Jak uczyć architektury w XXI wieku

i

Autor: Anna Niemierko Jak uczyć architektury w XXI wieku

Peggy Deamer: Jak uczyć architektury w XXI wieku?

2019-08-22 10:43

Obraz „uczelni wolnej od ograniczeń i praktyki zawodowej pełnej utrudnień” jest fałszywą dychotomią. Trzeba zdawać sobie sprawę, jakie są uwarunkowania, by mieć wizję, jak je przekroczyć. Jedną z rzeczy, które bym zdecydowanie zalecała, jest prowadzenie zajęć dotyczących rzeczywistych problemów i tematów, które nie odnoszą się tylko do spraw interesujących wyłącznie architektów. Amerykańska badaczka i profesor Yale School of Architecture, o status quo i przyszłości nauczania architektury

Rozmawiamy przy okazji zorganizowanej w New Jersey konferencji Education, Design and Practice – Understanding skills in a Complex World. Pani wystąpienie było szerokim spojrzeniem na to, w jaki sposób wyzwania współczesnego świata wpływają na zawód architekta i jak jego przedstawiciele powinni na nie reagować. Jest Pani dość krytyczna wobec tradycyjnych metod nauczania, w tym studia projektowego. W jakim kierunku powinny ewoluować takie zajęcia?

Jedną z rzeczy, które bym zdecydowanie zalecała, jest prowadzenie zajęć dotyczących rzeczywistych problemów. Podejmowanie tematów, które nie odnoszą się tylko do ograniczonego zakresu spraw interesujących wyłącznie architektów, ale ogólnie społecznych problemów środowiska zbudowanego. My, jako projektanci, możemy na przykład uważać, lub nie, że istotne są kwestie ochrony środowiska. Ale one są bezwzględnie ważne! I dlatego celem dobrych zajęć ze studentami powinno być ujęcie zagadnień projektowych w odniesieniu do szerszych prawdziwych wyzwań stojących przed społeczeństwem.

Mam wrażenie, że wydziały architektury w Polsce koncentrują się często na nauczaniu projektowania formy. Istnieją oczywiście oddzielne przedmioty dotyczące funkcji, konstrukcji itp., ale nauczanie zaczyna się od niej, a potem w czasie oceny największą wagę przykłada się do tego, jak budynek wygląda. Na konferencji pokazano wiele przykładów zajęć projektowych, które skupiały się na innych zagadnieniach: na przykład studenci projektowali plac zabaw i pawilon dla dzieci z przedszkola, zaczynając od obserwacji i rozmów. Albo byli zaangażowani w tymczasowe aranżowanie opuszczonych przestrzeni poprzemysłowych. Czy uważa Pani, że edukacja bazująca na „problemach z prawdziwego świata” jest na tyle ważna, że powinno się ponownie przemyśleć programy nauczania, tak by poszukiwanie zagadnień dla realistycznych rozwiązań było jedną z podstawowych umiejętności wpajaną od początku studiów?

Myślę, że uczenie projektowania formy jest jednak ważne. Natomiast w jaki sposób i kiedy się tego uczy, już wymaga dyskusji. Można to robić na początku studiów, tak jak w Polsce. Moja krytyka dotyczy tego, że przez większość czasu, powiedzmy przez trzy lata, mówi się głównie o formie. Poświęca się trzy lata na opowiadanie o niej samej albo w ograniczonym kontekście, jako rzeczy samej dla siebie. W przeciwieństwie do formy, która stanowi przestrzenne rozwiązanie znacznie szerszych zagadnień.

Czy przypomina Pani sobie konkretne przypadki zajęć projektowych, które skutecznie koncentrowałyby się na takich „prawdziwych problemach”?

Jest wiele takich przykładów. Po huraganie Katrina prowadzono projekty oparte na tym, jak odnieść się architektonicznie do problemu podnoszenia się poziomu morza i innych kwestii środowiskowych. Na wielu amerykańskich uczelniach robiono to na różne sposoby. Ostatnio było kilka przedsięwzięć dotyczących problemu muru na granicy amerykańsko-meksykańskiej. Nie prowadziłam żadnego z nich, ale zajmowałam się takim, który odnosił się do środowiskowych i gospodarczych zmian w Nowej Zelandii; tego, w jaki sposób warunki ekonomiczne, polityczne i środowiskowe wpływają na transport w Auckland. Inny mój projekt poświęcony był nowemu portowi lotniczemu w Reykjaviku. Zakładał współpracę z producentami ścian kurtynowych i część zadania stanowiło to, że studenci musieli z nich skorzystać. Chciałam, by nauczyli się, że ich pomysły formalne i przestrzenne nie mogą pochodzić tylko z głowy, ale muszą brać pod uwagę ograniczenia materiału, procesu produkcji, logistyki, wielkości szprosów, itp. Więc był to przykład postrzegania projektowania architektonicznego w szerszym kontekście uwarunkowań i sieci powiązań. Inny przykład zajęć projektowych, które podziwiam, to projekt w Columbia GSAPP. Prowadzili go Scott Marble, Laura Kurgan i David Benjamin z The Living. To studio nazywało się CBIP i polegało na szczególnym systemie pracy: studenci korzystali z BIM i musieli zaprojektować komponent, który byłby dodatkiem do istniejącego budynku i poprawiłby jego wydajność środowiskową. Gdy jedna para stworzyła komponent, musiała wymienić się z inną, tak by użyć go w odmienny sposób – w innej formie, kontekście czy z różną strategią. Studenci musieli też sami wymyślić sposób porozumiewania się w celu wprowadzania zmian w autorskich rozwiązaniach, co imitowało realistyczne uwarunkowania własności intelektualnej. A zatem zadaniem nie było zaprojektowanie nowego budynku, lecz powiązanie wydajności energetycznej z estetyką. Postawiono nacisk na powiązania między dobrym procesem a dobrymi efektami. Sam projekt był zorganizowany w nietypowy sposób: studenci zobowiązywali się do zajmowania tematem przez więcej niż jeden semestr, a pomiędzy semestrami mieli dodatkowe wykłady. W zajęciach uczestniczyły osoby z różnych lat. Ogólnie więc był to proces o wiele bardziej złożony niż standardowy projekt studencki, co uważam za rzecz doskonałą.

Takie eksperymentalne projekty, realizowane też w Polsce w formule Project Based Learning (PBL), podobnie jak warsztaty i konkursy, wzbudzają entuzjazm wśród studentów. Są w stanie włożyć w nie sporo pracy. Odnoszę wrażenie, że nie ma problemu z tego typu specjalnymi przedsięwzięciami, ale raczej ze standardowym modelem edukacji. Studenci przychodzą na uczelnię, widzieli już trochę architektury w internecie, ale mają dość mgliste pojęcie, skąd wywodzą się określone rozwiązania i czym ona jest. Czasami atrakcyjne obrazki z internetu stają się głównym źródłem inspiracji. Być może skomplikowane problemy, których dotyczy zawód architekta, wymagają radykalnych zmian w podstawach edukacji?

To pytanie dotyczy kilku spraw. Po pierwsze – standardy nauczania. W Stanach musimy przestrzegać standardów ustanowionych przez National Architectural Accrediting Board (NAAB). Myślę jednak, że aby szkoły architektury mogły lepiej powiązać badania z edukacją, specjalizować się w różnych obszarach wiedzy i dzielić ze sobą wynikami, system monitorowania tego, co ma być wspólnym „standardem nauczania”, powinien się zmienić. Nie chodzi tylko o to, by wytyczne były mniej drakońskie i „kompletne”. Obecnie celem NAAB jest czuwanie nad tym, aby programy były ustandaryzowane, czyli podobne, co wzmaga konkurencję między uczelniami. A powinno to być raczej zapewnienie im warunków do dzielenia się wiedzą. Założeniem specjalizacji nie jest rozdrobnienie, lecz wykorzystanie różnych umiejętności dla lepszego wspólnego efektu. Dlatego powinniśmy martwić się nie o uzyskanie akredytacji, ale zmianę jej systemu tak, by stymulował odnowę i wzmocnienie zawodu architekta. Z drugiej strony, mówimy o postrzeganiu architektury skupionej na stylu i formie, na obrazkach z internetu. Nie możemy w żaden sposób powstrzymać tego zjawiska ani stwierdzić, że jest złe. Jeśli te obrazy są przynętą dla studentów, którzy dzięki nim angażują się w architekturę – świetnie. Ale potem, w kontekście akademickim, dobrze byłoby przekierować te zainteresowania. Nie ma niczego złego w atrakcyjnych obrazkach. Ich wartość jest jednak ograniczona i rolą środowiska akademickiego jest pokazanie, że to początek, a nie koniec poszukiwań architektonicznych.

Pamiętam kolegę ze studiów, Japończyka, który zawsze miał przy sobie taśmę mierniczą. Mierzył schody, sufit, okna, wszystkie elementy budynku. Wtedy uważałem to za zabawne, ale teraz myślę, że jego zachowanie miało sens. Kolega zwracał ciągle uwagę na detale, skalę i wymiary. Nasz budynek wydziału architektury w Gliwicach został zaprojektowany w taki sposób, by dać studentom możliwość doświadczenia różnych materiałów: cegły, drewna, kamienia, betonu, zróżnicowanych tekstur i faktur. Może podobnie można by kształtować środowisko nauczania, tak by studenci mieli szansę „dotknąć” szerszych zagadnień, takich jak kwestie ekonomiczne, konstrukcyjne, klimat, środowisko, itp.

Wszystkie te rzeczy, które nazwałabym bliskim, intymnym kontaktem z architekturą, są częścią naszej formalnej edukacji. Troska o materiał, okna i drzwi, grubość ścian i różne stopnie przezroczystości… Wszystkich tych rzeczy musimy zostać nauczeni. Nikt inny nie zajmuje się takimi sprawami poza nami, architektami. Ale nie można się ich nauczyć jako abstrakcji samej w sobie. Muszą być stosowane ze zrozumieniem szerszego kontekstu projektowania, konkretnego celu. W projektach studenckich decyzje powinny być umotywowane tym, „co chcesz powiedzieć”; ale też sposobem dojścia do tego, „co chcesz powiedzieć”. Musi to być część procesu projektowania i oceny. I myślę, że w tym, „co chcesz powiedzieć”, trzeba zawrzeć właśnie kontekst szerszych zagadnień, którymi powinni zajmować się architekci.

Uczestnicy konferencji dyskutowali o różnego rodzaju umiejętnościach, które powinni posiadać studenci: od pisania tekstów czy wzajemnego uczenia się, po konkretne wykorzystanie technologii CAD, BIM, GIS. Oczywiście, muszą istnieć standardy odnoszące się do współczesnego wykonywania zawodu, ale z drugiej strony, odnoszę wrażenie, że studenci są coraz bardziej zindywidualizowani. Mają własne preferencje, zainteresowania i pomysły na swój zawodowy rozwój. Jaka powinna być równowaga między standardami odnoszącymi się do nowych warunków pracy, a dawaniem im swobody odkrywania własnej drogi?

To naprawdę dobre pytanie. Myślę, że jedną z bardziej kontrowersyjnych rzeczy, które mówię, jest to, że szkoły powinny się specjalizować. I w pewnym sensie jest to też odpowiedź na to pytanie – studenci o określonych, szczególnych zainteresowaniach nie powinni walczyć na swojej uczelni o to, by móc się zająć jakimś tematem, którego szkoła nie oferuje „w standardzie”. Chodzi raczej o to, żeby mogli wybrać uczelnię, która robi to, co ich interesuje. Pewnie jestem w mniejszości z takim punktem widzenia, ale kiedy starałam się zastanowić, jaki byłby idealny program nauczania architektury, doszłam do wniosku, że wymaganie od każdej szkoły częściowej, powierzchownej pracy nad „wszystkim”, wydaje się głupie. W dzisiejszych czasach jest tak wiele rzeczy, których dobrze byłoby się nauczyć: CAD, BIM, GIS, ale i programowanie, aplikacje do ewaluacji środowiskowej budynków, ślad węglowy, koniecznie sprawy formalne i kompozycyjne, historia architektury i przykłady rozwiązań z przeszłości. A przecież powinniśmy mieć też pojęcie o teorii kultury, polityce, ekonomi, sprawach społecznych... Unikam odpowiedzi, która zakładałaby standard „idealnego programu nauczania”. Chcę bardzo jasno powiedzieć: uczelnie powinny przestać konkurować ze sobą o każdego studenta i zamiast tego określić, że mogą robić pewne rzeczy lepiej niż inne. Nie trzeba się tego wstydzić, ale zacząć współpracować na różnych polach wiedzy tak, aby razem zmieniać i wzmacniać nasz zawód.

