Rozmowa z Dorotą Sibińską, współautorką przedszkola w Suwałkach

i

Autor: Archiwum Architektury Dorota Sibińska; Fot. Marcin Czechowicz

Rozmowa z Dorotą Sibińską, współautorką przedszkola w Suwałkach

2019-01-02 11:47

Na własne życzenie utrudniamy sobie życie, ale potem mamy wielką satysfakcję jak wszystko zadziała zgodnie z planem – o tym, jak architektura może mobilizować użytkowników do działania oraz o projektach, które dają siłę i poczucie sensu z Dorotą Sibińską rozmawia Maja Mozga-Górecka.

W jaki sposób przedszkola Państwa projektu kształtują dziecięce doświadczenia, wrażliwość, jak przyczyniają się do rozwoju dziecka?

Podstawowym celem edukacji przedszkolnej jest rozwój społeczny dzieci, następnie rozwój ruchowy oraz nauka, która dopełnia ten trójkąt. Aby móc realizować te cele, dziecko musi przede wszystkim czuć się bezpiecznie zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Bo bezpieczeństwo to też poczucie pewności siebie. Kiedyś każde przedszkole to był długi korytarz z jednakowymi drzwiami, jak do przedziałów w wagonie. Aby dziecko nie czuło się zagubione, przytłoczone i sponiewierane staramy się projektować inaczej. Plany naszych przedszkoli są przede wszystkim zwarte, mają charakterystyczny punkt centralny, a kod kolorów ułatwia komunikację. Każdą salę dydaktyczną staramy się zaprojektować inaczej, żeby zasygnalizować odrębność danej grupy. Jesteśmy animatorami przestrzeni. Rysując plan, piszemy scenariusz dla użytkowników budynku, narzucamy pewne zachowania, np. skłaniamy użytkowników do wychodzenia na zewnątrz. Zagospodarowanie terenu jest dla nas równie ważne jak architektura i wnętrze. Projektując atrakcyjną przestrzeń wokół budynku, namawiamy opiekunów, aby dzieciaki więcej czasu spędzały na dworze, organizując m.in. „letnie klasy”. Kładziemy też nacisk na edukację przyrodniczą – połowę terenu przedszkola w Suwałkach zajmuje ogród.

Inwestor przedszkoli Żółty Słonik jest prywatny, a jakie ma Pani doświadczenia w pracy z placówkami oświatowymi w sektorze publicznym?

Nasze doświadczenia w tym sektorze są ostatnio bardzo dobre. Wygraliśmy właśnie konkurs na przedszkole w Bydgoskim Parku Przemysłowo- Technologicznym. To będzie nasze pierwsze duże leśne przedszkole – dzieci mają wychodzić na dwór niezależnie od pogody, wracać umorusane. Powstaje według autorskiego programu pedagoga z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, mamy więc partnera do rozmowy. Powszechnym przekleństwem w projektach publicznych i zamachem na polską edukację są przetargi w systemie „zaprojektuj i wybuduj”. Przychodzi przysłowiowa firma „Tanibud” i projektuje schematycznie bez pojęcia o edukacji i zasadach pracy z dziećmi – klasyczny plan, sale, które niczym się od siebie nie różnią, długi korytarz i mnóstwo niepotrzebnych powierzchni. Inwestorzy się dziwią, że my mamy tak obszerną dokumentację, z wieloma detalami, że tracimy tygodnie, by zaprojektować łazienkę, w której będzie mogła umyć zęby cała grupa dzieci jednocześnie, a nie tylko dwoje. Potrafią jednak to potem docenić. Gdy szkoła w Wesołej chciała się rozbudować wycinając 20 drzew, zaproponowaliśmy dobudowanie nowego skrzydła dla 7-8 klas. To była nasza inicjatywa. Miał być projekt szybki i prosty, a powstanie przestrzeń zaprojektowana według nowych trendów edukacyjnych. Sala plastyczno-muzyczna będzie na stałe otwarta, aby można było z niej korzystać podczas przerw i okienek, klasy będą miały proporcje, umożliwiające ustawienie krzeseł w okrąg albo podkowę. Zmieniając proporcje, zmuszamy nauczycieli do korzystniejszego układu. Na własne życzenie utrudniamy sobie życie, ale potem mamy wielką satysfakcję jak wszystko zadziała zgodnie z planem.

O wyglądzie wnętrz polskiej placówki edukacyjnej rzadko decyduje profesjonalista.

Samorząd nie ma świadomości, że to są ważne rzeczy. Często organizowane są konkursy, gdzie w jury nie ma ani jednego architekta. Jeden z burmistrzów powiedział mi, że nie ma pieniędzy na projekt wnętrza, bo musi trzy szkoły wybudować. Zapominają, że projekt wnętrz to znikomy procent kosztów całej inwestycji. Uważam, że powinien być osobny przetarg na projekt wnętrz, w którym koszt wykonania dokumentacji byłby z góry ustalony, a o tym kto będzie wykonywał projekt decydowałoby portfolio oraz doświadczenie.

Realizują Państwo teraz jakiś ciekawy projekt?

Dom dla bezdomnych w Jankowicach k. Sandomierza prowadzony przez siostrę Małgorzatę Chmielewską. Budynek zaprojektowany specjalnie dla nich, dostosowany do specyficznych potrzeb małej społeczności ludzi niezaradnych życiowo i funkcjonujących poza systemem. Jest to budynek atrialny, ekologiczny. Miał być bardzo tani w utrzymaniu. To ważne i jak się okazało jednocześnie bardzo trudne. Prawo budowlane nie pozawala traktować schroniska jak dom tylko jak miejsce zbiorowego pobytu ludzi. To bardzo podnosi koszty instalacji, a co za tym idzie – użytkowania. Brakuje w polskich przepisach furtki dla obiektów o takiej specyfice, wtedy powstawałoby ich na pewno więcej. A problem jest i mało kto decyduje się w to zaangażować. Teraz pracujemy nad wnętrzami, które za 20 lat powinny wyglądać równie dobrze jak w dniu otwarcia, bo nikt nie będzie tego budynku remontował. Projektując zależało nam na tym, aby „domownicy” zamiast patrzeć w sufit, wychodzili z pokoi, spotykali się, brali udział w przygotowywaniu posiłków itd. Myślę, że właśnie dla takich tematów warto być architektem, dają nam one siłę i poczucie sensu.

Dorota Sibińska, architekt od 2004 roku wspólnie z Filipem Domaszczyńskim i Martą Nowosielską prowadzi w Warszawie pracownię xystudio. Najważniejsze realizacje: przedszkola przyzakładowe Żółty Słonik (Suwałki, 2018; Ostrów Mazowiecka, 2015), wnętrza biura Centrum Rozwoju Dziecka (Warszawa, 2016), Ambasada Królestwa Arabii Saudyjskiej (Warszawa, 2014), klinika chirurgii plastycznej (Warszawa, 2014). Zrealizowała ok. 40 projektów przestrzeni dla dzieci