Pierwsze chwile, gdy stanął na brzegu Narwi, uzmysłowiły mu, że to jego miejsce na ziemi. Na myśl przyszedł mu bohater noweli Hermana Melville’a Kopista Bartleby – kancelista, który patrząc przez okno, widzi przed sobą znajdującą się metr dalej ceglaną ścianę. To jeszcze dobitniej uzmysłowiło artyście znaczenie przestrzeni. Andrzej Bielawski – malarz, grafik i rysownik, oraz jego żona – malarka Teresa Starzec, zbudowali nad rzeką ostoję sztuki. Stworzyli mikroświat, w którym kiełkują idee twórcze, gdzie kartezjańskie Myślę, więc jestem zmienia się w Pamiętam, więc jestem, a czas płynie wolniej.
Początek
W przeświadczeniu, że praca twórcza i życie w prostym rytmie wiejskim, w otoczeniu natury im odpowiada, Teresa Starzec i Andrzej Bielawski utwierdzili się podczas stypendium w Niemczech, we wsi Worpswede pod Bremą, gdzie w połowie lat 80. spędzili blisko rok. Po powrocie kupili ziemię na Podlasiu. Stara obora z częścią mieszkalną, którą zastali na działce, przez cztery sezony służyła im jako dom letni. Z czasem w sąsiedztwie postawili prymitywną drewutnię i solidną wiatę. Zapytani o to, ile budynków obecnie znajduje się w siedlisku, z uśmiechem odpowiadają: Trzeba byłoby policzyć.
Drewniany dom z przeszklonym gankiem Andrzej Bielawski przeniósł tu ze wsi Barszcze 30 lat temu, gdy na świat przyszedł syn pary. Podczas rozbiórki budynku artysta znalazł w podwalinie złotówkę z lat 50. Postanowił kultywować zwyczaj i moneta jest także w najniższej belce ich domu. – Część z tego, co tu powstaje, to architektura bez architekta – mówi. – Nie jestem architektem, choć architekturą interesuję się i pasjonuję – dodaje.
Tu każda belka jest wymodlona
Kościół, kolejny budynek, który przeniósł nad brzeg Narwi, nazywa świątynią milenijną, bo został rozebrany w 1999 roku, a złożony w roku 2000. – Przejeżdżając z żoną przez wieś Bronowo, zobaczyliśmy kościół bez dachu, z samą więźbą – opowiada. – Weszliśmy do środka i doznaliśmy olśnienia. Światło padające z góry rozświetlało całe wnętrze. W 15 minut podjęliśmy decyzję o kupnie – dodaje.
Początkowo świątynia miała być usytuowana za domem, pod świerkami. Bielawski posłuchał jednak rady architekta Czesława Bieleckiego i postawił kościół nie w linii domu, lecz obok niego. – Jestem Sławkowi głęboko wdzięczny – wspomina. – Przekonał mnie i namówił do dokupienia kawałka terenu, na którym stanęła świątynia. Zajęło mi to rok, ale udało się.
Gdy stawia się kościół, działania i myślenie są niecodzienne. Gdybym zastanawiał się, czy dam radę, kalkulował, ile to będzie kosztowało, pewnie bym zrezygnował. Od kobiety ze wsi, z której przenieśliśmy świątynię, usłyszałem: Panie, tu każda belka jest taka wymodlona. Zawarła w tym zdaniu głęboką myśl. W materiale, w całej konstrukcji, zapisana jest energia duchowa. Życie wsi: chrzciny, śluby, pogrzeby zostawiły swój ślad. To, co określa się jako sacrum, nie zniknęło, lecz objawiło się w tej przestrzeni, gdy świątynia stanęła na nowo.
W Bronowie drewniany kościół był dostawiony do XIX-wiecznej murowanej kaplicy. Drewno na świątynię ścięto prawdopodobnie po pierwszej wojnie światowej. Wcześniej musiało rosnąć pewnie ze 150 lat. W budulcu zapisana jest nie tylko pamięć, ale i czas – mówi Andrzej Bielawski. I dodaje: – Nasze „bycie” bardziej określa pamięć niż myślenie. Pamięć jest osadzona w czasie, a myślenie poza nim, myślenie jest bezczasowe.