Czy miała Pani takich uczniów, którzy rozwinęli się we własnym, indywidualnym kierunku? I czy, patrząc wstecz, widzi Pani, co w nauczaniu miało podstawowe znaczenie? Co najbardziej inspirowało studentów i miało na nich największy wpływ?

Podczas wielu zajęć teoretycznych uczyłam odkrywania kapitalistycznego modelu architektury. Były to seminaria zatytułowane Architektura i kapitalizm, Utopie architektoniczne, Architektura i praca, a także moje seminarium z teorii krytycznej. Wszystkie dotyczyły pewnego zestawu interesujących mnie zagadnień. Wielu studentów, którzy wzięli udział w tych kursach, porzuciło potem tradycyjny zawód architekta. W pewnym sensie wszystkie one wskazują, jak bardzo zmarginalizowani jesteśmy w tradycyjnej praktyce architektonicznej. Studenci, o których tu mówię, pracowali w branży nieruchomości, firmach budowlanych i technologicznych. W różnych miejscach, gdzie ich architektoniczne wykształcenie ma znaczenie i mają wpływ na rzeczywistość.

Niedawno spotkałem absolwentów na naszym corocznym wydziałowym „balu architekta”. I podobnie okazało się, że zajmują się nieruchomościami, budownictwem, projektowaniem graficznym czy sztuką konceptualną. Większość była bardzo zadowolona. Ale też ci, którzy poszli do pracy w biurach projektowych, byli zadowoleni czy wręcz entuzjastycznie nastawieni do pracy przy prawdziwych projektach, z prawdziwymi wyzwaniami. W swoim wystąpieniu dużo mówiła Pani o relacjach między praktyką a środowiskiem akademickim oraz o tym, że praktyka obecnie faktycznie wyprzedza uczelnie w innowacyjności, zastosowaniu nowych technologii, itp. Także jedno z wystąpień na konferencji dotyczyło sposobów współpracy między wydziałem architektury i przedsiębiorstwami. Tradycyjne metody kooperacji to praktyki studenckie, gościnne wykłady i krytyka podczas prezentacji. Czy ta współpraca powinna się bardziej rozwijać? A jeśli tak, to jakie mogą być jeszcze inne, nowe i lepsze jej formy?

Zdecydowanie uważam, że powinien istnieć większy związek między praktyką zawodową a uczelniami. I wiem, że jest to kontrowersyjne w ramach paradygmatu, w którym dorastałam i na który wciąż jestem wrażliwa: „na uczelni możesz być wizjonerem, a musimy tworzyć architektów, którzy wyjdą poza status quo; poza ograniczenia tego, czego nie można zrobić w praktyce”. Ale ten obraz „uczelni wolnej od ograniczeń i praktyki zawodowej pełnej utrudnień” jest fałszywą dychotomią. Trzeba zdawać sobie sprawę, jakie są uwarunkowania i ograniczenia, by mieć wizję, jak je przekroczyć. Wyobraźnia działająca w próżni to tylko zabawa. Z jednej strony, problemy, z którymi ma do czynienia „prawdziwy świat” i zajmują się nimi praktycy, powinny stać się kwestiami intelektualnymi dla uczelni. Z drugiej, praktyka zawodowa musi być postrzegana jako obszar, gdzie wciąż trwają poszukiwania, a nie miejsce, gdzie odbierasz telefon od klienta lub uczestniczysz w konkursie i masz nadzieję wygrać, abyś mógł wymyślać budynki, których świat tak naprawdę nie potrzebuje. Praktyka zawodowa musi być sferą, w której analizuje się też to, co dobre i złe w tym, co każe się nam produkować. Tak by można było optować za tym, co dobre.

Mówiąc o stosunkach środowiska akademickiego i praktyki, była Pani dość sceptyczna i krytyczna wobec modelu małych firm architektonicznych, które nazwała Pani „firmami butikowymi”. Co byłoby dla nich alternatywą?

Trochę się zawahałam, kiedy to mówiłam, bo prawie wszyscy moi koledzy mają małe firmy. Ja też mam małą firmę… Zdolni studenci na Yale chcą otworzyć własną, bo jej założenie jest oznaką sukcesu. Tak to wygląda w naszym środowisku. Ale myślę, że jeśli małe firmy nie zrozumieją swojej szczególnej pozycji i korzyści z bliskiej współpracy z klientami i nie wykorzystają tej wiedzy, by zaangażować się w większe problemy – kwestie pracy, dobrobytu, zaopatrzenia, finansowania, materiałów, ekologii – to mamy tu do czynienia z marnowaniem inteligencji architektów. Model małej firmy, która tylko czeka na telefon ze zleceniem, by zaprojektować czyjś dom, biuro czy sklep, jest coraz mniej interesujący. Aby myśleć szerzej, a nie tylko o dostarczeniu klientowi pożądanego obiektu, małe biura mogą i powinny ze sobą współpracować. Ich przewagą jest to, że mogą zacząć dzielić się swoimi zasobami i wiedzą, tak by działać w sposób wpływowy. Nauczyciele akademiccy powinni przestać zachęcać swoich uczniów do podejmowania tego modelu pracy, który prowadzi ich do przekonania, że staną się następnym Frankiem Gehrym. Widziałam wielu bardzo bystrych i utalentowanych studentów, którzy poznikali w różnych małych firmach, bez znaczenia. To sprzedawany przez uczelnie mit, któremu jestem przeciwna. Sądzę, że nie uczymy studentów wystarczająco dużo o tym, jak można zyskać na znaczeniu w świecie i wyjść poza nadzieję, że mała firma stanie się większą, a większa sławną, a sławna firma, to dopiero będzie coś… Czy to nie jest przygnębiające?

