Spis treści
i
Pracujemy wspólnie i nie mamy na stałe przypisanych ról
Anna Żmijewska: Pawlak & Stawarski to...?
Bartłomiej Pawlak: ...mimo 10 lat działalności, wciąż zaangażowane i gotowe do wyzwań studio projektowe. Od ponad dekady tworzycie zgrany duet. Jaka jest na to recepta?
Łukasz Stawarski: To pytanie padało wielokrotnie przy różnych okazjach, co uświadamia nam, że wieloletnia współpraca nie jest tak oczywistym zjawiskiem. Prowadzimy małe studio, którego jesteśmy stałym rdzeniem, od początku pracujemy biurko w biurko, dzieląc poza sukcesami także odpowiedzialność, stres i trudności. Receptą jest wyznaczony wspólny cel, dużo wzajemnej wyrozumiałości i akceptacja różnic między nami. Na pewno wiele ułatwia poczucie humoru – śmiech często pozwala rozładować napięcie i rozwiązać najtrudniejsze problemy.
Czytaj także: Jego lampy to nieskrępowana zabawa formą i kolorem. Wywiad z projektantem Krzysztofem Wyżyńskim
AŻ: Czy macie jakiś podział ról w zespole podczas tworzenia projektu?
ŁS: Pracujemy wspólnie i nie mamy na stałe przypisanych ról. Są działania, w których każdy z nas czuje się pewniej. Bartek ma doświadczenie w projektowaniu graficznym, ja zaś lubię precyzyjnie wymakietować detale.
BP: Wspólnie zarządzamy każdym projektem. Ważne decyzje zawsze podejmujemy razem, ale etap wykonawczy dzielimy między siebie, np. modelowanie 3D. Można powiedzieć, że mamy pewną elastyczność w rozdzielaniu zadań.
AŻ: W 2006 roku obaj ukończyliście Wydział Architektury i Wzornictwa na Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, a teraz jesteście tam wykładowcami. Jak zmieniła się edukacja w ciągu tych lat?
BP: Uczelnia odzwierciedla dynamiczne zmiany zachodzące wokół nas. Kolejne roczniki naszych studentów są inne, coś innego ich porusza. Świat jest dla nich bardziej otwarty i przychylny niż kiedyś był dla nas. Mają stały dostęp do najnowszych trendów projektowych, nowoczesnych narzędzi, mogą korzystać z wymian międzynarodowych.
ŁS: Studenci są też bardziej wrażliwi na zagadnienia społeczne, co przekłada się na podejmowaną przez nich tematykę projektową. Wiele prac dotyczy m.in. kwestii ekologicznych, starzejącego się społeczeństwa, przebodźcowania, neuroróżnorodności. Ponadto relacje na uczelni są teraz bardziej partnerskie. Kiedyś dominował model mistrz-uczeń, dystans wobec profesora był znaczny i czasem mógł paraliżować.
AŻ: Łukasz, Ty po ukończeniu studiów zajmowałeś się projektowaniem autorskiej ceramiki użytkowej i eksperymentalnej. Co sprawiło, że aktualnie razem z Bartkiem realizujecie głównie projekty mebli?
ŁS: Po studiach, tak jak każdy absolwent, marzyłem o realizacji własnych projektów. Ceramika interesowała mnie już wcześniej, na uczelni miałem możliwość wdrożenia zestawu w kultowym Zakładzie Porcelany Chodzież. Naturalną ścieżką była kontynuacja – odbyłem tam dwumiesięczny staż, poznałem wszystkie etapy powstawania ceramiki, co było wspaniałym doświadczeniem. Wtedy faktycznie zacząłem trochę eksperymentować z funkcją i formą – dało mi to prawdziwą frajdę.Współpraca z Bartkiem rozpoczęła się od bardzo dużego systemu meblowego dla marki VOX. Ten projekt ukształtował nasze zainteresowania i stał się początkiem naszej pracowni. Przygoda z meblarstwem nas wciągnęła. Polska znana jest z tej branży, mieliśmy partnerów do współpracy i tak jest do dziś.
