Architektura szczęścia

i

Autor: Archiwum serwisu

Architektura szczęścia

2012-01-27 18:23

To jedna z najbardziej odkrywczych i dowcipnych książek na temat architektury napisanych w ostatnim dziesięcioleciu...

Architektura szczęścia

i

Autor: Archiwum serwisu

Alain De Botton, mieszkający w Londynie Szwajcar, jest eseistą, którego powszechnie nazywa się autorem „filozofii codziennego życia”. Pisze niemal o wszystkim: o miłości, o pracy, o podróżowaniu, o religii i... o architekturze. W wydanej niedawno po polsku książce Architektura szczęścia napisał dwa pięknie lapidarne zdania. Pierwsze z nich brzmi tak: Z pewnością nie było powodu, aby pewne części Londynu były aż tak brzydkie, jak są. Ha! Często w pracowni na ASP powtarzamy podobne mantry: tam, gdzie dzisiaj stoją gdańskie falowce, można było zbudować drugi Sopot. Czytanie „Architektury szczęścia” przypomina mi dobrą atmosferę pracowni, która powoduje, że architektura nie tylko jest potrzebna do funkcjonowania w świecie i życiu, ale że wciąż jest dla mnie ważna. Pierwsze uczucie architektonicznej ważności poznałem czytając modernistyczne manifesty Le Corbusiera. Pamiętam też wagę słów w latach 80., gdy postmoderniści kwestionowali to, czego uczono mnie na studiach. Dzisiaj czuję ważność znowu, gdy stłumioną krytykę modernizmu powtarza Nowy Urbanizm – ta pierwsza ponowoczesna próba poprawienia teorii i praktyki współczesnego miasta. To ciekawy fragment w książce de Bottona. Autor opisuje swoją wizytę w Poundbury, flagowej realizacji księcia Karola w batalii o lepszą architekturę. Pisze: Mimo, że utrzymana w dawnym stylu miejscowość świetnie oddawała ducha wiejskiego życia w XVIII wieku, była miejscem absolutnie nieznośnym (...). Była jak starszy krewny, z którym kiedyś, w dzieciństwie, było się bardzo blisko, ale który teraz nie potrafi zrozumieć, że ma do czynienia z dorosłym człowiekiem, którego okoliczności zmieniły na lepsze lub gorsze (str. 222). No właśnie: ostatnie zmiany teorii i praktyki budowy miasta to zmiany na lepsze, czy na gorsze? Technologicznie – odpowiemy niemal bez namysłu – nasze domy i miasta są dzisiaj lepsze niż kiedyś. Ale czy współczesna przestrzeń kulturowa architektury, w swojej bezrefleksyjnej funkcjonalności, nie uzurpuje sobie zbyt często prawa do bycia gorszą niż kiedyś i, idąc śladem de Bottona, czy nie domaga się, byśmy wzięli to pod uwagę? Czy w konsekwencji mamy akceptować budowanie przestrzeni publicznych niższej jakości niż kiedyś? To szczególnie ważne pytania, skoro jedną z najbardziej inspirujących myśli Alaina de Bottona jest przekonanie, że zadaniem architektury jest uzmysłowienie nam, kim moglibyśmy być (str. 12). Kim moglibyśmy być chcąc zbliżyć się do naszych sekretnych wyobrażeń siebie, do naszych marzeń o lepszym sposobie bycia w świecie. Jakie miasta byśmy budowali, będąc wobec naszych marzeń bliżej, niż jesteśmy dzisiaj? Pytania jak te wymagają ocen i, automatycznie, przenoszą dyskurs w strefę wartości. I o to właśnie chodzi w książce de Bottona. Przeniesienie przedmiotu sporu z kwestii czysto wizualnych na obszar wartości promowanych przez budynki ma tę zaletę – pisze autor – że stajemy się zdolni do rozmawiania o wyglądzie tworów architektury, tak jak prowadzimy szerzej zakrojone dyskusje na temat ludzi, idei oraz polityki (str. 74). Ważna propozycja. Ale wskazuje też jasno, że nie umiemy decydować dzisiaj o wizualnej jakości przestrzeni dlatego, że nie mamy wspólnego systemu wartości, którym moglibyśmy się posłużyć. Drugie piękne zdanie brzmi: Można by się spodziewać, że dziś stworzenie miasta o uroku porównywalnym z Bath (czytaj: Sopotem – przyp. Jacek Dominiczak) powinno być już równie łatwe jak masowa produkcja dżemu (str. 167). Ale nie jest. Architekci