Myślę, że jest to interesujące, zwłaszcza takie sieci współpracy. Właściwie to tak funkcjonuję - działamy razem w kilka biur, w pobliżu uczelni, ze znajomymi, z którymi znamy się od studiów. Są architekci, architekci krajobrazu, specjaliści od certyfikacji ekologicznej budynków i ja - urbanista. Każdy pracuje osobno, kogoś zatrudnia, ale przy większych tematach współpracujemy w różnych konfiguracjach. Wspaniale! Dokładnie to miałam na myśli. Pod pewnymi względami małe firmy mogą robić to, czego nie mogą zrobić duże. Większe biuro ma własne problemy zarządzania i politykę wewnętrzną, podczas gdy małe, „lekkie i zwinne”, może faktycznie dzielić się zasobami i wiedzą. Może zacząć „podłączać się” do innych dyscyplin, tak by wzmacniać swoje cele, aspiracje i możliwości. Mam nadzieję, że tak właśnie jest, że istnieją małe firmy współpracujące, uczące się od siebie, podejmujące razem nowe wyzwania.

Mam wrażenie, że to, o czym Pani mówi w relacji do architektury, dzieje się już w urbanistyce. Jako urbaniści musimy być interdyscyplinarni - pracować z architektami krajobrazu, ekonomistami, socjologami, itd. Z drugiej strony, problem z urbanistyką w Polsce polega na tym, że nasz wpływ na rzeczywistość jest bardzo ograniczony. Wiele z planów, koncepcji i strategii, które wymyślamy w ramach interdyscyplinarnej współpracy nastawionej na znalezienie optymalnych rozwiązań problemów w miastach, pozostaje na papierze.

Spostrzeżenie, że w pewnym sensie urbaniści doświadczają modelu, o którym mówimy w relacji do architektury, to naprawdę ciekawa obserwacja. I myślę, że jest to lekcja dla architektury, aby wydostała się ze swojej małej, autonomicznej niszy i wyszła naprzeciw innym, ważniejszym problemom. A zatem mówi Pan, że urbanistyka pozostaje na poziomie strategii, które nie są później wprowadzane w życie… Może dzieje się tak dlatego, że nawet jeśli ma ona naprawdę dobry model współpracy i wymiany informacji z innymi dyscyplinami, jest jednak mniej zrozumiała dla urzędników, władz czy opinii publicznej? A jeśli tak jest, można by na pewno zyskać na połączeniu z architektami i architektami krajobrazu, których pracę ludzie lepiej rozumieją. Prawdopodobnie nie rozumieją niuansów tych dyscyplin, ale przynajmniej wiedzą, że dają one konkretne, fizyczne efekty. W ten sposób wszyscy zajmujący się przestrzenią, w różnych skalach i aspektach, mogliby zyskać na współpracy. Można tu podać przykład Szwecji, gdzie stowarzyszenie architektów zrzesza planistów, projektantów wnętrz, architektów krajobrazu. Zapewnia współpracę i porozumienie między dyscyplinami, ale także reprezentuje interesy całej grupy ludzi zainteresowanych środowiskiem zbudowanym w kontaktach z rządem. W Stanach Zjednoczonych architekci mówią: Nie pozwalajcie projektantom wnętrz, inżynierom ani wykonawcom na wykonywanie naszej pracy. A szwedzki model, zamiast popierać samą architekturę, uczy: Wszyscy musimy być przy stole, ponieważ mamy wiedzę na temat tego, jak kształtować silne, wydajne ekonomicznie zrównoważone miasto. I w ten sposób realizują się prawdziwe korzyści ze współpracy.

Właśnie przyszło mi do głowy, że zadanie urbanistów na wydziałach architektury może nie polegać przede wszystkim na nauczeniu przyszłych architektów planowania miasta czy projektowania osiedli mieszkaniowych i innych dużych założeń, ale na wpajaniu umiejętności takich, jak rozumienie szerokiego kontekstu projektu, współpraca w grupie i interdyscyplinarna, myślenie w kategoriach scenariuszy, itp. A jeśli studenci zdobędą i przećwiczą takie umiejętności, to możemy mieć nadzieję, że będą w stanie zastosować tę wiedzę w pracy nad architekturą.

To bardzo ciekawa obserwacja.

Pracowała Pani ostatnio jako redaktor specjalnego numeru czasopisma „Journal of Architectural Education” poświęconego tematowi szeroko rozumianej pracy. Przypuszczam, że takie przedsięwzięcie przyniosło wiele nowatorskich tekstów.

„JAE” to połączenie trzech różnych elementów. Jednym z nich jest projektowanie, drugim – tzw. mikronarracje, a trzecim – dogłębne opracowania teoretyczne lub historyczne. Jeśli chodzi o ten pierwszy obszar, pojawiło się wiele ciekawych projektów. Kilka z nich dotyczyło tego, jak nowe technologie, takie jak BIM czy programowanie, dają swego rodzaju „zmysłowe” odczucie pracy. Z jednej strony, zastosowanie technologii zapewnia pewien dystans, a z drugiej pozwala na uzyskanie natychmiastowych, szybkich rezultatów, podobnych do pracy na modelu. Istnieją też świetne instalacje i projekty modelujące nowe przestrzenie pracy. Pojawiło się kilka propozycji tekstów opisujących ciekawe projekty studenckie, które uważałam za naprawdę interesujące. Zabrakło w nich jednak wystarczająco jasnego opisu, wyjaśniającego sens tych koncepcji w szerszym kontekście. Można na tej podstawie wysnuć szerszą obserwację, że architektura to jednak w dużej mierze dyscyplina wizualna i niekoniecznie jesteśmy wystarczająco wyszkoleni, aby pisać o naszej pracy. Tak więc jedną z lekcji wyniesionych przeze mnie z procesu przygotowania tego numeru „JAE”, jest potrzeba nieco większej tolerancji dla faktu, że projektanci „mówią” w specyficzny sposób i potrzebują czasem większego wsparcia w przygotowaniu swoich tekstów. W ramach mikronarracji pojawiło się wiele artykułów opisujących przykłady projektowania na etapie wczesnej edukacji architektonicznej. Pokazały one powiązanie pracy intelektualnej, projektowej z fizyczną, faktycznym budowaniem czegoś na podstawie projektów. W artykułach naukowych omówiono przykłady architektów pracujących na budowach, przypominające, że obecny podział na architekturę i budownictwo, nie zawsze miał miejsce w przeszłości. Inna kwestia, która była obecna i bardzo mnie interesuje, to analiza możliwości projektowania parametrycznego i perspektywy zmian w zawodzie architekta w obliczu rozwoju tej dziedziny.

