Polska architektura na eksport: Tomasz Żylski
Od początku lat 60. polscy architekci wyjeżdżali do takich krajów jak Ghana, Algieria, Syria, Irak czy Afganistan, współtworząc tam plany urbanistyczne poszczególnych miast, projekty dzielnic mieszkaniowych, zakładów przemysłowych czy budynków rządowych i administracyjnych. Działania te motywowano wówczas udzielaniem pomocy słabiej rozwiniętym regionom świata, choć dziś oceniane bywają też jako przejaw postkolonializmu, narzucania obcych wpływów i tradycji. Na pewno jednak, jak tłumaczy badacz tego okresu Łukasz Stanek, eksport architektury i urbanistyki był dumą Polski Ludowej oraz elementem ekonomicznego i politycznego poparcia udzielanego przez blok krajów socjalistycznych nowo powstałym państwom w Afryce, na Bliskim Wschodzie i w Azji („Postmodernizm jest prawie w porządku”, Bęc Zmiana, 2012). Polscy architekci projektujący dziś w krajach rozwijających się stanowczo odżegnują się od narzucania czegokolwiek lokalnym społecznościom, deklarując ścisłą współpracę z miejscowymi, prowadzenie pogłębionych badań terenowych, społecznych i kulturowych. Ale czy tak jest w istocie? Jak wyglądają architektoniczne eksperymenty w czasach glokalizacji?
Sam etap projektowania, analiz i tworzenia dokumentacji wykonawczej dla szkoły w Jacmel na Haiti zajął pracowni Macieja Siudy blisko dwa lata. Architekt wraz z założonym przez siebie kolektywem Balon konkurs na projekt obiektu wygrał jeszcze w 2012 roku. Zorganizowała go fundacja Polska-Haiti we współpracy z Izbą Architektów RP po tragicznym w skutkach trzęsieniu ziemi, które nawiedziło wyspę w 2010 roku. Obecnie szkoła jest już prawie na ukończeniu. Siuda przyznaje, że projekt był poligonem doświadczalnym, poprzedzonym wieloma konsultacjami i wizjami w terenie. Zaproponowaliśmy koncepcję, która w sposób totalny zmienia paradygmat funkcjonowania budynku edukacyjnego, a co za tym idzie – sposobu prowadzenia zajęć. Chodziło nam o stworzenie środowiska przyjaznego dzieciom, miejsca z pewną tajemnicą i niespodziankami, które pobudzą wyobraźnię najmłodszych. Otwarta forma szkoły, zatarcie granic między klasami i korytarzem, daje możliwość nauczania wewnątrz i na zewnątrz, a także elastyczność w konfigurowaniu zajęć – mówił niedawno w rozmowie z Dariuszem Bartoszewiczem w „Magazynie Architekta Miasta”.
Nowatorską placówkę edukacyjną zapowiada też biuro medusa group, opracowujące na zlecenie prywatnego inwestora, firmy TigerIT z Bangladeszu, projekt międzynarodowej szkoły w Dhace. Zdecydowaliśmy się na prefabrykację, ale przenosimy ją w nowy wymiar, dostosowując do kontekstu kulturowego i lokalnego klimatu – mówi Przemo Łukasik z medusa group. Zaproponowana przez nich Smart Innovations School składa się z kilkuset sześciennych, pełnych i pustych modułów, poustawianych tak, by zapewniać użytkownikom różny stopień prywatności i ochrony przed słońcem czy deszczem. Idea była taka, aby poszczególne moduły można było w razie potrzeby zdemontować, by stworzyć z nich mniejsze szkoły – dodaje Łukasik. Idea prefabrykacji przyświecała też młodym architektom Aleksandrze Wróbel, Kamilowi Owczarkowi i Agnieszce Witaszek, którzy w maju tego roku wygrali konkurs Kaira Looro na projekt Centrum Zarządzania Kryzysowego dla Afryki Subsaharyjskiej, proponując system oparty na pojedynczej, prostokątnej płycie z wcięciami. Wsuwając jeden element w drugi, można w bardzo krótkim czasie tworzyć przestrzenne konstrukcje ścian – tłumaczą autorzy. Organizatorem konkursu było włoskie stowarzyszenie Balouo Salo, które działa na rzecz poprawy jakości życia w krajach rozwijających się m.in. poprzez realizację niezbędnej infrastruktury. Dotychczas przeprowadziło już trzy konkursy na projekty niewielkich obiektów kultury, w tym na tzw. Pawilon Pokoju w Sédhiou w południowym Senegalu, będący obecnie w budowie. Zapowiada, że zrealizuje też wspomniane Centrum, które służyłoby międzynarodowym organizacjom w niesieniu pomocy na terenach ogarniętych konfliktami zbrojnymi bądź dotkniętych klęskami żywiołowymi.
