Spis treści
Zapomnijcie na chwilę wszystko, co wiecie o Willi Tugendhatów. Nie przeglądajcie w głowie dorobku jej głównego autora – Miesa van der Rohe. Odłóżcie na bok całą świadomość funkcjonalizmu, minimalizmu i wyrafinowania. Tu też sprawdzi się zasada „mniej znaczy więcej”. Mniej wiedzy, więcej emocji. I dajcie się zaskoczyć. Gdy bowiem podjeżdżacie powoli brneńską ulicą Černopolní, może się okazać, że Wasze pierwsze wrażenia będą znacznie bardziej subtelne i nieśmiałe, niż wskazywałby na to cały ten szum wokół Willi Tugendhatów. Zachowujcie się po prostu tak, jak niespełna sto lat temu robili goście Grety i Fritza Tugendhatów, którzy zlecili zaprojektowanie tego domu.
Less is more za ogromne pieniądze
Jest oczywiście duża szansa, że zamożni brneńczycy byli już zaznajomieni z ideami modernizmu w architekturze. Dzięki temu dosyć skromnie – zwłaszcza w kontekście lokalnej architektury – prezentująca się Willa nie musiała ich szokować. Choć jest szansa, że długo nie mogli zrozumieć, że ten niski, szeroki i pozbawiony jakichkolwiek dystynkcji pawilon, jaki widzimy od strony Černopolní, kryje w sobie tak wielką wartość. Z pewnością co niektórzy pukali się w głowę i śmiali się, że Tugendhatowie wydali tak wielki majątek na takie pudełko po butach (choć pewnie było ono wówczas bardziej zdobne niż te współczesne). Rzeczywiście – choć nie znamy oficjalnego kosztu projektu i budowy Willi – szacuje się, że mogła ona kosztować 5 milionów ówczesnych koron czechosłowackich, a to kwota porównywana raczej z budżetem instytucji publicznych niż gospodarstwa domowego. W tym czasie koszt budowy typowego domu jednorodzinnego wynosił zwykle od 80 do 120 tys. koron.
Czytaj także: Osamu Okamura: Po co Czechom architekt w każdym mieście? Opinia miejskiego architekta nie zawsze jest brana pod uwagę
Dzięki temu, że Mies van der Rohe miał do dyspozycji znacznie więcej środków niż inni, mógł sobie pozwolić na bezkompromisową realizację zasady „mniej znaczy więcej”. I stworzyć dom, który jest definicją idei otwartego planu, integracji z otoczeniem, zastosowania nowoczesnych technologii i podporządkowania funkcji. Wam – stojącym przed głównym wejściem od strony Černopolní – cały ten zamysł za chwilę objawi się w całej swojej okazałości.
i
Zbudowana wokół funkcji
Najpierw zobaczycie, że Willa Tugendhatów jest świetnie zaprojektowaną maszyną do obsługi stylu życia Tugendhatów. Ten z pewnością musiał być kosmopolityczny, towarzyski i wystawny. Trudno się im dziwić. Greta i Fritz pochodzili z bogatych rodzin żydowskich, powiązanych z przemysłem włókienniczym. Dużo podróżowali po Europie. Mieli kontakty ze światem awangardowej kultury i sztuki. Często organizowali spotkania, koncerty i przyjęcia. Z pewnością nie widzieli się w zabytkowej, neorenesansowej lub neogotyckiej willi czy secesyjnej kamienicy z dekoracjami roślinnymi, mozaikami i witrażami. Potrzebowali też cichej obsługi – ich luksus nie mógł być już tak ostentacyjny i arystokratyczny, jak to było w modzie jeszcze niespełna dwie dekady wcześniej.
Dlatego Willa ma jasny podział na część rodzinną (po lewej stronie) i serwisową (po prawej). Część mieszkalna znajduje się na najwyższym poziomie (czyli parterowym od strony ulicy Černopolní, a trzecim patrząc z ogrodu) i generalnie wygląda na niezwykle umiarkowaną i pragmatycznie zaprojektowaną. Jedynym jej wyróżnikiem jest bezpośrednie wyjście na duży taras z fantastycznym widokiem na dzielnice mieszkalne Brna. Już tutaj jednak uwagę zwraca talent i dyscyplina van der Rohe. Widać doskonale perfekcję detalu i materiału. Od sposobu wykończenia stalowych słupów po klameczki – wszystko jest częścią tej samej kompozycji. Łączenie szkła, kamienia i drewna – wszystko wykonane idealnie. Gigantyczne drzwi z egzotycznego drewna pokazują zaś, że o żadnej optymalizacji na etapie realizacji tej inwestycji nie mogło być mowy.
i
Architektura zachwytu
I gdy już myślicie, że odgadliście całą wyjątkowość kryjącą się za legendą Willi Tugendhatów – bo widzieliście to podejście do detalu, daliście się zauroczyć widokowi z tarasu, odczytaliście funkcjonalizm i doceniliście cichy luksus – nagle zostajecie sprowadzeni do salonu. Tam zaś szybko dostrzeżecie, że te 280 m² powierzchni reprezentacyjnej nie ograniczają żadne ściany nośne. Mies całą konstrukcję oparł bowiem o stalowe kolumny o przekroju krzyżowym oraz płyty żelbetowe stropów. Kolumny rozmieścił tak, by maksymalnie otworzyć przestrzeń i dać możliwie największą swobodę kształtowania wnętrz. Co ciekawe – kolumny wykończono w różny sposób w zależności od strefy: chromem (reprezentacyjne przestrzenie), brązem (strefa wejściowa) lub pomalowano na biało (kuchnia).
Czytaj także: Czeskie wybory architektoniczne. Rozmyta siła nagród wciąż wydobywa "lokalne perły"
I teraz znów warto wczuć się w klimat lat 30. XX wieku. Wyobraźcie sobie swoją reakcję w sytuacji, gdy widzicie gigantyczne okna o wymiarach 3 na 6 metrów, wypełniające szczelnie elewację od strony ogrodu. To nawet dzisiaj wyjątkowo droga i rzadka inwestycja, warta co najmniej kilkudziesięciu tysięcy złotych za jedno okno. Kolejne, pełne zachwytu westchnienie musiało wydobyć się z płuc zwiedzających zaraz po tym, gdy Fritz Tugendhat nacisnął przycisk elektrycznego opuszczania największego okna do poziomu piwnicy. W ten sposób ów 280-metrowy salon otwierał się kompletnie na ogród i leżące u stóp wzgórza miasto. Gdy zaś upał stawał się dokuczliwy, Greta mogła włączyć klimatyzację. Willa została w nią wyposażona również ze względu na astmę pani domu. Technologicznie zresztą ten dom wyprzedzał okolicę o dekady.
Onyksowa ściana jako nośnik światła
W salonie znajduje się także jeden z najbardziej rozpoznawalnych elementów willi, czyli ściana wykonana z półprzezroczystego onyksu o ciepłej, miodowo-złotej barwie. Tak duża płyta onyksu jest rzadkością – ta została osobiście wybrana przez Miesa van der Rohe, który wylicytował ją za straszne pieniądze w Maroku. Ściana oddziela część biblioteczną i muzyczną od głównego salonu, stanowiąc jednocześnie przegrodę i element rzeźbiarski. Jest jedną z nielicznych stałych, nieprzezroczystych płaszczyzn w otwartym planie – wprowadza kameralność w niektórych fragmentach przestrzeni, nie zamykając jej całkowicie. Warto zauważyć, że przy odpowiednim świetle półprzezroczysty onyks reaguje na zmieniające się warunki – szczególnie efektowny jest o zachodzie słońca, gdy promienie przebijają się przez kamień, powodując „rozżarzenie” go od środka. To zamierzony efekt i przykład myślenia Miesa o materiale nie tylko jako o strukturze, ale też o „nośniku światła”.
i
Ucieczka z najlepszego domu na świecie
Niestety, Tugendhatowie nie mieli okazji nacieszyć się swoim domem (powstawał w latach 1929-1930) zbyt długo. W 1938 roku musieli uciekać przed nazistami. Po ich wyjeździe willę przejęło Gestapo, które usunęło część oryginalnego wyposażenia i planowało radykalne przebudowy. W 1942 roku stała się własnością III Rzeszy, a od 1943 zamieszkał w niej dyrektor fabryki zbrojeniowej Walter Messerschmitt. Pod koniec wojny budynek został zdewastowany przez żołnierzy Armii Czerwonej, którzy trzymali w nim konie i rozpalali ogniska. Latem 1945 roku willę naprawiono prowizorycznie i przekazano na potrzeby prywatnej szkoły tańca Karli Hladkiej, a od 1950 roku mieścił się w niej Państwowy Instytut Gimnastyki Leczniczej, później – aż do końca lat 70. – ośrodek rehabilitacji dzieci ze schorzeniami kręgosłupa. W 1980 roku opuszczony i zniszczony budynek przeszedł na własność miasta Brna, a następnie Skarbu Państwa.
i
Rekonstrukcja pod UNESCO
Decyzja o kompleksowej rekonstrukcji Willi Tugendhat zapadła po latach badań historycznych i konserwatorskich, prowadzonych od początku XXI wieku. Kluczowe było opracowanie szczegółowego Studium Historyczno-Konserwatorskiego (SHP) w 2001 roku, przygotowanego przez międzynarodowy zespół ekspertów pod kierunkiem Karla Ksandra, a następnie kampanie badawcze pod kierunkiem prof. Ivo Hammera (2003–2010), które pozwoliły określić najlepsze metody zachowania oryginalnej substancji.
Czytaj także: Dom Oskar. Z daleka niepozorny, wewnątrz przypomina kaplicę. Jego sekret tkwi w perforacji i bielonym drewnie
W 2009 roku zaprezentowano projekt rekonstrukcji przygotowany przez konsorcjum Omnia Projekt, Archatt, Archteam oraz Rusín & Wahla, które wygrało konkurs ogłoszony przez miasto Brno. Prace finansowano z funduszy europejskich oraz budżetu miasta.
Realizacja (2010–2012) prowadzona przez firmę Unistav obejmowała m.in. rozebranie wtórnych elementów z lat 80., wzmocnienie konstrukcji i hydroizolację fundamentów, konserwację lub rekonstrukcję oryginalnych materiałów (onyks, drewno makassar, marmur, trawertyn, chromowane kolumny), odtworzenie stolarki i przeszkleń według oryginalnej dokumentacji, rekonstrukcję mebli i detali wg projektów Miesa van der Rohe i Lilly Reich oraz modernizację ukrytej infrastruktury technicznej (ogrzewanie, klimatyzacja, instalacje elektryczne). Rekonstrukcja była prowadzona zgodnie z rygorystycznymi kryteriami UNESCO, z wykorzystaniem historycznych technik montażu, tak aby odtworzyć wygląd i atmosferę z 1930 roku.
Architektura jako świetny interes
Willa Tugendhatów jest dziś świetnym interesem. Nie tylko buduje markę miasta i przyciąga do niego tysiące miłośników architektury, ale też generuje spory przychód. Szacuje się, że roczne przychody z biletów i wynajmu willi na różnego typu wydarzenia (możecie tam np. wziąć ślub, zaprezentować swój produkt lub nakręcić film) sięgają nawet 1,3–1,4 mln euro rocznie. Myślę, że to ostrożne estymacje, biorąc pod uwagę, z jakim wyprzedzeniem trzeba rezerwować bilety na zwiedzanie. Obsługa poinformowała mnie, że w szczycie sezonu bilety umożliwiające pełne zwiedzanie willi trzeba kupować nawet z miesięcznym wyprzedzeniem.
To bardzo ciekawy wątek – zwłaszcza w kontekście wspieranych przez naszą redakcję starań o odkup równie ikonicznego Domu Książków w Tarnowie. Ten obiekt – w odróżnieniu od Willi Tugendhatów – zachował się w zupełnie oryginalnym kształcie (łącznie z wyposażeniem) i jest obecnie do kupienia za 4,7 mln złotych, czyli 1,1 mln euro. Przy odrobinie wysiłku włożonego w promocję tego miejsca szybko może się okazać, że nie musi być to tylko wydatek, ale przede wszystkim świetna inwestycja. Jeśli więc nie możecie wybrać się do Willi Tugendhatów, gorąco polecam poparcie petycji namawiającej Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego do zainwestowania w przyszłość Domu Książków i Tarnowa.