Zastanawiałem się, czy pojawiły się może pomysły na konkretne, nowe metody nauczania. Czasami proste narzędzia, takie jak kwestionariusz z pytaniami, mogą rozszerzać perspektywę i kierować studentów w odpowiednią stronę. Miałem kiedyś okazję przeprowadzać wywiad z Fredem Kentem z organizacji Project for Public Spaces, która stworzyła „grę w miejsce” („A-m” 3/2007). To zwykła kartka papieru z zestawem pytań dotyczących przestrzeni publicznej, ale odpowiadając na nie musimy spojrzeć na taką przestrzeń na nowo. Z kolei w metodologii design thinking przygotowanie projektu w procesie zorientowanym na użytkownika, każe zwrócić uwagę na specyficzne niuanse w ich oczekiwaniach i preferencjach.

Brzmi to bardzo dobrze, ale jedną z niespodzianek, poza moimi spostrzeżeniami na temat trudności w konceptualizacji i odpowiednim opisie prac, był pewien niedosyt projektów, które rozszerzyłyby istotnie pedagogikę architektoniczną. Pojawiły się w zasadzie tylko dwa teksty dotyczące metod nauczania architektury na uczelni. Było to rozczarowujące i zaskakujące. Zastanawiam się, czy ten fakt wskazuje na niezdolność większości z nas do wyobrażenia sobie gruntownej zmiany naszej edukacji architektonicznej. Jesteśmy bardzo zakorzenieni w tradycji, w której sami się uczyliśmy i wychowywaliśmy. Z drugiej strony, jako nauczyciele akademiccy popadamy w pewną rutynę. Dobrze wiemy, co robić, by przyciągnąć do swoich projektów ambitnych studentów i by uzyskać atrakcyjne efekty, którymi będziemy się mogli potem pochwalić. Sama tak działam, więc nie krytykuję innych. Wiem, że koniec końców, to, co przyniesie moim studiom dobrą prasę i materiał do portfolio, wiąże się z prowokacyjnymi i atrakcyjnymi formami. Myślę, że ciężko jest nam wyjść z tych schematów.

Podsumowując naszą rozmowę, chciałbym zapytać, jak widzi Pani przyszłość nauczania architektury?

Zaczniemy myśleć bardziej systemowo i „rizomatycznie” o tym, jak produkować efektywnych architektonicznych obywateli.

Peggy Deamer

emerytowana profesor Yale School of Architecture oraz prezes firmy Deamer Architects (wcześniej Deamer + Phillips, Architects). Ukończyła studia architektoniczne na Cooper Union, a doktorat uzyskała na Uniwersytecie Princeton. Jej obecne badania dotyczą związku między podmiotowością, projektowaniem i pracą we współczesnej gospodarce. Założycielka Architecture Lobby, które bada relacje między edukacją a miejscem pracy i autorka książki Architecture and Capitalism. Była redaktorką czasopisma naukowego „Journal of Architectural Education”, a obecnie zasiada w jego radzie redakcyjnej. W 2018 roku otrzymała Women in Architecture Award przyznawaną przez magazyn „Architectural Record”

Michał Stangel

urbanista, prodziekan ds. nauki na Wydziale Architektury Politechniki Śląskiej. Zajmuje się problematyką projektowania urbanistycznego, rewitalizacji, zagospodarowania przestrzeni publicznych i stref okołolotniskowych. Napisał trzy książki poświęcone tym zagadnieniom. Stypendysta Fulbrighta w Massachusetts Institute of Technology. Autor ok. 60 opracowań urbanistycznych i laureat 20 konkursów projektowych (m.in. Nowa Huta Przyszłości) oraz nagrody Ministra Infrastruktury i Budownictwa za plan miejscowy Nowego Centrum Tczewa

Edukacja, projektowanie i praktyka – umiejętności projektantów w skomplikowanym świecie
Konferencja AMPS, grafika

