Architektura nowoczesna. Wykłady

i

Autor: archiwum serwisu Frank Lloyd Wright, Architektura nowoczesna. Wykłady, przekład: Dariusz Żukowski, karakter 2016

Architektura nowoczesna. Wykłady

2016-09-30 11:34

W zapisie wykładów z Princeton University w 1930 roku, tak jak w architekturze, Wright ustalił własny porządek – wedle swoich reguł stosował wielkie litery i wyróżniał słowa; myśli formułował swobodnie, czasem zostawiał je otwarte, a jednak nie sposób odmówić mu konsekwencji. Zwłaszcza w tym, by dociec i nazwać, czym jest nowoczesność, bez oglądania się na mody i autorytety – recenzja Łukasz Galusek.

Wykłady Wrighta musiały być spektaklami. Można sobie wyobrazić emfazę i gestykulację, z jakimi je wygłaszał. Apostoł architektury amerykańskiej, misjonarz nowoczesności, jeden z jej Ojców Założycieli i enfant terrible zarazem... W zapisie wykładów z Princeton University w 1930 roku, tak jak w architekturze, Wright ustalił własny porządek – wedle swoich reguł stosował wielkie litery i wyróżniał słowa; myśli formułował swobodnie, czasem zostawiał je otwarte, a jednak nie sposób odmówić mu konsekwencji. Zwłaszcza w tym, by dociec i nazwać, czym jest nowoczesność, bez oglądania się na mody i autorytety. Bez wahania zrzucał z piedestałów architektoniczne świętości – Witruwiusza, Michała Anioła. Pokpiwał z dziedzictwa historii – Grecy zatracili wyczucie materiałów lub nigdy go nie wypracowali; gzyms jest obrazem martwej kultury; wyświechtana tradycja trwa siłą nawyku... Chciał widzieć architekturę nieuprzedzonym okiem.

Wykłady są wyznaniem wiary w organiczność i prostotę, z których rodzi się wszystko inne: plastyczność, naturalność, nowoczesność. To, co nieorganiczne jest pozbawione życia. A tylko architektura żywa – przeciwieństwo tej komponowanej, składanej z kawałków – może uczciwie wyrażać rzeczywistość. Warto tę wydaną niedawno po polsku książkę czytać w parze z inną: W stronę architektury Le Corbusiera („A-m” 12/2012). Choć nazwisko Szwajcara pojawia się w tekście Wrighta zaledwie raz czy dwa, nie ma wątpliwości, że to z nim polemizował. Ludzkie ciało jest maszyną sterowaną wolą. Serce jest pompą ssącą… Czy to nas ekscytuje? – pytał retorycznie.

Architektura jako czysty wytwór umysłu, jak chciał Le Corbusier, była w oczach Wrighta martwa, tekturowa. Corbusierowskie domy seryjne, które stać mogły gdziekolwiek, wydawały mu się wulgarne w swej wysilonej, sztucznej prostocie. Tymczasem dom organiczny jest partnerem człowieka i drzew; zakorzenia się w miejscu i krajobrazie. Prawdziwy dom, jak mawiał Wright, nigdzie się nie wybiera. Piękna nie da się seryjnie multiplikować. Fragment o Partenonie brzmi jak zFerdydurke. Tam, gdzie Le Corbusier widział dzieło doskonałe, Wright dostrzegał jedynie drewnianą świątynię, w której zabalsamowano tradycję za pomocą szlachetnych materiałów.

Jeśli więc Akropol nie zachwyca, to co zachwyca? Japonia! Zdaniem Wrighta, Japonia dawno przeszła etap, który artyści Zachodu w XX wieku dopiero badali. Mowa o prostocie i plastyczności, jakie Japończycy osiągnęli już w drugiej połowie XVI wieku, w tak zwanym okresie Azuchi-Momoyama, kiedy rozkwitły teatr nō, ceremonia herbaty, ogrody zen i architektura. Japończycy, pisał Wright, doszli do perfekcji w swobodnym, prostym, spontanicznym wyrażaniu natury – znajdowali zadowolenie w pokornym posłuszeństwie jej prawom.

Ich sztuka jest ćwiczeniem w eliminowaniu rzeczy nieistotnych, zaś poszukiwanie tego, co istotne, rodzi autentyczną prostotę. I tu kamyczek do własnego ogródka. Zdaniem Wrighta, zanim Francja wyzwoliła się z wężowego uścisku Art Nouveau (echa jej własnego strupieszałego rokoka), środkowoeuropejska secesja zastosowała zasadę organiczności i wydała sztukę „żywą”. Secesja – niesłusznie, przekonywał Wright, lekceważona – na przykład w przedmiotach z Warsztatów Wiedeńskich posługiwała się środkami wyrazu podobnymi do sztuki i rzemiosła Japonii okresu Momoyama. Źródła nowoczesności biły więc za miedzą: w Wiedniu, na Morawach, w Berlinie. Wright stawiał Wagnera, Olbricha czy Hoffmanna na równi ze swoim mistrzem Sullivanem. W dziejach sztuki nie jesteśmy tylko lustrem, nie musimy zazdrośnie zerkać na Zachód. Dobrze to usłyszeć od guru amerykańskiej architektury.