AŻ: Jednym z projektów, jakie prowadziłeś na uczelni, była analiza zmian we wzornictwie meblarskim oraz produktach wyposażenia wnętrz. Jak ona wygląda?
ŁS: Myślę, że największa zmiana zachodzi w mentalności odbiorców. Ludzie są odważniejsi w swoich wyborach estetycznych. Na pewno mają na to wpływ social media – ogrom bodźców wizualnych, influencerzy podpowiadający konkretne rozwiązania. Ów podgląd całego świata projektowania wnętrz na wyciągnięcie ręki ośmiela i oswaja ze zmianami, pozwala być na bieżąco. Zauważamy, że odważne rozwiązania formalne wchodzą do mainstreamu. Formy zarezerwowane kiedyś dla wiodących marek wyznaczających trendy stają się obecnie dostępne i widujemy je w sieciówkach. We wnętrzach pozwalamy sobie na łączenie różnych stylów, nie wszystko musi stanowić zestaw. Podobnie jak w modzie – dziś niemal żaden ubiór nas nie dziwi, panuje eklektyczna wolność. Taka swoboda sprzyja projektowaniu.
i
Projekt powinien „chwytać za serce”
AŻ: Podobno Ty, Bartku, chciałeś studiować architekturę, rozważałeś też malarstwo, a ukończyłeś wzornictwo? Co wpłynęło na taką decyzję?
BP: O architekturze marzyłem od najmłodszych lat. Dlatego wybrałem liceum plastyczne w Nałęczowie. Chciałem przygotować się do egzaminów, rozwinąć swoje umiejętności rysowania. Tamtejszy profil ukierunkowany na tworzenie mebli rozbudził we mnie zamiłowanie do tego sektora. Dużo pracowaliśmy w drewnie. Teraz myślę, że w kontekście Famegu to chyba było jakieś przeznaczenie (śmiech). Dalszy krok, czyli studia w Poznaniu, również był nieprzypadkowy. Nasza uczelnia była mocno ukierunkowana na tworzenie mebli. W liceum dużo malowałem i bardzo chciałem to kontynuować, a wybór kierunku projektowego miał te dwie kompetencje połączyć. Teraz wiem, że zintegrowanie tych światów nie jest takie proste, natomiast duża otwartość na malarstwo i rysunek miała znaczący wpływ na moje postrzeganie dizajnu. Dzisiaj dzielę życie z artystką wizualną Natalią Czarcińską i dzięki temu malarstwo cały czas jest obok mnie.
AŻ: Od 2022 roku jesteście dyrektorami kreatywnymi marki Fameg, w której zaczynaliście jako projektanci. Co ciekawe, swoją współpracę rozpoczęliście od tego, że sami do nich przyszliście… Opowiedzcie tym.
BP: Tak, wtedy Fameg był popularnym producentem, ale nie tak silnie obecnym na rynku jako marka. Podczas jednych z targów podeszliśmy do ówczesnego dyrektora handlowego i umówiliśmy się na wizytę w fabryce. Współpraca okazała się bardzo twórcza – trafiliśmy na dobry czas w firmie, która była otwarta na nowe. Zaprojektowaliśmy wtedy bardzo dużą kolekcję złożoną z krzesła, fotela, dwóch rodzajów hokerów oraz stolików. Została ona zaprezentowana w Mediolanie, otrzymała też kilka nagród, mieliśmy więc niezwykle dobry początek.
AŻ: Po wieloletniej współpracy z marką Fameg otrzymaliście możliwość wyznaczenia nowego kierunku jej rozwoju. Trudno wprowadzać zmiany w przypadku firmy z taką historią. Jak to wygląda w Waszym przypadku?
ŁS: To trudniejsze, niż może się wydawać – i pewnie trudniejsze, niż sami sądziliśmy na początku. Przede wszystkim jest to firma z olbrzymią spuścizną, spadkobierczyni historycznej i kultowej marki Thonet, która na trwałe wpisała się w kanon światowej kultury materialnej. Już sama świadomość tego faktu zobowiązuje.
