Spis treści
- Łatwo się burzy brudne i brzydkie
- Socmodernizm nie jest brzydki. Jest po prostu zaniedbany
- Zamiast obrzydzenia - proponuję współczucie. To nie dzieła anonimowe
Łatwo się burzy brudne i brzydkie
Co łączy wyburzone ikony (i nie tylko) powojennego modernizmu? Ich stan. I to wcale nie ten techniczny. Brudne, brzydko pachnące (ja wciąż pamiętam zapach Dworca w Katowicach), pozbawione dawnych mebli i elementów plastycznych, które upiększały je od wewnątrz. Eksploatowane do granic możliwości, niekonserwowane, obwieszone reklamami wielkoformatowymi.
Zobacz także: Cepelia pięknie świeci po zmroku. Przemiana to spektakularna, a Rotunda spogląda z zazdrością
Łatwo było dyskutować o wyburzeniu Hotelu Forum w Krakowie, gdy służył jako największy billboard w Polsce. Łatwo było się pogodzić z rozbiórką Dworca w Katowicach (bądźmy ze sobą szczerzy i nie nazywajmy jej "przebudową"), gdy atakował wrogo wszystkie zmysły przyjezdnych. Łatwo było pożegnać Supersama, gdy był po prostu szarym wielkim "PRL-owskim pawilonem" przerobionym na popularny fast food czy zwyczajnym sklepem, po którego dawnej otwartej przestrzeni nie było śladu. Łatwo było zignorować doniesienia, że Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie burzy na Miasteczku Studenckim pawilon stołówki, fragment świetnego projektu T. Mańkowskiego. Poza głosem Michała Wiśniewskiego (a wcześniej, wobec ingerencji w inny pawilon, głosem córki Mańkowskiego, Ewy Mańkowskiej-Grin) rozbiórce "baraka" handlowego towarzyszyła cisza. Kto bowiem pamiętał jego dopracowane wnętrza i pierwotny wygląd?
Wreszcie łatwo było wyczekiwać rozbiórki ruiny, jaką był Pawilon Cepelii. Pozbawiony doszczętnie swojej dawnej chwały wieszak na plakaty i reklamy, brudny, popisany, najzwyczajniej w świecie brzydki - anonimowy blaszak z PRL-u. Zamiast wywoływać współczucie i smutek, prowokował raczej obrzydzenie i złość. Stoi przecież w reprezentacyjnym miejscu.
Socmodernizm nie jest brzydki. Jest po prostu zaniedbany
Przy okazji ostatnich wydarzeń towarzyszących wystawie Socmodernizm. Architektura w Europie Środkowej czasu zimnej wojny w Międzynarodowym Centrum Kultury, w trakcie dyskusji o losie architektury powojennej, Olga Drenda przypomniała mi swoją myśl dotyczącą rozbiórki Solpolu - że zupełnie inaczej odbieralibyśmy go, gdyby był zadbany, czysty, z funkcją. I jest to myśl uniwersalna, choć w przypadku budynków ma zastosowanie przede wszystkim do tych wybudowanych po wojnie. Bo przecież gdy widzimy starą, zrujnowaną kamienicę, zastanawiamy się, kto do tego dopuścił, a nie kiedy ją wreszcie wyburzą. Intuicja podpowiada, że gdyby ją wyremontować, byłaby znów piękna.
Zarówno socmodernizm, jak i postmodernizm, pozbawione są tego przywileju. Starzeją się koszmarnie, a my im w tym pomagamy, patrosząc je z wnętrz, zapuszczając, obwieszając. Na to wszystko cień rzuca jeszcze budzący trudne emocje i - u niektórych - kompleksy przedrostek "soc-". Przykład Cepelii pokazuje, że gdybyśmy taką intuicję wyrobili względem socmodernizmu czy pomo, nie byłaby błędna. Bo gdy dziś patrzymy na błyszczący Pawilon, trudno nie docenić jego uroku. A przecież jest to wygląd zbliżony do tego pierwotnego (który, nawiasem mówiąc, był jeszcze lepszy, bo uzupełniony meblami z epoki).
Zamiast obrzydzenia - proponuję współczucie. To nie dzieła anonimowe
W ocieplaniu wizerunku powojennych budynków ważne jest również, wydaje mi się, odanonimowienie ich. Łatwo do architektury podchodzić jako do tła. Ba, jej ogólna jakość bardzo to ułatwia. Tracąc powojenne budynki, nie tracimy jednak wyłącznie obiektów, ale i dziedzictwo, historię miasta, dorobek wybitnych architektów, którzy w trudnych warunkach i przy wiecznej ingerencji władz próbowali wybudować nam nowoczesne miasta pełne zieleni i przyjemne do życia (efekty były różne). To dzięki nim możemy dziś idealizować wielkopłytowe osiedla, jak zielony Służew nad Dolinką i, porównując je do dzisiejszej deweloperki, załamywać ręce. Każdy z tych budynków i osiedli ma swoją historię i twarz swoich projektantów. Tyle tylko, że ich nazwiska mało kto dziś pamięta.
Przypomnijmy zatem: Pawilon Cepelii zaprojektował Zygmunt Stępiński, którego do dziś "spotkać" możemy w całej Warszawie. To on projektował Trasę W-Z, Mariensztat, Osiedle MDM, wyburzone Kino Skarpa, blok mieszkalny na Wiejskiej 20, czy Osiedle Kubusia Puchatka. A także hotel Metropol stojący za Pawilonem Cepelii. Trudno wyobrazić sobie stolicę bez jego projektów.
Gdy znów usłyszymy o kolejnych planach na rozbiórkę, a tych przecież wciąż nie brakuje, przypomnijmy sobie przykład Cepelii. Może się okazać, że ten zagrzybiony, opuszczony ośrodek wczasowy w Wiśle kiedyś był częścią wielkiego, ambitnego projektu, zdobiły go wspaniałe mozaiki, a projektowali go świetni architekci. Że ten stary, zaniedbany Dom Sportu, dopracowany był w każdym szczególe przez zasłużonego architekta. Że ten pomnik, choć powstał w problematycznych czasach, został stworzony przez wybitnego artystę, który przecież nie wybierał, kiedy się urodził. Że ta skuta mozaika, wyrzucona na gruz podczas modernizacji budynku, powstawała przez wiele miesięcy w fatalnych warunkach, tworzona przez zespół światowej klasy rzemieślników, artystów i naukowców i wymagała ogromnych nakładów pracy i poświęceń.
Kiedy zaczniemy budynkom powojennym współczuć, pięknych "Pawilonów Cepelii" będziemy mieć w Polsce więcej.