Najważniejszy jest widok. Długa oś kilku ulic zakończona sylwetą Pałacu Kultury i Nauki wydaje się cytatem z Małej Apokalipsy Tadeusza Konwickiego. Ta pocztówkowa perspektywa zdeterminowała strukturę niewielkiego obiektu, nieopodal którego pisarz mieszkał. Zaprojektowany w latach 60. pawilon, wtulony w sąsiędnią zabudowę, zdawał się zbudowany wyłącznie ze szkła. Bezpretensjonalność modernistycznej architektury przesądziła o wyborze budynku na siedzibę Fundacji Galerii Foksal. Rozwój tej instytucji i rolę, jaką odgrywa w polskiej sztuce można prześledzić na przykładzie ewolucji zajmowanego przez nią budynku.
Oskarżaną czasem o pewną hermetyczność galerię zawsze interesował najbliższy kontekst. Już pierwsza zorganizowana tu wystawa dobitnie to podkreślała: zbudowany na rosnącym nieopodal drzewie domek Pawła Althamera można było podziwiać przez okno galerii. Samo wnętrze pozostało puste.
Początkowo była to tylko jedna, najwyższa kondygnacja budynku, z czasem galeria przejęła kolejne piętra, za wyjątkiem jakże atrakcyjnego, usługowego przyziemia. Nowy właściciel odziedziczył też pewne zobowiązania. Jednym z nich był wydany przez stołeczne biuro architektury obowiązek dostosowania fasad budynku do otoczenia. Zaprojektowany jako przeszklony lampion obiekt zdaniem służb konserwatorskich powinien upodobnić się do socrealistycznego sąsiedztwa, bo taki w istocie charakter ma zaplecze zachodniej pierzei Nowego Światu, do którego budynek przylega. Być może galeria podjęłaby polemikę z tym postulatem, gdyby nie fakt, że budynek nie przystawał do współczesnych potrzeb. Kontynuacja heroicznej walki ze starzejącą się materią oznaczałaby życie jak na okręcie, gdzie koniec jednego remontu oznacza jednocześnie początek kolejnego.
Pozostawienie oryginalnej ślusarki i jednoszybowych okien nie rozwiązywało najważniejszego problemu – budynek wciąż pozostałby przegrzewającą się szklarnią. Z kolei wymiana fasady na współczesną związana była z ryzykiem przekształcenia jej we własną karykaturę – paradoksalnie rozwijająca się w zawrotnym tempie technologia budowlana pozostaje w tyle za coraz większymi wymaganiami użytkowymi, którym sprostać musi współczesny budynek, co w praktyce oznaczałoby choćby znaczne zwiększenie grubości okiennych profili. Być może więc decyzja o radykalnej przebudowie była w jakiś sposób najbezpieczniejsza.
Konstrukcja budynku pozostała niezmieniona, ale jego wyraz architektoniczny został kompletnie odmieniony. Lekką, szklaną fasadę obłożono prefabrykatami z betonu technicznego, będącymi niemal znakiem rozpoznawczym szwajcarskiego minimalisty Rogera Dienera, który zajmował się przebudową. Ciężkie, zawieszone nad parterem elementy sprawiają wrażenie przeskalowanego boniowania i w ten nieco przewrotny sposób wpisują się w socrealistyczne otoczenie. Płyciny są częściowo wypełnione szkłem – tym razem zrezygnowano z drobnej siatki szprosów na rzecz gigantycznych, praktycznie nie mających podziałów okien. Ma to szczególne znaczenie we wnętrzu, które pozostaje kluczem do zrozumienia zamysłu projektanta. To po prostu dobre rzemiosło: starannie ukryto wszystkie instalacje, cokoły i inne elementy, które mogłyby przeszkadzać w odbiorze eksponowanych w galerii prac.
W zasadzie wszystko – poczynając od rozmieszczenia programu na poszczególnych kondygnacjach, a kończąc na najdrobniejszym detalu – pozostało na swoim miejscu, a jednocześnie zostało powtórnie, gruntownie przemyślane.