Badając różnice pomiędzy językiem a jednostkową wypowiedzią, Ferdinand de Saussure zmienił sposób postrzegania rzeczywistości i dał pośrednio asumpt do pojawienia się strukturalizmu w architekturze. Język został przez niego zdefiniowany jako system układających się w sekwencje elementów umożliwiających komunikację. Jego struktura była nadrzędna w stosunku do indywidualnej maniery wypowiedzi, ponieważ wynikała bezpośrednio z funkcji. Saussurowskie rozważania o języku przyczyniły się zapewne do popularności tezy, jakoby w architekturze ważniejsze od prób wytworzenia indywidualnej stylistyki było wymyślanie struktur opartych na sekwencjach i repetycjach form, których znaczenie formułowało się dopiero w działaniu.
Takie podejście do sztuki budowania okazało się szczególnie ważne w latach 60. XX wieku w sektorze przemysłowym. Ustawiczne zmiany procesów produkcyjnych oraz konieczność wprowadzania coraz to nowych maszyn wymusiły na konstruktorach rozwiązania strukturalne, dzięki którym potężna hala produkcyjna stawała się wielofunkcyjnym hangarem, przystosowanym do zmieniającej się technologii produkcji. Wśród polskich zakładów przemysłowych wybudowanych z zastosowaniem koncepcji strukturalistycznych specjalne miejsce zajmuje Wyszkowska Fabryka Mebli i Urządzeń Wnętrz, wzniesiona w latach 1960-1964 według projektu z 1957 roku. Jej autorami byli architekci Andrzej Dzierżawski, Zbigniew Pawelski i Maciej Siennicki oraz konstruktorzy Wacław Zalewski i Aleksander Włodarz. Jest to pierwsza fabryka, w której na dużych rozpiętościach zastosowano wklęsłe łupiny z betonu wstępnie sprężonego.
O fabryce mebli w Wyszkowie głośno było nawet na drugiej półkuli. W Stanach Zjednoczonych opisywano ją jako gigantyczną wytwórnię wybudowaną na kartoflisku. Zatrudniała 700 pracowników. Jej otwarcie wiąże się z ówczesnym wyżem demograficznym; w piętnaście lat po wojnie liczba młodych Polaków zakładających rodziny i urządzających swoje mieszkanie osiągnęła nienotowany wcześniej pułap. Miliony ludzi meblowało wnętrza seryjnie produkowanymi meblościankami, których konstrukcja, oparta na repetycji jednakowych segmentów, powtarzała ogólną zasadę obowiązującą w świecie strukturalnym: wszystkie mieszkania „mówiły” tym samym językiem. Chociaż mowa każdego była indywidualna, jednostkowy charakter wystroju kształtował się niejako w działaniu członków rodziny. Projektantem większości wyszkowskich mebli był dyrektor fabryki Marian Pluciński.
Filozofia strukturalistyczna stała się także zasadą organizującą metodę przyjętą przez projektantów fabrycznej hali. Ich zadaniem było stworzenie obiektu, który można by przystosować nawet do zmienionego profilu produkcji. Wiadomo było, że potrzebne są dwie duże hale o rozpiętości nie mniejszej niż 30 metrów. Nie mogły one być dzielone słupami, gdyż wtedy nie dałoby się w nich umieścić maszyn. Trzeba też było wymyślić taki system, który pozwoliłby na wykonywanie prac budowlanych niezależnie od pogody. Tempo robót musiało być szybkie, nie można było przerywać budowy na czas zimy. Te założenia skłoniły Wacława Zalewskiego do wyboru znanej od dawna konstrukcji, którą wymyślił francuski inżynier eksperymentujący z żelazobetonem, Eugène Freyssinet. Polegała ona na zastosowaniu betonu wstępnie sprężonego. Konstrukcję tę porównać można do korali, które układamy w jednej linii, następnie przewlekamy przez nie linę, podpinamy ją w dwóch miejscach i naprężamy korale tak, że tworzą pas korytkowego sklepienia. Przerwy między paciorkami wypełniamy spoiwem i w ten sposób uzyskujemy doskonałe zadaszenie, które na całej długości obywa się bez wsparcia