Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie prezentuje kolejną w naszym kraju stałą ekspozycję o tematyce historycznej. Nie łatwo sprostać wyzwaniu. Trudność mówienia o nieodległej przeszłości, szczególnie tak dramatycznej, jaka miała miejsce na Ziemiach Odzyskanych, polega na tym, że żyją jeszcze świadkowie zdarzeń, którzy widzą je przez pryzmat własnych doświadczeń. Podczas toczonych debat [z udziałem mieszkańców, dotyczących charakteru przyszłej instytucji – przyp. red.] linia sporu była bardzo widoczna. Pierwsza przebiegała między tymi, dla których PRL był wartością a tymi, którzy uznawali miniony system za przekleństwo dla Polski. Druga pokazywała podziały między ludźmi „Solidarności”: tymi, dla których rok ’89 był spełnieniem snu pokoleń oraz tymi, którzy nie kryją rozczarowania III RP – czytamy w tekście kuratorki Agnieszki Kuchcińskiej-Kurcz (Miasto sprzeciwu – miasto protestu, MNS, Szczecin 2015). Druga trudność to rosnące wymagania odbiorców, którzy mają już dziś z czym porównywać nowe wystawy tego typu. Oczywiście decydujący wpływ na kształt każdej ekspozycji ma scenariusz. Tym razem to dzieło zbiorowe, powstałe w wyniku współpracy historyków Eryka Krasuckiego, Artura Kubaja i Jana Marii Piskorskiego, dawnych działaczy opozycyjnych Andrzeja Milczanowskiego i Piotra Mynca oraz dziennikarki i pomysłodawczyni powołania instytucji, wspomnianej już Agnieszki Kuchcińskiej-Kurcz.
Jak można się domyślać, tak liczny i różnorodny zespół musiał zdobyć się na pewien kompromis, co wyraźnie widać, zwiedzając wystawę. Tytułowe „przełomy” to wydarzenia stanowiące punkty zwrotne w dziejach miasta: począwszy od wybuchu II wojny światowej i migracji, poprzez okres stalinizmu, Grudzień ’70, dekadę Gierka i Sierpień ’80, aż do stanu wojennego i początku III RP. Ujęcie historii tych ziem od strony martyrologicznej i ukazanie jej w czarno-białych obrazach zadowoliłoby raczej mało wybrednego widza, nieoczekującego dialogu. Przepełniony nadmiarem informacji, mało porywający scenariusz szczęśliwie trafił jednak w dobre ręce – Michała Czasnojcia z Biura Projektowo-Inżynierskiego Redan, kuratora Piotra Wysockiego i Romana Kaczmarczyka. Z białego, rozświetlonego parteru widz schodzi w dół w czarną przestrzeń wystawy – jak to ujmuje główny projektant budynku, a zarazem współautor aranżacji Robert Konieczny: zanurzamy się w historię. Bogaty materiał faktograficzny zredukowano, umieszczając go częściowo w infoboksach, choć w mojej opinii tekstów pisanych nadal jest zbyt wiele, zbyt mocno dominują w przestrzeni ekspozycji. Docenić trzeba przy tym staranność układu typograficznego, nie tak częstą w podobnych placówkach, która znacznie poprawia komfort czytania. Usiłowano nie przeładowywać wystawy nadmiarem eksponatów, co również poczytuję za plus. Jednym z grzechów głównych polskich przestrzeni muzealnych, obok naiwnych, parateatralnych scenografii, z których tu również zrezygnowano, wciąż jest bowiem ogromna liczba obiektów i informacji, często jedynie zaciemniających przekaz.
Ale dziś przyzwoicie zaaranżowana ekspozycja to za mało. Trzeba jeszcze dobrego pomysłu i w tym przypadku autorzy go znaleźli. W Centrum Dialogu Przełomy do głosu dopuszczono artystów, konfrontując ich prace z narracją historyczną. Pokazano obrazy, instalacje i wideo takich współczesnych twórców jak Edward Dwurnik, Robert Kuśmirowski czy Kobas Laksa, ale również dzieła z okresu socrealizmu m.in. Henryka Stażewskiego czy Xawerego Dunikowskiego. Te artystyczne interpretacje, często silnie oddziałujące na emocje, więcej mówią niż długie, nawet najbardziej rzetelne opisy. Przykładem może być metafora lat 80. w instalacji Grzegorza Hańderka, który w zakrzywionej, zaburzającej błędnik perspektywie przedstawił typowe blokowisko. Oglądając pracę, niemal na własnej skórze odczuwamy niepokój, jaki niósł tamten czas. Zderzenie sztuki z wydarzeniami z nieodległej przeszłości zmieniło szkolne postrzeganie historii i przynajmniej w pewnym zakresie monolog przekształciło w dialog.