20 lat temu założył Pan Nizio Design International. Jak zmieniły się wyzwania, przed którymi wówczas stała pracownia, w stosunku do tych dzisiejszych?
Kierunek rozwoju pracowni jest w pewnym stopniu zbiegiem okoliczności, ale szczęśliwie zgadza się z tym, na czym zawsze mi zależało. Staram się oferować współczesnemu światu i odbiorcy więcej niż estetykę i funkcję.Kluczem do realizacji moich celów okazał się wygrany w 2003 roku konkurs na wystawę w Muzeum Powstania Warszawskiego. Wspólnie z dwójką moich przyjaciół z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie: Jarosławem Kłaputem i Dariuszem Kunowskim, stworzyliśmy projekt, który okazał się ponadczasowy. Poprzez odważną scenografię udało nam się sprawić, że odwiedzający mogą doświadczać ekspozycji wszystkimi zmysłami. Skonfrontowaliśmy ich z emocjami towarzyszącymi zrywowi powstania. Pamiętam, że mieliśmy poczucie robienia czegoś niezwykle ważnego, wpływania na zmianę postrzegania narracji muzealnych – w tamtym czasie w Polsce nie było jeszcze takich wystaw.W moim przypadku interdyscyplinarne podejście wynikało z wcześniejszych doświadczeń. Jeszcze jako nastoletni chłopak w liceum plastycznym, i później studiując na ASP, łączyłem elementy scenografii i sztuk wizualnych. Rzemieślnicza praca u boku ojca stolarza nauczyła mnie, jak mierzyć się z trudną materią. Z kolei podczas pobytu w Nowym Jorku zderzyłem się ze sztuką współczesną na poziomie niewyobrażalnie wysokim dla młodego wówczas chłopaka z Polski.Nie myślę o zmianie formuły pracy sprzed 20 lat. Moje podejście do projektowania jest stałe. Działaniach filozoficzne i narracyjne są kluczem do nadawania przestrzeni znaczenia. Skupiam się na wypracowaniu coraz lepszych modułów upamiętniania i kształtowania narracji. Staram się podążać za potrzebami odbiorców i dobierać do nich najlepsze dostępne narzędzia i środki wyrazu.
Portfolio pracowni wypełniają obiekty muzealne czy też aranżacji wystaw. Na polskiej scenie architektonicznej jest to dość zaskakujące. Dziś zapotrzebowanie na budowanie jest zupełnie gdzie indziej, np. w projektach mieszkaniowych, głównie deweloperskich. Jak utrzymać duży zespół bez angażowania pracowni w projekty komercyjne? Z kolei muzea w znakomitej większości realizowane są z funduszy publicznych i wymagają wygranych konkursów. Żeby wygrać jeden, trzeba ich zrobić naście. Jak nie stracić przy tym energii i fascynacji projektowaniem?
Po pierwsze wybieram konkursy, które wydają mi się ciekawe. W przeciągu tych 20 lat rzeczywiście udało się nam wygrać kilka małych i dużych. Jednak także więcej niż kilka przegraliśmy. To norma, z którą każdy architekt i każda pracownia muszą się mierzyć. Czasami przy wyborze prac zwycięskich podejmowane są decyzje bardzo subiektywne, a niekoniecznie trafione – powinno się o tym mówić głośno. Przy udziale w konkursach istotna jest praca nad sobą, rywalizacja rozwija zawodowo i intelektualnie.Koncentruję się na projektach, które mają szczególne zadanie: rzetelnie edukować, skłaniać do myślenia czy przynosić radość. Do teraz jakoś się to udawało. Ze względu na wieloosobowy zespół pracowni mogę sobie pozwolić na przekierowanie kilkunastu osób do pracy przy konkursach. W takim właśnie trybie udawało nam się zdobyć pierwszą nagrodę w kilku z nich, m.in. na rozbudowę i modernizację Muzeum Powstania Warszawskiego (2018), Muzeum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie (2011) czy Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej (2010). Ze względu na osiągnięcia i doświadczenia moje i zespołu dostajemy również zlecenia pozakonkursowe. Jesteśmy w trakcie realizacji kilku tematów, które zamówiono u nas prywatnie, jak np. Muzeum Bursztynu w Jarosławcu. Jak nie stracić fascynacji? Dużo czytam, dużo obserwuję, dużo podróżuję i… dużo mówię – to mi pomaga zachować energię do działania.