Nieustający proces
Nad przebiegiem rozbiórki kościoła i procesem stawiania go na nowo artysta czuwał osobiście. Wykonał inwentaryzację budynku, oznaczył każdą belkę, sporządził pomocne rysunki. Wykorzystał doświadczenie zdobyte podczas przenoszenia domu. – Gdy zwiozłem tu kościół, zastanawiałem się, skąd wziąć cieślę, który mi go postawi – opowiada. – I nagle przypomniałem sobie, że przecież 20 km stąd jest skansen, gdzie na pewno znajdę fachowca. Tak też się stało.
Obrys kościoła pozostał taki sam. Moją intencją nie było jednak zachowanie świątyni w identycznym stanie – mówi artysta. – Część budynku obniżyłem o metr czterdzieści, uzyskując w ten sposób lepsze proporcje. W prezbiterium wcześniej nie było okien, teraz są, wykonane na wzór przeszkleń, jakie oryginalnie znajdowały się w ścianach bocznych – dodaje.
Przy rozplanowywaniu okien i doborze ich wielkości Andrzeja Bielawskiego zainspirował dom Rembrandta. Przedstawiający go rysunek wciąż jest wśród szkiców wykonanych przez malarza podczas wznoszenia świątyni. Artysta szczególnie zadowolony jest z kwadratowego okienka od wschodu. Wpadające przez nie światło oświetla regał z kolekcją płyt winylowych, którą Bielawski buduje od ponad czterech dekad. Niewykluczone, że świątynia zyska jeszcze kolejne przeszklenia, bo tworzenie pracowni to nieustający proces.
Przestrzeń indywiduacji
Do kościoła od strony domu, żartobliwie nazywanego plebanią, prowadzi kamienna ścieżka z piaskowca pochodzącego z XIX wieku. Ktoś, kto nie wie, że świątynia została tu przeniesiona, mógłby pomyśleć, że stoi nad rzeką od zawsze.
Opowiadając o kościele, artysta przywołuje postać szwajcarskiego psychiatry i psychologa Carla Gustava Junga. – Jung, gdy miał depresję i nie mógł się odnaleźć, zbudował wieżę – wyjaśnia Andrzej Bielawski. – Jego zdaniem wieżę – miejsce sprzyjające wewnętrznemu procesowi indywiduacji – powinien mieć każdy z nas. Dla mnie taką wieżą jest świątynia – moja przestrzeń do medytacji, pracy, pełnego przeżywania, słuchania muzyki.
Z szacunkiem dla pejzażu
W 2000 roku świątynia zyskała niewielką przybudówkę, która obecnie łączy ją ze zbudowanym ponad dekadę później magazynem-pracownią. – Fantastycznie mi się tu pracuje nad drzeworytami i obrazami na papierze – mówi Teresa Starzec. – Zimą wróciłam też do malowania akwarel. Andrzej zajmuje się tu grafiką warsztatową – dodaje.
Na etapie tworzenia koncepcji tego budynku Andrzej Bielawski wykonał wiele szkiców. Szukał optymalnej formy, badał jego relacje z gmachem kościoła i otoczeniem. Prostopadłościenna bryła – dzięki temu, że ma ścięty narożnik – nie zasłania widoku z wysokiego pionowego okna w świątyni. Wnętrze, w którym powstały kąty rozwarte, także zyskało. – To były pewne intuicje – mówi artysta i zwraca uwagę na elewację z surowych desek o szorstkiej powierzchni. – Pomysł ich zastosowania wyszedł od stolarza. Pracował wcześniej w Norwegii, gdzie na elewacjach stosuje się deski nieoheblowane, które lepiej przyjmują zabezpieczający je impregnat – tłumaczy.
Bryła magazynu prowadzi dialog z usytuowaną nieopodal nową pracownią Teresy Starzec. – Powstawanie mojej pracowni trwało kilka lat. Początkowo miała być na górce nad rzeką, a wylądowała w lasku – malarka mówi z uśmiechem. – W miejscu, gdzie pierwotnie miała stanąć, planujemy w przyszłości mały przeszklony pawilon do kontemplacji pejzażu, bo stamtąd roztacza się widok na pradolinę Narwi, który jest moim ulubionym motywem artystycznym – dodaje.
Budowę pracowni na skarpie odradził rodzicom syn Antoni, argumentując, że budynek przesłoni widok na rzekę. Z kolei zaprzyjaźniony architekt sugerował wkopanie się w skarpę i postawienie szklanej bryły wysuniętej w stronę Narwi. – Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że budowanie tam oznaczałoby brak szacunku dla pejzażu, dla natury – mówi Bielawski. – Ingerencja w krajobraz byłaby wyrazem arogancji – stwierdza. Dziś obydwoje z żoną są zadowoleni z obecnego usytuowania pracowni.