Autor: serwis prasowy

Pod koniec czerwca odbyła się konferencja Education, Design and Practice – Understanding skills in a Complex World zorganizowana przez AMPS (Architecture, Media, Politics, Society). Ta wywodząca się z Wielkiej Brytanii międzynarodowa organizacja prowadzi różnego typu projekty badawcze i wydaje czasopismo naukowe „Architecture_MPS”. Spotkanie miało miejsce w Stevens Institute of Technology – prywatnej uczelni w New Jersey, położonej nad rzeką Hudson, z widokiem na panoramę Nowego Jorku. Wykład wprowadzający wygłosiła Peggy Deamer. Nakreśliła charakterystykę i perspektywy zawodu architekta we współczesnym świecie, w kontekście głównych wyzwań cywilizacyjnych, którymi są według niej: zmiany klimatyczne, problemy mieszkaniowe, nowe technologie oraz prawo do pracy (w związku z przewidywanym zastępowaniem pracowników umysłowych sztuczną inteligencją). Na tym tle sformułowała przewidywania dotyczące naszej profesji oraz wynikające z nich kwestie edukacyjne. Część prelegentów prezentowała studia przypadków – projekty studenckie wykonane we współpracy z klientami zewnętrznymi, w realiach zbliżonych do pracy zawodowej w ramach metodologii Project Based Learning. Zwracano uwagę na prowadzenie i podtrzymywanie tego typu kooperacji. Jednym z wymienianych przykładów było wieloletnie uczestnictwo wydziału architektury uniwersytetu w Cagliari na Sardynii w rewitalizacji terenów pogórniczych, gdzie echa prac studenckich można zobaczyć w realizacjach. Analizowano szczegółowo zagadnienia edukacji, takie jak uczenie się wzajemne w grupach, umiejętności pisania czy powiązania między różnymi zajęciami w ramach programów studiów. Choć takie sprawy wydają się oczywiste, to warto pewnie zwrócić uwagę na detale w celu ich udoskonalenia. Lucy Montague ze Szkoły Architektury w Manchesterze omówiła sposoby współpracy szkoły z firmami i instytucjami zewnętrznymi, przedstawiając takie kwestie, jak sposoby formułowania umów, zapraszanie „gościnnych” krytyków z firm na prezentacje studenckie, czy podejmowanie przez studentów tematów w ramach badań przedprojektowych na zlecenie firm. Część prezentacji dotyczyła wykorzystania technologii informatycznych, stricte architektonicznych, takich, jak BIM czy GIS, oraz innych typu Facebook, Instagram, itp. Referaty konferencyjne mają być dostępne na stronie AMPS we wrześniu. (ms)

We are talking shortly after the conference Education, Design and Practice – Understanding skills in a Complex World, organized by AMPS in New York in June 2019. In your keynote speech you have set up a broad perspective on how the challenges of the world are going to influence the architectural profession; and how the profession should respond. In your keynote you were also quite critical about the traditional methods of teaching, including the design studio. How do you think the traditional design studio could evolve?

Definitely one of the things that I was advocating was making studios based on real life problems. Things that are not just facing the profession as we tend to define it, in a limited way, but things that are facing societal built world problems. The profession may or may not think that the Green New Deal or environmental issues are an issue, but they are. So yes, addressing the real world issues, not just as the profession sees them, but as they're presented to us by society – that is a goal for a good architecture studio.

I've got the impression that architectural schools in Poland concentrate on teaching form. There are of course additional, separate tracks of teaching functionality, construction, etc. but is all mainly form oriented. However, at the conference, there were some examples of studios which began with other issues: for instance, students were going to a kindergarten and speaking to the children, and building the right playground for them; or a pavilion. Do you think that learning which begins with hands on experience and engaging with real life problems may be so important, that the curriculums might have to be reconsidered, starting with addressing real problems as basic skills?

I think learning form matters. How and where it is taught I think is an interesting discussion. I personally think that it really might be early on, like you're describing happens in Poland. My criticism is, that for most of the time, let's say, three years in a three years master program, we're still talking mostly about form. Or let's just say form in a limited context; form as a thing in and of itself, as opposed to form as a condition that addresses the organization of a problem, that is larger than the physical form problem itself.

And from your practice or other projects that you know; other studios, do you recall some specific examples of studios which did great in addressing real life problems?

There certainly are examples of such studios. For example, after Katrina, there were studios based on how to address sea level rise and the environment. And there were a number of different universities that addressed that in different ways. I think there are examples of studios that have been addressing the southern border wall. And I haven't taught any of those studios. I have taught a studio that was addressing the environmental and economic impact of changes in the economy and its relationship to the ecology in New Zealand; and how those same economic political, environmental conditions affect, transportation within Auckland. Another studio that I did, which is maybe different than real world problems, but in some way is an indication of things that I think can happen, was a studio based in Reykjavik, where the program was a new domestic airport and having the students work with curtain wall manufacturers. Part of the brief was that they had to use a curtain wall system and I wanted them to know that their formal and spatial ideas were not just going to come from their head, but needed to be informed by the limits of the material, the production, the companies, where the manufacturers were, what was needed to be shipped, what the size of a mullion needed to be. And so for me that was an example of seeing architectural design within a larger network and context. Another example of a studio that I admire was taught at Columbia GSAPP by Scott Marble (now Dean of Architecture at Georgia Tech) and Laura Kurgan and David Benjamin, head of The Living. That studio was called CBIP and they had a particular system − they were supposed to use building information modeling (BIM), and the students had to design a component that would be an appendage to an existing building that would reconsider its environmental performance. After one pair of students designed a component, they had to exchange with other pairs within the studio who would put that component to a different formal and performative use, reapplied to another strategy. And so they had to develop a system of agreement for authorial change, imitating the real life condition of dealing with intellectual property while engaging in collaboration, And there were other things about it that were impressive: that the students weren’t asked to design a new building; they were asked to link performance with aesthetics; they emphasized the link between a good process and a good outcome. But is also was a model of rethinking the standard studio structure. IT wasn't just a one off studio, but students committed to being on this for more than one semester. And in the summers between those studios, they also had a series of lectures that engaged people who were interested in the same system. So it was a much more comprehensive idea of studio, which I thought was great. I think they also opened it up to students who were not yet in third year advanced studios. In some way it broke the mold of core and advanced subjects.

Such experimental studios, as well as workshops or competitions, evoke a lot of enthusiasm in students and students are eager to learn and work and do their best. I have the impression that there is a problem with the standards model of education and not some special issues or workshops or extra events. Let's say, you have a students coming to the first year now, he or she has seen some architecture in the Internet and has a very vague idea of what architecture is. And sometimes such attractive images from the Internet become a main source of inspiration. Do you think that the complex issues the profession is facing requires some radical changes in very basics of architecture education?

There are many things involved in that question. One is how much we have to adhere to standards set up by National Architectural Accrediting Board (NAAB). In suggesting that architecture schools might emphasize research, specialize in different areas of expertise, and share the outcomes of that research with each other, the system of monitoring what must be a common “standard” must change. It is not just that those standards would be less draconian and “complete” but that the goal of NAAB, which now implicitly demands similarity and thus competition, could be ensuring that research amongst schools is shared. The goal of specialization isn’t fragmentation; it is putting different expertise to common effect. And so it should not be our worrying about accreditation, but changing accreditation according to what needs to happen: reempowering the profession. But in some way you're also talking about, what a current conception is of architecture based on style and form, one grabbed from images on the Internet. We can't in any way stop that or say that's bad. And if those images are a hook for students to engage in architecture – great. And then within the academic context, you can indicate why those interests can swerve to address more fundamental things than what something looks like or what style you might be interested in. There's nothing wrong with that interest. It's just limited and it's the academy's role to show that it's limited; that it is a beginning and not an end.

