Muzeum Ognia w Żorach, OVO Grąbczewscy Architekci

i

Autor: Archiwum Architektury Budowa Muzeum Ognia w Żorach, OVO Grąbczewscy Architekci. Podstawowy ustrój konstrukcyjny stanowią trzy kilkudziesięciometrowe, załamane w rzucie tarcze ścian, zakotwiczone w ścianach fundamentowych i połączone stropami

Muzeum Ognia w Żorach

Aby pawilon miał "ognisty wygląd", pierwotna idea zakładała obłożenie go patynującą miedzią. W trakcie realizacji pomysł zweryfikowano i w ostateczności zdecydowano, że elewacja będzie wykonana z blachy miedzianej, powlekanej lakierem PVDF, łączonej na rąbek stojący

Nazwa obiektuMuzeum Ognia
Adres obiektuŻory
AutorzyOVO Grąbczewscy Architekci

W 2009 roku, w którym wyróżniono nas nagrodą Europe 40 under 40 dla najbardziej obiecujących młodych architektów w Europie, zostaliśmy poproszeni przez władze Żor o zaprojektowanie pawilonu służącego promocji miasta. Z inwestorem tym współpracowaliśmy już wcześniej, opracowując koncepcję Muzeum Spotkania Kultur Świata Yatenga i obie strony były bardzo zadowolone z efektów. Nowe zlecenie wydawało się wręcz idealne – świetnie wyeksponowana działka leżąca przy głównym wjeździe do miejscowości, brak ograniczeń co do formy, a w zasadzie – także funkcji budynku. Słowem – pełna swoboda. Niestety, szybko potwierdziła się stara zasada, że brak ścisłych wytycznych to także jedno z największych wyzwań i utrudnień dla architekta. Co więcej – okazało się, że idealna działka kryje kilka niemiłych niespodzianek. Przez jej teren przebiegały główne miejskie kolektory kanalizacji sanitarnej i deszczowej oraz wysokoprężny gazociąg. Ponadto badania geotechniczne wykazały, że niegdyś znajdowało się tam wysypisko śmieci, co właściwie dyskwalifikowało ten obszar jako budowlany. Po rozważeniu wszystkich możliwości, w tym różnych wariantów posadowienia pośredniego, zapadła decyzja, by wymienić cały grunt pod budynkiem.

Forma budynku

Po naniesieniu na plan wszystkich stref ochronnych, obowiązkowo wolnych od zabudowy, otrzymaliśmy niepodobny do niczego kształt, praktycznie uniemożliwiający dopasowanie do niego bryły obiektu. Zbliżał się termin oddania projektu, a my wciąż nie mieliśmy pomysłu, jak rozwiązać tę łamigłówkę. Żeby przezwyciężyć stres, wyjechaliśmy na wycieczkę do Sieny. Oglądany we włoskim słońcu dziwny kształt na planie działki zaczął przypominać nam płomień. Od razu też połączyliśmy ten powidok z faktem, że nazwa Żory etymologicznie związana jest ze słowem ogień. Faktycznie, tak jak kilka innych słowiańskich miast i osad o podobnej genezie nazwy (Praha, Praga, Żar), powstały one w miejscu wypalonego lasu. Z ogniem związana jest też historia miejscowości, którą na przestrzeni wieków nawiedzały liczne pożary. Najtragiczniejszy wydarzył się 11 maja 1702 roku, kiedy to zginęła połowa mieszkańców. Na pamiątkę tego wydarzenia zaczęto organizować co roku religijne uroczystości, które z czasem przerodziły się w święto miasta. Błyskawicznie powstały pierwsze szkice – trzy niezależne, „rozedrgane”, rzeźbiarsko ukształtowane ściany. Kształt zweryfikowała makieta. Ostateczna forma budynku, pomimo pozornej arbitralności, ściśle współgra z funkcją oraz otoczeniem. Najdłuższa elewacja – biegnąca wzdłuż drogi krajowej 81, popularnej „wiślanki” – stanowi jednocześnie ekran akustyczny i znak w przestrzeni, sygnalizujący przejeżdżającym niecodzienną funkcję. Od strony zachodniej, północnej oraz wschodniej obiekt otwiera się na miasto.

Konstrukcja

Pojawiło się pytanie, jaka powinna być konstrukcja budynku. Początkowo myśleliśmy o stali. Kilkudziesięciometrowe ściany, dziewięciometrowe wsporniki wydawały się idealne do wykonania w lekkiej konstrukcji. Po przeprowadzeniu analiz okazało się jednak, że biorąc pod uwagę nie tylko koszt realizacji, ale też architektoniczny wyraz wnętrza, najlepszym wyborem będzie żelbet. Podstawowy ustrój stanowiły trzy kilkudziesięciometrowe, załamane w rzucie tarcze ścian. Te zakotwione w fundamentach wsporniki zostały połączone stropem opartym na stalowych belkach. Pomiędzy ścianami rozpięto duże przeszklenia, w których znalazły się także wejścia.

