Biurowiec Bałtyk w Poznaniu

i

Autor: archiwum serwisu Forma budynku zmienia się w zależności od kontekstu i perspektywy odbiorcy. Tu widok od ulicy Zwierzynieckiej, Fot. Juliusz Sokołowski

Odlot w historycznym kontekście – o biurowcu Bałtyk Piotr Marciniak

2017-07-28 14:21

Spojrzenie z ulicy Grunwaldzkiej ukazuje obiekt w skrócie dostosowanym do sąsiedniego hotelu Sheraton, smukła sylweta od ulicy Roosevelta kreuje go na wieżowiec, od Świętego Marcina widoczna jest przysadzista piramida, a w panoramie miasta oglądanej z Winograd albo z drugiej strony rzeki widzimy go jako rozłożysty wachlarz. To duża sztuka nadać jednemu budynkowi taką wielość kształtów. Przezwyciężając wynikające z kontekstu ograniczenia, architektom udało się w tym przypadku wytyczyć zupełnie nowy kierunek w architekturze biurowców – pisze Piotr Marciniak.

Poznań w ostatnich latach nie miał szczęścia do nowych, spektakularnych realizacji architektonicznych. Polityka miejskich decydentów skupiała się raczej na sporcie masowym czy wątpliwych rozwiązaniach komunikacyjnych. Przestrzeń publiczna z rzadka tylko budziła emocje, ostatnio głównie za sprawą nowego zamku na Wzgórzu Przemysła, a inwestorami najciekawszych budynków okazywały się najczęściej uczelnie lub deweloperzy. Projekt pracowni MVRDV już od momentu prezentacji budził spore emocje i był kreowany jako wydarzenie architektoniczne. Problem stanowił jednak przede wszystkim kontekst, w jakim zaplanowano jego realizację. Wydawać by się mogło, że zdegradowana przestrzennie okolica ronda Kaponiera, najważniejszego węzła komunikacyjnego w mieście, nie jest szczególnie odpowiednia dla „ikony”, tym bardziej, że biurowiec miał powstać w miejscu kultowego dla poznaniaków kina Bałtyk.

Z drugiej strony w niedalekim sąsiedztwie znajdują się najciekawsze budynki zrealizowane w mieście w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Obiekt stoi naprzeciwko Hali Reprezentacyjnej Międzynarodowych Targów Poznańskich, zaprojektowanej przez Rogera Sławskiego w 1929 roku, a rozbudowanej przez Studio ADS w 1999 roku. W pobliżu można zobaczyć też ikony poznańskiego modernizmu – hotel Merkury (proj. Jan Cieśliński, Henryk Grochulski, Jan Węcławski, 1964) oraz Dom Studencki Jowita (Witold Milewski, Zygmunt Skupniewicz, 1964). Nieco dalej wznosi się z kolei neorenesansowy gmach Collegium Minus oraz postmodernistyczna Akademia Muzyczna autorstwa Jerzego Gurawskiego. 60-metrowy Bałtyk nie jest najwyższym obiektem Poznania, ale z racji usytuowania na zakończeniu ulicy Święty Marcin jego skala nabiera dodatkowego, symbolicznego znaczenia. Od czasów realizacji barokowego kościoła bernardynów na osi ulicy Garbary, nie powstał chyba w mieście tak wyrazisty budynek, którego forma zmieniałaby się w zależności od kontekstu i perspektywy odbiorcy. Spojrzenie z ulicy Grunwaldzkiej ukazuje obiekt w skrócie dostosowanym do sąsiedniego hotelu Sheraton, smukła sylweta od ulicy Roosevelta kreuje go na wieżowiec, od Świętego Marcina widoczna jest przysadzista piramida, a w panoramie miasta oglądanej z Winograd albo z drugiej strony rzeki widzimy go jako rozłożysty wachlarz. To duża sztuka nadać jednemu budynkowi taką wielość kształtów. Przezwyciężając wynikające z kontekstu ograniczenia, architektom udało się w tym przypadku wytyczyć zupełnie nowy kierunek w architekturze biurowców. Bałtyk stanowi bowiem budynek zagadkę, budynek pytanie, budynek sugestię.

Biurowiec Bałtyk w Poznaniu

i

Autor: archiwum serwisu Elewację pokrywają prefabrykowane elementy z betonu zbrojonego włóknami szklanymi rozproszonymi w masie. Słupy fasadowe mają wysokość 360 cm, a długość belek waha się w granicach 135-405 cm, Fot. Juliusz Sokołowski

Nieliczni krytycy wskazują na jego słabą jakość i banalne rozwiązania materiałowe, sugerując, że wszelkie pochwały wynikają raczej z „kompleksów średniej wielkości prowincjonalnego miasta” (Wojciech Hildebrandt, Bałtyk i wygumkowani projektanci, http://www. kulturaupodstaw.pl/blog/17/mdm—-mieszkanie-dom- -miasto.html, 23.06.2017). Warto jednak przypomnieć, że poznaniacy, w przeciwieństwie choćby do mieszkańców Katowic, Wrocławia czy Szczecina, nie mieli dotąd wielu szans na podziwianie nowych, niecodziennych i odważnych budynków. Ja będę Bałtyku konsekwentnie bronił. Bronił w imię oryginalności architektury, w imię możliwości odkrywania codziennie nowych ujęć i zaskakujących widoków. Jest w tym budynku jakaś nieopisana ambiwalencja czy też może rodzaj przewrotności. Razi mnie widok rozlazłej piramidy, ale jednocześnie zachwyca smukłość od strony przewieszonego narożnika. Wariantowość odczytywania obiektu w różnych kontekstach, jego rola w historycznej przestrzeni miasta, wreszcie odejście od schematu typowego biurowca w stronę znaku w przestrzeni pokazują, że w nowej architekturze tkwi w dalszym ciągu ogromny potencjał i nośnik kulturowych treści. Czy w budynku, jak chcą jego autorzy, widać echa i odniesienia do lokalnej tradycji architektonicznej, tego nie wiem, ale nowy Bałtyk z pewnością wprowadził ożywczy ferment w dyskusji o mieście. Ma ogromną rzeszę zwolenników, choć są i tacy, którzy kontestują jego obecność. Pozostaje mieć nadzieję, że popularność biurowca uświadomi decydentom i inwestorom, że budowanie wizerunku miasta można realizować także poprzez architekturę.