To było moje włoskie marzenie od wielu lat: zobaczyć nie Rzym i zejść z tego świata, ale ujrzeć tzw. cretto powstałe w miejscu sycylijskiej Gibelliny. Crettoujrzałem i, szczerze powiedziawszy, zacząłem jeszcze bardziej cieszyć się życiem. Dlaczego bardziej? Ano dlatego, że po pierwsze widziałem kawał architektury – albo może bardziej ‘architektury’ – która mnie po prostu uniosła i wzruszyła, a nie znudziła, jak to się dzieje w 99.99% przypadków współczesnej produkcji architektonicznej, włączając w to moją własną. I po drugie dlatego, że cretto jest upamiętnieniem ogromnej tragedii i że upamiętnienie to oglądałem dosłownie kilka dni po kataklizmie japońskiego tsunami.
W 1968 roku południową Sycylię nawiedziło trzęsienie ziemi, które zniszczyło kilkanaście miasteczek. Większość odbudowano, chyba najbardziej dotkniętą kataklizmem Gibellinę postanowiono stworzyć na nowo w zupełnie innym miejscu, ruiny oryginalnego miasteczka pozostawiając w nietkniętym stanie. Ruinami na przełomie lat 70. i 80. zainteresował się włoski artysta Alberto Burri (1915-1995), człowiek, który – jeżeli na serio wziąć historyczno-sztuczne etykiety różnych nurtów artystycznych – przez lata swojej twórczości stał w rozkroku między abstrakcyjnym ekspresjonizmem, taszyzmem a arte povera, i który w Gibellinie miał zamiar stać się przedstawicielem tzw. land-artu. I to mu się udało: w latach 1985-89 ruiny Gibelliny przeistoczyły się w ogromny plac budowy, w którym architektura zmieszała się ze sztuką. Na obszarze o wymiarach ok. 300 x 400 m otworzono prawie całe miasteczko, wszystkie kwartały zabudowy wzmacniając na krawędziach żelbetowymi ścianami o wysokości ok. 160 cm, zrównując wszystkie pozostałości budynków do tej właśnie wysokości i zalewając wszystko betonem. W ten sposób Burri stworzył betonowy dywan, który poprzecinany został uliczkami o różnej szerokości i który w malowniczy sposób dopasowany został do nierównego zbocza.
Jeżeli ktoś szuka metafizyki we Włoszech, to cretto z pewnością jest dobrym miejscem na odwiedziny. Dobrym nie tylko dla architektów, ale i dla tzw. zwykłych ludzi. Cretto działa bez słów, bez filozofii, bez norm i przepisów, bez podrasowanych photoshopem zdjęć. Jest miastem, w którym nie ma architektury, funkcji i mieszkańców, w którym została tylko esencja urbanistyczna. Jest miastem, w którym przechodzień ponad dachami budowli ma zawsze widok na okoliczną górzystą panoramę. Jest miastem, w którym na zawsze (?) zastygła pamięć.
Roman Rutkowski
Roman Rutkowski Architekci www.rr-a.pl