BP: Fameg jest jedną z nielicznych na świecie firm o takim profilu – dla nas to wartość. Od początku czuliśmy, że chcemy uwspółcześnić markę z poszanowaniem jej historii, by trwała i była konkurencyjna na rynku. Opieka nad tak dużym przedsięwzięciem to ciągła praca – liczba wątków, którymi się zajmujemy, jest naprawdę spora. Za to satysfakcja ze zmian – ogromna.
AŻ: Fameg ma w swoim portfolio wiele klasyków dizajnu, choćby kultowe krzesło 14 Michaela Thoneta czy słynny „patyczak” autorstwa Mariana Grabińskiego. Czym musi wyróżniać się projekt, by stać się dziełem na lata?
BP: Najprościej mówiąc, musi mieć swój niepowtarzalny, indywidualny charakter, powinien „chwytać za serce”. Są przedmioty, które od razu zyskują naszą sympatię lub podziw. Często jest to coś nieuchwytnego – po prostu zdarza się, że język form użyty przez projektanta przemawia do szerokiego grona odbiorców z dużą siłą.
ŁS: Czasem są to odważna forma, nowatorskie rozwiązania, innym razem nieodparty urok przedmiotu, piękno materiału, proporcje. Nie ma przepisu na ponadczasowy produkt, my staramy się nie podążać za modą. Proponujemy obiekty z myślą o ich trwałości, marzy nam się, żeby były przekazywane z pokolenia na pokolenie.
i
Aby dobrze funkcjonować, trzeba sobie zrobić przerwę
AŻ: Fabrykę w Radomsku, gdzie mieści się siedziba Fameg, założyli synowie Michaela Thoneta w 1881 roku. Tradycja wykorzystująca technologię gięcia litego drewna zapoczątkowana w XIX wieku przez Thoneta ma w sobie coś magicznego. Czy nowy, współczesny klient docenia ten kunszt?
BP: Nie wiem, czy wszyscy kupujący zdają sobie sprawę z tej magii oraz z tego, jak wiele rąk wykwalifikowanych pracowników tworzy siedzisko, z którego korzystają. Już w samej formie giętych krzeseł zapisana jest niezwykłość tej technologii. To pewna lekkość i finezja, miękkie linie mebli, które świadczą o ich wyjątkowości. Dziś te klasyki są tak samo popularne, jak kiedyś – mają status ikon.
AŻ: Podobno, aby zadbać o higienę pracy w Waszym biurze, co roku wyruszacie na miesiąc w podróż. Każdy wybiera inny zakątek świata. To fantastyczne!
ŁS: Nie zawsze udaje się wygospodarować cały miesiąc, ale faktycznie robimy sobie przerwę – wyjeżdżamy w różnych terminach, żeby zachować ciągłość pracy studia. Nasz zawód silnie eksploatuje, nie jest wolny od presji, stale wymaga kreatywności, gotowości do podejmowania dziesiątek decyzji. Aby dobrze funkcjonować, trzeba sobie zrobić przerwę – zarówno dla higieny, jak i zaczerpnięcia oddechu, przyjrzenia się innej rzeczywistości, otoczeniu, architekturze.
BP: To działa odświeżająco. Z takich wyjazdów często przywozimy inspiracje, czasem bardzo konkretne, niekiedy zdobyte podświadomie, przez chłonięcie wszystkiego, co jest wokół.
AŻ: Jednym z Waszych priorytetów jest świadome projektowanie z szacunkiem dla środowiska. Trzeba mądrze ograniczać przetwórstwo i wykorzystywać odpady. Jak to wygląda u Was?
BP: Kiedy tylko możemy, staramy się projektować przedmioty na lata – konstrukcyjnie, materiałowo, ale i estetycznie. Współpracujemy ściśle z działami wdrożeniowymi, zawsze szukamy optymalizacji. Takie kroki może wykonać każdy projektant działający dla konkretnego przemysłu, który ma swoje stałe uwarunkowania. W Famegu funkcjonują rozwiązania całościowe – elektrociepłownia zasilana odpadami z produkcji, fotowoltaika oraz skanery do drewna, pozwalające w optymalny sposób wykorzystać surowiec. Firma inwestuje w modernizację sprzętu, choćby wymianę parowników, które są mniej energochłonne.