są podobni do artystów, o których de Botton pisze, że robią wrażenie ludzi jaskiniowych, którym co jakiś czas udaje się wprawdzie rozniecić ogień, ale wciąż nie pojmują, jak tego dokonali, a tym bardziej nie potrafią wytłumaczyć innym, na czym to polega (str. 168). Trudno o cenniejszą uwagę w czasie, gdy biznes i jego teoretycy z jednej strony zawłaszczają ogromne obszary architektury i urbanistyki, a z drugiej popychają świat na granice mrocznego kryzysu. Co zadziwia zupełnie, wielu architektów i urbanistów – ba, nawet środowiska uczelni architektonicznych i wydawców pism zawodowych – zdają się te ekonomiczne teorie uznawać za niekwestionowalne, przy równoczesnym minimalnym zainteresowaniu rozwojem teorii projektowania przestrzeni wywodzącym się z wnętrza wiedzy architektonicznej i urbanistycznej. De Botton przypomina coś dla architektury niezwykle ważnego: że szczęście, którego architektura może być źródłem, jest kategorią przede wszystkim psychologiczną, a dopiero później ekonomiczną.Starając się przybliżyć do definicji architektury szczęścia, przywołuje dwie sprawy: równowagę i etykę. Równowaga – pisze – którą pochwalamy w architekturze (...), jest nawiązaniem do stanu ducha dającego się opisać jako zdrowie psychiczne lub szczęście (str. 197). Podróżuję ostatnio w grupie radykalnych często artystów i równocześnie wspaniałych przyjaciół. Któregoś dnia, przy śniadaniu gdzieś na północy Skandynawii, zwróciłem uwagę na trzy miseczki z jajkami, które stały na ogólnodostępnym stole. Jajka w pierwszej z nich opisane były jako soft, w drugiej medium, w trzeciej hard. Jakoś dobrze poczułem sens słów Alaina de Bottona, gdy po śniadaniu radykalnych artystów i wspaniałych przyjaciół zobaczyłem, że opróżnili całkowicie tylko jedną miskę: tą opisaną słowem medium.O etyce de Botton pisze tak: Przeprowadzenie analogii między architekturą a etyką pomogłoby nam zrozumieć, że jest mało prawdopodobne, by istniało tylko jedno źródło piękna budynku (...) (str. 171). W tej części książki Alain de Botton jest mi bardzo bliski, gdyż prowadzeniem tej właśnie analogii zajmuję się od wielu lat formułując teorię architektury dialogicznej. Książkę zamyka rozdział, w którym autor formułuje lapidarną (znowu) i racjonalną pochwałę kulturowej lokalności. Pisze: Odzwierciedlanie kulturowego kontekstu jest bowiem dla budynku misją równie ważną jak sprostanie warunkom klimatycznym – jego zignorowanie jest podobną wadą jak okna, które nie otwierają się w tropikach lub nie zamykają w górach (str. 217). Wobec tych rozważań z największą radością polecam tę książkę wszystkim, których interesuje myślenie dialogiczne w projektowaniu. I w sztuce też.Kończę pisanie tego tekstu w Batumi, w Gruzji, po dwóch dniach warsztatowych, arcyciekawych dyskusji o braku dobrego porozumienia między ekonomią i architekturą. Z jednej strony architekci pracujący dla biznesu zdają się otwarcie służyć globalizacji i, jakby tego było mało, niefortunnie naznaczają swoją architekturę niemal karykaturą lokalności. Z drugiej strony architekci pracujący dla ratusza zdają się nie mieć głębokiej wizji architektury swojego miasta, a nawet jeśli ją mają, to nie posiadają systemu informacji, który przekazałby tę wizję wszystkim uczestniczącym w budowaniu. Sytuacja, którą dyskutowaliśmy w Batumi jest radykalnym odwzorowaniem tego, co dzieje się z architekturą miast niemal wszędzie. Zdaje się być coraz bardziej jasne, że globalnie zła ekonomia produkuje globalnie złe miasta i równie złą architekturę. Dzisiaj, już po warsztacie, myślę więc tak: spowolnienie koniunktury ekonomicznej to dobry moment na weryfikację pragnień i celów. Najlepszą rzeczą, jaką możemy teraz zrobić, jest przeczytanie Architektury szczęścia Alaina de Bottona.