Pojemne hasła modernizmu i postmodernizmu ukryły w sobie, jak w szufladkowej powieści, mnogość zagadnień, jeszcze nie do końca uporządkowanych kierunków i zaledwie wstępnych analiz. Książka krakowskiego historyka sztuki Andrzeja Szczerskiego – w znacznej mierze powstała z wcześniej głoszonych i publikowanych tekstów – jest zręcznym podsumowaniem jego autorskiej wizji wynikających z siebie elementów. Umiejętnie malując najpierw tło, a potem zbliżając oko ku detalowi, zaskakuje świeżym spojrzeniem na fakty rzekomo znane.
Wybiera oto kilkanaście zjawisk na pozór od siebie odległych i znajduje wspólny mianownik dla uporu Ludwika Zamenhofa w kreacji języka dla całego świata z niezwykłą opowieścią o Ebenezerze Howardzie, twórcy miast-ogrodów, który dał się wciągnąć w tę lingwistyczną ideę do tego stopnia, że w Krakowie przemawiał w esperanto. Przypomina szaloną wiarę Witkiewicza w potęgę polskich górali (zepchniętych niegdyś na samo południe, tak, że oparli się dopiero na Tatrach), których losy można jakoby łączyć z nadbałtycką Połągą, by przejść do kolejnych warstw: nowoczesności widzianej po 1918 roku jako wizytówka Nowego Państwa, z wszelkimi odcieniami tworzących ją cegieł.
Tu obiektem analizy jest poznańska PWK-a z 1929 roku, gdzie konserwatywny, ciężki modernizm „przetkano” odważnymi, nowatorskimi pawilonami, ale także Zameczek Prezydenta RP w Wiśle – naskalny architektoniczny głaz z zaskakująco awangardowym wnętrzem. Problemy nowoczesnej urbanistyki autor przybliża opisując dwa skrajne przypadki – analizując obraz Zakopanego, które już w latach 30. XX wieku miało nabrać wielkomiejskiego rozmachu i tzw. sfunkcjonalizowanej Łodzi – wizji Władysława Strzemińskiego, któremu nieobce były idee miasta linearnego, uzależnionego od linii komunikacyjnych. W panoramę polskiej nowoczesności, nolens volens, wpisują się także artefakty PRL-u, jak choćby trudno dostępne wtedy dla obywateli kraju hotele czy tzw. resortowe domy wczasowe. O owych „wyspach luksusu” autor pisze, że były karnawalizacją wypoczynku, niezamierzonym pastiszem i karykaturą wzorów zachodnioeuropejskich.
Gierkowskie otwarcie na Zachód bazowało na owym „smakowaniu przez szybę”, pozorach swobody, także twórczej. I wtedy autor przypomina też inny, ciekawszy proces budowania nowoczesności – rolę dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi Ryszarda Stanisławskiego w tworzeniu od podstaw polsko-światowych relacji, jego promocję naszej plastyki i artystów. Gdy tylko uchylono żelazną kurtynę, konsekwentnie zjednywał świat do sztuki polskiej. Książka porządkuje podstawy naszej wiedzy, a dzięki frapującym przykładom jest lekturą wciągającą.