Najpierw studia. Szkice. Tylko rysunek. Poszukiwanie geometrii i rytmów. Piękno linii i łuków wpisanych w obrazy roślin. Przeniesienie życia w abstrakcyjną przestrzeń. Wreszcie pierwsza rana zadana żywemu światu. Sok spływający z nacięcia. Realizacja idei. Tworzenie nowego jak próba naprawy zanim wrócą rodzice. Odtwarzanie postaci według zapisanego wcześniej wyobrażenia. Prymitywne narzędzia i techniki naprzeciw wyrafinowanej natury żywych tkanek.
Taśma klejąca, szpilki, guma do żucia, spinacze, folia i plastikowe rurki. Spinanie, zszywanie, klejenie fragmentów. Numery wpisane na liściach i kwiatach, po to, by potem odnalazły swoje miejsce. Taniość i prowizorka materii użytej do nowej organizacji świata. Na fotografiach brak dokumentacji działania, jest tylko zapis jego śladów i efektów. Fragmenty, blizny i sklecona całość. Życie zastąpione przez obraz życia.
Fotograf Paweł Bownik sięga po najprostszy motyw sztuki – przedstawienie rośliny i pyta o naturę sztuki jako eksperymentu, tworzenia i odtwarzania. Przeglądam strony tej książki, która przyciąga jak lekcja anatomii na stole operacyjnym, i nie mogę oderwać myśli od obrazów. W tle uczucie, że to wszystko jest bliskie. Idea wydobyta gdzieś z głębi, próba przekładu na geometrię, potem jej budowanie z fragmentów wyciętych z rzeczywistej materii. I to uwierające uczucie nieprzystawalności efektów działania do ich idei.