felieton

O tempora, o mores, czyli o kochaniu feminatywów

2024-08-30 11:33

Co naprawdę oburza BAL Architektek? Architektki o tym, jak głupi żart w mediach społecznościowych nie może przesłonić istoty wyzwania ugruntowanego szowinizmu.

Murator Remontuje: Tapetowanie
Materiał sponsorowany

Spis treści

  1. Post na Instagramie z wyciętym cytatem i dyskusje na Facebooku
  2. Czy można drwić z nieuprzywilejowanych grup społecznych w prywatnym gronie?
  3. Co naprawdę oburza BAL Architektek?

Post na Instagramie z wyciętym cytatem i dyskusje na Facebooku

Spieszmy się kochać architektki, tak szybko dochodzą napisał uznany architekt w komentarzu na portalu społecznościowym pod publicznym postem swojego kolegi z branży. Głupi żart à la Kuba Wojewódzki w sezonie 2010. Pod upublicznioną, wyciętą wypowiedzią pojawiło się morze rozmaitych komentarzy i reakcji, które – jak to sekcje internetowych komentarzy – generują szum informacyjny, pozornie demokratyczną przestrzeń na występujące równolegle ostracyzm i aprobatę, a na koniec okazuje się, że absolutnie nic z tego nie wynika i niczego się nie uczymy.

Czy można drwić z nieuprzywilejowanych grup społecznych w prywatnym gronie?

Wydaje się oczywiste, że w kwestii żartów wymienianych w gronie bliskich osób, w kuluarach i metaforycznie pojmowanej „męskiej szatni” możemy pozwolić sobie na więcej swobody niż w przestrzeni publicznej, eterze, w słowie pisanym czy na panelowych dyskusjach. Kto nigdy nie rzucił w towarzystwie znajomych głupiego żartu, niech pierwszy rzuci kamień. Czy zatem umowa społeczna, którą tu teraz hipotetycznie zawrzemy, że oto można drwić do woli z nieuprzywilejowanych grup społecznych, byleby niepublicznie, wystarczy?

Co naprawdę oburza BAL Architektek?

Tak naprawdę dużo bardziej niż seksistowskie żarty oburza nas ugruntowany, trwający od lat szowinizm w zmaskulinizowanych zarządach firm, SARP-ach czy izbach, których te żarty są przejawem. Nie bulwersuje nas głupi wpis tak bardzo jak to, że kobiety wciąż muszą walczyć, żeby traktować je poważnie; że muszą starać się dwa razy bardziej, aby jakiś pan na spotkaniu mówił do nich, a nie do stażysty siedzącego z boku; że wciąż zarabiają mniej niż swoi koledzy.

Jesteśmy ogniowściekłe na gruźlicę, a nie jedno kaszlnięcie. Jesteśmy złe na kobiety, które śmieją się z szowinistycznych żartów, bo usiłowanie bycia fajną w męskim gronie to w dłuższej perspektywie utrudnianie życia wszystkim koleżankom.

Nie chcemy forsować feminatywów po to, żeby zmiana społeczna zakończyła się na języku, ale żeby się od niego zaczęła. Fasadowa poprawność to dla nas za mało. Jak mówi pisarka Dorota Masłowska w jednym z wywiadów Stary szowinizm z wymuszonymi, prowizorycznymi zmianami to bardzo współczesna mieszanka.

Czytaj też: