Spis treści
- Latem, gdy tylko wzrosną temperatury, homo sapiens ciągnie nad wodę
- Przystań kajakowa nad jeziorem Paprocany wraz z nabrzeżem
- Kąpielisko w dawnym kamieniołomie. Turkusowa woda dla 1000 osób
- Bobrowisko w Starym Sączu. Piękne widoki i architektoniczna oprawa
- Kładka w Doboczycach. Charakterystyczna sinusoidalna forma dwóch łuków
Latem, gdy tylko wzrosną temperatury, homo sapiens ciągnie nad wodę
W tym atawistycznym odruchu jesteśmy podobni do ludzi pierwotnych, choć na przestrzeni czasu nasze potrzeby i oczekiwania wobec atrakcji nad akwenami urosły niebotycznie. 28 marca br. otwarto w Warszawie nową kładkę pieszo-rowerową nad Wisłą (proj. Schüßler-Plan Inżynierzy). Dobry tydzień później w niedzielne, słoneczne popołudnie spacerowałem Powiślem. Wszystkie ulice były zakorkowane, jakby to był poniedziałkowy szczyt. Sprawdziłem Google Maps – cały obszar świecił na bordowo. Czyżby wszyscy zmotoryzowani postanowili również zobaczyć nową kładkę? Stała się ona tej wiosny największym wydarzeniem w Warszawie. Na mieście rozprawiano o niej. Opinie na jej temat były podzielone. Od: super, że w końcu mamy most tylko dla rowerów i pieszych, aż po takie, że beznadziejna ta kładka, ani dla rowerów (brak osobnej ścieżki), ani dla pieszych (tłumy i ciężko się spaceruje).
Czytaj także: Na lato Cool Co's? Gorąca dyskusja wokół wiat chłodzących w Krakowie
Jednak ten rdzawy most błyskawicznie wrósł w pejzaż Warszawy. Stał się przedłużeniem popularnych bulwarów i połączył dwa światy: lewobrzeżny nadrzeczny salon z dzikim prawym brzegiem Wisły. Jedni narzekali, że to tylko drogi gadżet niezmieniający sytuacji komunikacyjnej stolicy (ostateczny koszt przeprawy zamknął się w kwocie 154 mln zł), drudzy swoimi nogami zagłosowali za sensownością tej przeprawy – tylko w pierwszym tygodniu od jej otwarcia skorzystało z niej 200 tys. osób. Tego lata z pewnością każdy z nas wybierze się nad wodę. A że wielu z nas nie umie żyć bez architektury, nawet wśród szuwarów czy na kąpieliskach będziemy wypatrywać dobrego detalu, szlachetnego połączenia materiałów czy ciekawej idei, stojącej za daną przestrzenią rekreacyjną.
Poniżej podpowiadam te miejsca, w których warto poszukać ochłody lub inspiracji.
Przystań kajakowa nad jeziorem Paprocany wraz z nabrzeżem
Górny Śląsk powszechnie nie kojarzy się z zielenią i wypoczynkiem nad wodą, ciągle stereotypowo postrzega się go jako Mordor spowity w dymach. Ale każdy, kto odwiedza region, zaskoczony jest nie tylko dużą ilością lasów i parków w miastach aglomeracji, lecz także akwenów do uprawiania sportów wodnych. Te ostatnie mają często antropogeniczne pochodzenie, a w ich infrastrukturę wypoczynkową mocno inwestowały w PRL-u państwowe kombinaty przemysłowe, budując ośrodki dla swoich pracowników.