Zatrzymajmy się przy wątku warstwy intelektualnej w projektowaniu i przy pozostawaniu aktywnym umysłowo. Wydaje mi się, że ciągłe poszukiwanie jest ważne w pracy architekta. Na polskich uczelniach poświęca się niewspółmiernie więcej uwagi inżynierii niż samej koncepcji projektowej: temu jak budynki mogą na nas działać w sferze emocjonalnej, jaką opowiadają historię itd. Jak wygląda inspirowanie się nawzajem w zespole? Jak aktywizować innych do tych poszukiwań i obserwacji?
W moim działaniu warstwa intelektualna, research, badanie tkanki, bezpośrednie doświadczanie lokalnego kontekstu – od rozmowy ze świadkami po dotyk kamienia – są kluczowe. W biurze mamy historyków, kuratorów, grafików, animatorów. Czasami zapraszam do projektu też artystów. Takie multidyscyplinarne interakcje są niezwykle inspirujące.Nie warto robić rzeczy dosłownych. Przykładowo: w Muzeum Hołodomoru w Kijowie trzonem opowieści jest czarnoziem – płodny, odradzający się. Ziemia ukraińska jest tu najważniejsza, to ona nas prowadzi do ludzi, do historii. Z kolei w muzeum bł. księdza Jerzego Popiełuszki w Okopach szukaliśmy materii, która drga w przestrzeni – uwypukla rzeczy dobre i złe, a przez to oddaje dramatyzm. Każdy detal, każdy materiał muszą mieć znaczenie. To przekłada się na narrację, która mocniej oddziałuje na odbiorców, dotyka ich.
Ostatnio w związku z konkursem, w którym jestem jurorem, poproszono mnie, abym doradził projektantom, jak potraktować wnętrza. Niestety coraz częściej widzę w tej materii estetyzację, ograniczanie się do doboru fajnych mebli i kolorów. Tę plastikowość zauważam wszędzie.Prowadzę restaurację KLONN w Warszawie, zlokalizowaną w parku, w pobliżu Zamku Ujazdowskiego. Miejsce wybrałem m.in. ze względu na dwustuletni klon, który tam rośnie. To drzewo jest tu aktorem, wprowadza w to miejsce energię na tyle istotną i wartościową, że zaprojektowana przeze mnie przestrzeń jest tylko subtelną analizą zastanego kontekstu i skromną odpowiedzią na niego. Wnętrze też musi mieć narrację, która buduje emocje, ale jest logiczna. Jeżeli obok nowych mebli wprowadzam w projekcie takie, które mają swoją historię, to samo zderzenie tych elementów wiele mówi i oddziałuje na użytkownika.Mamy dziś przesyt estetyzowania. Jeżeli zna się wartość mebli, sztuki, rzeźby, historii podejmowanego tematu, to można się z nim zmierzyć. Jeżeli nie ma się tego doświadczenia czy dojrzałości, to nie warto robić niczego w przestrzeni publicznej, a szczególnie tworzyć czegokolwiek, co wpływa na świadomość innych.
Jaka jest rada dla młodych architektów, aby w projektowaniu szukali czegoś więcej?
Nie spieszyć się z szukaniem inspiracji w internecie. Zbyt wczesne zagłębianie się w architekturę w sieci zakłóca naszą przestrzeń intelektualną i kreatywną. Inaczej jest, kiedy myślimy kategoriami zamknięcia się w małym, pustym pokoju, znalezienia w wyobraźni przestrzeni projektowanej. Tak działa Peter Zumthor. On nie projektuje zgodnie z trendami. Budynki, które zrealizował 30, 50 lat temu, i te, które projektuje dziś, tworzą zbiór obiektów o wartościach indywidualnych i ponadczasowych. Takimi architektami są również: Alvaro Siza, Rafael Moneo czy Santiago Calatrava. Za najbardziej wartościowe uważam budowanie przestrzeni bez jakichkolwiek naleciałości, bez szukania inspiracji estetycznych.Czym innym jest natomiast inspiracja technologiczna czy materiałowa, gdzie cenna jest zmienność walorów tworzywa, przykładowo pokrycie patyną świadczące o dojrzewaniu budynku. W Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie beton z północnej strony po kilku latach zszarzał, zagłębił się w naturę, a po południowej stronie ściany rozbieliły się. Budynek zespolił się z kontekstem
Wielu architektów wśród najbardziej palących problemów współczesnej architektury wymienia kryzys klimatyczny. Ciekawi mnie, jakie jest dziś najważniejsze zagadnienie w pracy Pana, zespołu, czy obecna jest w działalności pracowni tematyka prośrodowiskowa?
