Szczecin nie jest małym ośrodkiem i dlatego nie jest skazany na jedną przestrzeń publiczną, która musiałaby odpowiadać na potrzeby wszystkich. W miastach tej wielkości zróżnicowanie przestrzenne jest pożądane, ponieważ wpływa korzystnie na tworzenie się tożsamości ich poszczególnych fragmentów. Centrum Dialogu Przełomy to nie tylko najnowsza ekspozycja Muzeum Narodowego w Szczecinie, ale także, a może przede wszystkim, zlokalizowana bezpośrednio nad powierzchnią wystawienniczą spektakularna przestrzeń zewnętrzna. Jest ona przedpolem najbardziej znanego obecnie na świecie polskiego obiektu architektonicznego – Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza.
Rozpisując konkurs na CDP, lokalne władze nie do końca miały pewność, jak należy zagospodarować miejsce, które dopiero w wyniku wydarzeń Grudnia ’70 stało się tak naprawdę placem; dotąd było jedynie fragmentem przedwojennego Szczecina, cierpliwie czekającym w kolejce na swoją odbudowę. W konkursie z 2009 roku jury najwyżej oceniło pracę KWK Promes, która wydawała się mieć w sobie wszystko, czego miasto wówczas potrzebowało: nawiązanie do dawnej zabudowy kwartałowej oraz naznaczoną wydarzeniami z 1970 roku przestrzeń placu. Jak mówią o projekcie sami autorzy – hybryda. Podniesione przez architektów narożniki placu świadomie czynią go dziś trudno dostępnym, redukując jednak w zamian wpływ ruchliwego skrzyżowania na jego przestrzeń. Kameralny obiekt urzeka przy tym estetyczną powściągliwością, która przy pełnej rekwizytów ekspozycji daje konieczne po jej obejrzeniu wytchnienie. Autorzy, rezygnując z nadmiernej ekspresji, skupili się na precyzyjnym, logicznym, racjonalnym obiekcie, tworząc w ten sposób idealne tło dla minionych wydarzeń, a jednocześnie współczesne miejsce szybko rozwijającego się Szczecina.
Zaprojektowana już na etapie konkursu jednoprzestrzenna hala wystawowa, odzwierciedlająca od wewnątrz geometrię dachu, została w późniejszym etapie oczyszczona ze słupów. Pomimo jej wtórnego podziału na poszczególne sale, broni się swoją względną oszczędnością w prezentowaniu eksponatów. Otwarcie w Polsce kolejnego muzeum historycznego rodzi bowiem pytanie o zasadność stosowania w tego typu placówkach scenograficznych narracji, zwykle przeładowanych rekwizytami, które jedynie udają eksponaty. Liniowy układ oparty na chronologii wydaje się nieunikniony, ale to jeszcze nie musi determinować samego charakteru wystawy. Ile czasu jeszcze upłynie, zanim zaczną powstawać koncepcje wystaw, w których interpretacji historii dokonywać będzie nie decydent, ale każdy sam, indywidualnie dla siebie samego.
Architekci zrobili wszystko, co do nich należało i to, czym ten plac teraz się stanie, zależy już tylko od władz lokalnych. Czy zbyt restrykcyjnym regulaminem użytkowania nie sprawią, że jego przestrzeń będzie służyć jedynie corocznym apelom poległych?