Muzeum Piłsudskiego miało być oddane na 100-lecie niepodległości. W trakcie realizacji wody gruntowe zatopiły plac budowy i zabytkową willę marszałka. Jakie były tego przyczyny?
Co do zalania, nie wykluczam, że był to przypadek, na który nikt nie miał wpływu. Przecież, ze względu na wysoki stan wód gruntowych, zwierciadło wody było tam obniżone i woda była stale odpompowywana. Żelbetowa konstrukcja realizowana była w otwartym zabezpieczonym wykopie, została zaprojektowana bardzo bezpiecznie. Zabezpieczenie wykopu było tymczasowe i miało swoją trwałość. Kiedy przez przeciągające się decyzje weszliśmy w okres zimy i temperatury znacznie spadły poniżej zera, ściany wykopu przemarzły i zaczęły puszczać kotwy na jednej ze ścian, wykonawca był zmuszony do szybkiego działania. Podczas wykonywania dokumentacji pojawiły się różnice zdań co do kierunków projektowych. W trakcie realizacji pojawiło się dużo wątpliwości. Początkowo wszystko wyglądało bardzo obiecująco, mieliśmy regularne spotkania warsztatowe z inwestorem. Niestety okazało się, że w polskich warunkach – ze względu na przepisy i możliwości materiałowe – zrealizowanie niektórych założeń jest niewykonalne. Założeniem koncepcji było, aby wszystkie instalacje zaprojektować pod podłogami podniesionymi. Sufity miały być betonowe, z niszami, w których miały znajdować się końcówki instalacji. Doprowadzenie ich miało następować pod podłogami podniesionymi z pomieszczeń powyżej, które znajdowały się w innych strefach pożarowych. Podłogi miały być wykonane z polerowanego wylewanego betonu. Oznaczałoby to olbrzymią liczbę uzgodnień i odstępstw oraz uciążliwości podczas użytkowania – podłóg nie można byłoby zdemontować, miałyby tysiące rewizji, a wymiana lub naprawa instalacji byłaby bardzo utrudniona lub wręcz niemożliwa. Był problem ze strefami pożarowymi, z posadzką z lastryko, która na podłodze podniesionej mogłaby pękać, wreszcie z odcieniem betonu barwionego w masie, który miał sprawić, że budynek wtopi się w otaczającą go zieleń, ale okazał się bardzo drogi w realizacji i wymagał dopłat. Autorzy koncepcji zdali sobie sprawę, że ich niektóre założenia muszą ulec zmianie. I stanęliśmy przed murem. Po długich perturbacjach inwestor przy udziale Ministerstwa Kultury porozumiał się z generalnym wykonawcą. Wygrały pragmatyczne, sprawdzone, bardziej tradycyjne rozwiązania, moim zdaniem z korzyścią dla przyszłych użytkowników.
Olsztyński SARP i Forum Rozwoju Olsztyna zabiegają o wpisanie do rejestru zabytków modernistycznego dworca PKP. Pana projekt przewiduje wyburzenie, wyeksponowanie galerii handlowej. Udane zakupy są ważniejsze niż dziedzictwo architektoniczne?
Oczywiście, że nie. Ale trzeba zapytać, o jakim dziedzictwie jest mowa. Czy to jest unikatowy obiekt na europejską albo chociaż polską skalę? Brutalistyczny dworzec w Katowicach był wyjątkowy i jako projektant walczyłbym o jego zachowanie. W Olsztynie widzę pewne detale: zegary, mozaiki, płaskorzeźby, zadaszone wejścia, które warto byłoby zachować i wkomponować w nowy obiekt. Bo sam dworzec jest niefunkcjonalny, czas go pokonał. To same pustostany. Jego obecność w tym właśnie miejscu uniemożliwia rozbudowę torowiska, bez którego miasto nie może się dalej rozwijać. Konserwator wniosek o wpis do rejestru odrzucił, SARP nie wypowiedział się jasno, ale nie sądzę, by całe środowisko architektoniczne Olsztyna murem stało za tym obiektem. Sam jestem zwolennikiem kompromisu. Zresztą ani nie projektuję, ani nie burzę tego dworca. Nasz projekt dotyczy jego bezpośredniej okolicy. Właściciele PKS poprosili nas o koncepcję galerii handlowej, która zawarłaby w sobie funkcję dworca autobusowego.
Wasz projekt Placu Centralnego w Warszawie przewidywał budowę replik historycznych kamienic. Co jest pociągającego w tworzeniu replik? Bunt przeciw obowiązującej doktrynie?
Studiowałem w Krakowie, ale jeśli chodzi o konserwację zabytków nie jestem zwolennikiem ich odtwarzania. Tyle, że Warszawa została wyjątkowo silnie okaleczona, a puste okolice PKiN to głęboka wyrwa w mieście. Większość śródmiejskich kamienic została zburzona podczas wojny, a te, które cudem przetrwały, wyburzono później, gdy zapadła decyzja o budowie PKiN. Ciągłość ulic została przerwana. Odtworzyliśmy w naszym projekcie siatkę przedwojennych ulic od strony Al. Jerozolimskich i Marszałkowskiej, z replikami najbardziej wartościowych budynków. Pozostałe miały być już nowoczesne, nawiązujące do historycznego otoczenia. PKiN zostałby zneutralizowany, nie byłby taką dominantą, a jednocześnie ludzie by się do niego zbliżyli. Może chodziło nam o pewien bunt. Zgodnie z Kartą Ateńską po wojnie nie odbudowywano zniszczonych bombardowaniami europejskich miast. Całe szczęście, że Zachwatowicz miał inny pomysł, bo trudno sobie wyobrazić Warszawę bez Starego Miasta i Nowego Światu.
Michał Lah, architekt, z Tomaszem Jakubem Grzesikiem prowadzi od 2012 roku warszawską pracownię PIG Architekci. Najważniejsze realizacje: Muzeum J. Piłsudskiego (Sulejówek, 2019, z K. Jaraczewskim i R. Kacprzakiem), WFOŚ w Koszalinie (2019), rozbudowa II terminala w Porcie Lotniczym im. Lecha Wałęsy (Gdańsk, 2018), budynki mieszkaniowe Villa Nobile (Warszawa, 2018), sanatorium Biavita (Augustów, 2016), Stadion Ruchu w Chorzowie (2016)