We wszystkich realizacjach szukamy ekonomii i prostoty rozwiązań. Szczególną uwagę przywiązujemy do materiałów: często naturalnych, odnawialnych, jak najtrwalszych. Takich, które wprowadzają balans między architekturą a naturą. Chętnie eksperymentujemy także z ich narracyjnym potencjałem. W wyróżnionym projekcie pawilonu polskiego na EXPO w Osace wykorzystaliśmy wierzbę, która dzięki swojej symbolice, jest istotna dla polskiej zbiorowej wrażliwości. Tym razem zastosowaliśmy jednak jej energetyczną odmianę, cechująca się wysokim przyrostem masy. Zaprojektowaliśmy regularną strukturę, o silnej formie, a równocześnie efemeryczną. W gęsto ułożonej siatce z wysokości dachu spływała woda, a w metrowej przerwie, w podcięciu ścian zewnętrznych, widoczne były krople, które następnie spadały do długiego liniowego zbiornika. Stamtąd wędrowały znowu na dach – w ten sposób symbolicznie zaprezentowaliśmy cyrkularność przyrody.Oczywiście stosujemy też bardziej standardowe rozwiązania proekologiczne, których celem jest zmniejszanie negatywnego wpływu człowieka na środowisko, racjonalne gospodarowanie zasobami, ochrona zieleni oraz edukacja społeczna.
Ciężko jest sobie wyobrazić scenariusz, w którym żaden nowy budynek nigdy już nie powstanie. To podejście bardzo radykalne, młode pokolenie oczekuje jednak realnych zmian, które ograniczają skutki nierozważnej działalności człowieka. Jak w tym kontekście wytłumaczyć duże środki przeznaczane na obiekty muzealne? Czy potrzebujemy wciąż nowych?
Nie wyobrażam sobie, że zrezygnujemy z przeszłości. Jej świadomość kreuje naszą teraźniejszość, a z kolei teraźniejszość będzie miała wpływ na przyszłość. Pozbycie się tego elementu byłoby absolutnie destrukcyjne. W tym miesiącu jadę do Berlina na konsultacje powstającego muzeum polsko-niemieckiego przy Reichstagu. Będę rekomendował, żeby nie budować pomnika i niezależnego gmachu obok, ale stworzyć jeden ośrodek kulturalny i edukacyjny, który sam w sobie będzie również upamiętnieniem.Nadal potrzebujemy miejsc pamięci, ale przede wszystkim takich, które są osadzone w szerszym kontekście: współtworzą tkankę urbanistyczną, odpowiadają na społeczne i edukacyjne potrzeby mieszkańców. Odpowiednimi środkami wyrazu można tworzyć punkty styku między różnymi warstwami. Jeśli chodzi o duże przedsięwzięcia muzealne realizowane w Polsce, to moim zdaniem mamy przesyt pewnych formuł.
Wiele obiektów w portfolio studia ma bezpośredni kontakt z bardzo wrażliwą materią – historią, upamiętnieniem, honorowaniem wydarzeń, osób itd. Zarówno w Polsce, jak i na świecie stale obserwujemy, jak ta tematyka potrafi stawać się zagadnieniem politycznym. Czy są zlecenia, których architekt przyjmować dziś nie powinien?
Mam oczywiście swoje preferencje polityczne, jednak zawodowo staram się być apolityczny. W konkursach czy projektach uczestniczę, mając na względzie przesłanie, szczególnie to, które jest rzetelnie przygotowane. Nie przystępuję do działań, które są sprzeczne z moją ideologią, wiarą, niezgodne z moim sumieniem albo takie, na które są przeznaczane ogromne pieniądze, które przeznaczane być na nie nie powinny.Podchodzę do tematów w sposób następujący: jeżeli widzę, że w składzie jury znajdują się osoby rzetelne, merytoryczne, autorytety ze świata sztuki, które poważam, to wiem, że to odpowiedni kierunek i takie konkursy rozważam pod kątem ewentualnej rywalizacji. Jeżeli widzę sprzeczności, to raczej nie podejmuję się zadania. Grzegorz Piątek powiedział kiedyś, nie negując, jak myślę, mojego doświadczenia, że: Pan Nizio jest architektem władzy, ale takim, który projektuje dla wszystkich władców.