Dla młodych architektów z pewnością byłoby to duże osiągnięcie. Tak jak dla Kai Geratowskiej, polskiej architektki, która dzięki organizacji charytatywnej Sonne International w wiosce Basadhi we wschodnich Indiach zrealizowała w 2015 roku swój projekt dyplomowy. W marcu i kwietniu 2014 roku pojechałam do Indii, by zebrać informacje o miejscu, dostępnych materiałach, lokalnych technikach, itd. Bardzo istotne było także poznanie hinduskich partnerów i ich oczekiwań. Wtedy też odbyły się warsztaty z przyszłymi użytkownikami. Zależało mi na ich zaangażowaniu, co moim zdaniem jest podstawą dobrego funkcjonowania projektu w przyszłości – mówiła w rozmowie z Agnieszką Skolimowską („A-m” 04/2017).
Podobnego zdania jest zespół biura Open Architekci, które na zlecenie władz prowincji Tanganika przygotowało właśnie strategię rozwoju miasta Kalemie w Republice Demokratycznej Kongo. Po przeprowadzeniu kolejnych analiz i konsultacji, autorzy zaproponowali realizację w pełni samodzielnych podjednostek miejskich, dla ok. 20 tys. mieszkańców każda. Z uwagi na pewne zapóźnienie cywilizacyjne nigdy nie rozwinęła się tam infrastruktura komunikacyjna. Popularny jest za to carsharing. Nie było więc konieczności budowania wielu dróg i szerokich arterii. Mogliśmy to wykorzystać, projektując miasto rozproszone, które nie ma jednego centrum, bo składa się z wielu wiosek z własnymi lokalnymi ośrodkami edukacyjnymi, kulturalnymi, medycznymi czy handlowymi – mówi Paweł Paradowski.
Najważniejszy jest cień: Magdalena Górecka
Przemierzaliśmy różne części Ghany, Burkina Faso i Wybrzeża Kości Słoniowej, w celu zrozumienia problematyki projektu od strony kulturowej, społecznej, ekonomicznej i przestrzennej. Nieważne jednak, jak przestrzenie targowe były zaprojektowane, ich użytkowanie jest chaotyczne, spontaniczne i wyjątkowe każdego dnia. Na targach jest tak dużo ludzi, parasolek, wózków, skrzyń, że ich architektura staje się niewyraźnym drugim planem. Prowadząc wywiady ze sprzedawcami, wywnioskowaliśmy, że najważniejszym elementem targu w tej lokalizacji jest cień.
Ten projekt to część długoletniego planu rozwoju Guabuligi. Wchodzi w pas zieleni, który przecina całą wioskę, gwarantując cień podczas sezonu suchego, a w czasie deszczu zbiera nadmiar wody. Projekt musiał odpowiedzieć na klimat sawanny.
