdy buldożery rozjeżdżają prawdziwe zabytki. Słychać nawoływania do obrony. Głos w sprawie zabiera i Księżulo:
Wreszcie na Facebooku pojawił się event – RAVE POD BAREM LUSSI. Założyła go ekipa klubu Luzztro. W sobotę, 9 marca, na placu zajmowanym przez budkę ma być muzyka, tańce i bicie rekordu w długości zapiekanki (aktualny to ponoć 108 metrów). Zainteresowanie zadeklarowało ponad 20 tysięcy osób, a organizatorzy zapraszają nawet prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego: Zagramy trochę FUNKY i JAMIROQUAI – zapowiadają.
Lussi przy Alejach Jerozolimskich. „Nic nie starzeje się tak szybko, jak nowoczesność”
Ktoś powie: warszawski klub postanowił podpiąć się pod „trendujący” temat budki i wypromować się przy tej okazji. Nawet jeśli, to uderzył we właściwą strunę. Pytanie tylko, czy to akord głębszego sentymentu, zwykłej mody na epokę, która powoli przechodzi z żywego wspomnienia w status retro (jak my wszyscy, jak my wszyscy!), czy coś zdecydowanie bardziej powierzchownego? A może wręcz przeciwnie – może te powierzchowne w formie reakcje ujawniają jakąś głębszą potrzebę, której nie zaspokaja współczesna Warszawa, skoro przenosiny baru wywołały silne emocje nie tylko wśród tych, którzy pamiętają tamte czasy? Wydaje się, że Lussi bronić gotowi są także ci, którzy nie pamiętają, jak siermiężne były wczesne lata 90. Zarówno wśród zainteresowanych na Facebooku, jak i w kolejce do budki widać ludzi, których nie było wtedy na świecie.
Wydaje mi się, że miejsca takie jak Lussi czy jakiś lokalny sklep, który działał "od zawsze" pozwalają nam się odnaleźć w sytuacji ciągłości i trwania
- mówi Aleksandra Stępień-Dąbrowska, autorka książki „Jakby luksusowo. Przewodnik po architekturze Warszawy lat 90.”.
Warszawa zmienia się tak dynamicznie, że szukamy sobie różnych cum, które pozwolą nam budować własną, miejską tożsamość; które sprawią, że jeszcze będziemy to miasto postrzegać jako nasze.
Podobnie widzi to Olga Drenda, autorka książki „Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w latach transformacji”:
To chyba nie jest nostalgia. Po prostu ta przestrzeń się zmienia, możliwe, że zrobi się trochę nieznajoma. A ten kiosk, to był stały punkt orientacyjny, słup milowy, a przy okazji pamiątka starszej Warszawy.
Ona również zwraca uwagę, że stolica zmienia się, a kioski – i to nie tylko te z prasą, lecz wszystkie małe sklepy i punkty usługowe w budkach – traktowane są jak coś wstydliwego. Dobrze było to widać, gdy wybuchł spór o inny kiosk – budkę z kurczakami z rożna na warszawskim Mokotowie. Tam też, mimo wysiłków właściciela, by stary kiosk przybrał estetyczną formę, urzędnicy nie mogli się pogodzić z jego trwaniem. Tyle że kurczaków bronili po prostu mieszkańcy okolicy, którym zapewniał tanie i szybie jedzenie na co dzień. Lussi to nie jest lokalny sklepik, czemu więc wizja przenosin baru wywołała aż takie emocje?
W obecnym pomyśle na stolicę kioski nie są mile widziane. Pamiętam, że już redesign Lussi jakiś czas temu wzbudził pewne kontrowersje, być może właśnie dlatego, że poprzedni wydawał się przyjemnie niezmienny, a jednak to uspokajające, kiedy coś sobie trwa, zwłaszcza w naszym obłąkanym szałem "rewitalizacji" kraju. Wydaje mi się, że nowa urbanistyka, nie tylko w Warszawie, jest niegościnna, sprzyja zagubieniu, anonimowości, wszystko wygląda na podobnie sformatowane. "Głupi" kiosk pozwala czuć się jednak nieco mniej obco.
Na ten aspekt zwraca też uwagę Anna Cymer autorka m.in. wydanej właśnie książki „Długie lat 90. Architektura czasów transformacji”:
Bagietka z serem i pieczarkami serwowana z okienka z modularnego kiosku wykonanego w latach 80. z tworzywa sztucznego może w opinii niektórych nie licować ze śródmiejską okolicą. Nie można jednak myśleć o mieście jak o folderze reklamowym wydrukowanym na lśniącym papierze, w którym wszystko jest nowe i pachnące. Ewoluujące i nawarstwiające się miejskie przestrzenie mogą i powinny szanować także swoje mniej reprezentacyjne, ale naturalne, prawdziwe i – jak się okazuje – lubiane przez ludzi oblicze. Chciałabym żyć w mieście, w którym jest miejsce i na stylowe restauracje, i na bal Lussi (oczywiście działający w pełni legalny sposób!), który jednoczy wiele grup i oferuje jedzenie w wielu sercach wywołujące ciepłe uczucia i wspomnienia.
CZYTAJ WIĘCEJ: „Długie lata 90. Architektura w Polsce czasów transformacji” Anny Cymer
Jaki jest zatem przepis na to, by w zmieniającym się w oczach mieście, w anonimowym tłumie zdobyć pozycję miejsca ważnego i potrzebnego, a może przede wszystkim po prostu lubianego? Potrzebna będzie:
- krucha jak bagietka tożsamość
- ciągnąca się jak ser pamięć
- i drobno posiekana tradycja.
Polać keczupem i smacznego!
Listen on Spreaker.