I recall a Japanese friend from my students' time, who always had a measuring tape with him. He would measure the stairs, the ceiling, the windows; all the elements of the building. I found it funny all that time, but now I think it was really clever to have this hands on experience of buildings. Our architecture building in Gliwice was designed in such a way, to give the students opportunities to engage with materials: bricks, wood, stone on the hand; just by being in the building students can experience and feel different materials. So perhaps there should be ways of having students experience broader issues such as like, climate, environmental, economic issues and so on.

All those things that you talk about, which I see as the intimate engagement with architecture, are part of the goal of our formal education. The concern for material, for windows and doors, for the thickness of walls; for different degrees of transparency – all of those things we must be trained to do; nobody else attends to these besides us. They are hugely important. They need to be learned. But they can't be learned as an abstraction in and of themselves. They need to be applied. These are conditions that are motivated by what you want to say; and what you want to say needs to be part of its evaluation. And I guess in what you want to say is in the context of the larger issues that we need to be addressing.

At the AMPS conference the speakers were referring to all sort of skills that the students should have; from writing, reading and peer critique; to specific technological skills: CAD, BIM, GIS... Of course there should be standards referring to contemporary profession. But on the other hand, I have the impression that a students are more and more individualized and they have their own preferences, qualities and ideas of the professional in mind. What do you think is the balance between standards referring to the new work conditions and giving students the freedom to explore their own path?

I think that's a really good question. I think that one of the more controversial things that I said is, again, that schools should specialize. And in some way that goes to answering your question: students with a particular interest, wouldn't need to fight within their university to address a topic that the school doesn’t offer. It's more that they would go to a school that does the thing that interests them. I think I might be a minority in this point of view, but I really – when I was trying to think about what an ideal curriculum would be for a certain school, that I think would in some way address what you're saying - decided that asking every school to do partial, superficial work on everything was silly. These days, there's so much that we ideally should learn: we should know GIS, we should know coding, we should know all the apps for environmental evaluation, we should know carbon footprints, we should absolutely know form; we should know precedent; we should know cultural theory. It's like, oh my God. And we should know politics and economics and social mores... I really began to think that different schools can do different things and so students could go to a school that allows them to indulge their particular interests, whether that's GIS or whether that's coding, or whether it's social responsibility or whether it's environmental behavior in the built environment. I'm avoiding answering your question because it assumes a standard for an “ideal (standard) curriculum” which I am clearly trying not to indulge. I just want to be very clear: I think schools should stop competing against each other for the same students and instead identify that they can do certain things better than other places, that they shouldn't be embarrassed about this, and begin to work collaboratively across those areas of expertise so that together they can change and empower the profession.

From your teaching experience, do you recall students that have developed especially well in their individual direction? And, looking back, do you see what was particularly important in teaching? What was most inspiring made an impact on the students?

Yes, in the theory classes I've been teaching exploring architecture’s capitalist model: my architecture and capitalism seminar; my architecture utopia seminar; my architecture and labor seminar, my critical theory seminar… they're all going in and around a certain issue. And, many of the students who have taken those courses have, let's just say, abandoned traditional practice. In some way all those courses indicate how marginalized we are in traditional practice. And so there are many students who have gone on to take courses in or work in real estate, or who now work for WeWork, or for construction companies, places where their expertise has more impact. I can name many students who I think have swerved away from traditional practice, to find a more fulfilling and effective experience.

I recently met some recent graduates at our yearly “architecture ball”; and some of them started such non-architectural careers: real estate, construction, graphic design, concept art… And most of them were really happy. But also many of those who sticked to the profession and went to work in offices were actually very happy and enthusiastic about the real professional challenges, as opposed to school. In your keynote you talked a lot about the relation of practice and academia and how practice actually precedes academia now, in technologies etc. At AMPS conference, even one of the talks (by Lucy Montague) was specifically about the relations and cooperation between architectural faculty and companies. How do you think this could expand? The traditional way is that a student might have an internship; and someone from a company may work as an adjunct; or give a guest lecture. But what do you think would be the new and better forms of this cooperation?

I do think that there should be more relationship between the profession and the academy. And I know that is controversial within the paradigm that I grew up in, which I have to say I'm still sensitive about: in the academy you can be visionary and we need to produce architects who think beyond the status quo, something the profession cannot do. But that image of "the academy is free of constraints and then the profession is full of constraints" is a false dichotomy. And you need to have a certain stance about what those constraints are in order to have a vision of how to transcend them. Imagination in a vacuum is self-indulgent. So the problems that "real world" has or the profession occupies itself with, need to become intellectual problems that the academy addresses. On the other hand, the profession needs to see itself as a place where speculation keeps happening, not just a place where you get a call from a client or enter a competition and hope to win it so that you can keep batting out buildings that the world doesn't need. It needs to be a place where one analyzes the rights and wrongs of what you are asked to produce and can thus argue for the right ones.

Speaking about the relations of academia and the profession, in your keynote, you were quite skeptical and critical about the model of small architectural firms, which you called "boutique companies". What could be the alternative?

