Muzeum Architektury we Wrocławiu

i

Autor: archiwum serwisu Muzeum Architektury we Wrocławiu. Główna sala wystawowa mieszcząca się w nawie głównej, widok z poziomu prezbiterium; fot. Marcin Czechowicz

Wizualne usprawnienie - o modernizacji Muzeum Architektury Zbigniew Maćków

2015-03-20 12:09

Wrocław zyskał kolejną przestrzeń wystawową o przemyślanej, koherentnej i funkcjonalnej strukturze, a jednocześnie czystej i klarownej estetyce. I co istotne, nieepatującej nowobogackim sznytem czy skomasowaniem wszelkiej maści pomysłów i dizajnerskich trików. Jak widać, nie zawsze musi być „po oczach” – pisze Zbigniew Maćków.

Dobrze się stało, że Wrocław zyska miano Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. Dobrze, bo w naszym genotypicznym sposobie budowania infrastruktury „na event” (klasyczne: Kaziu, zróbmy malowanie, bo w tym roku przecież Komunia), znów pojawił się pretekst, wręcz imperatyw do tego, aby posprzątać. Wnętrze XV-wiecznego zespołu klasztornego, umeblowane przestrzennie i przystosowane do funkcji wystawienniczych jeszcze we wczesnych latach 60. ubiegłego stulecia, nie wytrzymywało już żadnych porównań. Zwłaszcza w dobie zmasowanych narodzin kolejnych muzeów – opowiadaczy historii, fundowanych nam przez Unię jak mądre książki przez wujka dla nierozgarniętego siostrzeńca.

Architekci dostali trudne do zrealizowania zadanie „wysprzątania” wnętrza w ramach bardzo skromnego budżetu i ekstremalnie krótkiego czasu. Wydaje się, że wywiązali się ze swej roli bardzo sprawnie. Należy pochwalić inwestora i projektantów, że cały wysiłek nie poszedł, jak to często ma miejsce, w zakup drogich i niefunkcjonalnych muzealnych gadżetów, a został skierowany w wizualne usprawnienia mocno zagmatwanej dla odbiorcy struktury budynku.

Uznanie może też budzić konsekwencja zastosowanej konwencji estetycznej – białej poszewki do wysłużonego, acz dobrze skrojonego, klasycznego ubrania. Siła systemu identyfikacji wizualnej pomaga w oswojeniu tej nieoczywistej przestrzeni, turbodoładowując przy tym efekt wnętrzarski. Niejako przy okazji udało się rozwiązać problemy dostępu, węzłów sanitarnych, windy, a także wszelkich tych niepotrzebności, których zwykle przypadkowy natłok w sferze wejściowej przytłacza i onieśmiela. Wrocław zyskał kolejną przestrzeń wystawową o przemyślanej, koherentnej i funkcjonalnej strukturze, a jednocześnie czystej i klarownej estetyce. I co istotne, nieepatującej nowobogackim sznytem czy skomasowaniem wszelkiej maści pomysłów i dizajnerskich trików. Jak widać, nie zawsze musi być „po oczach”.

Przy okazji dość wyraźnie można dostrzec jak duży potencjał tkwi w tym jedynym w Polsce i jednym z nielicznych w Europie muzeów architektury. Może warto pójść za ciosem i posprzątać je do końca, wraz krużgankami i salami Wschodnią oraz Romańską. Może warto włączyć w te działania przedpole i, niezależnie od tego, czy uda się planowana konkursem rozbudowa, zrobić coś z tą bieda-łączką, bieda-parkingiem i nijaką strefą wejściową. Doświadczenie ostatniego lata, kiedy przed budynkiem stanął Polegiwacz, instalacja projektu Mikołaja Smoleńskiego, którą pokochały wszystkie dzieci w mieście (psy jeszcze bardziej), pokazują, że za stosunkowo niewiele, można dużo. A Wrocław zyskałby nie tylko doskonały kombajn wystawienniczo-muzealny, ale też całkiem sympatyczną, ludzką w wyrazie, jakże różną od tych przezbrojonych nadmiarem materiału i pomysłów przestrzeń publiczną.

Muzeum Architektury we Wrocławiu

i

Autor: archiwum serwisu Widok na północną antresolę - archibox. W głębi antresola galerii jednego projektu; fot. Marcin Czechowicz