Publikowany w latach 1997-2003 na łamach „Architektury-murator” cykl był dla wielu czytelników jednym z ulubionych. Nie bez znaczenia jest fakt, że pojawiały się tu zarówno obiekty dla środowiska architektów wręcz kanoniczne (domy własne Gutta i Pniewskiego), jak i nieco mniej znane – na przykład niewielka kawiarnia na Polanie Lea w lesie Wolskim w Krakowie. Przyjeżdżał tu samotnie znany krakowski architekt Wojciech Obtułowicz, by wypić kawę, kontemplować dalekie plany Wisły i podziwiać, jak przez przeszklone ściany światło wpada do środka niby od niechcenia.
Dobór budynków, szczególnie z perspektywy lat, wydaje się znaczący. Jak wiele mówi o inspiracjach, fascynacjach. Czy może dziwić, że Bolesław Stelmach wybrał Muzeum Narodowe Tołwińskiego i Dygata: Nie znajdzie się tutaj zbyt wyrafinowanych form. Ale właśnie to wydaje mi się istotne. Ani jednej zbędnej kreski. Lakoniczność formy, szlachetne, rodzime materiały; a Stanisław Fiszer willę Pniewskiego: rzecz, która mnie niesłychanie interesuje, to obecność tekstu na fasadzie. Nie wiem, czy zawsze tekst nadaje wyższy status budynkowi, czy też można go traktować jako rodzaj podpisu architekta? Przypomnijmy, że te zdania zostały napisane przed realizacją teatru w Lublinie (Stelmach) czy Giełdy w Warszawie (Fiszer). Ale największym skarbem są zamieszczone w tekstach wspomnienia. Dowiadujemy się z nich, że ulubiony budynek to nie tylko architektura, ale spotkania, wizyty, relacje z przyjaciółmi i mentorami. Dom Gutta jawi się nie jak pełen zabieganych mieszkańców dom naszej generacji. W tym domu był czas na czytanie Goethego i Heinego, i na tony Beethovena – pisze Konrad Kucza-Kuczyński i wspomina spotkania z Nowickim, Glinką, Skibniewską. Ten cykl to także echo chwil, które zaważyły na zawodowej drodze. Teraz w moim osobistym jubileuszu siedmiu dziesiątków lat od chwili zapamiętania i pierwszego przeżycia pejzażu tatrzańskiego dostrzegam wyraźnie to źródło, które pokierowało moimi losami i różnymi kolejami potyczek z architekturą – pisze Tadeusz Przemysław Szafer. A mój ulubiony? Dwadzieścia kilka lat temu, w czasie pierwszej wizyty w Barcelonie, którą odbyłam z okazji odbywającego się tu wtedy Zjazdu Międzynarodowej UIA zakochałam się w tym mieście, a przede wszystkim w pawilonie Miesa van der Rohe. Pamiętam tę chwilę jak dziś. Proporcje, światło, niezwykły spokój. Nawet nie przyszło mi do głowy, że w dalekiej przyszłości będę tu często bywać, a nawet współpracować z mieszcząca się tu fundacją. Jak widać ulubione budynki odwzajemniają nasze uczucia.
Pobierz dodatek Mój ulubiony budynek – wybór 17 architektów w wersji .pdf.
Partner wydania: