Czytelnia

2020-08-27 12:03

W tym miesiącu dwie nowe książki o odbudowie Warszawy recenzują Hanna Faryna-Paszkiewicz i Grzegorz Stiasny.

Towarzysz odbudowy

Sigalin. Towarzysz odbudowy

i

Autor: il. serwis prasowy Andrzej Skalimowski, Sigalin. Towarzysz odbudowy, Wydawnictwo Czarne 2018

Autorytarne rządy charakteryzują się między innymi tym, że kadrowo mają tzw. „krótką ławkę” fachowców. Rozsądni i zdolni, kierując się często poetycką „potęgą smaku”, niezbyt garną się do współuczestnictwa, a i ludzie władzy wolą raczej promować „miernych, biernych ale wiernych” niż ryzykować współpracę z niepewnymi politycznie specjalistami. Stąd i dziś kuriozalne zapowiedzi lotnisk, tras kolejowych, tysięcy mieszkań socjalnych, które to inwestycje nie bardzo ma kto sensownie poprowadzić. W latach powojennej odbudowy Warszawy zaufanym fachowcem od inwestycji, „uchem Bieruta” do spraw architektury i urbanistyki był Józef Sigalin (1909-1983). Po co sięgać po biografię komunistycznego aparatczyka? Bo jest to książka sensacyjna. Przypadek gra tu o lepsze z wyrachowaniem, a jednostki grają o życie z lawiną toczącej się historii. Zrządzeniem losu autor biografii uzyskał dostęp do rodzinnego archiwum pozostałych po Sigalinie prywatnych pamiątek. Odsłoniły one ludzkie oblicze człowieka postrzeganego dotąd jako aparatczyk i technokrata. Taki wizerunek bohater opowieści sam kreował. Niedługo przed śmiercią ukończył preparowane pamiętniki, przygotowane niemal w formie wojskowego raportu (Józef Sigalin, Warszawa 1944-1980; Z archiwum architekta). Swój wkład w odbudowę i wielkie inwestycje przedstawił tam w trzech tomach, każdy z nich liczy ponad 500 stron. Dodatkowo czwarty, w formie teczki, zawiera kilkadziesiąt kolorowych planów urbanistycznych. Pamiętniki zostały złożone w zasłużonym, ale głównie na polu literatury pięknej i humanistyki, istniejącym do dziś, państwowym wydawnictwie PIW. Lecz z braku odpowiedniej ilości papieru rozpadające się komunistyczne państwo wydało te opasłe tomy dopiero trzy lata po śmierci Sigalina. Autor biografii odkrył powstały po oficjalnych wspomnieniach rękopis stanowiący konspekt bardziej osobistej autobiografii, ujawniającej niejednoznaczny stosunek bohatera do wyznawanego od młodości komunizmu, własnych rozterek życiowych, czy obaw przed okrzepłym w Polsce antysemityzmem. Ku architekturze pchnęły Sigalina sukcesy zawodowe jego starszych braci. Roman prowadził w latach 30. na spółkę z Jerzym Gelbardem pracownię, z której wychodziły projekty najpiękniejszych, luksusowych apartamentowców warszawskich tamtych czasów. Łatwo rozpoznawalne nie tylko z powodu doskonałej kamieniarki fasad, ale i charakterystycznych trapezowych wykuszy ożywiających elewacje. Kolejny z braci, Grzegorz, zdobywał nagrody w międzynarodowych konkursach, w Londynie współpracował z Bertholdem Lubetkinem. W latach 30. wygrał konkurs w Moskwie i udał się tam doglądać swojej realizacji. Los obu braci był tragiczny. Grzegorz został zamordowany przez Rosjan w czasie stalinowskich czystek, a Roman – polski oficer broniący kraju w 1939 roku – to ofiara mordu katyńskiego. Józef, nawet jeśli w końcu był świadomy ich losu, przez całe życie nie mógł o tym oficjalnie mówić. W latach powojennej odbudowy bardziej niż projektowanie pociągnęła Sigalina organizacja wielkich inwestycji. Przed wojną był ofiarą getta ławkowego i antysemickich ekscesów swoich kolegów z politechniki. W latach 40. stał się ich szefem. W czasach stalinowskich prześladowań nie bał się zatrudniać byłych AK-owców i cichociemnych. Jeden z nich – Stanisław Jankowski „Agaton” – był jego głównym architektem. Nową ukochaną o AK-owskiej przeszłości potrafił wyciągnąć wprost z kazamat Urzędu Bezpieczeństwa. Gnębił za to zdeklarowanego lewicowca Oskara Hansena. Tak jak i innych stalinistów pozbawiano go władzy i wpływów powoli i w „aksamitnych rękawiczkach”. Grzegorz Stiasny