Przestrzenie publiczne, miejsca historyczne są zawsze realizowane przez tę władzę, która akurat rządzi, lokalnie lub na szczeblu centralnym. Ważne, abyśmy pamiętali, że takie projekty mogą odgrywać ważną rolę niezależnie od polityki. Muzeum Powstania Warszawskiego także było uważane za element politycznej dyrektywy, natomiast gdyby nie presja konkretnych osób, nigdy by nie powstało. Dziś rola tej placówki jest doceniana przez ogół społeczeństwa, niezależnie od sympatii partyjnych. Trzeba niektóre kwestie wypośrodkować i zbalansować.Jeśli projektuję, to robię to świadomie i odpowiedzialnie, gdyż wiem, że zrealizowane obiekty staną się stałym elementem zakorzenionym w przestrzeni publicznej.
Nie sposób nie zapytać o pracę nad Narodowym Muzeum Hołodomoru-Ludobójstwa w Kijowie, która rozpoczęła się jeszcze przed wojną w Ukrainie. Jak konflikt zbrojny wpłynął na pracę nad projektem? Jakie przemyślenia ma Pan w związku z odbudową miast po wojnie. Czy można już w ogóle o tym myśleć?
Pięć lat temu, z uwagi na moje doświadczenie przy obiektach wystawienniczych, zostałem zaproszony do projektowania muzeum poświęconego tematyce Wielkiego Głodu lat 1932–1933 w Ukrainie. Myślę, że współpraca specjalistów spoza tego kraju z ekspertami, którzy znają miejscową kulturę, przekłada się na merytoryczne, dojrzałe projekty. Obecnie ze względu na wojnę prace są oczywiście wstrzymane, ale mamy nadzieję, że będą kontynuowane, jak tylko będzie to możliwe.Jeśli zaś chodzi o odbudowę, to jest to oczywiście delikatna sprawa. Pojawiają się głosy, że tylko ukraińscy architekci mogą zmierzyć się z taką materią i kontekstem. Oczywiście, oni są bezpośrednio dotknięci dziejącą się tam tragedią, ale zewnętrzne spojrzenie także może pomóc. Polskie doświadczenia powojenne mogłyby być ciekawym punktem odniesienia i wsparciem w tym procesie. Na pewno, aby tworzyć nowe miejsca w symbiozie z otoczeniem i nową rzeczywistością, potrzeba czasu. Infrastruktura nie jest jeszcze gotowa, warto zacząć od wypracowania ogólnych założeń rewitalizacji na poziomie całych miast.Niestety często obserwuję pośpiech. Dotyczy to także szeroko rozumianych kwestii upamiętniania, które stają się obecnie coraz bardziej istotnym tematem w Ukrainie. Zdarza się, że mimo trwających działań wojennych powstają pełniące taką funkcję obiekty finansowane przez prywatnych inwestorów. Pojawiają się też projekty realizowane chaotycznie. Mam wrażenie, że te szybkie działania mogą być zgubne. Powiedziałbym: nie tak szybko. Warto zacząć od upamiętnień w sposób bardzo symboliczny, przykładowo w formie instalacji artystycznych.
W jakim miejscu pracownia będzie za 5, 10 lat? Jak zmieni się jej działanie, forma, struktura, sposób pracy?
Patrząc z perspektywy tych 20 lat, nie sądziłem, że będę mógł projektować Muzeum Hołodomoru. W perspektywie mamy na pewno ciekawe, mocne, ważne przestrzenie, z którymi warto się zderzyć. Myślę także o wsparciu Ukrainy w wymiarze pamięci czy architektury. Zaczynam trochę drążyć temat przestrzeni w innych częściach świata. Mamy jednocześnie bardzo dużo pytań odnośnie do architektury drewnianej, zielonej czy obiektów rewitalizowanych. Poza tym projektuję i odnawiam meble, prowadzę galerię sztuki, organizuję koncerty, w tym jazzowe w restauracji KLONN. Cały czas poruszam się w świecie sztuk interdyscyplinarnych, muzyki. Skupiam się na tym, co daje mi przyjemność, rozwijam firmę i siebie osobiście. Wydaje mi się, że jestem w swoim żywiole.
Mirosław Nizio architekt oraz mecenas kultury, ekspert z 30-letnim doświadczeniem w dziedzinie projektowania nagradzanych przestrzeni publicznych: architektury, muzeów, ekspozycji historycznych, wystaw, pomników pamięci. Założyciel pracowni Nizio Design International