Czytaj też: Pracownia artystki / Warszawa |
W kolorze atramentu
Charakterystycznym rozwiązaniem, rzadko stosowanym we współczesnej architekturze, a spotykanym w starych domach, jest usytuowanie wejścia do pracowni w narożniku. Pomysł, by tak właśnie zrobić, wyszedł od Teresy Starzec. Jej mąż uważa go za genialny. Kąty rozwarte we wnętrzu, jak rozpostarte ramiona, zapraszają do środka, otwierając przed wchodzącymi przestrzeń. Okna pięknie kadrują krajobraz i zapewniają dobre doświetlenie.
Teresa Starzec zaczęła korzystać z pracowni już rok temu, gdy budynek nie był jeszcze w środku wykończony. Dopiero niebawem zostanie w nim położona podłoga. – Tutaj namalowałam wielkoformatowe obrazy na wystawę Figury pełne słońca, którą miałam z córką Alicją Bielawską w warszawskiej galerii Nowe Miejsce – mówi. – Część budynku stanowi oranżeria, o której zawsze marzyłam. Uwielbiam hodować rośliny. Jedną ręką maluję, drugą podlewam kwiaty – dodaje.
Andrzej Bielawski jest szczególnie dumny z północnej elewacji pracowni. – Jest absolutnie czarna, przyjemna w dotyku. Deski modrzewiowe zawdzięczają kolor opaleniu. Ich zwęglona powierzchnia została zabezpieczona i pomalowana tym samym impregnatem, co pozostałe deski. Budynek stoi wśród drzew, gdzie drewno jest narażone na przerastanie grzybem, mchem, a węgiel jest na to odporny – wyjaśnia artysta.
Bielawski chciał, by cały budynek miał czarny szalunek, ale żona zaprotestowała. Niebieska barwa, jaką nadano deskowaniu, nawiązuje do koloru atramentu, którego artysta używa w swoich pracach plastycznych. Wykorzystał go m.in. w Księgach, archiwalnych atlasach, w których tworzy gwasze, akwarele, rysunki i kolaże.
Oranż, często przez niego stosowany w grafice, jest, jak twierdzi, jego ulubionym kolorem. – Przekonałem Teresę, że oranż świetnie komponuje się z niebieskim – wyjaśnia. Kolor atramentu, zdaniem artysty, dobrze wygląda w przyrodzie o każdej porze roku: i w zieleni lata, i jesienią czy zimą. Oranżu używa w swoich pracach także Teresa Starzec, zestawiając tę barwę z odcieniami błękitu i czerwieni, żółci, zielenią, fioletem.
Istota architektury
Od połowy lat 90. materią malarską obrazów Andrzeja Bielawskiego jest wosk. Artysta tworzy pokryte woskiem wielkoformatowe monochromy o wielowarstwowej strukturze. Jego prace prezentowane były m.in. na wystawie Malarstwo polskie XXI wieku w galerii Zachęta w 2006 roku. Materiał twórca czerpie z przydomowej pasieki. – Pszczelarstwem zajmujemy się wszyscy, cała rodzina. Córka i syn skończyli kursy, żona ma zdolności pszczelarskie – wyjaśnia.
Z myślą o stworzeniu zaplecza dla pasieki artysta kupił i przeniósł na teren posesji dwa spichlerze – jeden piętnaście lat temu, drugi przed dwoma laty. W zeszłym roku postawił nieopodal uli domek pszczelarza, w którym znajdą się wszystkie niezbędne urządzenia. Okna budyneczku pochodzą z rozbiórki przedwojennej fabryki na warszawskiej Pradze. Nie tylko one – także stare ościeże, bale, drzwi noszą ślady z przeszłości. – Lubię ich dotykać. Dotykać materiału, czuć go – mówi Andrzej Bielawski. – Dla mnie jest to istota architektury, rozumienia tego, czym ona jest – dodaje. Do domku pszczelarza, gdy tylko zostanie skończony, zostaną przeniesione wszystkie utensylia pszczelarskie.