W Afryce Subsaharyjskiej większość budynków na niezurbanizowanych terenach zbudowana jest z ziemi i gliny, a pokryta blachą falistą. Pomiędzy obiektami mieszkalnymi, znajdują się letnie chatki zrobione najczęściej z pni drzew, wyściełane suchą trawą oraz różnymi tkaninami. To w nich zazwyczaj mieszkańcy spędzają czas i organizują spotkania. Budują je sami, bez wcześniejszych projektów, zmieniając pozycję pni jako kolumn do momentu, aż wiata zaczyna wyglądać stabilnie. Zaczęliśmy przyglądać się i analizować fenomen tych struktur, nie tylko ze względów konstrukcyjnych i estetycznych, ale i społecznych. Wszystko co ważne, dzieje się właśnie tam. Chcieliśmy, aby market stał się nowym, tętniącym sercem miasteczka. Odzwierciedleniem takiej chaty.
Dzięki temu mieszkańcy od razu zidentyfikowali się z przedsięwzięciem. Naszą główną obawą było wkroczenie do małej społeczności i testowanie pomysłów, wygłaszanie racji. Nie raz projekty w Afryce posądzane są o neokolonializm. Dlatego tak ważne było dla nas zrozumienie przestrzeni i tektoniki miejsca, a także mentalności mieszkańców oraz ciągła współpraca, która przez różnice kulturowe bywała trudna.
Chcieliśmy, aby projekt nie odcinał się od otoczenia, aby współgrał z istniejącymi strukturami. Z tego względu zdecydowaliśmy się na formę stożka. Wielu naszych konsultantów było sceptycznych co do tego zamiaru. Uważali, że potrzeba dużo zbrojenia, aby stożek, który rozszerza się ku górze, był stabilny. Sami długo dochodziliśmy do sposobu właściwej konstrukcji. Planowana pierwotnie musiała zostać wykluczona. Z czasem dowiedzieliśmy się też, że mieszkańcy łączą budynki z gliny z biedą. Zaproponowane przez nas pomysły zrównoważonej budowli z naturalnych materiałów z okolicy zostały źle odebrane. Byliśmy zdziwieni, gdyż na naszym kontynencie stosowanie lokalnych materiałów kojarzy się z odpowiedzialnością, moralnością i pięknem. Nie w tym przypadku. Klient i mieszkańcy chcieli budynku, który będzie wyrazem solidności, rozwoju i stanie się ikoną miasta. Przez cały proces balansowaliśmy pomiędzy potrzebą wyróżniającej się architektury a skromną formą, której mocną stroną jest to, w jaki sposób jest użytkowana.
Chcieliśmy, aby dach i kolumny były odczytywane jako jeden element. W podobny sposób, jak letnie chaty, które są zrobione z drewna. Niestety drewno w tamtym regionie jest bardzo słabe i stwarza ryzyko niestabilnej konstrukcji, którą musiałoby się wymieniać co parę lat. Zdecydowaliśmy się w związku z tym na stal. Większość budynków w Afryce zadaszona jest blachą falistą, często drugiego użytku. Te cynkowo-aluminiowe dachy o grubości kartek papieru przykrywają ściany zrobione z gliny. Uznaliśmy, że takie zadaszenie stanie się stalowym intruzem, penetrującym glinianą strukturę podłoża marketu. Wtedy wyłoniła się koncepcja dachu, który nawiązuje do wspomnianych chat i ich przypadkowych sposobów konstrukcji. Zaczęliśmy szkicować różne warianty, ale każdy wydawał się zbyt uładzony, czysty, zaplanowany. A my chcieliśmy uzyskać wrażenie subtelnego, ale jednak nieładu. Nasze umysły w trakcie rysowania nie były w stanie przewidzieć ilości kolumn. U architekta często działa intuicja. Poza nią głęboko zakorzenione poczucie estetyki, które mimowolnie wykształca się w czasie studiów i kariery. W tym przypadku postanowiliśmy użyć sztucznej inteligencji, gromadząc dane takie jak wiatr, opady, ciężkość dachu, wielkość, materiały, dostępne na rynku przekroje kolumn i belek. Komputer miał stworzyć szereg możliwych układów, od razu podpowiadając takie ilości i długości, aby osiągnąć jak najwięcej przestrzeni zacienionych oraz stabilność strukturalną.