Przykładem jest jezioro Paprocańskie w Tychach, powstałe w dawnym wyrobisku Huty Paprocany. Dziś trudno uwierzyć, że to sztuczny zbiornik. Ma bowiem pierwszą klasę czystości wód, liczne ptactwo wodne, a jego nabrzeże porastają gęste lasy, w tym od południa Puszcza Pszczyńska. Miasto od lat inwestuje w zagospodarowanie nabrzeży, do którego kolejne przemyślane elementy dokłada tyska pracownia architektoniczna RS+ Roberta Skitka. Najpierw powstał wodny plac zabaw dla dzieci. Następnie nabrzeże z falującymi pomostami – to wchodzącymi mocniej do wody, to z kolei oddalającymi się w głąb lądu – pełne pomysłowych siedzisk i atrakcji dla spacerowiczów. Potem architekci dodali pawilon kawiarni, kontynuujący w rzucie krzywizny promenady, ale i dematerializujący się w otoczeniu dzięki elewacjom z lustrzanej blachy. Na końcu powstała przystań kajakowa będąca zabawą z topografią.
Od strony lądu stanowi wypiętrzenie ścieżki, a od jeziora przyjmuje formę kontynuacji drewnianych pomostów, przechodzących w trybuny i pokryte deskowaniem elewacje. Budynek przystani można eksplorować na wiele sposobów: siedzieć na jego pomostach, spacerować po jego zielonym dachu lub przejść na wskroś przez wcięcie w bryle. Ta rekreacyjna przestrzeń przyciąga weekendami i latem tłumy. W Tychach, w których trudno wskazać jednoznaczne centrum miasta, Paprocany kreują przestrzeń o silnej tożsamości, z którą mieszkańcy chętnie się identyfikują. Tychy, ul. Parkowa 17
i
Kąpielisko w dawnym kamieniołomie. Turkusowa woda dla 1000 osób
Kąpielisko w dawnym kamieniołomie Zakrzówek jest kultowe, choć znane przede wszystkim mieszkańcom Krakowa. Pamiętam to miejsce jeszcze sprzed dotknięcia ręką architekta. Turkusowa woda otoczona przez wysokie nawet na 30 metrów skały, które pozwalały poczuć się jak na wczasach w Chorwacji. Dzikie kąpielisko działało tu od 1990 roku, kiedy to kamieniołom wydobywania wapienia zalano wodą. To właśnie ta skała nadaje charakterystyczny kolor wodzie. Przyroda szybko się tu zadomowiła. Krystalicznie czysta woda ma przejrzystość sięgającą nawet do 15 metrów, podczas gdy średnia głębokość akwenu wynosi 20 metrów. Od połowy 2023 roku już nie trzeba pływać tam na dziko. Miasto i Zarząd Zieleni Miejskiej zrealizowały inwestycję w postaci ogólnodostępnego kąpieliska, jak i zagospodarowania 50-hektarowego parku Zakrzówek.
Czytaj także: Wodna architektura na wakacje. Odpoczywaj i podziwiaj najciekawsze miejsca w Polsce
W zbiorniku umieszczono pływające, ażurowe baseny o różnej głębokości (od brodzika do basenów dla osób umiejących pływać), które spinają szerokie, drewniane podesty. Szczęśliwie ingerencja architektoniczna nie zmieniła charakteru kamieniołomu, a zwiększyła bezpieczeństwo i wygodę użytkowników. Teraz środkiem akwenu można spacerować lub wylegiwać się na słońcu. W ramach projektu rewitalizacji zrealizowanego przez Pracownię Projektową F-11 pod kierownictwem prof. Marcina Furtaka zaprojektowano również towarzyszące pawilony o miękkich kształtach, które starano się wpisać w skaliste otoczenie. Wstęp na kąpielisko jest darmowy, jednak miejsce cieszy się tak dużą popularnością, że ZZM zmuszony był wprowadzić limit 1000 osób korzystających naraz z obiektu. Ucywilizowanie tego miejsca, nie wyklucza pływania poza wyznaczonymi miejscami – jednak tylko na własną odpowiedzialność. Kraków, ul. Pychowicka 18/14
i
Bobrowisko w Starym Sączu. Piękne widoki i architektoniczna oprawa
Kto z nas nie marzył o tym, by złapać za lornetkę i udać się nad dzikie rozlewiska, by podglądać ptactwo. Wschód słońca, wiatr, natura w stanie czystym, a w głowie kojący głos Krystyny Czubówny, objaśniający zwyczaje obserwowanej fauny. Takiego programu możemy doświadczyć na żywo w Enklawie Przyrodniczej Bobrowisko – położonej zaledwie kilka minut jazdy od centrum Starego Sącza, ale również w pobliżu trasy rowerowej VeloDunajec. Dla przyzwyczajonych do wygody mieszczuchów jest tu wszystko w odpowiednich dawkach: przyroda i jej atrakcje skompresowane w sam raz do podziwiania podczas krótkiej i nieforsownej przechadzki, piękne widoki i do tego architektoniczna oprawa.