Zachować jak najwięcej
Teresa Starzec i Andrzej Bielawski tworzą swoją mikroosadę z poszanowaniem tradycji i natury. Budynki, które tu wznoszą, wpisują się w architektoniczny kontekst podlaskiej wsi. Drzewa, które tu dosadzają, to wyłącznie gatunki rosnące w tym rejonie: sosny, brzozy, gdzieniegdzie osiki. W pracy leśnika pomagają im sójki rozsiewające żołędzie.
Teren siedliska, w porozumieniu z parkiem krajobrazowym, stał się ostoją zwierząt, którą Andrzej Bielawski określa mianem „refugium”. – Tę brzozę – artysta wskazuje drzewo nieopodal domu – zastaliśmy tutaj. Już wówczas była złamana, ale przez ponad 30 lat jakoś sobie radzi i jest ważną częścią tego miejsca. Zależy nam bowiem na tym, by jak najwięcej tu zachować, a jak najmniej ingerować – dodaje.
Doświadczenie egzystencjalne
Siedlisko, które tworzą z żoną, jest jak żywy organizm – zmienia się, rośnie, dojrzewa. W przyszłym roku malarz zamierza zbudować dla siebie nową pracownię, w planach ma także postawienie pracowni dla Alicji Bielawskiej, która jest rzeźbiarką, i Antoniego Bielawskiego, absolwenta wydziału wzornictwa. – Myślimy też o kolejnym magazynie na naszą twórczość – mówi Teresa Starzec.
Andrzej Bielawski zapytany o to, jak dzieli czas między twórczość artystyczną i budowanie, odpowiada, że jego potrzeba budowania wynika z bieżącej sytuacji, ale ma też podłoże filozoficzne. – Widzę w tym głęboki sens. Budowanie jest w nas zakorzenione. Realizuję więc tę pierwotną potrzebę.
Budowanie jest doświadczeniem egzystencjalnym, doświadczeniem bycia, ale też poczucia siebie, poczucia ciała. Od początku w mojej twórczości zajmuję się materią. Mniej używam koloru farb, ważniejsza jest dla mnie materia, która ma w sobie kolor: wosk, piasek, popiół, zardzewiałe blachy. Strona materialna, dotykanie, czucie materii są mi bliskie, zarówno w budowaniu, jak i w mojej twórczości. Jedno doświadczenie wzmacnia drugie. Budowanie daje mi głębszą wiedzę o mnie i o świecie – podsumowuje artysta.
Refugium / Andrzej Jan Bielawski i Teresa Starzec
Lisno, województwo podlaskie
Autorzy: Pracownia projektowa Studio A,
architekci Jan Karaszewski, Krzysztof Stalewski, Andrzej Popławski
Współpraca autorska: Andrzej Jan Bielawski, architekci Czesław Bielecki, Jerzy Bogusławski, Jerzy Heymer
Inwestor: Andrzej Jan Bielawski, Teresa Starzec
Powierzchnia terenu: 29 000 m2
Powierzchnia zabudowy: 350 m2
Powierzchnia użytkowa: dom mieszkalny – 85 m2, przeniesiony kościół (pracownia) – 79 m2, magazyn – 58 m2, pracownia malarska – 65 m2
Projekt i realizacja: dom mieszkalny – 1989 rok, przeniesiony kościół (pracownia) – 1999 rok (przeniesienie), 2000 rok (budowa), magazyn – 2012 rok, pracownia malarska – 2019 rok
Nie podano kosztu inwestycji
Niebieska barwa, jaką nadano deskowaniu, nawiązuje do koloru atramentu, którego Andrzej Bielawski używa w swoich pracach plastycznych
Siedlisko, które tworzą, jest jak żywy organizm – zmienia się, rośnie, dojrzewa
The haven of artists Teresa Starzec and Andrzej Bielawski is a private micro-settlement integrated into the Podlasie landscape, built with respect for tradition and nature. The buildings they erect blend in perfectly with the regional architectural context. The haven they have created for themselves is like a living organism—it grows and matures. 30 years ago, Andrzej Bielawski relocated the first wooden house with a glass porch from the village of Barszcze onto their plot on the Narew river. In 1999, he purchased a roofless church building which he reassembled next to their house, lowering a section of the roof by 1.40 metre and adding more windows. The temple is likely to receive further glazing—its reconstruction is an ongoing process. In 2000, the church was equipped with a small annex which now connects it to the warehouse-atelier built over a decade later. The artists’ latest investment is the photovoltaic installation.