Powstanie z ruin – nowa interpretacja

Powstanie z ruin, Robert Nowak

i

Autor: il. serwis prasowy Robert Nowak, Powstanie z ruin. Historia odbudowy Warszawy w latach 1945-1956, Faktoria 2019

Historia interpretacji odbudowy Warszawy zdaje się nie mieć końca. Przykładem ostatnie dyskusje nad przywróceniem miastu Pałacu Saskiego w pierwotnej formie, odbudową sąsiedniego Pałacu Brűhla albo zburzeniem Pałacu Kultury. Im mniej osób pośród żywych członków Biura Odbudowy Stolicy, tym żarliwiej poddawane są krytyce ich niegdysiejsze poczynania. Na tę okoliczność powstało nawet gerundium, czyli rzeczownik odczasownikowy – „doburzanie”. Całkiem niedawno darowano wreszcie staromiejskiej „makiecie”, że jest makietą właśnie. Od lat wycieczki podziwiają uroki Starówki, choć powinni podziwiać jedynie kunszt konserwatorów, i nie myślą, że chodzą oto po obiektach nie starszych od ich babć i dziadków. I niech już tak zostanie.

Natomiast wskutek zmian ustrojowych, od bodaj dwóch dekad coraz to donioślejszy głos podnosi się wokół reprywatyzacji i reguł, jakimi się rządzi. Książka Powstanie z ruin... jest prostym wykładem tego zjawiska. Ma jednak ambicje oprowadzenia po dziejach odbudowy, posługiwania się znanymi faktami i skłonność do tzw. zwischenrufów, a więc zbaczania z podjętej drogi na rzecz wypełnienia okładki (tu z reprodukcją chwytliwego plakatu Tadeusza Gronowskiego) oczywistością. Stanowi dowód, że każdy ma prawo do wykładu i lansowania własnych interpretacji, do stronniczości, do ujawniania faktów, które dla innych mogą być niewygodne, albo wręcz nie do przyjęcia. Widać, że „polskie piekło” w kadzi z napisem „kwestia odbudowy” ma się dobrze. Co ważne, wobec nieuchronnych zmian pokoleniowych do stron dołączają kolejni antenaci: urodzeni w innej rzeczywistości czerpią z „błędów przeszłości” i wzajemnie wytykają sobie nadinterpretacje, a czasem dla własnej korzyści naciągają fakty. W książce tak dzieje się na przykład w przypadku społecznej obrony Supersamu, który notabene z powojenną odbudową niewiele ma wspólnego. Autor pisze, że większość varsavianistów nie protestowała, kiedy burzono przez trzy ostatnie dekady warszawskie perły architektury modernistycznej z czasów PRL, w tym pierwszy supersam w Polsce (s. 170). A sama uczestniczyłam przecież w rozmaitych akcjach i podpisywaniu petycji. Ta wersja „powstania z ruin” rządzi się swoimi regułami. Autor ma oczywiście prawo do własnego zdania, gdy jednak zapuszcza się w rejony zbliżone do historii architektury i sztuki, widać nieporadność. Tłomackie, Tygrysy Warszawskie, Maciej Nowicki mówią mu niewiele, skoro popełnia błędy w tak oczywistych nazwach własnych. Niech lepiej pozostanie przy cytowanych słowach radosnych piosenek czy streszczeniu Przygody na Mariensztacie i Skarbu. Hanna Faryna-Paszkiewicz