ŁS: Duże zmiany mogą nadejść wraz z globalnym przeformułowaniem podejścia do wpływu przemysłu na środowisko – kiedy diametralnie zmieni się dotyczące tego prawo. Stanie się to jednak pewnie w dalszej przyszłości.
AŻ: W 2018 roku stworzyliście wystawę Dykteryjki, w której w nietypowy sposób opowiedzieliście o swoich projektach. Każdy z nich to inna historia, która wpływa na kolejne Wasze projekty, nowe kierunki. Z jakim obiektem wiąże się najciekawsza anegdota?
ŁS: Zawsze staramy się nadawać produktom indywidualny charakter, osobowość. Stają się nośnikami emocji, które towarzyszyły nam podczas projektowania. Z każdym przedmiotem wiąże się jakaś opowieść.
BP: Chyba najciekawsza historia dotyczy myjni chirurgicznej, którą projektowaliśmy. Dzięki swojej funkcjonalności, zastosowanym rozwiązaniom technicznym i formie okazała się ona dużym sukcesem. Spodobała się na tyle, że jeden z chirurgów z Arabii Saudyjskiej zakupił egzemplarz do prywatnego domu!
i
Cenimy pracę projektantów-pionierów
AŻ: Fameg to nie jedyna kultowa firma, z którą współpracowaliście. Zaprojektowaliście również uwspółcześnioną ceramikę dla marki Bolesławiec. Jak wyglądała współpraca z producentem, którego historia sięga 1946 roku?
ŁS: Wyroby z Bolesławca również mają status kultowych – możemy być dumni z marki, której produkty znajdują się w kolekcjach wielbicieli z całego świata. Zostaliśmy zaproszeni do współpracy, by dotrzeć do nowego grona klientów. Nie ukrywam, że odbyliśmy kilka rozmów, podczas których musieliśmy przekonywać do naszych pomysłów pracowników silnie przywiązanych do bardzo tradycyjnej formy wyrobów. Finalnie zaprojektowaliśmy zestaw naczyń, który ma całkiem nowy kształt, ale zachował ciepły, domowy i przyjazny charakter. Staraliśmy się być powściągliwi w doborze języka form, żeby nowa kolekcja miała szansę wpisać się w portfolio marki. Żeby zapewnić dużą powierzchnię dla dekoracji – tego, co najważniejsze w ceramice z Bolesławca – bryły są geometryczne, uproszczone.
BP: Zaproponowaliśmy również dwie autorskie dekoracje, które – pozostając w zgodzie z tradycyjną techniką zdobienia stempelkami – wnoszą pewną świeżość. Odeszliśmy od rytmu i symetrii, oddając osobie zdobiącej pewną swobodę. Dzięki temu nie ma dwóch identycznych naczyń.
AŻ: Pomimo że Wasze projekty są nad wyraz współczesne, mam nieodparte wrażenie, że jest w Was coś z poprzedniej epoki. Może stąd w Waszych pracach wyczuwa się duże zrozumienie i wyczucie?
ŁS: Potraktujemy to jako komplement. Może wynika to z naszego zaangażowania w pracę z producentami, których korzenie sięgają dawnego przemysłu. Cenimy pracę projektantów-pionierów, chętnie inspirujemy się przeszłością. Według nas warto dopisywać kolejne karty historii, dodając nowe wątki. Ale ten współczesny rys naszych projektów jest dla nas również bardzo ważny.
BP: Projektujemy na dziś, ale nie odżegnujemy się od spuścizny poprzedników. Próbujemy zrozumieć technologię, potrzeby użytkownika, ale i naszych partnerów, z którymi wdrażamy produkty. Mamy koleżeńskie relacje z konstruktorami, handlowcami, nierzadko z zarządem firm. Dzięki temu we współpracy pojawia się synergia. Myślę, że to może być wyczuwalne w naszych projektach.
------------------------
Bartłomiej Pawlak i Łukasz Stawarski, założyciele studia projektowego Pawlak & Stawarski zajmującego się projektowaniem obiektów i przestrzeni wystawienniczych oraz grafiką użytkową. Absolwenci Wydziału Architektury i Wzornictwa na Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, obecnie jego wykładowcy. Od 2022 roku dyrektorzy kreatywni marki Fameg