Miejsce jest przykładem udanej renaturyzacji dawnego żwirowiska. Po zakończeniu eksploatacji przyroda szybko odzyskała dominację w tych widłach Dunajca i Popradu. Projekt 55 Architekci miał za zadanie stworzenie dyskretnej ścieżki edukacyjnej z pomostami, które pozwalają przejść suchą stopą przez rozlewiska do dwóch czatowni, w który niezauważeni możemy podglądać dzikie zwierzęta, w tym bobry, w ich naturalnym środowisku. Wijące się wśród trzcin pomosty pozwalają nam zanurzyć się w świat mokradeł, a zakryte odcinki przejść uświadamiają nam, że to my jesteśmy tutaj intruzami.
Gdy byłem tam ostatnio, punkty obserwacyjne wykonane z desek już mocno spatynowały, zlewały się z rdzawymi zaroślami. Ich połamane bryły przypominały puste, powalone konary drzew, w których możemy się na chwilę schronić. Bobrowisko umożliwia nam nie tylko obserwowanie natury, lecz także spojrzenie inaczej na samą architekturą – jak wchodzi w dialog z przyrodą i zastanowić się nad mniej inwazyjnym budowaniem z poszanowaniem potrzeb naszych „braci mniejszych”. Stary Sącz, wjazd od ul. Na stawach (przy moście św. Kingi)
i
Kładka w Doboczycach. Charakterystyczna sinusoidalna forma dwóch łuków
Kładki nad wodą lub innymi przeszkodami terenowymi często zyskują intrygującą, rzeźbiarską formę. W ostatnich latach powstało w naszym kraju sporo ciekawych realizacji takich przepraw, zdają się dawać większe pole do popisu wyobraźni projektantów niż mosty, jakby w tych ostatnich decydujący głos mieli inżynierowi drogownictwa. Krakowska pracownia duetu architektów Kazimierza Łataka i Piotra Lewickiego stała się specjalistami w projektowaniu kładek. W Busku-Zdroju przerzucali przeprawę nad ruchliwą ulicą Starkiewicza, łącząc park Zdrojowy ze szpitalem Górka. Kładka wykonana w całości z cortenu jest monumentalną rzeźbą plenerową. W tym roku ruszyła w Krakowie budowa długo wyczekiwanej kładki łączącej Kazimierz z Podgórzem. Konkurs na projekt tej przeprawy duet Lewicki Łatak wygrał jeszcze w 2006 roku.
Charakterystyczna sinusoidalna forma dwóch łuków – jeden opadający, drugi wznoszący się wysoko nad Wisłę – oprócz funkcji konstrukcyjnej pomieści również ścieżkę widokową o zmiennej wysokości. Kunszt projektantów można już teraz podziwiać w niedużej realizacji w Dobczycach, gdzie kładka łączy koronę tamtejszej zapory na Rabie ze Wzgórzem Zamkowym. Jedna część przeprawy to prosta ścieżka dla pieszych, druga, wijąca się i wznosząca, pozwala rowerzystom szybciej dostać się na górę z ruinami zamku. Całość o industrialnym, surowym charakterze idealnie wpisała się w kontekst i spięła naturę (skały) z dziełem hydrotechnicznym (żelbetową ścianą zapory). Dobczyce, Wzgórze Zamkowe
i