W projekt Żoliborza Artystycznego zaangażowano zespół 12 artystów, m.in. Piotra Młodożeńca, Maurycego Gomulickiego, Jana Bajtlika. Można odnieść jednak wrażenie, że sztuka i architektura idą tam osobnymi drogami. Była współpraca między Państwem?
Jeśli prześledzić historię związków sztuki z architekturą, to mamy okresy, gdy dziedziny te są nierozłączne oraz takie, gdy architektura celowo rezygnuje z elementów dekoracyjnych, wystarcza jej sama gra płaszczyzn. Na Żoliborzu autorem pomysłu, by zaangażować tamtejszych artystów, a patronami ulic zrobić Kalinę Jędrusik, Janusza Morgensterna czy Czesława Niemena, był burmistrz dzielnicy. Elementy artystyczne – murale, rzeźby, mozaiki, druk na szkle – ubogacają architekturę, ale rzeczywiście zostały dodane później i kompozycja architektoniczna mogłaby funkcjonować bez nich. Jestem jednak głęboko przekonany, że to jej pomogło. Projekty mieszkaniowe szybko zaczynają żyć własnym życiem, pojawiają się w nich indywidualne rozwiązania. Nie chcę powiedzieć, że to jest z gruntu złe. W przypadku tej realizacji sztuka wprowadziła do architektury życie, ale w wersji pośredniej. Osiągnęliśmy stan między czystą ideą architekta a przypadkowymi naleciałościami, które pochodzą od mieszkańców. Na tę współpracę składały się setki rozmów, zdarzały się propozycje, które w ogóle nie uwzględniały kontekstu. To był bardzo długi proces koordynowany przez Olgę Wolniak, a efekt jest wynikiem zmagania się trzech sił: artystów, architektów i inwestora.
W przypadku Klimt House „współpracowali” Panowie z dawno zmarłym artystą. Czy zamiłowanie dewelopera do wiedeńskiej secesji przełożyło się na architekturę?
Ceny sięgają 20 tys./m2, a mieszkania od podwórka mają mało światła, trochę jak w XIX-wiecznej kamienicy. Nawiązań do secesji nie ma w bryle budynku, który jest jak szkatułka – trzeba wejść do środka, żeby odnaleźć bogactwo wystroju. Reprodukcje obrazów Gustava Klimta w lobby to element pewnej opowieści stworzonej przez inwestora, który musiał wydać książkę, żeby uświadomić klientom, o jakiego artystę chodzi. Układ kamienicowy był bardzo krytykowany po wojnie, ale dziś wiele osób chce mieszkać w dawnych oficynach, nawet z widokiem na podwórka studnie. Klimt House stoi w pierzei ulicy i uzupełnia zabudowę, która na warszawskim Mokotowie powstawała w latach 30. XX wieku.
Czy instrumentalne traktowanie sztuki, jako źródła prestiżu, elementu narracji marketingowej, służy architekturze?
A czy obraz wiszący w salonie mieszczańskiego domu, to nie jest traktowanie sztuki instrumentalnie? Gdy Michał Anioł malował sufit Kaplicy Sykstyńskiej, to też była czysta propaganda. Obecnie w Warszawie 80% powstającej substancji to zabudowa mieszkaniowa, najbardziej trwała. Właśnie teraz definiujemy, jak Warszawa będzie wyglądać w przyszłości. Są architekci, którzy mieszkaniówkę traktują jak zło konieczne. Deweloperzy nie dostrzegają korzyści, jakie daje dobra architektura. Dominuje jednolity model, nie buduje się prawie osiedli socjalnych czy spółdzielczych. Staramy się to zmienić. Na Bemowie projektujemy w ramach kooperatywy dewelopera i spółdzielni mieszkaniowej. W naszych projektach w cenie metra założonej przez dewelopera dodajemy bonus w postaci dobrej architektury. Bo budować brzydko i ładnie można z podobnym budżetem.
Wspomniał Pan o propagandzie. Czy będzie realizowany Wasz projekt siedziby programów informacyjnych TVP?
W 2015 roku udało się nam wygrać w międzynarodowym konkursie SARP i jesteśmy dobrej myśli, czekamy na ciąg dalszy. Budynek z pewnością będzie stanowił świetne tło dla wykonywania zawodu dziennikarza. Zaprojektowaliśmy przeszklenie ścian studia telewizyjnego. Znajdujący się za nimi newsroom stanie się elementem scenografii, będzie bezpośrednio działał na widza, pełniąc funkcję żywego, świeżego obrazu w tle.
Jak się projektowało po sąsiedzku z wieżą Babel autorstwa Czesława Bieleckiego?
To było ciekawe zadanie. Mówi się, że gmach główny telewizji jest kontrowersyjny. Dziś jego oddziaływanie wynika m.in. z tego, że to budynek wolno stojący, eksponowany ze wszystkich stron. To się zmieni, gdy pierzeję od ulicy Woronicza uzupełnimy linearną bryłą, która będzie miała własną dominantę. Budynek główny stanie się wtedy budynkiem w narożniku kwartału, któremu z założenia wolno więcej.
ROZMAWIAŁA MAJA MOZGA-GÓRECKA