w postaci słupów. Wykorzystana jest przy tym pewna niebywała właściwość betonu, który doskonale współpracuje z żelazem. Lina, na którą nanizano nasze betonowe korale, w naturalny sposób chce powrócić do poprzedniej pozycji, jednym słowem grawitacja ciągnie ją ku dołowi. Betonowy element (nasz koralik) prze na boki, opierając się na swoich sąsiadach; obydwie opisane siły dają w efekcie bardzo stabilną konstrukcję, wykorzystującą synchronizację ich sprzecznego działania. Powstaje idealna struktura, utworzona z repetycji podobnych elementów wzajemnie ze sobą współpracujących. Poszczególne betonowe segmenty, których długość wynosi zaledwie kilka metrów, produkowane są w zamkniętej hali, niezależnie od warunków atmosferycznych. Liny naprężające przywozi się na plac budowy w szpulach, unikając kłopotliwego transportu wielkowymiarowych segmentów żelbetowych. Budowa jest logistycznie dobrze zorganizowana, dzięki czemu można nadążyć z realizacją ekstremalnie wyśrubowanych norm produkcyjnych. Zastosowany materiał budowlany jest tani, a efekt ostateczny staje się unikatową wypowiedzią architektoniczną, odznaczającą się dużym walorem estetycznym.
W Wyszkowie zastosowano segment o długości 1,5 m i rozpiętości 6 m, który zmultiplikowano na odcinku 30 m, wyznaczonym rozstawem słupów. Przez poszczególne segmenty przewleczono linę, którą podciągnięto do góry, tworząc konstrukcję wstępnie sprężoną. Powstało w ten sposób zadaszenie złożone z mających grubość zaledwie 5 cm wklęsłych łupin żebrowych, ułożonych w korytkowe dźwigary. Rozpięte na 6 m łupiny były naprzemiennie umieszczane raz wyżej, a raz niżej, co umożliwiło oddzielenie poszczególnych ciągów korytkowych oknami pasmowymi. Segmenty składające się na tę konstrukcję uznać można za swoiste litery języka, tworzące całe wyrazy strukturalnie skonstruowanej wypowiedzi. W taką strukturę można było wpisać dowolną funkcję. W celu uniknięcia konieczności stawiania słupów we wnętrzu, pomieszczenia socjalne dla robotników ulokowano na antresolach nadwieszonych dookoła hali u góry. Elewacje zewnętrzne opracowano jako ściany kurtynowe ze szkła, odsuwając je nieco od słupów dźwigających dach. Stojąc przed fasadą, widziało się podpory z odcinkami dachu, na przemian wypiętrzającymi się do góry i opadającymi, połączonymi pasmami okien. I chociaż nie uniknięto pewnych niedoróbek w rodzaju szwankujących gumowych uszczelek izolujących szyby okienne, dwie hale wyszkowskie robiły wrażenie jako formy przypominające gigantyczne żelbetowe grzyby. Podobną zasadę konstrukcyjną zastosowano później w zakładach przemysłu włókienniczego w Łodzi. O Zalewskim napisała wtedy fachowa prasa amerykańska, uznając go za twórcę unikatowych rozwiązań, innowacyjnych na tle konstrukcji stosowanych wówczas na Zachodzie. To nie uchroniło jednak łódzkiego obiektu przed wyburzeniem. Los fabryki w Wyszkowie także nie daje powodów do radości. Obiekt powoli niszczeje, choć teoretycznie wzniesiony został jako struktura umożliwiająca wprowadzenie do jego wnętrza wielu różnych funkcji. Uprawiana w środkach masowego przekazu propaganda kryzysu nie daje nadziei na to, że wyszkowskie hale poddane zostaną rewitalizacji, może więc warto byłoby zadbać przynajmniej o to, by ta nietuzinkowa budowla została zinwentaryzowana z zastosowaniem współczesnych technik cyfrowych, które utrwaliłyby dla kolejnych pokoleń pamięć o poziomie inżynierii polskiej w latach 60. XX wieku.
Irma Kozina - badaczka architektury, historyk sztuki Uniwersytetu Śląskiego, autorka książek o architekturze współczesnej, propagatorka powojennego modernizmu zaangażowana w jego ochronę