Stołeczny socmodernizm doczekał się wreszcie rozgrzeszenia, chociaż niektórzy jego doktrynerscy wielbiciele traktują przebudowę autorstwa szwajcarskich projektantów w kategoriach kolejnej profanacji cennego obiektu z czasów gomułkowskich. Paradoks ich krytyki polega na tym, iż to właśnie Szwajcarzy jako pierwsi zaczęli traktować architektoniczne dziedzictwo powojennej Warszawy niczym unikatowe źródło inspiracji. Obrazowo opisuje to wydana niedawno w formie albumu rozmowa Jana Strumiłło z Christianem Kerezem. Nowa siedziba Fundacji Galerii Foksal mogłaby służyć za jej ilustrację.
Autorem budynku poddanego przebudowie był zmarły niedawno Leszek Klajnert – nietuzinkowy rzemieślnik powojennej architektury Warszawy. Chociaż obiekt wykonany w żelbetowej konstrukcji ramowej był klasyczną plombą, wpisywał się w konwencję charakterystycznych stołecznych pawilonów o lekkich ścianach osłonowych ze szkła i stalowych dwuteowników. Członkowie fundacji rozważali nawet rewaloryzację budynku, ale pogodzenie filigranowej stylistyki takich domów z dzisiejszymi standardami, na przykład w zakresie energooszczędności, jest zadaniem karkołomnym. W zamian zaoferowali współczesną kreację autorstwa architekta Rogera Dienera nawiązującą do nastroju dawnego budynku.
Przebudowany obiekt jest mniej strukturalny od swojego pierwowzoru, przez co lepiej wpisuje się w historyzujące sąsiedztwo z lat 50. Chociaż respektuje jego kameralne gabaryty, wyróżnia się w otoczeniu przeskalowanymi otworami okiennymi. Obłożony betonowymi płytami o prefabrykowanych podziałach, świadomie rozmijającymi się na narożnikach, przywołuje motywy socjalistycznej architektury. Uwodzi precyzją detalu i doprowadzoną do ostateczności redukcją zastosowanych środków. Proste elewacje o brutalistycznej fakturze zamieniono tu w wyrafinowaną abstrakcyjną płaskorzeźbę.
O zachowanym nastroju wnętrz dawnego budynku zadecydowało dosłownie kilka starannie wyselekcjonowanych i zachowanych elementów – balustrada klatki schodowej z płaskowników o charakterystycznym pochwycie z taśmy PVC, pieczołowicie odrestaurowane lastrico, wyeksponowana w białych pomieszczeniach galerii żelbetowa rama konstrukcyjna. Zachowana transparentność obiektu utrwaliła jego niezwykłą osiową relację z Pałacem Kultury i Nauki.
Warszawscy apologeci modernizmu chwalą stolicę PRL-u za jej wizualną spójność. Być może była ona konsekwentnym dziełem, przyozdobionym utrwalonymi na sugestywnych, monochromatycznych fotografiach ikonami dizajnu. Ale zanim osiągnęła sferę wirtualnego mitu, dla wielu ludzi stała się realnym doświadczeniem. Wciąż pamiętam to pozbawione żywotności depresyjne miasto. Szwajcarzy pokazali, jak można dziś twórczo przeinterpretować jego architekturę, opierając się na, zdawać by się mogło, już dawno zapomnianych wartościach. Piękna siedziba nowej galerii sztuki to poemat o polskiej standaryzacji przemienionej w dzieło sztuki. W parterze budynku pozostał nieco przaśny zakład fryzjerski nieruszony ręką zagranicznych projektantów. Odczarowuje wystylizowany, szwajcarski eksponat w normalną kamienicę wpisaną w fascynującą różnorodność dzisiejszej Warszawy.