Budowa zadaszenia, gdzie nie ma ani jednego kąta prostego, a kolumny są przechylone w dwóch osiach była niełatwa. Pojechaliśmy do Ghany z tysiącem kartek A-4 jako szablonów 1:1, które były klejone jako belki i wycinane. Podobnie z kolumnami. Konstrukcja była budowana od góry w dół. Najpierw powstał dach, który został umieszczony na drewnianym rusztowaniu. Następnie dołączane były kolumny. Odlane zostały fundamenty, a po miesiącu mogliśmy ściągnąć rusztowanie. Elementy metalowe zostały spryskane farbami antykorozyjnymi i w taki sposób czekały na zakończenie działań po sezonie deszczowym.
Cechą Guabuligi jest dynamiczny rozwój. Targ został zaprojektowany w postaci czterech modułów w różnych rozmiarach, które są odseparowane żłobieniami. Jeden to dach i showroom, zamknięta bryła stożka, w którym znajduje się sklep z lokalnie wyprodukowanymi produktami. Drugi to dach i ławka, trzeci to sama platforma, a czwarty platforma ze studnią. Dzięki takiej konstrukcji targ może się nieustająco rozbudowywać. Staramy się myśleć o tych częściach, jak o pojedynczych drzewach, które mieszkańcy dzięki przekazanym umiejętnościom mogą samodzielnie dodawać w razie potrzeby. Mamy nadzieję, że w 2050 roku market będzie składał się nie z czterech a z trzydziestu modułów.
Opowieść o drzewach: Joana Lazarova
W wiosce Guabuliga drzewa to zdecydowanie nie tylko dekoracyjne przedmioty w otwartej przestrzeni, to postacie – pisze architekt krajobrazu Chrili Car w eseju „Talking Trees” opublikowanym w wydanej w 2017 roku książce pod redakcją Baerbel Mueller „[APPLIED] FOREIGN AFFAIRS”. Drzewa nadają wiosce strukturę dzięki wysokim i gęstym koronom; ich cień wyznacza miejsca pracy i wypoczynku. Są indywidualnościami, a także zasobem.
Często oceniamy architekturę przez pryzmat jej fizycznych wymiarów i to one robią na nas wrażenie. Zapominamy natomiast o jej niematerialnych cechach i fakcie, że dobra architektura może uczynić coś więcej. Może kształtować środowisko tak, by wzmocnić społeczności. Potrafi także ułatwić dialog wspólnoty.
Niedawno ukończony otwarty targ w Ghanie, zaprojektowany przez zespół z Uniwersytetu Sztuki Stosowanej w Wiedniu, został zbudowany, ponieważ mieszkańcom Guabuligi potrzebna była przestrzeń w wiosce, gdzie mogliby handlować produktami drobnego okolicznego rolnictwa, rękodziełem i przedmiotami rzemiosła artystycznego. Położony 127 km na północ od Tamale targ jest efektem wieloletniej współpracy lokalnych mieszkańców i laboratorium architektonicznego [a]FA Foreign Affairs pod kierownictwem Baerbel Mueller.
Laboratorium pracowało ze społecznością Guabuligi od 2011 roku, a realizację ukończono w 2019 roku. Targ, zaprojektowany przez Chien-hua Huanga, Magdalenę Górecką i Tomsa Kamparsa jest zgodny z pierwotnym miejscowym planem zagospodarowania, zakładającym nieprzerwaną przestrzeń publiczną przechodzącą w tkankę wiejskiego krajobrazu. Kompozycja składa się z dwóch nieortogonalnych zadaszeń z rozstawionymi platformami tworzącymi siedziska i strefę pracy oraz miejscami ekspozycji i studnią. Zespół pracował z lokalnymi rzemieślnikami i mieszkańcami, by stworzyć płaszczyzny dachu i podłogi, które nadadzą kształt budynkowi. Projektanci starali się wykreować miejsce, które posłuży zarówno jako targ i miejsce zgromadzeń. Zaproponowali w związku z tym otwartą formę przestrzeni wspólnotowej wraz z możliwością swobodnego jej wykorzystywania.