Nowa funkcja

Na podstawie koncepcji wykonaliśmy projekt budowlany i uzyskaliśmy pozwolenie na budowę. Rozstrzygnięto przetarg na wykonawcę, rozpoczęła się realizacja. Nowy pomysł pojawił się, gdy ruszyły prace ziemne. Inwestor, widząc ilość usuwanego nasypu i wielkość wykopu, zdecydował, że trzeba tę przestrzeń koniecznie wykorzystać na piwnicę, a pawilon ekspozycyjny przekształcić w Muzeum Ognia – miejsce multimedialnej wystawy poświęconej zarówno miastu, jak i żywiołowi ognia w jego najróżniejszych aspektach – fizycznym, symbolicznym, ekonomicznym, historycznym. I tu zaczął się wyścig z czasem – w ciągu dosłownie kilku dni doprojektowaliśmy piwnicę, zamienny projekt budowlany powędrował do zatwierdzenia, a my w tym czasie przygotowaliśmy rysunki wykonawcze. Trudność polegała na tym, by utrzymując ekspresyjną formę zewnętrza i wnętrza, dodać kondygnację i wprowadzić komunikację pionową (schody główne, windy dla osób niepełnosprawnych oraz schody ewakuacyjne). Konstruktorzy stanęli przed koniecznością zamiany potężnych ław fundamentowych na skrzynię podpiwniczenia przy uwzględnieniu dość skomplikowanej geometrii budynku. Dzięki dobrej współpracy z inwestorem i wykonawcą poradziliśmy sobie z tym zadaniem na tyle sprawnie, że realizacja nie została wstrzymana nawet na jeden dzień.Podziemna przestrzeń, z uwagi na wprowadzenie funkcji wystawienniczej, sięga poza pierwotny obrys budynku. Część stropu nad piwnicą pełni więc rolę tarasu. Jego posadzkę, podobnie jak chodniki i miejsca parkingowe, wyłożono granitową kostką. System izolacji tarasu opracowaliśmy, korzystając z materiałów firmy Bauder. Podziemną część zabezpieczyliśmy przed przypadkowym najechaniem przez samochód, rozmieszczając na jej obwodzie duże, granitowe głazy.

Elewacja

Kluczowym aspektem dla projektu Muzeum Ognia były oczywiście elewacje. Nasza pierwotna idea zakładała obłożenie ich miedzią, która z upływem czasu pokrywałaby się patyną. Mieliśmy dla tego pomysłu idealne, metaforyczne uzasadnienie. Patynowanie to nic innego jak powolne utlenianie, tak więc można powiedzieć, że budynek w istocie bardzo powoli by się utleniał, czyli po prostu płonął... Niestety, nasz zachwyt nad tym błyskotliwym konceptem zweryfikowała twarda rzeczywistość. Inwestor trzeźwo stwierdził, że pokrywająca się patyną miedź wygląda dobrze tylko na początku i ewentualnie na samym końcu, natomiast fazy pośrednie są bardzo nieefektowne i będą nie do zaakceptowania przez statystycznego odbiorcę. Otrzymaliśmy zadanie znalezienia materiału, który zapewni budynkowi „ognisty wygląd”, czyli taki, jak na zatwierdzonych przez inwestora wizualizacjach. Rozpoczęliśmy wielotorowe poszukiwania. Szukaliśmy metody, dzięki której można by było zahamować proces patynowania miedzi. Z prośbą o pomoc zwróciliśmy się do wszystkich większych dostawców tego materiału, ale odpowiedzi były niezadowalające. Mogliśmy zastosować różnorodne stopy, ale ich kolor nie do końca nam odpowiadał. Poza tym nawet najdroższe nie gwarantowały całkowitego powstrzymania patynowania, a jedynie jego spowolnienie. Zastanawialiśmy się też nad zastosowaniem miedzi wstępnie patynowanej. Ten pomysł również szybko odrzuciliśmy. Zielona elewacja byłaby bardzo efektowna, ale w niewystarczającym stopniu odpowiadała charakterowi budynku. Pod uwagę braliśmy ponadto blachy aluminiowe, stalowe, powlekane, malowane... Mimo możliwości uzyskania pełnej palety kolorów, żaden nie mógł równać się z odcieniem oryginalnej miedzi – brakowało im głębi, inaczej układał się połysk. W końcu, któregoś dnia, kiedy wydawało się, że sytuacja jest nie do rozwiązania, przy porządkowaniu archiwum znaleźliśmy starą ulotkę, w której zaprezentowana była stal nierdzewna Inox. Zadzwoniliśmy pod numer niemieckiego producenta i okazało się, że w ofercie mają trwale barwione stale nierdzewne, a co więcej – współpracują z polskim wykonawcą fasad i dachów, firmą 7NTW. Otrzymaliśmy próbki stali wybarwianej w kąpieli chemicznej na kolor ciemnej miedzi, które wyglądały bardzo dobrze. Wykonano pierwsze makiety i wtedy nastąpił kolejny zwrot akcji. Firma Grande (polski producent rozwiązań dla dachów i fasad) przedstawiła nam blachę miedzianą powlekaną przez holenderską firmę Euramax lakierem PVDF. Po zapoznaniu się z technologią, warunkami realizacji i gwarancji zapadła ostateczna decyzja. Elewacja będzie wykonana z blachy miedzianej o grubości 0,8 mm, powlekanej lakierem PVDF, kładzionej na rąbek stojący na poszyciu z zabezpieczonej ogniowo sklejki.