I kind of gulped when I wrote that, because almost all of my colleagues have small firms, and I have a small firm; it's the context that I know – the bright students at Yale want to open their own firms and opening your own firm is an indication that having kind of "made it". I’m seeped in that context. But I think that, unless small firms understand their particular advantage of working intimately with clients and then take advantage of that knowledge to redirect it to engage in bigger issues - labor, wealth, procurement, financing, materiality, ecology – they are a waste of architects’ intelligence. The model of a small firm that’s just waiting for the phone call to come so that they can design someone’s addition, office, or store is just less and less interesting. To transcend the limited capacity of small firms to think beyond providing a client with their desired object they can and should cooperativize. The advantage of small firms is they can begin to share their resources and share their knowledge so that they can work in a more powerful, influential, and well-informed way. Academia should stop encouraging a model of a small firm that lead students to believe that they will become the next Frank Gehry. I’ve seen too many super bright and super talented students disappear in to small-firm irrelevance. It's a myth that academia sells, and I'm really against that. I don't think we're teaching enough about how to be powerful in the world beyond the assumption that a small firm is gonna be a big firm, is gonna be famous firm, is gonna be a firm that matters… Is that depressing?

I think it's interesting, especially the, the networking. Did they get it right? The networking of firms working together. That's actually exactly what I am doing here. I am right now in my office near to the university and we are five friends: architects, landscape architects, urbanists and a green certification specialist; each of us employing a few people and we do some jobs alone; and on some we cooperate in different configurations…

Wow, that's fabulous! That is exactly what I think small firms can and should do. And in some ways it's things that small firms can do that the larger firms can't do. A larger firm has its own management issues and its own internal politics, whereas a small firms being light on their feet can actually begin to share those resources and share that knowledge and begin to infiltrate and connect with other disciplines that only empower your goals, aspirations, your capabilities. I do think that's the case. I'm really interested in that. Small firms socializing, cooperating and, I would hope, cooperativizing, That's interesting.

As an urbanists, I've got the impression that actually much of what you are speaking about, what should happen in architecture, is actually happening in urbanism already. We have to be interdisciplinary; we have to work with landscape architects, economists, sociologists, and so on. But on the other hand, the problem with urbanism in Poland is that our impact on real life is rather limited. Much of what we conceive: the strategies and scenarios remain on paper and are not really implemented as an enriching basis for architectural projects.

I think that's a really provocative observation that in some way urbanists are experiencing the model that we're talking about. And I think that's the lesson for architecture to kind of get out of this little autonomous thing, and engage with these other issues. But in some way, what I hear you saying is that urbanism maybe stays at the level of strategies that don't get implemented. But I wonder if it’s the case that, even if it has a really positive model of collaboration and exchanging information with other disciplines, it is less understood by government officials or the public. And if that is the case that it can gain from its association with architects and landscape architects whose work people understand. They might get these disciplines in the wrong way, but at least people know that they yield concrete, physical things. So maybe there is something to be gained for everybody by those collaborations in terms of perceptions, knowledge, and public engagement. I think about in this is the Swedish example, where their association of architects includes planners, interior designers, landscape architects... The Swedish association makes sure that there is a collaboration and understanding between those disciplines, but also advocate for that whole group of people concerned with the built environment to the government. In the US, architects say, "Don't let interior designers, or engineers, or contractors take our work". Instead of advocating for architecture alone, the Swedish model says "all of us need to be at the table because we have expertise about what is going to make a strong, economically viable, sustainable, city". And that's where the real advantages of working together and can pay off.

It just came to my mind that actually the role as urbanists at architecture faculties might be not primarily to teach future architects a city planning and designing of housing estates and making those big, projects, but teaching students skills like interdisciplinary cooperation, thinking in terms of scenarios and alternative scenarios and processes, and economics and so on. And if they gain that skills, we may hope that they would be able to apply this skills ad knowledge to architectural jobs.

That sounds like a brilliant observation.

You were recently the editor of the Journal of Architectural Education (JAE) issue on "Work". I suppose a call like this gathers a lot of innovative texts, so I wanted to ask what where there particularly surprising contributions or ideas?

JAE is divided is between three different things. One is design, another is what they call micro narratives, and then the other is the in depth theoretical or historical research papers. In the design there were lots of interesting projects. There are a couple of projects having to do with how new technologies like BIM or coding yield sensuous work. They play on the relationship between the distance implied in technical applications and the immediacy of the actual work. There are some totally great installations and a project modeling new spaces of work. There were a number of studio proposals that I thought were really interesting but did not have good enough textual elucidation to put their studio into a larger narrative. As an aside, we can make a larger observation about the fact that we're largely a visual discipline and we're not necessarily trained to write about our work, which limits us designers. So one of the takeaways for me from the JAE process is a need to be more sympathetic to the fact that designers “speak” in a different way and need more support for their textual proposals. And then in the micro narratives, there are a number of examples about the role of design build in early architectural education which showed intellectual work being integrated with physical work. In the full research papers there are historical examples of architects working collaboratively with construction and other disciplines. They indicate that the kind of divide that we have now between design and construction or architecture and contracting did not always exist in the past. There is an interesting examination of what parametrically based labor actually is. I'm totally interested in that question.

I was wondering if there were perhaps any particular, specific teaching methods. Sometimes simple tools like a questionnaire with right questions can broaden the perspective and guide the students in the right way. I've talked once to Fred Kent of Project for Public spaces. They have the "Place game," which basically a sheet of paper with a set of questions, but going to a public space with the right questions make us look at it through new eyes. Or in the design thinking methodology, the specific user oriented process makes students sensitive to specific nuances in the preferences and expectations…

I think that that sounds totally great. One of my surprises, besides my observations about the difficulty for some design work properly contextualize their design work, was the paucity of projects that took on architectural pedagogy. There are really only two projects that addressed how to teach design in the academy. That to me was disappointing as well as surprising. I wonder whether it indicates an inability for most of us to re conceive our architectural education. We're so embedded in the tradition that we were educated in ourselves and I would say, and so embedded in the kinds of studios that get us, as academics, kudos, the types of thing that the administration will think: "Oh my God, Peggy or Michal had this great studio, let's give them an advanced studio"… Or which the students recognize produces gorgeous work and I'm going to take that studio now... You know, I’m a product of this; I'm not criticizing others; I know what will get my studios good press and it is related to provocative forms. I think it's hard for us to get out of those paradigms. But I'm speculating about why we didn’t get more of the things that you're talking about and I expected to see.

In the end, to summarize our conversation, I would like to ask you, how do you see the future of architects education?

We will start thinking more systemically and rhizomatically about how to produce effective architectural citizens.