Targ w Guabulidze w naturalny sposób wchodzi w otoczenie, tworząc przyjemne, elastyczne założenie z uwzględnieniem symboliki regionu. Nieregularna geometria i układ architektoniczny podpierających słupów metaforycznie nawiązują do drzew, które w procesie projektowym od początku odgrywały istotną rolę. Drzewo to bowiem miejsce, w cieniu którego toczy się w Ghanie wiejskie życie. Architekci włączyli do koncepcji również motyw letniej chaty, która jest nieodzownym elementem wsi, a jej typologia to otwarta struktura zbudowana z gałęzi drzew. Targ stał się zatem współczesną interpretacją tutejszej tradycji.
Zespół badał występujące w regionie typologie i testował różne układy słupów i belek, by stworzyć dynamiczny, zintegrowany obiekt. Wprowadzono subtelne elementy, jak haki do zawieszania, sugerujące możliwe scenariusze wykorzystania przestrzeni, z otwartym polem do jej interpretacji ze względu na specyfikę miejsca. Mimo wszystko najważniejszym aspektem procesu projektowego według architektów było pozostawienie mieszkańców z umiejętnościami budowlanymi, wiedzą techniczną i rozwiniętą wyobraźnią.
Architekci podkreślają wagę kontekstowego podejścia do architektury i interwencji przestrzennych, szczególnie w wymagających środowiskach projektowych, takich jak Guabuliga. Kontekst to najistotniejszy parametr i kręgosłup, który może inspirować. Wyzwanie zdaniem twórców polega na tym, by zaproponować znaczące, wręcz wizjonerskie przełożenie i hybrydyzację tego, co istnieje w środowisku na współczesne odpowiedzi i ich przejawy przestrzenne.
Ta realizacja, będąca niby prostym dodatkiem, to znakomity przykład siły projektów powstających ze współpracy. To przykład na to, jak można zmieniać spojrzenie na współczesną architekturę oraz aspirować do demokratycznego dialogu za jej pośrednictwem.
Targ
Ghana, Guabuliga, Walewale Street
Autorzy: [applied] Foreign Affairs,
Magdalena Górecka, Toms Kampars, Chien-Hua Huan, Baerbel Mueller, Juergen Strohmayer
Konstrukcja: Franz Sam, Bollinger+Grohmann
Generalny wykonawca: GreenArc LLC, Flowater Construction Limited,Zach Metalworks-Gumani
Inwestor: Chief Salifu Mahama Tampurie, NGO Braveaurora, Ambasada Austriacka w Abudży
Powierzchnia terenu: 1630 m2
Powierzchnia zabudowy: 158 m2
Powierzchnia użytkowa: 615 m2
Powierzchnia całkowita: 630 m2
Kubatura: 553 m3
Projekt: 2018
Realizacja: 2020
Koszt inwestycji: 120 000 PLN
Projektanci pracowali z lokalnymi rzemieślnikami i mieszkańcami, by stworzyć płaszczyzny dachu i podłogi, które nadadzą kształt budynkowi
Preceded by broad cultural, social and spatial research, the design for a marketplace in Ghana is all about providing shade to those who trade their agricultural produce and crafts. The architects saw the form as a dialogue between roofscape and floorscape, but wished to make it seem light and a little random. This is why it was a tree, a natural shade-giver, that became a model for the steel structures composed of two extensive non-orthogonal roofs supported by irregularly situated columns, and protecting platforms for work and seating from the sun, as well as a showroom and a well. The structures also resemble summer huts, usually located in the middle of compounds making up the village structure. The market structures, just like summer huts, can also serve for meetings and communal life. The three constructed modules can be added to, depending on the development of Guabuliga. The architects’ main desire was to harmonize their structure with its context, and show the local residents how to expand it.