Wnętrza

Charakterystyczną cechą budynku jest maksymalne przenikanie się wnętrza i zewnętrza budynku, co podkreślono m.in. poprzez całkowicie przeszklone ściany strefy wejściowej. Lada recepcji będzie pokryta blachą elewacyjną, podobnie jak wbudowane meble stanowiące wyposażenie holu głównego. Posadzka z czarnej kostki granitowej, jak już wspomniano, została wykorzystana również w środku, przy czym na zewnątrz kostka jest łupana, a wewnątrz – cięta. Osobny temat stanowi beton architektoniczny, który od początku miał być podstawowym materiałem wykończenia wnętrz. Przyjęliśmy zasadę, że powinien to być beton klasy C 30/37 w naturalnym kolorze, w szalunku systemowym. Wykonawca przeprowadził próby w docelowo niewidocznych miejscach piwnicy, ale równocześnie, by mieć stuprocentową gwarancję uzyskania pożądanego efektu, wspólnie z wykonawcą opracowaliśmy alternatywny projekt konstrukcji części nadziemnej z prefabrykatów żelbetowych, które wykonać miała sąsiadująca z inwestycją fabryka betonu. Próby w piwnicy wyszły jednak bardzo dobrze, tak więc wszystkie ściany i stropy zrealizowano w betonie monolitycznym. Kolejnym ciekawym zagadnieniem był projekt schodów łączących parter z piwnicą. Musieliśmy je harmonijnie wpasować w przestrzeń holu wejściowego, stąd ich kształt wiernie odwzorowuje geometrię ścian. Uzyskana w ten sposób dwukrotnie załamana wstęga schodów, stanowiąca powierzchnię trzeciego stopnia, jest podparta tylko na obu końcach. Rozwiązanie to było przedmiotem pewnych sporów z konstruktorem, który długo i dzielnie walczył o dodatkową podporę, ale musiał w końcu ulec (być może nie tyle przed siłą architektonicznej wizji, co po prostu przed naszym oślim uporem). Charakterystycznym elementem wystroju wnętrz jest ponadto podwieszany sufit z białego, półprzepuszczalnego barrisolu. Tworzy on pofałdowaną, nieregularną płaszczyznę opartą o geometrię trójkątów, co pozwala na swobodne kształtowanie wysokości wnętrza, ukrycie elementów instalacji oraz rozmieszczenie nad sufitem oświetlenia, które zostanie równomiernie rozproszone przez barrisol.

Zagospodarowanie terenu

Zagospodarowanie terenu wokół budynku współgra z jego geometrią. Dojścia do muzeum przechodzą płynnie w portyki wejściowe, taras osłania nadwieszony dach. Wzdłuż drogi 81 zaplanowaliśmy dodatkową atrakcję, nazwaną roboczo ogrodem ognia. Ma to być miejsce oddane do dyspozycji artystom, performerom, miejsce plenerowej ekspozycji dzieł sztuki. Obiekt, którego budowa po kilku przerwach zmierza wreszcie ku szczęśliwemu końcowi ma być gotowy do grudnia bieżącego roku. W chwili obecnej gotowy jest stan surowy i większość zagospodarowania terenu. Ostatnim etapem inwestycji będzie realizacja opracowywanej przez firmę AdVenture multimedialnej wystawy, która zajmie całą podziemną część muzeum i która harmonijnie ma się wpisać w zaprojektowane przez nas przestrzenie.